wtorek, 29 grudnia 2015

TOM II ROZDZIAŁ 13

ALEX


Lodowata woda spływała po moim ciele budząc mnie na tyle, że z wczorajszego upicia został tylko lekki ból głowy.
Z ręcznikiem na biodrach wróciłem do pokoju. Ubrałem bokserki rozmyślając co należy zrobić, gdy przypomniałem sobie jak Ares wspomniał o przepowiedni. Musiał poznać jej treść. A skoro Zeus nie chciał by ktoś ją poznał to pewnie wszyscy którzy ją znali nie żyją. A jakby tak...
Zapominając, że jestem  samych bokserkach przeniosłem się do pokoju Luke'a.

*

-Lukey!

Chłopak leżał na łóżku w samych bokserkach. Obok niego leżał Kasjan który już się obudził. Brązowo włosy mruknął coś nie zrozumiale i nadal spał. 

 -Chciałem być miły, ale skoro tak -mruknąłem i po chwili wydarłem się na całego -LUKE DO CHOLERY JASNEJ PODNIEŚ TEN ZGRABNY TYŁEK Z POŚCIELI!

Reakcja była natychmiastowa. Chłopak podskoczył zaskoczony i wiedziony instynktem rzucił we mnie sztyletem. Zrobiłem zgrabny unik i lekko już zirytowany doskoczyłem do bruneta przyszpilając go swoim ciężarem do łóżka.

-Tak witasz gości słodziutki?

-Weź zmęczony jestem a ty mnie budzisz o... która jest?

- Dziesiąta rano - powiedziałem przygryzając mu lekko ucho.

Lu odwrócił się na plecy, a ja usiadłem mu na biodrach. Wysłał mi zaspany uśmiech.

-To po co budzisz mnie w ten nudny poranek?

-Potrzebuję byś wezwał Evry'ego. Normalnie zrobiłbym to sam, ale teraz jest pod twoimi rozkazami.

Spojrzał na mnie.

-Po co?

-Bo może znać odpowiedzi na moje pytania. Jego przeszłość sięga do pewnej wyroczni, która mnie interesuje -wyjaśniłem.

-Chodzi o naszą przepowiednie? Dobra...-westchną i wyślizgnął się spode mnie.

W jego prawej ręce pojawił się płomień z którego w powietrzu narysował mały pentagram.

-Evry potrzebuję cię - powiedział cicho. Czarnowłosy demon pojawił się i na mój widok zmrużył podejrzliwie oczy.

-Oh nie rób takiej miny nie zabiję cię teraz -mruknąłem wstając.

-Teraz? -Spytał z kpiną. -Co chcesz Lu?

Podszedł do Lu i dotkną jego policzka.

-Nie Lu, a ja i trzymaj ręce przy sobie -warknąłem -Wyrocznia bogini Tanit. Interesuje mnie gdzie są ruiny świątyni. 

Demon spiorunował mnie wzrokiem i odwrócił się w stronę bruneta.

-Powiedz nam to - Luke potwierdził moje słowa i demon jęknął przeciągle.

Odsunął się od brązowookiego i zaczął rysować z powietrzu mapę. Wyszczerzyłem się radośnie.

-Ahoj przygodo! Zabezpieczenia są wciąż aktywne? Bo wiesz nie mam zamiary iść sobie spokojnie i nagle BUM jakieś latające, ostre przedmioty. Dodatkowych dziur w ciele nie potrzebuję -wyjaśniłem.

-A skąd mam wiedzieć? Wyglądam ci na wróżkę? -spytał demon. Już otwierałem usta, gdy zmieniłem zdanie.

-Jeśli już ktoś tam był mógł połowę zniszczyć, ale i tak będzie trzeba być ostrożnym- powiedział Lukey.

Spojrzałem na niego.

-Ja nic nie mówiłem że ty też jedziesz...

-A ja cię nie prosiłem o zgodę. Jadę i koniec -posłałem mu niezadowolone spojrzenie.

-A jak coś ci się stanie? Kanibalistyczni mieszkańcy czy głodne, dzikie zwierzęta? -zapytałem i ponad ramieniem Luke widziałem rozbawioną minę demona.

Luke uniósł jedną brew w górę.

-Serio Alex? Stać cię na więcej... A teraz idę się ubrać, a wy w tym czasie proszę się nie zabijać, dźgać, ciąć i co wam jeszcze do głowy przyjdzie -powiedział.

 Więc z braku opcji zaczęliśmy piorunować się wzrokiem.

-To też odpada. Alex. Evry. Proszę - spojrzał na mnie słodkimi oczami.

-Może zostaniesz treserem demonów kochany? Siad, waruj, turlaj się...

-Alex!

-No co? Patrz na Evry'ego! On się śmieje -odparłem wskazując na trzęsącego się ze śmiechu demona. Luke posłał na obrażone spojrzenie -Oh nie złość się. Evry jesteś złym demonem, złym!

-A ty to co? -zakpił mężczyzna. Posłałem mu wesoły uśmiech.

-Ja nie jestem do końca demonem. A teraz Luke ubierz się, a ja zabieram Evry'ego by się ubrać i jak wrócimy masz być gotowy. Bierz tyle broni ile chcesz. Evry zapraszam do mojej sypialni.

-Czemu on nie może zostać tu albo zniknąć?

-Ponieważ nie ufam mu -na niezadowoloną minę Luke'a wytłumaczyłem -Ty możesz w nim doszukiwać się dobra, ale ja wiem swoje.


-Jesteś po prostu zazdrosny!- zaczął się śmiać.

Rzuciłem w niego poduszką, którą miałem pod ręką, ale chłopak już zniknął za drzwiami.

-Będziesz miłym demonkiem prawda? -zapytałem podchodząc do Evry'ego.

-Dla ciebie? Nigdy- powiedział siadając na parapecie.

-Nie siadaj tylko rusz się bo idziemy...

-Nie mam na kontrakcie by cie słuchać Lexio -policzyłem w myślach do dziesięciu starając się wymyślić powody dlaczego go nie zabić.

-Spokojnie...Nie zabijesz go teraz, bo może się przydać -mamrotałem do siebie -Jako tarcza albo worek treningowy. Tak, dokładnie...

-Już masz jakieś objawy paranoi? Lu o tym wie? A może wolisz mu nie mówić? Nadal się obwiniasz. Nigdy z nim nie będziesz, bo się o niego za bardzo martwisz. Ja w przeciwieństwie do ciebie mógłbym zapewnić mu bezpieczeństwo.

-Czy się obwiniam? Jak cholera, bo Lu nie powinien tak cierpieć. Czy z nim będę? Nie ode mnie to zależy lecz od niego. Nawet jeśli wybrałby ciebie byłbym tym razem przy nim wspierając go. Bo w przeciwieństwie do ciebie nie jest on moją chwilową zachcianką...

-No cóż może zachcianką, ale jaką... Sam musisz się przyznać że na jego widok kolana miękną, jest wyjątkowy. Pomyśleć, że jeszcze nie cały rok i posmakuję tej pięknej duszy... -za nim zdążył coś dodać moja pięść poznała bliżej jego twarz.

-Po moim trupie -warknąłem.

Demon spojrzał na mnie krwistymi oczami. Zaczął się psychicznie śmiać.

-Myślisz, że o tym nie pomyślałem? -zaśmiał się. -Jeśli ktoś lub coś będzie chciało ochronić duszę Lu przed oddaniem mi, Luke straci całą swoją moc. Będzie zwykłym nieśmiertelnikiem... -zaśmiał się już ciszej. -A wtedy już będzie łatwo odebrać mu duszę.

-Oh ja nie będę nawet próbował jej chronić, a wiesz dlaczego? -zapytałem również zmieniając kolor oczu i posyłając mu złowróżebny uśmiech -Bo łatwiej będzie cię po prostu zabić. I zrobię to z czystą rozkoszą choćbym musiał potem znieść nienawiść Lu to to zrobię.

Usłyszałem, że drzwi się uchylają i do pokoju wchodzi brunet. Szybko spróbowałem się opanować i zanim się do niego obróciłem moje oczy miały już zwyczajną barwę. 

-Miło Alex że go nie zabiłeś teraz...Evry dzięki że sądzisz, że jestem wyjątkowy, ale mam zamiar zostawić na miejscu swoją duszę, bo mam dla kogo.

Przypomniały mi się słowa Lu gdy mówił że nie ma nikogo, dla kogo warto zostawić dusze. Czyli przemówiłem mu do rozumu? Brawo dla mnie wrzeszczcie coś mi wyszło...Chwila. Skąd Luke...
 Nagle zacząłem się śmiać jak dziecko.

-Lukey hah uwielbiam cię hah -wysapałem do zdziwionego chłopaka, a potem już lekko opanowany (wciąż chichotałem pod nosem) zwróciłem się do osłupiałego demona -A ty dupku zacznij się obawiać zemsty tego seksownego bruneta! Ale nie martw się to ja cię zabiję.

Demon lekko zbladł, a Lu uśmiechnął się. 

-Uczeń przerósł mistrza -powiedział. -A teraz za tego seksownego bruneta to bym ci coś zrobił, no ale musimy się zbierać. Evry idź z Alex'em i niech się ten wariat ubierze. Gdy będzie gotowy macie obaj żywi i cali zdrowi wrócić. A teraz idźcie me wierne psy!

-Porozmawiamy kiedyś o przezywaniu mnie -powiedziałem -A teraz choć demonie podziwiać mój zgrabny tyłek w pełnej klasie, ale trzymaj łapy z daleka bo nie ręczę za siebie.

*

Godzinę później ubrani w stroje bojowe i obładowani bronią, przy pomocy Evry'ego przenieśliśmy się prosto do lasów w Kartaginie.

Posąg bogini Tanit w Kartagińskich lasach
        

Cały dzień zajęła nam wędrówka przez las. Na szczęście na naszej trasie nie było jak na razie żadnych pułapek. Byłem pewien, że zmieni się to, gdy będziemy już w ruinach świątyni. Jedyne co mi nie pasowało w tej wędrówce? Cholerny Evry i gorący klimat. 
Gdy zaczęło się ściemniać rozbiliśmy nocleg. Dopiero, gdy słońce pojawiło się znowu na horyzoncie wznowiliśmy wędrówkę. Na naszej drodze pojawiały się różne zwierzęta lecz sprawnie je omijaliśmy. 
W końcu dotarliśmy do sanktuarium poświęcone Tanit. Był w nim otoczony rzędem kolumn dziedziniec i podłoga wykładana mozaiką, przedstawiającą jej symbol. Gdzieniegdzie znajdowały się wizerunki bogini często przedstawianej jako wojowniczka brodząca po kolana we krwi. Przy sanktuarium stały też kamienne łaźnie z rzeźbionymi siedziskami i podłokietnikami dla gości.

-Wszystko świetnie, ale czemu to wszystko nie wygląda jakby miało ileś tam lat? Nikogo tu nie było od kiedy wysłannicy Zeusa wszystkich wybili. Włącznie z wyrocznią. Tu powinny być ruiny -mamrotałem do siebie rozglądając się podejrzliwie.

-Nie mylisz się Alex'ie. Ale czemu Zeus miał by kazać nam zabić tak cenną wyrocznię? Wystarczało ją pojmać i mieć wszystkich kapłanów dla siebie - przemówił do nas jakiś człowiek.

Miał na sobie szkarłatną pelerynę z obszernym kapturem zasłaniającym mu twarz. Głos miał znajomy. Aurę też poznawałem, ale bez zobaczenia jego twarzy nie byłem w stanie powiedzieć kto to. Lu wyjął sztylety i stał gotowy na ruch przeciwnika. Evry stał z tyłu i nie przejmował się tym, jakby wiedział, że jego nie ruszą.

-Kim jesteś? - spytał Lukey.

-Kimś kto ma zamiar was zabić za wiedzę... - powiedział i ściągnął kaptur.

Naszym oczom ukazał się Peter - brat Lu. Brązowowłosy zbladł na samą myśl, że będziemy musieli z nim walczyć.

-P-Peter? Czemu?

-Nie pozwolę byś ze swoim chłoptasiem przejął Olimp. To Zeusowi należna jest władza nie wam.

-A sądzisz tak bo twój pan i władca tak powiedział? Gościu zdradzasz rodzinę -oznajmiłem z pogardą w głosie.

-Luke masz jeszcze wybór... Przepowiednia nie musi się spełnić - powiedział brat Lu.

-Ja już wybrałem - warknął i zaczął atakować brązowookiego. Wiedząc, że nie powinienem się w to mieszać odsunąłem się do tyłu obserwując walkę braci. Ruchy Luke'a były wyważone, ale widziałem, że coś go przytrzymuje przed pokonaniem brata. Wiedziałem, że to będzie go męczyć. Musi zabić przecież członka rodziny. Kogoś komu ufał. Walka była zacięta, ale wygrana już od początku była po stronie Luke'a. Więc gdy stał za klęczącym bratem ze sztyletem przy jego szyi nie zdziwiłem się. Ale Lu nie zadał ostatecznego ciosy od razu.

-Ja tobie też daję wybór... Możesz teraz zginąć lub skończyć być matołem i wybrać dobrą stronę.

-Dobrą stronę? - zakpił. -Lukey twoja dobra strona właśnie robi najwięcej kłopotów. To właśnie po waszej dobrej stronie są mordercze demony i inne stwory. To właśnie twój chłoptaś zabił najwięcej ludzi!

Widziałem jak Luke'owi drgają ręce. Nie zrobi tego. On nie potrafi zabić go.

-Luke... - zacząłem.

-Zamknij się! - krzyknął. -Nie masz prawa zdradzać własnej rodziny! Nie masz prawa mówić mi z kim mam być i gdzie! Nie masz prawa żyć!

Zrobił to. Po sekundzie na ziemię upadło martwe ciało Peter'a. Chłopak schował sztylet i poprawił włosy. Jego oczy miał kolor pięknego złota. Nie było w nich łez czy żalu. Była tylko złość i miłość skierowana w moją stronę.

-Lu. Ty świecisz -powiedziałem zduszonym tonem patrząc z zafascynowaniem na białe światło otaczające postać bruneta. Już wiedziałem czemu gdy u mnie się to działo Erynie były takie oczarowane. No cóż z tą różnicą, że mnie otoczyło migające szkarłatem i czernią światełko, a u Lu to była oślepiająca biel. Zamknąłem na chwilę oczy by po otworzeniu ich ujrzeć zdumionego Luke'a z parą śnieżnobiałych skrzydeł wystających zza pleców.

                  http://s5.favim.com/orig/69/ash-stymest-angel-boy-Favim.com-629052.jpg

-Lu ty masz skrzydła - powiedziałem oczarowany widokiem bruneta.

-Chyba ci się pomyliły filmy... Powinno być "Ty masz nos!"... - zaśmiał się Luke. Podszedłem do niego kręcąc głową.

-Niszczysz każdą chwilę godną komedii romantycznej Aniele -mruknąłem stojąc prawie przy nim.

-Zawsze wolałem horrory i komedię - powiedział. -Ej... Jak to schować?

-Po prostu o tym pomyśl -odparłem z uśmiechem i pochyliłem się by lekko musnąć jego usta po czym odchyliłem się zadowolony jego westchnieniem.

Już chwilę po tym jego skrzydła się schowały.

-Ej gołąbeczki! Mamy towarzystwo! - przerwał nam Evry. Odwróciłem się do postaci w płaszczach z diabelskim uśmiechem. Wyciągnąłem dwa sztylety i stanąłem w pozycji do ataku.

-To kto ma ochotę na zabawę?

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz