ALEX
Uderzyłem z impetem w podłogę. Wciąż mnie dziwiło jak to niby działa, że niby nie mam tu ciała, a jednak czuję takie rzeczy.
-Synu? -usłyszałem zmartwiony głos ojca. I szmer głosów. Mogłem tylko zgadywać, że pojawiłem się w czasie jakiejś audiencji skazanych czy coś.
-Książę? -westchnąłem na ten tytuł. Miałem do niego żywą awersję.
-Co on tutaj robi panie? -do osoby, która to powiedziała miałem jednak większą awersję. A może na odwrót?
-Czyżby nie cieszył cię mój widok Rosier? -wycharczałem, gdy powoli podniosłem się do pionu. Z drapieżnym uśmiechem spojrzałem w stronę dwóch tronów -Witaj ojcze. Persefono.
-Cieszyłby mnie widok twojego martwego ciała -warknął przystojny mężczyzna o szkarłatnych oczach i takich samych włosach do pasa.
-Nawet moje martwe ciało by się nie pozwoliło zgwałcić -warknąłem -A propos to by była nekrofilia skoro tak jakby jesteś martwy?
-Jeszcze będziesz błagałbym cię zerżnął -wymamrotał ku ogólnemu zdziwieniu demonów, potępieńców i upiorów będących poddanymi ojca.
-Mógłbyś powtórzyć głośniej Rosier? Ostatnio byłeś święcie przekonany, że mój syn cię bezpodstawnie zaatakował -groźny ton ojca wskazywał, że ktoś pożałuje, że posiada jeszcze zdolności czucia bólu.
Ja tylko prychnąłem i podszedłem do Forasa, który nieraz mnie leczył po walkach z mieszkańcami Podziemia bądź treningach z ojcem. Znajomość ziół i ich zastosowania miał w małym paluszku jak to się mówi. To on polecił mi bym zaczął przeglądać księgi z biblioteki ojca.
-Pomożesz? -zapytałem z miną zbitego psiaka, która działała na najgorszych ludzi ojca.
-Jakżebym mógł odmówić książę -zakpił i posłał mi pełen satysfakcji uśmiech gdy na niego warknąłem -Nie chcesz patrzeć jak twój ojciec wymierza Rosier'owi karę?
-Wykastrowałem go, ośmieszyłem pokazując, że idzie się oprzeć jego mocy i uprzykrzyłem mu życie jak się dało przed tym cholernym oskarżeniem. Nie obchodzi mnie już co się z nim stanie, jestem pewien, że w Tartarze przywitają go z uśmiechem na ustach
*
Do końca dnia nie widziałem ojca. Właściwie nawet nie starałem się o jakieś audiencje czy coś. Mogłem niby wpaść do jego gabinetu po prostu, ale po co? Lepiej wymienić się plotkami ze starymi znajomymi. Potem trening jako,że odzyskałem siły.
Szczerze powiedziawszy unikać ojca i jego małżonki udało mi się przez całe trzy dni. Trzy dni ćwiczyłem, uczyłem się i siedziałem w bibliotece. W końcu ojciec wezwał mnie na poważną rozmowę pod tytułem czemu to pojawiłem się w magiczny sposób na środku jego sali audiencyjnej wyglądając jak trup. Po emocjonującej opowieści i kłótni na temat Luke'a zaszyłem się w swojej sypialni z jakąś starą księgą. Odczuwałem powoli brak towarzystwa żywych ludzi. To zawsze jakoś na mnie wpływało. Tym razem ignorowałem innych i unikałem rozmów. Chciałem być sam. Tego stanu nie polepszyła nowina, że skoro sprawa z Rosier'em się rozwiązała, wolałem nawet nie pytać w jaki sposób, mogłem wrócić do mieszkania tu na stałe. Przez dwa dni rozważałem tą propozycję. Ojciec powiedział, że odda mi wspomnienia zabrane Luke'owi jeśli wrócę. Szantaż idealny. Wiedział, że w jakiś pokręcony sposób zależy mi na brunecie. W ten sposób zapewnia się, że już się z nim nie spotkam. Wiedziałem, że chłopak potrzebuje tych wspomnień. Bez nich, on nie jest do końca sobą, na każdym kroku traci coś niezauważalnego. Zgodziłem się. Dostałem wspomnienia i rozkaz by kazać o sobie zapomnieć po oddaniu ich. Nie tylko Luke miał zapomnieć. Wszyscy którzy mieli ze mną styczność mieli mnie nie pamiętać.
Szóstego dnia, gdy szedłem do gabinetu ojca usłyszałem jego kłótnie z Persefoną. Kłótnie, która zmieniła moją decyzję...
Byłem już prawie przy drzwiach do komnat ojca, gdy przez uchylone drzwi usłyszałem podniesiony głos małżonki ojca.
-On nie może tu zostać! Za każdym razem, gdy patrzę w jego oczy widzę Uriel'a -pod koniec jej głos lekko się załamał.
-To co stało się z Urialem nie prześladuje tylko ciebie, to był również mój syn! Tak samo jak Alex... Nie możemy stracić i go.
-Nie rozumiesz, że ja nie dam rady być widywać go codziennie, mijać na korytarzach wymieniać uprzejmości bądź ignorować?! Mój syn, moje dziecko nawet nie zdaje sobie sprawy, że jestem jego matką! -krzyknęła z rozpaczą w głosie, a ja poczułem jakbym tracił grunt pod nogami. Moja podświadomość wrzeszczała. Czułem się oszukany -I wiesz co jest najgorsze, że on nie może poznać prawdy, której tak bardzo poszukuje bo zginie tak samo jak brat...
Więcej nie potrzebowałem. Wycofałem się i biegiem pokonałem drogę do sypialni. Czułem wściekłość i rozpacz mieszające się jak wzburzone fale morskie. Miałem ochotę coś zniszczy, a potem zwinąć się w kłębek i płakać.
Pakując swoje rzeczy do znalezionej torby myślałem o ironij sytuacji. Zawsze chciałem wiedzieć kim jest moja rodzicielka. Dlaczego mnie zostawiła i inne podobne pytania. Co było w niej takiego niezwykłego, że uwiodła ojca i kim była, ze względu na to jak moje talenty są inne niż normalnych herosów. Potężniejsze, bardziej rozwinięte.
Spakowałem ostatnie księgi i zamknąłem torbę. Biorąc sztylet, który dostałem na pierwsze tu spędzone urodziny naciąłem skórę na kształt pentagramy na obu nadgarstkach i modliłem się o powrót do żywych.
-MUTATIONIS.
*
Wziąłem głęboki oddech siadając prosto. Rozejrzałem się widząc, że jestem w swoim pokoju w Obozie Półkrwi. Koło łóżka pojawiła się torba z moimi rzeczami.
Z mojego gardła wydobył się krzyk wypełniony poczuciem bezgranicznej rozpaczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz