Szybkim krokiem przemierzałem korytarze by znaleźć się w części gdzie znajdował się gabinet Zeusa. Czując, że znajduje się tam wraz z jaką osobą wyjąłem sztylet i otworzyłem drzwi. W środku stał wuj kłócąc się z jednym z poddanych ojca, gdy mnie zobaczył ucichł.
-Stęskniłeś się za swoim ulubionym bratankiem? -zapytałem z kpiną -Nie ładnie podburzać ludzi kogoś innego przeciwko swojemu władcy.
-Nie wie co czym mówisz.
-Ah czyli pojmanie wyroczni i wysługiwanie się mieszkańcami podziemia to też nie ty? A złamanie umowy?
-Nie złamałem żadnej umowy morderco -oburzył się Zeus.
-Pamięć szwankuje? Umowa była jasna wuju. Ja nie sprzymierzam się z Luke'm by podbić Olimp i odebrać ci władze, a ty zostawiasz go w spokoju. Wytrzymałeś dwa lata, więc co zmieniło twoją decyzję?
-On sprzymierzył się z demonem! Podstępem kazał oddać swoje wspomnienie i zabił swojego brata!
-Zacznijmy od początku -powiedziałem chłodnym tonem -Zawarł umowę z demonem, ponieważ chciał mnie pojmać i sprawić bym nie zabijał. Nie widzę nic co by ci zagrażało. Wydobycie wspomnienia. No cóż, to były jego wspomnienia miał prawo wziąć je z powrotem. I dalej nic ci nie zagrażało. Zabicie brata było przez to, że nas zaatakowałeś. Dał mu wybór przed śmiercią, który Peter zignorował. To ty doprowadziłeś go do krawędzi życia i śmierci. To przez twoje wybory on chce cię zniszczyć. To ty doprowadziłeś do wojny, która się rozpęta Zeusie.
-To wszytko to kłamstwo! Straż!
Do pokoju weszło dwóch strażników. Moje usta opuścił zimy śmiech.
-Myślisz, że dwóch da radę mnie pokonać? Nie żebym się przechwalał, ale czuję się niedoceniony wuju -powiedziałem i wyciągnąłem drugi sztylet. Pokonanie straży Zeusa zajęło mi chwilę, którą wykorzystał Zeus. Mężczyzna, gdy ja kończyłem walkę z drugim strażnikiem rzucił w naszym kierunku piorunem. Nie zdążyłem na bardzo uniknąć złotego pocisku w konsekwencji z mojego lewego ramienia zaczęła spływać krew, a ja traciłem czucie w lewej ręce. Puściłem martwego strażnika, który oberwał mocniej ode mnie i podszedłem do Zeusa.
-Zadarłeś ze złą osobą wuju -powiedziałem i chwytając przerażonego demona za ramię zniknąłem w szkarłatnych promieniach.
*
Do domu wróciłem półgodziny później, gdy upewniłem się, że demon nie zdradzi mojego ojca. Starałem się cicho dostać do łazienki, by opatrzyć ramię lecz gdy już przy niej byłem usłyszałem za sobą Luke'a.
-Widzę, że nie tylko ja mam uważać. Alex coś ty znów zrobił? -posłałem mu oburzone spojrzenie.
-To nie ja! Nie moja wina, że wujowi zachciało się rzucać piorunem w moją piękną osobę...
-Yhymmm... Czyli to wuj nie zrobił uniku?
-Już cię nie lubię -powiedziałem -Gwoli wyjaśnienia cios w plecy ciężko odeprzeć.
-Czy ja wiem...Jesteś Furią, demonem i bogiem...Czy ja wiem czy tego się nie da nauczyć?
-Śpisz dzisiaj sam dupku -mruknąłem wchodząc do łazienki o srebrno-granatowych płytkach.
-Pff... Przeżyję! Gorzej z tobą! - krzyknął.Wystawiłem głowę za drzwi i popatrzyłem na niego.
-A co ma mi się niby stać w łóżeczku?
-Brak ciepełka ode mnie, brak misia, samotność... Wymieniać dalej?
-Mefisto jest towarzyski, mięciutki i ciepły...Wymieniać dalej? -zapytałem ze złośliwym uśmiechem na wargach.
-Pff...Tylko mnie z nim nie zdradzaj -skrzywiłem się na to oraz lekko rwący ból w ramieniu.
-Dokończymy tą rozmowę później Aniołku -mruknąłem i chciałem zamknąć drzwi.
-Ja już ją skończyłem - powiedział i wyszedł z sypialni. Zamknąłem się w łazience i skupiłem na przyjacielu. Chwilę potem przede mną pojawił mój niebiesko włosy znajomy.
-Alex co tym razem?
-O co wam dzisiaj chodzi?! -spytałem zirytowany.
-Wiesz... Nie wyglądasz zbyt dobrze - powiedział. Posłałem mu wściekłe spojrzenie.
-Dzięki wielkie! Miło mi to słyszeć. Jestem tylko ciekaw jakbyś ty wyglądał po ataku jednego z najsilniejszych bogów i utrzymywaniu się przez godzinę przytomnym.
-Nie jestem głupi by z kimś takim zaczynać. A teraz siadaj i pokazuj rękę!
-Mam ci nią pomachać przed twarzą? -zapytałem siadając na brzegu wanny. Mężczyzna spojrzał na mnie z miną mówiącą bym się wreszcie zamknął.
-Zaraz sobie pójdę - warknął.
Jęknąłem.
-Przecież cię nie wyrzucam AŁ! -wrzasnąłem, gdy Foras zaczął przemywać ranę jakimś paskudztwem -Możesz być delikatniejszy idioto!
-Nie - pokazał mi język. -A gdzie Lu? Jak się czuje?
-Hmm...LU?!?!?! -wrzasnąłem tak głośno jak tylko mogłem. Srebrnooki odskoczył ode mnie przytłoczony moim wrzaskiem.
-No...Luke... - powiedział skrzywiony. -Ten którego leczyłem.
-Tak wiem, ale nie wiem gdzie jest oprócz tego, że raczej w tym domu lub jego okolicach, a czyje się zmęczony tym wszystkim.
-To byś go wspierał -posłałem mu chłodne spojrzenie.
-Bo w ogóle tego nie robię tyko idę na zabójcze herbatki rodzinne, masz racje.
Demon się zaśmiał. Opatrzył mi ramie.
-Niekiedy po prostu wystarczy być, a niekiedy trzeba powiedzieć, że się kogoś wspiera.
-Od kiedy to ty taki uczuciowy? Ominęło mnie coś?
-Oh zamknij już się Alex! - powiedział i odsunął się. -To ja już wracam. Przemyśl sobie to co ci powiedziałem.
-Pozdrów resztę -odparłem patrząc na obandażowany biceps -I dzięki za pomoc. Chociaż byłeś niemiły. Tak troszku.
Gdy mężczyzna zniknął opuściłem łazienkę. I ruszyłem do kuchni. Na stole leżała kartka.
Alex!
Poszedłem się przejść, wrócę do godz. 18.
Luke
Westchnąłem. Wziąłem sprawną ręką butelkę coli i ruszyłem lekko kręconymi schodami na dach. Słońce lekko grzało, więc położyłem się na czarnej leżance, której ostatnio nie zauważyłem. Przymykając zmęczone oczy i upajałem się chwilą spokoju.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz