LUKE
Obudził mnie jakiś trzask i przekleństwa Alex'a. Rozciągnąłem się i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Spojrzałem na siebie w lustrze. Po ranie już nie było prawie śladu. Pożyczyłem jakieś czarne, dresowe spodnie od Alex'a i z mokrymi włosami poszedłem do kuchni, skąd dochodziły ciche przekleństwa chłopaka. Zaśmiałem się pod nosem. Widzę, że komuś by się przydały lekcję maniery i gotowania.
Usiadłem na stołku barowym i patrzałem jak Alex skupia się by nie przypalić jajek.
-Nie musiałeś nic gotować... Nie, że się przechwalam, ale to ja tu jestem lepszym kucharzem.
-Zamilknij albo będziesz głodować -zagroził machając na mnie szpatułką.
-Dobrze diable - powiedziałem i wstałem. -Idę poszukać Kasjana i Mefisto.
Przeszedłem przez salon i wyszedłem na taras. Kasjan i Mefisto wygrzewały się w promykach wiosennego słońca. Podszedłem do nich i podrapałem ich za uszami. Na szyi każdego z nich zobaczyłem obrożę z wiadomością.
Wziąłem je i wróciłem do Alex'a.
-Alexxxxx... Four i Rin napisali do ciebie...A do mnie Siv! - ucieszyłem się i odpakowałem list.
Drogi braciszku!
Myślę że żyjesz jeszcze i masz się dobrze. Zeus zaczął świrować. Ja i Uriel jesteśmy w podziemiach. Słyszałem co się stało z Peter'em. Wuj naopowiadał, że go bezlitośnie zabiłeś, a on chciał tylko pomóc - w co wątpię. Nie przejmuj się Rosie i Chrisem. Podobno wyjechali z Eris gdzieś daleko by ich nie dosięgła wojna, którą chce stworzyć Zeus.
Trzymaj się jakoś! Pozdrów Alex'a!
Wasi kochani - Siv i Uriel
Przeczytałem list na głos.
-Oh Zeusie stąpasz po cienkim lodzie. Moich ludzi się nie tyka -usłyszałem mamrotanie Alex'a. Popatrzyłem na niego, a ten wciąż wpatrywał się w list -Luke słyszałeś o Percym Jacksonie? Musimy go odwiedzić.
-Percy'ego? Kiedyś z nim gadałem... -powiedziałem. -Po co?
-Bo tylko on może wyjaśnić swojemu ojcu, że znajduje się na celowniku Zeusa. Percy jest jedyną słabością swojego ojca. A tak się składa, że pan i władca ma zamiar go usunąć, by zwalić winę na mnie.
-To zaraz wyruszamy! - powiedziałem.
-Najpierw coś kurde zjedz - zatrzymał mnie i posadził na krzesełku.
Wywróciłem oczami i zacząłem jeść jajecznicę. Szatyn zniknął z kuchni by pojawić się po chwili w czarnych obcisłych spodniach, czarnym bezrękawniku przez co widać było jego tatuaże. Na plecach miał swój miecz, a w wysokich do łydki butach ukrył sztylety, których nie zabrakło również przypasanych do paska na biodrach. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę wody, której się napił. Ja w tym czasie zdążyłem już zjeść i wpatrywałem się w Alexa, który opierał się tyłkiem o szafki i wpatrywał się we mnie z uśmiechem.
-Powiedz kochany Alex'ie, że pożyczysz biednemu Aniołkowi ciuszki - spytałem ze słodkimi oczkami i wyciągniętymi skrzydłami.
-Jak dla mnie możesz zostać tak jak jesteś -odparł z zadziornym uśmiechem.
-Alexxxxxx... - jęknąłem. -Nie będę przed Percym paradował tylko w dresach...A jeśli mnie zgwałci? To co zrobisz? Hmm...?
-Masz mnie -odparł z pokonaną miną -Na łóżku masz przygotowane rzeczy poczwaro!
-Pff...Foch! Ale i tak dzięki!
Zeskoczyłem z krzesełka i poszedłem do sypialni. Na łóżku leżało to samo co ma na sobie, tylko że białe. Założyłem białe spodnie, biały bezrękawnik i czarną kurtkę skórzaną Alex'a. Do tego ubrałem swoje czarne glany i wziąłem swoje sztylety i dwa miecze. Wróciłem do kuchni.
-Aniołek z charakterem -skomentował Alex podchodząc do mnie.
-Chciałbym zaprzeczyć, ale przez te białe skrzydła to już nie mogę... To co przenosimy się?
-Mam ochotę przenieść się twoim sposobem -oznajmił z błyskiem w oku -Jest dość efektowny i chcę wiedzieć jaki kolor mają moje płomyki.
Uśmiechnąłem się.
-No to okey! - powiedziałem. -Złap się mnie.
Chłopak objął mnie w pasie. Dałem mu całusa w policzek i przeniosłem nas. Moje płomyczki miały błękitny kolor, a szatyna czerwone.
-Xander nie mówiłeś, że ktoś cię wreszcie złapał w sidła -odezwał się wesoły głos.
-Percy zajmij się Annabeth, a nie moim życiem prywatnym -odpowiedział Alex po czym puścił mnie i bratersko przytulił szczupłego, szatyna o błękitnych oczach oraz pocałował w policzek blond włosą dziewczynę -Ponoć się znacie w jakimś sensie, ale i tak was sobie przedstawię. Syn Aresa i mój słodki Aniołek, który mnie zaraz zabije, Luke Whitman. Lu to są moi przyjaciele. Percy Jackson, którego znam ze szkoły i przedszkola oraz jego dziewczyna Annabeth Chase.
-Hejka Percy - powiedziałem. -Witam Annabeth - podszedłem do dziewczyny i pocałowałem jej rękę.
-Alex ty nigdy nie byłeś takim dżentelmenem -powiedziała posyłając mi wesoły uśmiech.
-Ja w ogóle nie wiem co oznacza to słowo -odparł chłopak, na co Percy parsknął śmiechem.
-Luke szacun chłopie - zaśmiał się. -Dobra, a teraz mówcie co was tu sprowadza?
-Nasz wspólny krewny -powiedział Alex z poważną miną patrząc na błękitnookiego.
-Zeus? -zapytał z westchnieniem Percy.
-Dokładnie. Wyśle po ciebie swoich ludzi. Chce pozbyć się każdego kto ma większą moc. A ty jako syn Posejdona jesteś na tej liście. Potem pozbędzie się również twojego ojca by nie mógł mu zaszkodzić -wyjaśnił Alex -Każde zabójstwo będzie teraz zrzucał na mnie by mieć większe poparcie.
-Powiem ojcu o tym. Kto jeszcze chce się zabrać na Olimp?
-My też mamy tam parę spraw, więc Lu czyń honory - powiedział Alex i ukłonił się.
-Teraz ci się zebrało na etykę? - westchnąłem. -Podać rączki proszę.
-Luke robisz wszystko cichaczem i znikasz jak najszybciej -mruknął Alex zanim zniknęliśmy.
-Tak diabełku.
I przeniosłem nas na główny korytarz. Na szczęście nikogo tam nie było.
-Widzimy się w domu, Alex - powiedziałem i zniknąłem, by pojawić się w pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz