Siedziałem w jakimś klubie wpatrując się w tłum ludzi. Ich energia życiowa była taka kusząca. I tak łatwo było by ich wszystkich zabić...
-Szukasz ofiary? -odezwał się koło mnie jakiś obcy głos przyjemny dla ucha.
-Towarzystwa -odparłem rozbawiony patrząc z zaintrygowaniem w postać młodszego ode mnie chłopaka. Rozczochrane blond włosy i przyciągające moje spojrzenie brązowe oczy -Chciałbyś może zostać moją ofiarą?
Widziałem jak spojrzenie tych czekoladowych oczu sunie po moim ciele. Obcisłe, czerwone spodnie i biała, rozpięta koszula dawała pole wyobraźni. Czułem emocję chłopaka i już wiedziałem, że nie odejdzie. Posłałem mu uśmiech, który zawsze działał. Tym razem również.
-Chętnie -odparł ochrypłym tonem. Posłałem mu zadowolony uśmiech i pociągnąłem w stronę tylnego wyjścia. Gdy się tam znaleźliśmy przyparłem chłopaka o ściany atakując brutalnie jego wargi. Nie czułem żadnego oporu co zaczęło mnie irytować. Luke walczył by ze mną o dominację nad pocałunkiem, nie dał...STOP. Zapomnij o nim Alex. Nie możecie być razem. Zjechałem ustami na szyję blondyna, który mruknął z aprobatą. A ja miałem ochotę wyć.
Chłopak był przystojny i chętny. Ale dla mnie zbyt uległy. I nie był Luke'iem. Oderwałem się od obojczyka chłopaka i wsunąłem dłonie pod jego koszulę. Czułem mrowienie zwiastujące pazurki. Powinienem się cofnąć lecz nie zrobiłem tego. Odchyliłem się by z uśmiechem na ustach wbić czarne ostrza w serce zaskoczonego chłopaka. Czując ciepłą krew uspokoiłem się trochę.
Nagle w moim umyśle pojawiło się coś przez co uśmiechnąłem się drapieżnie.
17 stycznia stał się dla mnie od razu lepszym dniem, który dobiegał końca...
Czas na odwiedziny, pomyślałem idąc w stronę hotelu, w którym się zatrzymałem. Wziąłem potrzebne rzeczy i z Mefisto u boku zniknąłem.
Z szerokim uśmiechem wkroczyłem do sali. Widziałem przerażone spojrzenia bogów, na które zareagowałem szaleńczym śmiechem. Pomachałem koszykiem i uspokoiłem Mefisto, który nie czuł się tu za dobrze.
-Gdzie solenizant kochani? -zapytałem słodziutkim głosem. Odpowiedziała mi cisza. Westchnąłem zirytowany -Aresku mam dla ciebie mały podarek.
Zwróciłem się do osłupiałego mężczyzny. Z wesołą miną majtając koszykiem na wszystkie strony podbiegłem do niego.
-Nie masz urodzin, ale obiecałem ostatnio Luke'owi, że przyniosę tobie i mu meliskę -wyszeptałem konspiracyjnym szeptem, czyli cała sala to słyszała. Wręczyłem Aresowi mniejszy koszyk z różową wstążeczką, a na jego minę zachichotałem -A teraz wybacz, ale widzę mordercze spojrzenie Uriela, więc idę straszyć gdzie indziej. Bayo ludziska!
Wybiegłem w podskokach z sali kierując się do pokoju Luke'a. Nie pukając nawet pchnąłem drzwi i wrzasnąłem:
-Suprise motherfucker! -to co ujrzałem sprawiło, że moje tęczówki zmieniły barwę. Zalała mnie wściekłość. Wymierzona nie w Luke'a, a w blond chłopaka pod nim.
-Powiedz, że to nie brat tego blondyna z klubu. Albo gorzej... JEGO DUSZA CHCĄCA MNIE DRĘCZYĆ!
Ten dupek wcale się nie przejął wkurzonym mną w pokoju. Wyciągnąłem już sztylet, gdy Lu odwrócił się do mnie, a ta obrzydliwa kreatura przyssała się do jego szyi. Nagle brunet go odepchnął tak, że blondyn poleciał na ścianę. To co mnie zdziwiło to to, że z rąk Luke'a wystrzelił fioletowo-błękitny ogień mogący oznaczać jedno. Kontrakt z demonem. Oj Lukey w coś ty się wplątał.
- Nigdy nie w porę, Alex -powiedział, a ja wyrywając się z osłupienia podszedłem do blondyna, który ledwo żył i wbiłem mu sztylet w serce.
-Kochany jeśli chciałeś się obmacywać trzeba było zamknąć drzwi -odparłem chowając broń.
- Jak byś wpakował mi się do pokoju minutę później ten blondas by nie żył -warknął. Posłałem mu lekko zdezorientowane spojrzenie.
-Czyli dobrze, że wam przerwałem i sam go zabiłem? -uśmiechnąłem się promiennie -Podoba mi się twoje myślenie Luke.
- A mi twoje nie... Po co tu przylazłeś? -wstał z łóżka i spojrzał skrzywiając się na ciało tego blondasa.
-No jak to po co? -udałem oburzenie -Masz urodziny! A ja obiecałem ci meliskę!
- Serio?! Alex... - chłopak chyba się załamał psychicznie przeze mnie. - Głupek z ciebie. Jeśli chcesz whisky to jest na stole, nie krępuj się - powiedział.
Jego głos był stłumiony przez poduszkę. Podszedłem do stołu i wziąłem butelkę whisky.
-Są w tym jakieś magiczne proszki? -zapytałem podejrzliwie -Nie żebym ci nie wierzył, ale... No dobra nie wierzę ci! Ale to przez to, że możesz chcieć zemsty, a ja źle sypiam po takich dodatkach.
- Jak mi tak bardzo nie wierzysz to mogę pierwszy się napić - powiedział i spojrzał na mnie.
Jego oczy były ślicznie brązowe... Alex nie myśl on nim!
- Jak tak stawiasz sprawę to poproszę - powiedziałem i podałem mu butelkę do połowy zapełnioną alkoholem.
Chłopak wziął ją ode mnie i wypił paręnaście łyków. Jego kąciki ust się podniosły w lekki uśmiech i oddał mi butelkę. Już chciałem wziąć łyk, ale zrezygnowałem.
-A jeśli tam są ziółka tylko ty wziąłeś coś żeby na ciebie nie działało? -zapytałem i zrobiłem podejrzliwą minę.
- Mam ci mocno walnąć w tą pustą głowę? - spytał. - Nie nie ma tam żadnych ziółek. A jeśli tak bardzo pragniesz się nie otruć w barku mam jeszcze jedną nie otwartą.
-Dobra nie trzeba grozić bym uwierzył -machnąłem na niego ręką i wziąłem duży łyk -A tobie wciąż polecam meliskę. Ten koszyk jest tylko i wyłącznie do twojej dyspozycji!
Położyłem mu koszyk na łóżku.
- To może mi powiesz w co się wpakowałeś Lukey?
- Nie wiem o czym mówisz - powiedział przekręcając się na plecy.
-Jesteś pewien, że nie wiesz o co mi chodzi? -spytałem podchodząc do niego. Pod wpływem impulsu usiadłem na nim okrakiem i oparłem dłonie po obu stronach jego głowy -Wiesz kontrakty z demonami zawiera się będąc w pełni świadomym swoich czynów, więc chyba ci nie wierzę.
Chłopak się natychmiast spiął, ale nie dawał tego po sobie poznać.
- Nie jestem szalony by podpisywać taki kontrakt - nadal zaprzeczał.
Złapałem go za prawą rękę i ściągnąłem z niej bandaż. Zaczął ukazywać się moim oczom czarny tatuaż drzewa. Spojrzałem na niego.
-Takiś pewien? -zapytałem kpiąco. Opuszkami palców gładziłem naznaczoną skórę. Ktokolwiek zawarł ten kontrakt, nie odbierze zapłaty. Nie kiedy ja mam tu coś do powiedzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz