ALEX
Piłem kawę, gdy otoczyło mnie przerażenie, poczucie winy i wielka, bezgraniczna rozpacz. Z nadmiaru emocji wypuściłem kubek z rąk. Ostre kawałki błękitnego kubka walały się u moich stóp w plamie kawy. Poczułem niezwykle bolesny atak psychiczny. Tak już było zawsze, gdy ktoś przeżywał silne emocje, a ja byłem osłabiony. Zignorowałem wpatrujących się we mnie Rin i Four'a. Ruszyłem szybko do salonu byłem już przy sofie gdy z gardła Luke'a wydobył się agonalny krzyk. Chłopak zaczął się szamotać przez co spadł z kanapy na podłogę. Nie mogąc znieść raniących moją duszę wyładowań emocjonalnych usiadłem na jego biodrach i wymierzyłem mu cios w twarz. Gdy tylko moja dłoń dosięgła jego policzka chłopak otworzył przerażone, czarne oczy wartując się we mnie jak bym był koszmarem sennym.
-Ty ż-żyjesz? -wymamrotał, na te słowa popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. Po czym zrozumiałem. Ktoś mąci w snach Luke'a. Ale czemu widział w nich mnie? Co się w nich stało, że płakał i wyglądał jak kupka nieszczęścia? Znowu steki pytań, zero odpowiedzi.
-Tak Lu -odparłem zadziwiająco łagodnym tonem -Żyję i mam się dobrze. Nic nam nie grozi. Pamiętaj o tym.
Widziałem jak chłopak się wierci, a potem krzywi się boleśnie. To samo było w czasie śniadania. Stwierdziłem, że zachowam się jak cholerny bohater. No i właściwie było mi to na rękę. Trzymałem kciuki by się udało bo robiłem to pierwszy raz. Przyłożyłem prawą dłoń do serca Luke'a, a lewą do czoła wypowiadając odpowiednią inkantacje. Z ostatnim słowem łacińskim mutationis oznaczającym zmianę dotknąłem wargami lekko uchylonych ust Luke'a. Gdy się odchyliłem posłałem w przestrzeń pusty uśmiech.
-Nie próbujcie mnie budzić. Czas na odwiedziny...-w dokończeniu zdania przerwał mi obezwładniający ból, przez który wrzasnąłem. Potem była ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz