wtorek, 22 grudnia 2015

Rozdział 3

                                                     Alexander

Gdy tylko usłyszałem głos chłopaka w swojej głowie spojrzałem na niego. Był wysokim brunetem o ciekawych ciemno brązowych oczach ze złotymi plamkami. Wyczuwałem od niego wesołą, spokojną energię, która w przeciwieństwie do innych nie bombardowała mnie aż tak bardzo jego odczuciami. Posłałem mu lekki uśmiech i odwróciłem się z powrotem do mężczyzny.

-Chyba nie usłyszałem nazwiska -powiedziałem spokojnym głosem, patrząc mu prosto w oczy.

-Chiron. Opiekun obozu -przedstawił się podając mi dłoń.

-Miło mi -powiedziałem już bez uśmiechu -Chciałbym tylko panu przypomnieć, że pańska decyzja może sprowadzić kłopoty...

-Jesteście młodzi -przerwał mi mężczyzna na co miałem ochotę na niego warknąć -Nic się nie stanie. Jestem tego pewien.

-Niech w takim razie bogowie mają ten obóz w opiece -odparłem z groźnym uśmiechem. Widziałem zdezorientowanie na twarzach innych, nawet na twarzy bruneta ukazała się niepewność. Westchnąłem ciężko -A teraz kiedy wszyscy mam nadzieje już się na mnie na patrzyli wolał bym pójść do pokoju, a nie tracić wciąż krew. -to powiedziawszy ruszyłem do wyjścia, odwróciłem się tylko, gdy usłyszałem ostrzegawcze warknięcie z tyłu -Mefisto! On jest z nami, zostaw. Wybacz Luke, ale ta bestia jest strasznie opiekuńcza. Obiecuję, że raczej ci nie zrobi krzywdy, a teraz chodź stąd, by mogli nas posadzić o zabójczy romans!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz