Idziemy ciemnym korytarzem po drodze mijając parę różnych upiorów i innych poddanych ojca. Każdy mnie witał cholernym "Książę" i morderczym wzrokiem w stronę Luke'a. Za to ja warczałem i sam ich mordowałem wzrokiem z czego Luke miał niezły ubaw. Gdy otworzyłem drzwi do gabinetu ojca zauważyłem go i Persefonę. Krew we mnie zawrzała. Moje oczy pewnie zmieniły kolor, ale nie dbałem o to.
-Ojcze... MATKO. -powiedziałem z lekką furią w głosie. Widziałem, że każdy w pokoju jest zszokowany -Następnym razem kłóćcie się ciszej.
-Alex ja ci wszystko wyjaśnię -zaczął mój ojciec, ale przerwałem mu z groźnymi błyskami w oczach.
-Nie chcę słuchać kolejnych kłamstw więc sobie oszczędź czasu. A teraz usiądź wygodnie i KULTURALNIE porozmawiaj z Luke'iem. Pamiętaj o jednym to nie on jest winny śmierci Uriela.
- Alex... - powiedział mój ojciec, ale mój morderczy wzrok skutecznie go uciszył. - Czego chcesz? - zwrócił się do Luke'a.
- Zeus nie powinien rządzić na Olimpie. Zresztą jesteś jego bratem, lecz nie fair skazał cię na podziemia. Nie ufam Zeusowi i reszcie. Ojciec nie powinien nie dotrzymywać obietnicy. Nie porównuj mnie do niego. Nie jestem tak głupi jak on i nie pozwolę by Zeus rządził mną. Odblokowali moje moce i teraz jestem na poziomie Aresa lub już nawet go przewyższam. Odbędzie się wojna pomiędzy twoim królestwem, a Olimpem. Nie mam zamiaru być po stronie Olimpu. Zamknęli mnie tam i zaczęli trenować na rycerzyka... Więc Hadesie, czy przyjmiesz mnie w swoje szeregi? - zakończył swój monolog z poważną miną, a ja za to na kalkulacyjny wzrok ojca stałem się podejrzliwy.
-O nie Lukey -wtrąciłem się i uciszyłem również go wzrokiem -Źle przedstawiasz warunki. Mój ojciec już myśli jakby tu wykorzystać twoje słowa. Więc ojcze... Luke nie będzie w twoich szeregach. Będzie potężnym sprzymierzeńcem. Ustanowisz kategoryczny zakaz używania na nim mocy, śmiertelne rany również odpadają, nagłe ataki też. Możesz go traktować jak... moją prawą rękę.
Ojciec myślał przez chwilę analizując moje słowa i warunki w nich zawarte.
-Zgoda.
-Ty też go nie tkniesz -wtrąciłem. Widziałem zaskoczenie, potem dumę w obliczu ojca.
-Spokojnie Alex. Wiem, że jeśli coś mu się stanie to jesteś gotów poświęcić siebie -powiedział z lekkim uśmiechem, który się poszerzył gdy na moje policzki wpłynął minimalny rumieniec.
Luke także lekko się zarumienił.
- Zaraz karzę przygotować pokój dla Luke'a. Choć po co skoro masz duży pokój - uśmiechnął się wrednie. Mówiłem już kiedyś, że charakter mam po nim? Nie to teraz mówię! Albo myślę...
-Po pierwsze może mam duży pokój, ale łóżko jedno. Po drugie cieszę się, że w ten subtelny sposób chcesz bym si z kimś przespał. Dzięki za troskę. A po trzecie to... -no i tu się zaciąłem. Widziałem jak Lukey mruży podejrzliwie oczy, a i ojciec zaczął mi się nachalnie przyglądać. Mina ojca po chwili się zmieniła. Zaczął się śmiać - tak dobrze słyszycie lub widzicie - zaczął się śmiać. Luke tylko lekko podniósł kąciki ust, a ja myślałem, że ucieknę stamtąd. Ta dwójka mnie zabije zaraz -Cieszę się, że humor wam sprzyja, więc dokończę. Po trzecie ja tu nie zostaję.
Zrobiłem krok w tył, a potem w bok by się oddalić od tej dwójki psychopatów.
- Jak to nie zostajesz? - zdziwił się ojciec.
- Muszę coś zrobić. Luke ma tu zostać i jak już mówiłem jest nietykalny - powiedziałem poważnie i spojrzałem na chłopaka. - Chodź. Zostaniesz w moim pokoju.
- Alex... - zaczął Hades, ale kolejny raz mu przerwałem co doprowadzało go do wściekłości.
- Już postanowiłem, wrócę za parę dni - odpowiedziałem i poszliśmy z Lu do mojego pokoju.
*
Już czwarty dzień śledziłem różne osoby starając się dotrzeć do nekromaty, który ponoć wskrzesił mojego brata. Byłem coraz bliżej czułem to. Nie wiedziałem czemu Uriel nie przyszedł do ojca, gdy tylko wrócił do żywych, ale teraz to nie miało znaczenia. Sprowadzę brata z powrotem.
Ruszyłem na tyły jakiegoś magazynu na obrzeżach miasta. Ukrywałem się w cieniach nie mając pewności ile osób znajduje się w środku pewien byłem dwóch strażników przy wejściu i w środku oraz jeszcze jednej osoby. Ale coś mi przez cały czas nie pasowało. Na obrzeżach świadomości czułem nieuzasadniony strach.
Podszedłem bliżej wyciągając dwa cienkie sztylety. Już po chwili ukrywałem dwa trupy z poderżniętymi gardłami. Otworzyłem powoli drzwi zaglądając do środka. Przede mną ciągnął się długi zacieniony korytarz. Był pusty. Bynajmniej z pozoru. Ruszyłem wyważonym krokiem rozglądając się czujnie. Gdy dotknąłem klamki na końcu, przeszedł mnie dreszcz i to nie taki przyjemny. Przypiąłem jeden sztylet do łydki, a drugi do biodra i wyjąłem swój miecz

-Uriel? -oczekiwałem jakiejś reakcji, a nie agresji i ataku. Nie chcąc z nim walczyć, ponieważ nie dałbym rady go zranić, pozbawiłem go przytomności. Wziąłem jego wiotkie ciało i przeniosłem nas do mojej sypialni. Oczekiwałem, że zastanę tam Luke, ale się pomyliłem. Położyłem Uriela na łóżku i przypiąłem go do łóżka by nie uciekł gdy usłyszałem cichy głos Lu w swojej głowie.
Alex...Błagam...Pomóż mi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz