Alexander
Z każdej strony otaczał mnie las. Każdego innego dnia może byłby to dla mnie uspokajający widok, gdyby nie to, że jakiś potwór zachciał sobie ze mnie zrobić kolacje. Walka skończyła się dość szybko, ale i tak byłem lekko poturbowany i przy okazji wkurzony bo chyba się zgubiłem. Nie ma co, to się nazywa piękne zakończenie dnia.Przeczesałem ręką swoje włosy i z grymasem bólu ruszyłem za Mefisto. Był to młody wilk o czarnym jak noc futrze i szkarłatnych jak krew oczach, który był moim przyjacielem od kiedy byłem dzieckiem. Wierzyłem, że w tej sytuacji pomoże mi w odnalezieniu tego przeklętego obozu.
Zakląłem pod nosem. A mogłem się zachować jak na grzecznego syna przystało i siedzieć w pokoju, ale nie! Po co?! Lepiej tak wkurzyć ojca, że ten karze ci się wynieść i szukać jakiegoś obozu!
Cholerne geny, pomyślałem skręcając w stronę lekko oświetlonego przejścia. Rozglądam się dookoła i stwierdzam, że chyba jestem na miejscu. Wzdycham i z lekkim o ciągnieniem pokonuję bariery chroniące obóz. Prycham z pogardą na brak warty czy jakiejkolwiek innej ochrony poza barierą. Poprawiam wiszący na jednym ramieniu czarny plecak i ruszam w stronę, gdzie wyczuwam najwięcej energii życiowej. Warto było się tego uczyć przez tyle czasu. W drodze do drewnianego podłużnego domku, mijam inne mniejsze, większe budynki oraz boisko do gry w siatkę. W oddali widzę jezioro. Cały teren otacza las.
Staję na drewnianych schodkach i biorę głęboki wdech przywołując przy okazji Mefisto. Gdy otwieram drzwi i wchodzę wraz z wilkiem do pomieszczenia zapada cisza. Wszystkie osoby znajdujące się tu, swoje oczy skierowały na moją osobę. Nienawidzę tego.
No rozumiem, że w lekko podartych i zakrwawionych ubraniach wyglądam dość ciekawie, a wielki wilk jest niezwykłą atrakcją, ale ludzie! Wasi rodzice są bogami, a wy macie niezwykłe moce i walczycie z potworami, więc ja i mój nietypowy wygląd to pikuś.
Jakiś mężczyzna wstał ze swojego miejsca i mogę zobaczyć, że jest na wózku co trochę mnie dziwi choć tego nie okazuję. Sądząc po tym, że wygląda na bynajmniej trzydzieści, czterdzieści lat jest tu chyba kimś w rodzaju opiekuna czy coś. Ruszam w jego kierunku wciąż czując na sobie wzrok innych. Wyczuwam od nich mieszane emocje przez które nie umiem się skupić. Gdy stają przed mężczyzną i wciąż pozostaję główną atrakcją nie wytrzymuję i wiedząc, że moje oczy otacza teraz szkarłatna obwódka krzyczę, piorunując najbliższe osoby wzrokiem.
-Na co się do kurwy nędzy gapicie?! Człowieka nie widzieliście czy co?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz