czwartek, 31 grudnia 2015

TOM II ROZDZIAŁ 19

ALEX

Czułem przyjemne zmęczenie biegiem. Utrzymując równe tempo skręciłem w uliczkę prowadzącą do mojego domu. Słońce powoli wstawało pokazując się na horyzoncie. Czułem krople potu spływające mi po plecach. Byłem już prawie przy wejściu, gdy zobaczyłem skradającą się w stronę tyłu domu postać. Uśmiechnąłem się drapieżnie i przyśpieszyłem. Gdy byłem blisko rzuciłem się na postać powalając ją na ziemie. 

-To tak witasz brata niewdzięczniku? -usłyszałem stęknięcie Uriela. Prychnąłem i zszedłem z niego. Pomogłem mu wstać. 

-Co tu robisz? 

-Odwiedzam mojego jedynego brata, który szlaja się po okolicy -odparł przeczesując swoje włosy. 

-Siv jest z tobą? -zapytałem idąc z bratem na taras będący z tyłu domu. 

-Jest z Luke'm od godziny gadają ponoć wyszedłeś o czwartej...

-Chwilę po, a co? -zapytałem otwierając szklane drzwi i kierując się do kuchni. Gdzie siedział Lu i Siv. Pierwszego bez zastanowienia przywitałem całusem w policzek, a drugiemu posłałem powitalny uśmiech. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej butelkę wody.

-Nie było cię prawie trzy godziny -odpowiedział. 

-Trochę wypadłem z formy masz rację. 

-Zrobisz mi kawę?- spytał Lu.

Zszedł z krzesełka i podszedł do mnie zawieszając mi ramiona na szyję. Pocałowałem go, a on odwzajemnił to. 

-Uriel ci zrobi ja się idę wykąpać -odparłem z uśmiechem do brata. I zniknąłem z kuchni. 
Wróciłem tam półgodziny później. W pełnym już ubraniu. 



Lu siedział na kanapie razem z Sivem i energicznie o czymś rozmawiali. Uriel za to siedział na fotelu i przeglądał szkicownik Luke'a. Gdy podszedłem do Urielka on szybko zamknął zeszyt i podał Lukey'owi.
-Co chciałeś? Nie dam ci go zobaczyć...- wystawił język.
-Czemu? Im dałeś!
-No widzisz. Diabełki nie mogą oglądać rzeczy Aniołka.

-Czuję się z dyskryminowany to po pierwsze, a po drugie chyba kpisz myśląc, że mój brat jest mniej diabelski ode mnie -powiedziałem.

-Jestem milszy od ciebie -wtrącił się Uriel.

-Chciałbyś klonie -prychnąłem, a mój brat posłał mi promienny uśmiech -A skoro tak wam dobrze to zostańcie tu na trochę ja muszę załatwić parę spraw na mieście.

-Jakie sprawy? -zapytał Luke przyglądając mi się.

-Ważne sprawy -odparłem i za nim, którykolwiek coś powiedział zniknąłem z pomieszczenia.

Pojawiłem się na znanym mi już dziedzińcu świątyni bogini Tanit. Ostatnim razem nie poznaliśmy przepowiedni, a ja i moja ciekawość musieliśmy wiedzieć o co tyle szumu. Nie powiedziałem Luke'woi gdzie idę bo by poszedł ze mną, a tak jest łatwiej. Ruszyłem między kolumnami wspominając słowa Peter'a o uwięzionej wyroczni. Jeśli to prawda to będę miał parę osób do pokonania.

-Panie? -odwróciłem się ze sztyletem już w dłoni. Za mną stały trzy wskrzeszone demony.

-Mówcie mi Lexio -mruknąłem -Co tu robicie?

-Wyczuliśmy, że możesz nas potrzebować -wytłumaczył jeden z nich o szarych oczach i blond włosach wzruszając przy okazji ramionami.

-Dobra nie ważne. Wchodzimy do środka. Zabijamy wszystkich, którzy nas zaatakują oprócz kapłanów, ich oszołamiacie i zostawiacie. Wyrocznia ma być nietknięta. Muszę z nią porozmawiać -z tymi słowami wszedłem do środka. Ruszyłem tym przeklętym korytarzem.
Za nim dotarliśmy do komnaty Wyroczni minęliśmy paręnaście aktywnych pułapek i sługusów Zeusa. W którymś momencie zmieniłem swoją postać przez co od razu szybciej pokonaliśmy przeciwników. Gdy stanęliśmy przed wielkimi drzwiami z misternymi zdobieniami wiedziałem, że jesteśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi i od razu musiałem uskoczyć w tył przed atakującym mężczyzną.













Komnata była w kształcie okręgu. Na jej środku siedziała otoczona ludźmi kobieta. Śniada cera i białe włosy przyciągnęły mój wzrok od razu. Do tego wielkie jasno niebieskie oczy prawie wpadające w biel. Na sobie miała luźną białą suknie. Wpatrywała się przez chwilę we mnie i nagle w jej oczach mignęło zrozumienie. Cichym głosem kazała swoim ludziom nie atakować.


                                


Za to ludzie będący tu z rozkazu Zeusa wpatrywali się oszołomieni w moje skrzydła. Miałem zamiar ich zabić od razu, ale przypomniał mi się Luke dający swojemu bratu prawo wyboru przed śmiercią. Postanowiłem również dać tym nieśmiertelnym wybór.

-Zeus was okłamuje -zacząłem spokojnym tonem -Możecie mi nie wierzyć, ale taka jest prawda. Wyrocznie miały być chronione w swych sanktuariach. Miał być zakaz przelewania tu krwi. A co robimy teraz? Zabijamy się bo wasz pan i władca nie chce by dwóch młodzieńców usłyszało przepowiednie, która ich dotyczy. Dlatego nie chcąc w tym miejscu krwi daję wam wybór. Odejdźcie.

Po moich słowach nastała cisza. Na usta Wyroczni wpłynął lekki uśmiech.
Tak oto przez moją wzruszającą przemowę z 28 osób do pokonania zostało 23. Westchnąłem i poprawiłem chwyt na sztyletach.

-Skoro tak to szykujcie się na śmierć -powiedziałem i ruszyłem do ataku. Z pomocą demonów zabicie tych osób nie sprawiło mi żadnego problemu i wyszedłem z tego prawie bez szwanku. Parę ran ciętych, ale nic poważnego. Wbiłem sztylet w brzuch ostatniej ofiary i podniosłem wzrok na całe pomieszczenie. Gdy mój wzrok spoczął na Wyroczni skinąłem z szacunkiem głową. Kobieta wstała i podeszła w moim kierunku, a za nią ruszyli jej kapłani.

-Alexandrze miło cię widzieć w pełni sił -oznajmiła stojąc w lekkim oddaleniu ode mnie -Wiem po co tu jesteś.

-Dziwnie by było jakbyś nie wiedziała -odparłem na co kobieta zaśmiała się.

-Masz rację, Alexandrze. Podejdź -powiedziała wyrocznia.

Zrobiłem to. Ona lekko dotknęła dłonią mojej skroni i przesłała mi przepowiednię. Odsunęła się i lekko uśmiechnęła. 

-Czekają na ciebie -powiedziała. -Uważaj na siebie Alexie.

-Ty również -odparłem z szerokim uśmiechem, ale za nim zniknąłem wpadł mi do głowy pewien pomysł -Moja rodzina zawsze szanowała Wyrocznie i ich talenty. W ramach zapewnienia wsparcia może zechciałabyś przyjąć trzy demony jako swoich nowych kapłanów? W razie problemów mogli by mnie wezwać.

-Będziesz dobrym władcą Alex -powiedziała kobieta.

-Wybacz, ale nie zamierzam za bardzo się w to mieszać. Bycie władcą to nie moja bajka -wytłumaczyłem posyłając jej przepraszające spojrzenie.

-Może jeszcze zmienisz zdanie -oznajmiła z wesołymi nutkami w głosie.

-Wątpię. A teraz wybacz, ale muszę wracać -wyszedłem z komnaty będąc na dziedzińcu dopiero się przeniosłem. Miałem się pojawić w łazience, ale jakaś siła zmieniła to i pojawiłem się w salonie. Naprzeciwko trzech zdenerwowanych mężczyzn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz