czwartek, 31 grudnia 2015

TOM II ROZDZIAŁ 20

LUKE

Po obejrzeniu jakiejś komedii z chłopakami poszliśmy na zakupy, bo lodówka zaczęła przejawiać pustki. Gdy wróciliśmy myśleliśmy, że Alex już wróci, ale jego jeszcze nie było. Po dwóch godzinach zacząłem się martwić. 
Nagle w salonie pojawił się Alex. Miał na sobie krew. Nie obchodziło mnie to czy to była jego czy kogoś. Mówił, że idzie na miasto. Okłamał mnie.

-Alex- warknąłem.

-Lu, ja...

-Już się zamknij- przerwałem mu.

Nie miałem ochoty się z nim kłócić. Wyszedłem po prostu i zamknąłem się w jakimś pokoju. Okazało się że była to siłownia. Zdjąłem koszulkę i zacząłem uderzać z całą siłą w worek bokserski.

 
Gdy po paru godzinach już nie miałem siły na żadne ćwiczenia wyszedłem z pokoju. Zignorowałem wszystkich i wziąłem butelkę z zimną wodą. 

Zarzuciłem na siebie moją koszulkę i usiadłem na tarasie patrząc w niebo i głaszcząc Kasjana. Duży wilk położył mi swój pysk na kolanach, a ja zacząłem lekko bawić się jego długą, zimową sierścią.

Siedziałem tak przez parę minut, aż usłyszałem że ktoś wchodzi na taras. Siv usiadł obok mnie i zaczął także głaskać sierść wilka. 

-Po co tu przyszedłeś?- spytałem go.

-Uriel ma pogadankę z Alex'em. Więc postanowiłem przyjść do mojego ulubionego braciszka -powiedział i przytulił mnie bratersko.

Westchnąłem.  

- Sivciu nie mam ochoty na rozmowę- powiedziałem.

- Ale ja nie chce rozmawiać. Ja ci tylko przyniosłem kurtkę, bo się przeziębisz-powiedział i podał mi moją czarną kurtkę. 

Ubrałem ją z chęcią i zacząłem myśleć o wszystkim. Zacząłem przeglądać wszystkie swoje wspomnienia. Prawie każde było o Alex'ie. Gdy przyszedł do jadalni. Gdy mnie uratował w jeziorze. Nasza pierwsza kłótnia, pocałunek... Potem cholerne dwa lata w samotności. Żałuję tego że nie odkryłem wspomnień wcześniej. Teraz zacząłem odczuwać tą pustkę którą zapełni tylko i wyłącznie Alex. Gdy zobaczyłem go w świątyni gdy zabijał z uśmiechem na ustach, byłem oczarowany. Nim. Jego szczęściem. Pasją. Nie obchodziło mnie to że Alex kogoś zabijał. Widziałem jaką sprawia mu to przyjemność. Jego zapał w oczach... Jego śliczne, szkarłatne oczy, błyszczące się swoim blaskiem. Alex nigdy nie dowie się o tym. Niby byliśmy w prawach demonów ze sobą. Niby zachowywaliśmy się jak para, ale nią nie byliśmy. NIE BYLIŚMY. Pogódź się z tym Lu. Alex nie jest typem człowieka, który bawi się w związki na stałe. Jeśli nie ma zamiaru ze mną być, ja nie będę o to błagał. Koniec z Lu który zachowuje się jak napalona dziewczynka! 

Z myśli wydobył mnie dotyk kogoś dłoni na moim ramieniu. Odwróciłem się i zobaczyłem Alex'a. 

PAMIĘTAJ LU CO SOBIE OBIECAŁEŚ!





TOM II ROZDZIAŁ 19

ALEX

Czułem przyjemne zmęczenie biegiem. Utrzymując równe tempo skręciłem w uliczkę prowadzącą do mojego domu. Słońce powoli wstawało pokazując się na horyzoncie. Czułem krople potu spływające mi po plecach. Byłem już prawie przy wejściu, gdy zobaczyłem skradającą się w stronę tyłu domu postać. Uśmiechnąłem się drapieżnie i przyśpieszyłem. Gdy byłem blisko rzuciłem się na postać powalając ją na ziemie. 

-To tak witasz brata niewdzięczniku? -usłyszałem stęknięcie Uriela. Prychnąłem i zszedłem z niego. Pomogłem mu wstać. 

-Co tu robisz? 

-Odwiedzam mojego jedynego brata, który szlaja się po okolicy -odparł przeczesując swoje włosy. 

-Siv jest z tobą? -zapytałem idąc z bratem na taras będący z tyłu domu. 

-Jest z Luke'm od godziny gadają ponoć wyszedłeś o czwartej...

-Chwilę po, a co? -zapytałem otwierając szklane drzwi i kierując się do kuchni. Gdzie siedział Lu i Siv. Pierwszego bez zastanowienia przywitałem całusem w policzek, a drugiemu posłałem powitalny uśmiech. Otworzyłem lodówkę i wyjąłem z niej butelkę wody.

-Nie było cię prawie trzy godziny -odpowiedział. 

-Trochę wypadłem z formy masz rację. 

-Zrobisz mi kawę?- spytał Lu.

Zszedł z krzesełka i podszedł do mnie zawieszając mi ramiona na szyję. Pocałowałem go, a on odwzajemnił to. 

-Uriel ci zrobi ja się idę wykąpać -odparłem z uśmiechem do brata. I zniknąłem z kuchni. 
Wróciłem tam półgodziny później. W pełnym już ubraniu. 



Lu siedział na kanapie razem z Sivem i energicznie o czymś rozmawiali. Uriel za to siedział na fotelu i przeglądał szkicownik Luke'a. Gdy podszedłem do Urielka on szybko zamknął zeszyt i podał Lukey'owi.
-Co chciałeś? Nie dam ci go zobaczyć...- wystawił język.
-Czemu? Im dałeś!
-No widzisz. Diabełki nie mogą oglądać rzeczy Aniołka.

-Czuję się z dyskryminowany to po pierwsze, a po drugie chyba kpisz myśląc, że mój brat jest mniej diabelski ode mnie -powiedziałem.

-Jestem milszy od ciebie -wtrącił się Uriel.

-Chciałbyś klonie -prychnąłem, a mój brat posłał mi promienny uśmiech -A skoro tak wam dobrze to zostańcie tu na trochę ja muszę załatwić parę spraw na mieście.

-Jakie sprawy? -zapytał Luke przyglądając mi się.

-Ważne sprawy -odparłem i za nim, którykolwiek coś powiedział zniknąłem z pomieszczenia.

Pojawiłem się na znanym mi już dziedzińcu świątyni bogini Tanit. Ostatnim razem nie poznaliśmy przepowiedni, a ja i moja ciekawość musieliśmy wiedzieć o co tyle szumu. Nie powiedziałem Luke'woi gdzie idę bo by poszedł ze mną, a tak jest łatwiej. Ruszyłem między kolumnami wspominając słowa Peter'a o uwięzionej wyroczni. Jeśli to prawda to będę miał parę osób do pokonania.

-Panie? -odwróciłem się ze sztyletem już w dłoni. Za mną stały trzy wskrzeszone demony.

-Mówcie mi Lexio -mruknąłem -Co tu robicie?

-Wyczuliśmy, że możesz nas potrzebować -wytłumaczył jeden z nich o szarych oczach i blond włosach wzruszając przy okazji ramionami.

-Dobra nie ważne. Wchodzimy do środka. Zabijamy wszystkich, którzy nas zaatakują oprócz kapłanów, ich oszołamiacie i zostawiacie. Wyrocznia ma być nietknięta. Muszę z nią porozmawiać -z tymi słowami wszedłem do środka. Ruszyłem tym przeklętym korytarzem.
Za nim dotarliśmy do komnaty Wyroczni minęliśmy paręnaście aktywnych pułapek i sługusów Zeusa. W którymś momencie zmieniłem swoją postać przez co od razu szybciej pokonaliśmy przeciwników. Gdy stanęliśmy przed wielkimi drzwiami z misternymi zdobieniami wiedziałem, że jesteśmy na miejscu. Otworzyłem drzwi i od razu musiałem uskoczyć w tył przed atakującym mężczyzną.













Komnata była w kształcie okręgu. Na jej środku siedziała otoczona ludźmi kobieta. Śniada cera i białe włosy przyciągnęły mój wzrok od razu. Do tego wielkie jasno niebieskie oczy prawie wpadające w biel. Na sobie miała luźną białą suknie. Wpatrywała się przez chwilę we mnie i nagle w jej oczach mignęło zrozumienie. Cichym głosem kazała swoim ludziom nie atakować.


                                


Za to ludzie będący tu z rozkazu Zeusa wpatrywali się oszołomieni w moje skrzydła. Miałem zamiar ich zabić od razu, ale przypomniał mi się Luke dający swojemu bratu prawo wyboru przed śmiercią. Postanowiłem również dać tym nieśmiertelnym wybór.

-Zeus was okłamuje -zacząłem spokojnym tonem -Możecie mi nie wierzyć, ale taka jest prawda. Wyrocznie miały być chronione w swych sanktuariach. Miał być zakaz przelewania tu krwi. A co robimy teraz? Zabijamy się bo wasz pan i władca nie chce by dwóch młodzieńców usłyszało przepowiednie, która ich dotyczy. Dlatego nie chcąc w tym miejscu krwi daję wam wybór. Odejdźcie.

Po moich słowach nastała cisza. Na usta Wyroczni wpłynął lekki uśmiech.
Tak oto przez moją wzruszającą przemowę z 28 osób do pokonania zostało 23. Westchnąłem i poprawiłem chwyt na sztyletach.

-Skoro tak to szykujcie się na śmierć -powiedziałem i ruszyłem do ataku. Z pomocą demonów zabicie tych osób nie sprawiło mi żadnego problemu i wyszedłem z tego prawie bez szwanku. Parę ran ciętych, ale nic poważnego. Wbiłem sztylet w brzuch ostatniej ofiary i podniosłem wzrok na całe pomieszczenie. Gdy mój wzrok spoczął na Wyroczni skinąłem z szacunkiem głową. Kobieta wstała i podeszła w moim kierunku, a za nią ruszyli jej kapłani.

-Alexandrze miło cię widzieć w pełni sił -oznajmiła stojąc w lekkim oddaleniu ode mnie -Wiem po co tu jesteś.

-Dziwnie by było jakbyś nie wiedziała -odparłem na co kobieta zaśmiała się.

-Masz rację, Alexandrze. Podejdź -powiedziała wyrocznia.

Zrobiłem to. Ona lekko dotknęła dłonią mojej skroni i przesłała mi przepowiednię. Odsunęła się i lekko uśmiechnęła. 

-Czekają na ciebie -powiedziała. -Uważaj na siebie Alexie.

-Ty również -odparłem z szerokim uśmiechem, ale za nim zniknąłem wpadł mi do głowy pewien pomysł -Moja rodzina zawsze szanowała Wyrocznie i ich talenty. W ramach zapewnienia wsparcia może zechciałabyś przyjąć trzy demony jako swoich nowych kapłanów? W razie problemów mogli by mnie wezwać.

-Będziesz dobrym władcą Alex -powiedziała kobieta.

-Wybacz, ale nie zamierzam za bardzo się w to mieszać. Bycie władcą to nie moja bajka -wytłumaczyłem posyłając jej przepraszające spojrzenie.

-Może jeszcze zmienisz zdanie -oznajmiła z wesołymi nutkami w głosie.

-Wątpię. A teraz wybacz, ale muszę wracać -wyszedłem z komnaty będąc na dziedzińcu dopiero się przeniosłem. Miałem się pojawić w łazience, ale jakaś siła zmieniła to i pojawiłem się w salonie. Naprzeciwko trzech zdenerwowanych mężczyzn.

środa, 30 grudnia 2015

TOM II ROZDZIAŁ 18

LUKE

Zostawiając wiadomość Alex'owi wyszedłem na dwór. Wychodząc za podwórko przeniosłem się do mieszkania Four'a.

-Four! Kumplu kochany! - krzyknąłem w wejściu.

-Co tak krzyczysz? - wyszedł chłopak z pokoju.

-Nudzi mi się i potrzebuję iść na zakupy. A ty dobrze wiesz co  wybiorę, więc...Pójdziesz ze mną białowłosy kumplu? - spytałem.

-Niech stracę - powiedział i ubrał kurtkę moro. -To gdzie idziemy?

-Do mojej ulubionej galerii!

-Aż do Francji? Lu...

-Tak!

Przeniosłem się, a chłopak od razu po mnie pojawił się na miejscu. Poszliśmy najpierw do fryzjera. Moja grzywka spadała mi już na oczy, więc postanowiłem ją podciąć. Po fryzjerze zajrzeliśmy do różnych sklepów z odzieżą i obuwiem. Wybrałem sobie parę koszul, t-shirt'ów, nowe trampki i nike, kurtkę czarną skórzaną i płaszcz. Kupiłem też już prezent urodzinowy Alex'owi. Myślę że mu się spodoba. Wybrałem mu czarny smartwatch, widziałem jak kiedyś biegał.
Sony Smartwatch MN2

 Potem zmęczeni noszeniem wszystkich toreb z zakupami poszliśmy do kawiarni na kawę. Zamówiłem sobie moją ulubioną karmelową kawę, a Four zamówił mocne expresso.

Spojrzałem na wyświetlacz telefonu. Dochodziła już godzina 19. Alex mnie udusi.

-Dobra Four zbieram się bo będę mieć prawdziwe piekło w domu - powiedziałem.

-No okey. Pozdrów Alexa! Papa!

*

Pojawiłem się w salonie. Alex'a w nim nie było. Wziąłem zakupy i położyłem je na łóżku w sypialni. Prezent od razu schowałem za szafę. Bogowie błagam by on tego nie znalazł.
Przeszukałem cały dom, ale go nie było. Postanowiłem zajrzeć jeszcze na dach. Był tam. Zasnął na leżaku. Podszedłem do niego i usiadłem mu na biodrach. Pocałowałem jego usta z chodząc z pocałunkami coraz niżej.

-Jeśli nie jesteś Luke'm lepiej, żebyś spieprzał -wymruczał nie otwierając nawet oczu.

-Nie, nie jestem Luke'm. Jestem twym Aniołkiem - mruknąłem mu do ucha i przygryzłem je.

-Po 19 latach spotykam swojego Anioła Stróża. Nieźle, ale powinieneś być jakiś bardziej niewinny, a nie molestować biedne, śpiące istoty.

-Już ci mówiłem, że daleko mi do niewinności, słodkości i czego tam twoja główka wymyśli...A teraz proszę ze mną iść do domu, bo jest już cholernie zimno, a ty kurde jesteś w cienkiej bluzeczce i spodniach. Idę się od razu wykąpać, więc...

-Więc łóżko jest caluśkie moje -wyszeptał marzycielskim tonem  i otworzył zaspane oczy.

-A kanapa moja - westchnąłem i zszedłem z chłopaka.

-Lu...

-Idę się kąpać!

-Nawet nie myśl, że nie zdaję sobie sprawy z godziny spóźnienia Luke!

-To przez... Chciałem się napić kawy! - powiedziałem.

Prawie się wygadałem że szukałem dla niego prezent. Ale by było. Zszedłem po kręconych schodach na dół i wziąłem szybki prysznic. Podebrałem Alex'owi poduszkę i koc i położyłem się na kanapie. Nagle stwierdziłem że nie chce mi się spać. No i co by tu porobić. Znalazłem w jednej z szafek kartki i ołówek. Usiadłem przy stole i zacząłem rysować.

Na początku wydawało mi się że to tylko jakiś chłopak z głowy, którego może kiedyś spotkałem. Ale po chwili wpatrywania się w portret, uświadomiłem sobie że to mój Diabełek. To był Alex.

-Wiesz, że jest trzecia w nocy kochany? -usłyszałem cichy głos koło ucha.

-Kurwa! - krzyknąłem wystraszony. -Jak możesz mnie tak straszyć! Ty! Wredny! Głupi! Kochany! Diable!

Zacząłem go dźgać  palcami.

-Wdech wydech Aniele -powiedział szatyn składając szybkiego całusa na moim policzku i idąc do kuchni -Też chcesz kawę? 

-Sam mówiłeś że jest trzecia w nocy... - powiedziałem opierając głowę na rękach. -Ale jeśli tak ładnie pytasz, to z chęcią.

-Trzecia w nocy jest idealną porą na kawę -powiedział przygotowując kubki i nagle zaczynając się śmiać -Mój brat ma spaczone poczucie humoru...

Popatrzyłem na niego z pytaniem w oczach. Szatyn pokazał mi dwa kubki biały i czarny. Na białym był napis I'M DEVIL, a na czarnym I'M ANGEL.

Także zacząłem się śmiać. Chłopak podał mi czarny kubek z kawą. Powoli zacząłem ją pić. Najbardziej w kawie doceniam, nie kofeinę czy np. ładny wygląd, doceniam smak. Mocny smak kawy. Przymknąłem oczy i zacząłem się nią delektować. Kocham kawę i nigdy się to nie zmieni.

-Alex?

-Tak, Aniołku?

-Nadal nie potrzebujesz takiego jednego Aniołka w łóżeczku?

-Stęskniłeś się? -zapytał siadając obok i patrząc ciekawie na leżący na blacie szkicownik. Na jego usta wpłynął czuły uśmiech.

Zamknąłem szkicownik i wziąłem go z dala od Alex'a.

-Kanapa nie jest za bardzo wygodna na dłuższe leżenie...

-Kanapy to mają do siebie -odparł wstając i idąc w kierunku sypialni z kubkiem w ręku. Zatrzymał się zanim zniknął - Czekam na ciebie Aniołku...

Uśmiechnąłem się i dokończyłem kawę. Umyłem kubek i poszedłem do sypialni. W ciemnej pościeli widziałem zwiniętego chłopaka.

-Alex?

-Taaak?

-Zamierzasz spać po wypiciu całego kubka kawy? -zapytałem z lekkim rozbawieniem. Wsunąłem się obok niego i po chwili poczułem jak szatyn mnie obejmuje w pasie i przyciąga do swojego torsu.

-A dlaczego by nie? -usłyszałem jego odpowiedź koło ucha i poczułem jak chowa twarz w zagłębienie mojej szyi.

-No bo kawa ma kofeinę. A kofeina przyspiesza pracę serca, dzięki czemu człowiekowi nie chce się spać - wytłumaczyłem jak dziecku.

-Nie jesteśmy ludźmi - powiedział.

-Czyli jestem wyjątkowy, bo na mnie kawa działa...

-Czyli będziesz się wiercił i przeszkadzał mi w drzemce? -zapytał przerażonym szeptem i czułem jak jego usta wyginają się po tym zdaniu w uśmiech.

-Będę udawał że śpię, byś rano mógł się męczyć z obudzeniem mnie...Gdy wreszcie zasnę i będę cholernie śpiący - powiedziałem.

-Jesteś kłopotliwym stworzeniem -mruknął wypuszczając mnie ze swoich ramion -Ale jako, że jesteś moim gościem i partnerem zajmę ci czas przed snem.

Po tych słowach poczułem jego usta na swoich. Mruknąłem zadowolony i wplątałem swoje ręce w jego czarno-białe włosy.

-Niezłe zajmowanie czasu - mruknąłem i teraz to ja złączyłem nasze usta. Chłopak oberwał się ode mnie z uśmiechem na ustach.

-Wiesz możemy coś poczytać równie dobrze, więc...

-Zamilcz - powiedziałem i znów go pocałowałem.

Pocałunkami schodziłem po szczęce do szyi i Jabłka Adama.  Chłopak sapnął kiedy zrobiłem mu malinkę na szyi. Zachichotałem pod nosem i usiadłem okrakiem na biodrach chłopaka.

-Ktoś tu pokazuje pazurki -mruknął tuż przy moich ustach.

-Zawsze je miałem, ale czekały na tego diabła - powiedziałem i zacząłem językiem na jego klatce piersiowej rysować różne wzroki.

-Oh jak słodkooo -jęknął cichutko i był to najpiękniejszy dźwięk jaki słyszałem.

Skrzywiłem się. Mimo, że ON był SŁODKI, to nie popuszczę mu tego.

-Nie będę powtarzał tego więcej... NIE JESTEM SŁODKI!!! - wrzasnąłem i zszedłem z niego z zamiarem opuszczenia sypialni. Przeszkodziły mi w tym umięśnione ramiona i ciepłe usta na karku.

-Nie złość się, nie warto -każde słowo podkreślał pocałunkiem.

-Nie. Jestem. Słodki - warknąłem już ciszej i nadal ignorowałem ciepłe usta chłopaka, które całowały moją szyję.

-Uroczy?

-Nie.

-Dziecinny?

- Spadaj.

-Sexowny?

- Tloskeeee...

-Chyba wrócę do dziecinny -powiedział ze śmiechem. 

-No do SPADAJ razy dwa - powiedziałem.

Chłopak odwrócił mnie w swoją stronę i przytulił. Nigdy mnie tak nie przytulał. Uśmiechnąłem się w duchu i objąłem go. Staliśmy w ciszy, która nie była niezręczna, a wręcz potrzebna.
 W którymś momencie chłopak złożył krótki pocałunek na mojej skroni.

-Mam zamiar iść biegać -oznajmił cichym głosem -Idziesz ze mną czy okupujesz łóżko?

-Jest około czwartej lub piątej... Nie ruszam się z domu, idę spać - powiedziałem i pocałowałem go lekko w usta.

-Leń -mruknął wyciągając z szafy spodnie dresowe. Szatyn ubrał je i adidasy, czekałem aż wciągnie na siebie koszulkę, ale on ruszył do wyjścia.

-Tylko uważaj by cię ktoś nie zgwałcił! - krzyknąłem i wypuściłem powoli powietrze ciesząc się że chłopak nie zauważył prezentu.

*

Siedziałem owinięty w koc na leżaku na dachu. W rękach trzymałem mój szkicownik i ołówek. Z każdą kreską portret przypominał coraz bardziej Alex'a. Może gdy skończę szkicownik dam go szatynowi.

Teraz wystarczy przypilnować szkicownika i będzie super. Owinięty w kokon kocowy ruszyłem do sypialni. Miałem zamiar położyć się wreszcie spać.






TOM II ROZDZIAŁ 16

LUKE

Obudził mnie jakiś trzask i przekleństwa Alex'a. Rozciągnąłem się i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Spojrzałem na siebie w lustrze.  Po ranie już nie było prawie śladu. Pożyczyłem jakieś czarne, dresowe spodnie od Alex'a i z mokrymi włosami poszedłem do kuchni, skąd dochodziły ciche przekleństwa chłopaka. Zaśmiałem się pod nosem. Widzę, że komuś by się przydały lekcję maniery i gotowania. 
Usiadłem na stołku barowym i patrzałem jak Alex skupia się by nie przypalić jajek. 

-Nie musiałeś nic gotować... Nie, że się przechwalam, ale to ja tu jestem lepszym kucharzem.



-Zamilknij albo będziesz głodować -zagroził machając na mnie szpatułką.

-Dobrze diable - powiedziałem i wstałem. -Idę poszukać Kasjana i Mefisto.

Przeszedłem przez salon i wyszedłem na taras. Kasjan i Mefisto wygrzewały się w promykach wiosennego słońca. Podszedłem do nich i podrapałem ich za uszami. Na szyi każdego z nich zobaczyłem obrożę z wiadomością.

Wziąłem je i wróciłem do Alex'a.

-Alexxxxx... Four i Rin napisali do ciebie...A do mnie Siv! - ucieszyłem się i odpakowałem list.

Drogi braciszku!

Myślę że żyjesz jeszcze i masz się dobrze. Zeus zaczął świrować. Ja i Uriel jesteśmy w podziemiach. Słyszałem co się stało z Peter'em. Wuj naopowiadał, że go bezlitośnie zabiłeś, a on chciał tylko pomóc - w co wątpię. Nie przejmuj się Rosie i Chrisem. Podobno wyjechali z Eris gdzieś daleko by ich nie dosięgła wojna, którą chce stworzyć Zeus.
Trzymaj się jakoś! Pozdrów Alex'a!

Wasi kochani - Siv i Uriel

Przeczytałem list na głos.

-Oh Zeusie stąpasz po cienkim lodzie. Moich ludzi się nie tyka -usłyszałem mamrotanie Alex'a. Popatrzyłem na niego, a ten wciąż wpatrywał się w list -Luke słyszałeś o Percym Jacksonie? Musimy go odwiedzić.

-Percy'ego? Kiedyś z nim gadałem... -powiedziałem. -Po co?

-Bo tylko on może wyjaśnić swojemu ojcu, że znajduje się na celowniku Zeusa. Percy jest jedyną słabością swojego ojca. A tak się składa, że pan i władca ma zamiar go usunąć, by zwalić winę na mnie.

-To zaraz wyruszamy! - powiedziałem.

-Najpierw coś kurde zjedz - zatrzymał mnie i posadził na krzesełku.

Wywróciłem oczami i zacząłem jeść jajecznicę. Szatyn zniknął z kuchni by pojawić się po chwili w czarnych obcisłych spodniach, czarnym bezrękawniku przez co widać było jego tatuaże. Na plecach miał swój miecz, a w wysokich do łydki butach ukrył sztylety, których nie zabrakło również przypasanych do paska na biodrach. Podszedł do lodówki i wyciągnął z niej butelkę wody, której się napił. Ja w tym czasie zdążyłem już zjeść i wpatrywałem się w Alexa, który opierał się tyłkiem o szafki i wpatrywał się we mnie z uśmiechem.

-Powiedz kochany Alex'ie, że pożyczysz biednemu Aniołkowi ciuszki - spytałem ze słodkimi oczkami i wyciągniętymi skrzydłami.

-Jak dla mnie możesz zostać tak jak jesteś -odparł z zadziornym uśmiechem.

-Alexxxxxx... - jęknąłem. -Nie będę przed Percym paradował tylko w dresach...A jeśli mnie zgwałci? To co zrobisz? Hmm...?

-Masz mnie -odparł z pokonaną miną -Na łóżku masz przygotowane rzeczy poczwaro!

-Pff...Foch! Ale i tak dzięki!

Zeskoczyłem z krzesełka i poszedłem do sypialni. Na łóżku leżało to samo co ma na sobie, tylko że białe. Założyłem białe spodnie, biały bezrękawnik i czarną kurtkę skórzaną Alex'a. Do tego ubrałem swoje czarne glany i wziąłem swoje sztylety i dwa miecze. Wróciłem do kuchni.

-Aniołek z charakterem -skomentował Alex podchodząc do mnie.

-Chciałbym zaprzeczyć, ale przez te białe skrzydła to już nie mogę... To co przenosimy się?

-Mam ochotę przenieść się twoim sposobem -oznajmił z błyskiem w oku -Jest dość efektowny i chcę wiedzieć jaki kolor mają moje płomyki.

Uśmiechnąłem się.

-No to okey! - powiedziałem. -Złap się mnie.

Chłopak objął mnie w pasie. Dałem mu całusa w policzek i przeniosłem nas. Moje płomyczki miały błękitny kolor, a szatyna czerwone.

-Xander nie mówiłeś, że ktoś cię wreszcie złapał w sidła -odezwał się wesoły głos.

-Percy zajmij się Annabeth, a nie moim życiem prywatnym -odpowiedział Alex po czym puścił mnie i bratersko przytulił szczupłego, szatyna o błękitnych oczach oraz pocałował w policzek blond włosą dziewczynę -Ponoć się znacie w jakimś sensie, ale i tak was sobie przedstawię. Syn Aresa i mój słodki Aniołek, który mnie zaraz zabije, Luke Whitman. Lu to są moi przyjaciele. Percy Jackson, którego znam ze szkoły i przedszkola oraz jego dziewczyna Annabeth Chase.

-Hejka Percy - powiedziałem. -Witam Annabeth - podszedłem do dziewczyny i pocałowałem jej rękę.

-Alex ty nigdy nie byłeś takim dżentelmenem -powiedziała posyłając mi wesoły uśmiech.

-Ja w ogóle nie wiem co oznacza to słowo -odparł chłopak, na co Percy parsknął śmiechem.

-Luke szacun chłopie - zaśmiał się. -Dobra, a teraz mówcie co was tu sprowadza?

-Nasz wspólny krewny -powiedział Alex z poważną miną patrząc na błękitnookiego.

-Zeus? -zapytał z westchnieniem Percy.

-Dokładnie. Wyśle po ciebie swoich ludzi. Chce pozbyć się każdego kto ma większą moc. A ty jako syn Posejdona jesteś na tej liście. Potem pozbędzie się również twojego ojca by nie mógł mu zaszkodzić -wyjaśnił Alex -Każde zabójstwo będzie teraz zrzucał na mnie by mieć większe poparcie.

-Powiem ojcu o tym. Kto jeszcze chce się zabrać na Olimp?

-My też mamy tam parę spraw, więc Lu czyń honory - powiedział Alex i ukłonił się.

-Teraz ci się zebrało na etykę? - westchnąłem. -Podać rączki proszę.

-Luke robisz wszystko cichaczem i znikasz jak najszybciej -mruknął Alex zanim zniknęliśmy. 

-Tak diabełku.

I przeniosłem nas na główny korytarz. Na szczęście nikogo tam nie było.

-Widzimy się w domu, Alex - powiedziałem i zniknąłem, by pojawić się w pokoju.



TOM II ROZDZIAŁ 17

ALEX

Szybkim krokiem przemierzałem korytarze by znaleźć się w części gdzie znajdował się gabinet Zeusa. Czując, że znajduje się tam wraz z jaką osobą wyjąłem sztylet i otworzyłem drzwi. W środku stał wuj kłócąc się z jednym z poddanych ojca, gdy mnie zobaczył ucichł.

-Stęskniłeś się za swoim ulubionym bratankiem? -zapytałem z kpiną -Nie ładnie podburzać ludzi kogoś innego przeciwko swojemu władcy. 

-Nie wie co czym mówisz.

-Ah czyli pojmanie wyroczni i wysługiwanie się mieszkańcami podziemia to też nie ty? A złamanie umowy?

-Nie złamałem żadnej umowy morderco -oburzył się Zeus.

-Pamięć szwankuje? Umowa była jasna wuju. Ja nie sprzymierzam się z Luke'm by podbić Olimp i odebrać ci władze, a ty zostawiasz go w spokoju. Wytrzymałeś dwa lata, więc co zmieniło twoją decyzję?

-On sprzymierzył się z demonem! Podstępem kazał oddać swoje wspomnienie i zabił swojego brata!

-Zacznijmy od początku -powiedziałem chłodnym tonem -Zawarł umowę z demonem, ponieważ chciał mnie pojmać i sprawić bym nie zabijał. Nie widzę nic co by ci zagrażało. Wydobycie wspomnienia. No cóż, to były jego wspomnienia miał prawo wziąć je z powrotem. I dalej nic ci nie zagrażało. Zabicie brata było przez to, że nas zaatakowałeś. Dał mu wybór przed śmiercią, który Peter zignorował. To ty doprowadziłeś go do krawędzi życia i śmierci. To przez twoje wybory on chce cię zniszczyć. To ty doprowadziłeś do wojny, która się rozpęta Zeusie.


-To wszytko to kłamstwo! Straż!

Do pokoju weszło dwóch strażników. Moje usta opuścił zimy śmiech.

-Myślisz, że dwóch da radę mnie pokonać? Nie żebym się przechwalał, ale czuję się niedoceniony wuju -powiedziałem i wyciągnąłem drugi sztylet. Pokonanie straży Zeusa zajęło mi chwilę, którą wykorzystał Zeus. Mężczyzna, gdy ja kończyłem walkę z drugim strażnikiem rzucił w naszym kierunku piorunem. Nie zdążyłem na bardzo uniknąć złotego pocisku w konsekwencji z mojego lewego ramienia zaczęła spływać krew, a ja traciłem czucie w lewej ręce.  Puściłem martwego strażnika, który oberwał mocniej ode mnie i podszedłem do Zeusa.

-Zadarłeś ze złą osobą wuju -powiedziałem i chwytając przerażonego demona za ramię zniknąłem w szkarłatnych promieniach.

*

Do domu wróciłem półgodziny później, gdy upewniłem się, że demon nie zdradzi mojego ojca. Starałem się cicho dostać do łazienki, by opatrzyć ramię lecz gdy już przy niej byłem usłyszałem za sobą Luke'a.

-Widzę, że nie tylko ja mam uważać. Alex coś ty znów zrobił? -posłałem mu oburzone spojrzenie.

-To nie ja! Nie moja wina, że wujowi zachciało się rzucać piorunem w moją piękną osobę...

-Yhymmm... Czyli to wuj nie zrobił uniku?

-Już cię nie lubię -powiedziałem -Gwoli wyjaśnienia cios w plecy ciężko odeprzeć.

-Czy ja wiem...Jesteś Furią, demonem i bogiem...Czy ja wiem czy tego się nie da nauczyć?

-Śpisz dzisiaj sam dupku -mruknąłem wchodząc do łazienki o srebrno-granatowych płytkach.

-Pff... Przeżyję! Gorzej z tobą! - krzyknął.Wystawiłem głowę za drzwi i popatrzyłem na niego.

-A co ma mi się niby stać w łóżeczku?

-Brak ciepełka ode mnie, brak misia, samotność... Wymieniać dalej?

-Mefisto jest towarzyski, mięciutki i ciepły...Wymieniać dalej? -zapytałem ze złośliwym uśmiechem na wargach.

-Pff...Tylko mnie z nim nie zdradzaj -skrzywiłem się na to oraz lekko rwący ból w ramieniu.

-Dokończymy tą rozmowę później Aniołku -mruknąłem i chciałem zamknąć drzwi.

-Ja już ją skończyłem - powiedział i wyszedł z sypialni. Zamknąłem się w łazience i skupiłem na przyjacielu. Chwilę potem przede mną pojawił mój niebiesko włosy znajomy.

-Alex co tym razem?

-O co wam dzisiaj chodzi?! -spytałem zirytowany.

-Wiesz... Nie wyglądasz zbyt dobrze - powiedział. Posłałem mu wściekłe spojrzenie.

-Dzięki wielkie! Miło mi to słyszeć. Jestem tylko ciekaw jakbyś ty wyglądał po ataku jednego z najsilniejszych bogów i utrzymywaniu się przez godzinę przytomnym.

-Nie jestem głupi by z kimś takim zaczynać. A teraz siadaj i pokazuj rękę!

-Mam ci nią pomachać przed twarzą? -zapytałem siadając na brzegu wanny. Mężczyzna spojrzał na mnie z miną mówiącą bym się wreszcie zamknął.

-Zaraz sobie pójdę - warknął.

Jęknąłem.

-Przecież cię nie wyrzucam AŁ! -wrzasnąłem, gdy Foras zaczął przemywać ranę jakimś paskudztwem -Możesz być delikatniejszy idioto!

-Nie - pokazał mi język. -A gdzie Lu? Jak się czuje?

-Hmm...LU?!?!?! -wrzasnąłem tak głośno jak tylko mogłem. Srebrnooki odskoczył ode mnie przytłoczony moim wrzaskiem. 

-No...Luke... - powiedział skrzywiony. -Ten którego leczyłem.

-Tak wiem, ale nie wiem gdzie jest oprócz tego, że raczej w tym domu lub jego okolicach, a czyje się zmęczony tym wszystkim.

-To byś go wspierał -posłałem mu chłodne spojrzenie.

-Bo w ogóle tego nie robię tyko idę na zabójcze herbatki rodzinne, masz racje.

Demon się zaśmiał. Opatrzył mi ramie.

-Niekiedy po prostu wystarczy być, a niekiedy trzeba powiedzieć, że się kogoś wspiera.

-Od kiedy to ty taki uczuciowy? Ominęło mnie coś?

-Oh zamknij już się Alex! - powiedział i odsunął się. -To ja już wracam. Przemyśl sobie to co ci powiedziałem.

-Pozdrów resztę -odparłem patrząc na obandażowany biceps -I dzięki za pomoc. Chociaż byłeś niemiły. Tak troszku.

Gdy mężczyzna zniknął opuściłem łazienkę. I ruszyłem do kuchni. Na stole leżała kartka.

Alex!
Poszedłem się przejść, wrócę do godz. 18.
Luke

Westchnąłem. Wziąłem sprawną ręką butelkę coli i ruszyłem lekko kręconymi schodami na dach.  Słońce lekko grzało, więc położyłem się na czarnej leżance, której ostatnio nie zauważyłem. Przymykając zmęczone oczy i upajałem się chwilą spokoju.

                                 

TOM II ROZDZIAŁ 15

ALEX

Nie wróciliśmy na Olimp, bo to było teraz ostatnie miejsce, w które bym się udał. Już Tartar wydawał się milszym i bezpieczniejszym miejscem. 
Tak więc znalazłem się w pięknym domku na obrzeżach Londynu. Był to prezent od Uriela, który stwierdził, że dostanę swój prezent urodzinowy trzy tygodnie wcześniej. Wszystkie pomieszczenia były utrzymane w spokojnej tonacji. Oczywiście przeważała czerń. Podziękowałem mu i szybko przeniosłem tam swoje rzeczy.
Evry zniknął zaraz po tym jak Luke zasnął w mojej sypialni.  


 Ja za to siedziałem na dachu przy znajdującym się tam basenie. Położyłem się na plecach obok niego na przygotowanym tam najwyraźniej przez mojego kochanego Urielka kocu. Na sobie miałem tylko spodnie dresowe, więc czułem przyjemnie chłodny wiaterek na rozgrzanej skórze. Obok mnie leżał Mefisto i Kasjan. Wpatrywałem się w rozgwieżdżone niebo starając się wymyślać co robić dalej. Zeus złamał swoją część obietnicy z przed dwóch lat. Więc czy ja mam dotrzymać swojej? 
Poczułem jak Lu kładzie się obok mnie. Położył mi głowę na ramieniu. 
Czułem od niego miłe ciepło. Nie oddałbym tego za żadne skarby świata. 
-Kocham cię Alex- powiedział swoim lekko zachrypniętym głosem. -Nie obwiniaj Evry'ego o to, że mnie nie ochronił. Gdy mnie zaatakował człowiek Zeusa otoczyłem się barierą. Zdjąłem ją dopiero, gdy leżałem na ziemi z nożem.

-Może cię to zaskoczy, ale nie obwiniam go -odparłem obejmując go i wsuwając dłoń pod jego koszulkę zacząłem kreślić tylko sobie znane wzorki -Albo inaczej. Już nie.

-Nie? A jeszcze dwa dni temu skakaliście sobie do gardeł... -powiedział. -Alex, gdy nabiorę sił przeniesiemy się na chwilę na Olimp. Muszę wziąć swoje rzeczy, a przy okazji zobaczyć co z moją rodziną. Peter zdradził, ale może Rosie, Chris i Siv są mądrzejsi. 

-A jak się czujesz?- spytałem go pochylając się nad nim.

-Wykończony życiem... Chciałbym choć na chwilę od tego wszystkiego uciec.

-Ten dom jest tak zabezpieczony, że nikt tu nie wejdzie bez mojej wiedzy. Możemy na parę dni tu zostać i odpocząć, gdy będziesz gotów pójdziemy na Olimp. Tu weźmiesz swoje rzeczy, a ja utnę sobie treściwą pogawędkę z wujem. 

-Tylko masz uważać - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

-Tak jest, Aniele - powiedziałem za co oberwałem w ramie. -Za co?!

-Wiesz dobrze za co...- powiedział. 

Nagle na jego spokojną twarz wpełzł złośliwy uśmiech.

-Co z nowu wymyśliłeś?

-Popływamy? Gorąco mi...

-Alex jest zimno. Ty idź może do lekarza... -zanim chłopak zdążył dokończyć podniosłem go jak pannę młodą i z małego rozbiegu wskoczyłem do oświetlonego basenu.

Lu pierwszy się wynurzył. Założył mi ręce na szyję i zaczął się śmiać.

-Ty głupi jesteś... Rana mi się jeszcze do końca nie wyleczyła, nawet nie spytałeś się o to wariacie - lekko pocałował mnie i przygryzł wargę.

-Skoro tak stawiasz sprawę to czemu mnie nie powstrzymałeś? A jak coś się stanie? Rana się się otworzy... Już wynocha z basenu!

-Haha... Alex ty nawet nie dałeś mi dojść do słowa -powiedziałem.

Posadziłem go na brzegu basenu.

-Jakbyś kiedykolwiek miał problem z przerwaniem mi -skomentowałem kąśliwie. Wyszedłem na chwilę jeszcze z basenu by wziąć koc i okryć nim plecy Luke'a. Po tej czynności na nowo wskoczyłem w chłodną toń.

-Aleeexxxx... Jeszcze mi nie powiedziałeś na czym polegał ten rytuał dzięki któremu jeszcze żyje... -tak mnie to wybił z rytmu utrzymywania się na powierzchni, że się na chwilę podtopiłem. Gdy wynurzyłem się zacząłem lekko kaszleć.

-A co chcesz wiedzieć? -zapytałem ostrożnie podpływając do niego i opierając brodę na jego kolanach.

-No wszystko... Alex powiedz.

-Tylko nie złość się -szepnąłem podnosząc na niego wzrok -To był specjalny rytuał małżeński. Demony korzystały z niego, gdy chciały zjednoczyć się duchowo ze swoim partnerem życiowym. Ty jesteś teraz moim partnerem. Połączyłem nasze życia ze sobą. Nasz moce i nasze dusze. Więź jest nie do zerwania chyba, że któryś nas umrze. 

-Co? Alex! I gdybym się nie zapytał to nawet nie miałeś zamiaru mi powiedzieć?! - chłopak wstał. -Właśnie wszystko się zaczęło od ukrycia prawdy, a ty tak samo teraz chciałeś postąpić?

Chłopak przeczesał palcami włosy i przymknął oczy. Cicho westchnął.

-Miałeś się dowiedzieć później. Nie chcę na ciebie naciskać. Ten rytuał jest bardziej znaczący dla mojej natury niż dla ciebie -powiedziałem siadając na brzegu i po chwili patrzenia w wodę zamknąłem oczy by dokończyć myśl -Nie mogę cię zdradzić bądź dotknąć innej osoby z podtekstem seksualnym, ponieważ więź odczuje to jako zdradę ciebie i mnie unicestwi...

-Więc po co to zrobiłeś?

Brązowowłosy usiadł obok mnie wpatrując się w niebo.

-Byś nie nie zostawił -odparłem -Bez tego byś umarł...

-Przeze mnie jesteś teraz zmuszony tylko do mnie... 

-Jakoś przeżyję -powiedziałem i objąłem go w pasie. 

Miał chłodną skórę. Wziąłem go na ręce i skierowałem się do salonu. 

-Obejrzymy jakiś film?- spytał Lu.

-Jeśli to nie będzie jakieś romantyczne gówno to chętnie -odparłem kładąc go na sofie i samemu zajmując obok niego miejsce.

-Mówiłem już że wole komedie i horrory... Choć tego drugiego mam na jakiś czas dość- powiedział.

Zaczął przerzucać kanały, aż trafił na Alicję w Krainie Czarów. Luke z lekkim uśmiechem odłożył pilota, potem zadowolony najwyraźniej z siebie rozłożył się na całej sofie kładąc głowę na moich kolanach.

-Żartujesz Aniołku?

-Nie - uśmiechnął się. -Tam jest Johnny Depp!

-Zdradzasz mnie z nim? -spytałem oburzonym tonem.

-A co zazdrosny? - uśmiechnął się. -Tylko Alex, my nawet nie jesteśmy razem...

-Według twoich norm, nie. Ale według tego co dzieje się w społeczeństwie demonów jesteśmy jak narzeczeni -odparłem nagle zmęczony tym wszystkim. 

-To nie wiem czy mam się cieszyć czy płakać... - westchnął Lu. 


Nie odezwałem się już więcej. Luke w połowie filmu zasnął, więc wziąłem go na ręce i przeniosłem do sypialni. Sam sprawdziłem zabezpieczenia i poszedłem do łazienki, a potem sam wsunąłem się do łóżka i zasnąłem.


wtorek, 29 grudnia 2015

TOM II ROZDZIAŁ 14

LUKE


Parsknąłem śmiechem na pytanie Alex'a. Ten był już w ruchu rzucając się na jedną z postaci, która nieprzygotowana na tak nagły atak z jego strony miała po chwili poderżnięte gardło. Patrzyłem jak Alex energicznie się podnosi i kopniakiem posyła jedną z postaci na ziemię. Wesoły uśmiech nie schodził mu z ust przy zabijaniu kolejnych dwóch osób. Co było najzabawniejsze chyba to to, że oprócz szatyna i jego ofiar nikt się nie ruszał wpatrując się w śmiercionośnego Lexio.

-Luke ja wiem, że jestem wspaniały, ale rusz swój tyłek i poślij tych zaślepionych idiotów na tamten świat -to mówiąc sprawnym, wyćwiczonym gestem przejechał po szyi jakiegoś mężczyzny. Jego słowa jakby obudziły wszystkich z transu i każdy ruszył do ataku.


-Tak kochany - powiedziałem .

Trzech mężczyzn ubranych w szkarłat pobiegło na mnie. Zaśmiałem się i skierowałem ręce w ich stronę. Wyleciały z nich błękitne płomienie na kształt ostrzy. Już po chwili cała trójca leżała martwa. Zacząłem atakować następnych wbijając im miecze w serca lub podcinając gardła. Już po chwili nikogo nie było.

Zrobiłem smutną minkę.

-Mało ich...

-Dokładnie 37 dusz i Peter -odpowiedział Alex podchodząc do jednego z trupów. Chwilę potem usłyszałem niezwykle rozwiniętą mieszankę przekleństw.


-Co się stało?! - spojrzałem na niego zaskoczony.

-Pieprzony Zeus wysługuje się moimi ludźmi -odpowiedział z miną zbitego szczeniaka, który ma zamiar kogoś zaatakować.

Podszedłem do Alex'a i spojrzałem na ciało. Był to jeden z demonów.

-Zeus kurwa przekroczył granicę...Zabiję tego skurwiela - powiedziałem i zacząłem iść w stronę wejścia do świątyni. - Ruszycie się czy mam wysłać zaproszenie?!

-Raz anioł, raz diabeł... - jęknął Evry.

-Zapamiętam to Evry!

-Idź z Evrym, a ja do was dołączę za chwilę -powiedział Alex zmieniając kolor oczu i wyciągając jakiś dziwny sztylet -Możliwe, że dłuższą chwilkę, ale dołączę.

Spojrzałem na chłopaka, ale się zgodziłem. Szliśmy z demonem korytarzem. Było zbyt cicho.

-Czy tylko mi się ten korytarz kojarzy z jakimś horrorem? - spytałem demona, ale jego nagle nie było. - Co jest?!

Zacząłem się rozglądać. Stałem w małym pokoju. Wszystkie ściany były pokryte lustrami. Poczułem dotyk czyjejś ręki na ramieniu. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem całego we krwi Alex'a.

-Co ci się stało? - spytałem.

-Ty mi to zrobiłeś - sapnął i upadł na kolana.

-Ja?

Spojrzałem na swoje ręce. Były całe w JEGO krwi. Przestraszyłem się nie na żarty. Widziałem strach i smutek w jego oczach. Klęknąłem obok niego.

-Ja...Alex... - nie umiałem żadnego zdania porządnie skleić.

I nagle poczułem ciepło. To nie było przyjemne ciepło. Widziałem wbity nóż w mój brzuch. Alex się śmiał. Nie! To nie był Alex! To był jakiś sługus Zeusa. Dałem się nabrać! W ustach poczułem metaliczny smak własnej krwi.

Mężczyzna zniknął, a ja znów byłem na tym samym korytarzu. Byłem otoczony jakby barierą. Evry próbował się przez nią dostać do mnie, ale nie potrafił.

Ostatnimi siłami zdjąłem barierę i straciłem przytomność. Czułem, że podbiega do mnie demon i bierze mnie na ręce. Czułem, że Alex idzie właśnie w naszą stronę. Słyszałem ich krzyki. Potem już nic. Cisza i ciemność.

ALEX


Udało mi się użyć daru nekromacji na trzech demonach. Potem prawie opadłem z sił. Co mnie zdziwiło to to, że zmienił się ich wygląd. Z obrzydliwych stworów w urokliwych młodzieńców w moim wieku. Kolejna nowinka? Zostałem ich władcą. Nie jestem do końca pewien o co chodzi, ale rozmyślania o tym przerwała mi fala emocji Luke'a. Coś złego się stało. Czułem to.
Wstałem szybko z ziemi i pobiegłem w kierunku wejścia do świątyni, gdzie powinny się znajdować pokoje wyroczni. Biegłem korytarzem, gdy nagle ujrzałem Evry'ego z nieprzytomnym Luke'm w ramionach. Chłopak miał nóż wbity w brzuch. Poczułem ogarniającą mnie rozpacz i wściekłość.

-Miałeś go chronić! Mówiłeś, że zapewnisz mu bezpieczeństwo! Obiecałeś to do cholery! -wrzasnąłem podchodząc do przerażonego demona. Miałem gdzieś, że ujawniłem to jak wyglądam w całkowitej postaci Lexio oraz aurę mojej mocy.

-J-Ja nie mogłem -wymamrotał wpatrując się w bruneta. Czułem jak jego energia życiowa słabnie.

-Czemu go nie uleczysz? Czemu siedzisz i nic nie robisz?! On umiera do cholery! -poczułem bardziej niż zobaczyłem pojawiające się za mną wskrzeszone demony.

-Nie mam mocy by go uleczyć, a ty też nie masz tego daru aż tak rozwiniętego -oznajmił i podniósł na mnie swoje czarne oczy, które wypełniał teraz smutek. Brawo Lu, przeponałeś do siebie jednego z najbardziej dupkowatych demonów -Luke umiera. A my nie możemy tego powstrzymać...

-NIE! -ryknąłem. Zabrałem mu ciało bruneta i przycisnąłem do piersi -Lu nie możesz. Nie po tym wszystkim co przeszliśmy. Nie możesz mnie zostawić...

-Panie? -zapytał niepewnie jeden z ocalałych. Spojrzałem na niego szkarłatnymi oczami wypełnionymi łzami -Jeśli ten chłopak jest z tobą powiązany w jakiś uczuciowy sposób możesz go ze sobą związać.

-Wytłumacz -warknąłem patrząc na niego z czymś na kształt nadziei.

-W dawnych czasach taki rytuał przechodziły małżeństwa. Łączyli swoje moce, talenty, życia i dusze -wyjaśnił patrząc na mnie uspokajającymi niebieskimi oczami -To jest chyba jedyny sposób by ten chłopak przeżył. Zostanie twoim partnerem życiowym.

-Co mam zrobić? -zapytałem choć w głowie miałem pytanie czy w ten sposób nie zawrę małżeństwa z nieprzytomnym Lu oraz co wszyscy się uwzięli na tego PARTNERA?!

-Przetnij wnętrze swojej lewej dłoni -wymamrotał niespodziewanie Evry -Następnie narysuj swoją krwią na wewnętrznych stronach dłoni Luke'a, sercu i czole odpowiednie symbole runiczne. Będziesz wiedział jakie. Jeśli Luke przyjmie cię jako swojego partnera symbole zaświecą się i znikną, a na waszych przedramionach pojawią się takie same tatuaże.

Zrobiłem to co kazał. Wyjąłem sztylet i naciąłem trochę za mocno skórę. Podniosłem rękę i prowadzony impulsem zacząłem rysować. Na lewej dłoni pojawiła się runa Ziu (skupia i ukierunkowuje energię by nadać jej właściwy kierunek), na prawej dłoni Sol (przynosi leczniczą moc i ciepło słońca), na czole Kenaz (jest runą wiedzy, zrozumienia, nauki i nauczania. Pozawala nam na bardziej przejrzyste spojrzenie na sprawy, w których uczestniczymy) i na sercu Wendhorn   (przypomina nam, że musimy doświadczać dobra i zła). Patrzyłem jak oczarowany na krwawe symbole na bladej skórze Luke'a. Przez chwilę nic się nie działo. Już miałem rozpaczać, że to wszystko na nic, gdy runy zalśniły biało-szkarłatnym blaskiem. Poczułem pieczenie na plecach i prawym przedramieniu lecz nie zwracałem na to uwagi wpatrując się w lewe przedramię Luke;a gdzie pojawił się niezwykły tatuaż.  

Tatuaż Luke'a i Alex'a
Poczułem, że oddech Lu się uspokaja i normuje. Runy zniknęły. Spojrzałem na jego spokojną, bladą twarz. Jego oczy lekko się uchyliły i wyszukał mnie wzrokiem.

-Alex... - powiedział cichutko i lekko uniósł kąciki ust w małym uśmiechu.

-Już dobrze Lu. Wszytko będzie już dobrze... - powiedziałem i mocno go przytuliłem go siebie.

-Wracajmy już - powiedział Evry. -Musi dostać coś na wzmocnienie i na duży brak krwi. Alex?

-Tak, wracajmy.



TOM II ROZDZIAŁ 13

ALEX


Lodowata woda spływała po moim ciele budząc mnie na tyle, że z wczorajszego upicia został tylko lekki ból głowy.
Z ręcznikiem na biodrach wróciłem do pokoju. Ubrałem bokserki rozmyślając co należy zrobić, gdy przypomniałem sobie jak Ares wspomniał o przepowiedni. Musiał poznać jej treść. A skoro Zeus nie chciał by ktoś ją poznał to pewnie wszyscy którzy ją znali nie żyją. A jakby tak...
Zapominając, że jestem  samych bokserkach przeniosłem się do pokoju Luke'a.

*

-Lukey!

Chłopak leżał na łóżku w samych bokserkach. Obok niego leżał Kasjan który już się obudził. Brązowo włosy mruknął coś nie zrozumiale i nadal spał. 

 -Chciałem być miły, ale skoro tak -mruknąłem i po chwili wydarłem się na całego -LUKE DO CHOLERY JASNEJ PODNIEŚ TEN ZGRABNY TYŁEK Z POŚCIELI!

Reakcja była natychmiastowa. Chłopak podskoczył zaskoczony i wiedziony instynktem rzucił we mnie sztyletem. Zrobiłem zgrabny unik i lekko już zirytowany doskoczyłem do bruneta przyszpilając go swoim ciężarem do łóżka.

-Tak witasz gości słodziutki?

-Weź zmęczony jestem a ty mnie budzisz o... która jest?

- Dziesiąta rano - powiedziałem przygryzając mu lekko ucho.

Lu odwrócił się na plecy, a ja usiadłem mu na biodrach. Wysłał mi zaspany uśmiech.

-To po co budzisz mnie w ten nudny poranek?

-Potrzebuję byś wezwał Evry'ego. Normalnie zrobiłbym to sam, ale teraz jest pod twoimi rozkazami.

Spojrzał na mnie.

-Po co?

-Bo może znać odpowiedzi na moje pytania. Jego przeszłość sięga do pewnej wyroczni, która mnie interesuje -wyjaśniłem.

-Chodzi o naszą przepowiednie? Dobra...-westchną i wyślizgnął się spode mnie.

W jego prawej ręce pojawił się płomień z którego w powietrzu narysował mały pentagram.

-Evry potrzebuję cię - powiedział cicho. Czarnowłosy demon pojawił się i na mój widok zmrużył podejrzliwie oczy.

-Oh nie rób takiej miny nie zabiję cię teraz -mruknąłem wstając.

-Teraz? -Spytał z kpiną. -Co chcesz Lu?

Podszedł do Lu i dotkną jego policzka.

-Nie Lu, a ja i trzymaj ręce przy sobie -warknąłem -Wyrocznia bogini Tanit. Interesuje mnie gdzie są ruiny świątyni. 

Demon spiorunował mnie wzrokiem i odwrócił się w stronę bruneta.

-Powiedz nam to - Luke potwierdził moje słowa i demon jęknął przeciągle.

Odsunął się od brązowookiego i zaczął rysować z powietrzu mapę. Wyszczerzyłem się radośnie.

-Ahoj przygodo! Zabezpieczenia są wciąż aktywne? Bo wiesz nie mam zamiary iść sobie spokojnie i nagle BUM jakieś latające, ostre przedmioty. Dodatkowych dziur w ciele nie potrzebuję -wyjaśniłem.

-A skąd mam wiedzieć? Wyglądam ci na wróżkę? -spytał demon. Już otwierałem usta, gdy zmieniłem zdanie.

-Jeśli już ktoś tam był mógł połowę zniszczyć, ale i tak będzie trzeba być ostrożnym- powiedział Lukey.

Spojrzałem na niego.

-Ja nic nie mówiłem że ty też jedziesz...

-A ja cię nie prosiłem o zgodę. Jadę i koniec -posłałem mu niezadowolone spojrzenie.

-A jak coś ci się stanie? Kanibalistyczni mieszkańcy czy głodne, dzikie zwierzęta? -zapytałem i ponad ramieniem Luke widziałem rozbawioną minę demona.

Luke uniósł jedną brew w górę.

-Serio Alex? Stać cię na więcej... A teraz idę się ubrać, a wy w tym czasie proszę się nie zabijać, dźgać, ciąć i co wam jeszcze do głowy przyjdzie -powiedział.

 Więc z braku opcji zaczęliśmy piorunować się wzrokiem.

-To też odpada. Alex. Evry. Proszę - spojrzał na mnie słodkimi oczami.

-Może zostaniesz treserem demonów kochany? Siad, waruj, turlaj się...

-Alex!

-No co? Patrz na Evry'ego! On się śmieje -odparłem wskazując na trzęsącego się ze śmiechu demona. Luke posłał na obrażone spojrzenie -Oh nie złość się. Evry jesteś złym demonem, złym!

-A ty to co? -zakpił mężczyzna. Posłałem mu wesoły uśmiech.

-Ja nie jestem do końca demonem. A teraz Luke ubierz się, a ja zabieram Evry'ego by się ubrać i jak wrócimy masz być gotowy. Bierz tyle broni ile chcesz. Evry zapraszam do mojej sypialni.

-Czemu on nie może zostać tu albo zniknąć?

-Ponieważ nie ufam mu -na niezadowoloną minę Luke'a wytłumaczyłem -Ty możesz w nim doszukiwać się dobra, ale ja wiem swoje.


-Jesteś po prostu zazdrosny!- zaczął się śmiać.

Rzuciłem w niego poduszką, którą miałem pod ręką, ale chłopak już zniknął za drzwiami.

-Będziesz miłym demonkiem prawda? -zapytałem podchodząc do Evry'ego.

-Dla ciebie? Nigdy- powiedział siadając na parapecie.

-Nie siadaj tylko rusz się bo idziemy...

-Nie mam na kontrakcie by cie słuchać Lexio -policzyłem w myślach do dziesięciu starając się wymyślić powody dlaczego go nie zabić.

-Spokojnie...Nie zabijesz go teraz, bo może się przydać -mamrotałem do siebie -Jako tarcza albo worek treningowy. Tak, dokładnie...

-Już masz jakieś objawy paranoi? Lu o tym wie? A może wolisz mu nie mówić? Nadal się obwiniasz. Nigdy z nim nie będziesz, bo się o niego za bardzo martwisz. Ja w przeciwieństwie do ciebie mógłbym zapewnić mu bezpieczeństwo.

-Czy się obwiniam? Jak cholera, bo Lu nie powinien tak cierpieć. Czy z nim będę? Nie ode mnie to zależy lecz od niego. Nawet jeśli wybrałby ciebie byłbym tym razem przy nim wspierając go. Bo w przeciwieństwie do ciebie nie jest on moją chwilową zachcianką...

-No cóż może zachcianką, ale jaką... Sam musisz się przyznać że na jego widok kolana miękną, jest wyjątkowy. Pomyśleć, że jeszcze nie cały rok i posmakuję tej pięknej duszy... -za nim zdążył coś dodać moja pięść poznała bliżej jego twarz.

-Po moim trupie -warknąłem.

Demon spojrzał na mnie krwistymi oczami. Zaczął się psychicznie śmiać.

-Myślisz, że o tym nie pomyślałem? -zaśmiał się. -Jeśli ktoś lub coś będzie chciało ochronić duszę Lu przed oddaniem mi, Luke straci całą swoją moc. Będzie zwykłym nieśmiertelnikiem... -zaśmiał się już ciszej. -A wtedy już będzie łatwo odebrać mu duszę.

-Oh ja nie będę nawet próbował jej chronić, a wiesz dlaczego? -zapytałem również zmieniając kolor oczu i posyłając mu złowróżebny uśmiech -Bo łatwiej będzie cię po prostu zabić. I zrobię to z czystą rozkoszą choćbym musiał potem znieść nienawiść Lu to to zrobię.

Usłyszałem, że drzwi się uchylają i do pokoju wchodzi brunet. Szybko spróbowałem się opanować i zanim się do niego obróciłem moje oczy miały już zwyczajną barwę. 

-Miło Alex że go nie zabiłeś teraz...Evry dzięki że sądzisz, że jestem wyjątkowy, ale mam zamiar zostawić na miejscu swoją duszę, bo mam dla kogo.

Przypomniały mi się słowa Lu gdy mówił że nie ma nikogo, dla kogo warto zostawić dusze. Czyli przemówiłem mu do rozumu? Brawo dla mnie wrzeszczcie coś mi wyszło...Chwila. Skąd Luke...
 Nagle zacząłem się śmiać jak dziecko.

-Lukey hah uwielbiam cię hah -wysapałem do zdziwionego chłopaka, a potem już lekko opanowany (wciąż chichotałem pod nosem) zwróciłem się do osłupiałego demona -A ty dupku zacznij się obawiać zemsty tego seksownego bruneta! Ale nie martw się to ja cię zabiję.

Demon lekko zbladł, a Lu uśmiechnął się. 

-Uczeń przerósł mistrza -powiedział. -A teraz za tego seksownego bruneta to bym ci coś zrobił, no ale musimy się zbierać. Evry idź z Alex'em i niech się ten wariat ubierze. Gdy będzie gotowy macie obaj żywi i cali zdrowi wrócić. A teraz idźcie me wierne psy!

-Porozmawiamy kiedyś o przezywaniu mnie -powiedziałem -A teraz choć demonie podziwiać mój zgrabny tyłek w pełnej klasie, ale trzymaj łapy z daleka bo nie ręczę za siebie.

*

Godzinę później ubrani w stroje bojowe i obładowani bronią, przy pomocy Evry'ego przenieśliśmy się prosto do lasów w Kartaginie.

Posąg bogini Tanit w Kartagińskich lasach
        

Cały dzień zajęła nam wędrówka przez las. Na szczęście na naszej trasie nie było jak na razie żadnych pułapek. Byłem pewien, że zmieni się to, gdy będziemy już w ruinach świątyni. Jedyne co mi nie pasowało w tej wędrówce? Cholerny Evry i gorący klimat. 
Gdy zaczęło się ściemniać rozbiliśmy nocleg. Dopiero, gdy słońce pojawiło się znowu na horyzoncie wznowiliśmy wędrówkę. Na naszej drodze pojawiały się różne zwierzęta lecz sprawnie je omijaliśmy. 
W końcu dotarliśmy do sanktuarium poświęcone Tanit. Był w nim otoczony rzędem kolumn dziedziniec i podłoga wykładana mozaiką, przedstawiającą jej symbol. Gdzieniegdzie znajdowały się wizerunki bogini często przedstawianej jako wojowniczka brodząca po kolana we krwi. Przy sanktuarium stały też kamienne łaźnie z rzeźbionymi siedziskami i podłokietnikami dla gości.

-Wszystko świetnie, ale czemu to wszystko nie wygląda jakby miało ileś tam lat? Nikogo tu nie było od kiedy wysłannicy Zeusa wszystkich wybili. Włącznie z wyrocznią. Tu powinny być ruiny -mamrotałem do siebie rozglądając się podejrzliwie.

-Nie mylisz się Alex'ie. Ale czemu Zeus miał by kazać nam zabić tak cenną wyrocznię? Wystarczało ją pojmać i mieć wszystkich kapłanów dla siebie - przemówił do nas jakiś człowiek.

Miał na sobie szkarłatną pelerynę z obszernym kapturem zasłaniającym mu twarz. Głos miał znajomy. Aurę też poznawałem, ale bez zobaczenia jego twarzy nie byłem w stanie powiedzieć kto to. Lu wyjął sztylety i stał gotowy na ruch przeciwnika. Evry stał z tyłu i nie przejmował się tym, jakby wiedział, że jego nie ruszą.

-Kim jesteś? - spytał Lukey.

-Kimś kto ma zamiar was zabić za wiedzę... - powiedział i ściągnął kaptur.

Naszym oczom ukazał się Peter - brat Lu. Brązowowłosy zbladł na samą myśl, że będziemy musieli z nim walczyć.

-P-Peter? Czemu?

-Nie pozwolę byś ze swoim chłoptasiem przejął Olimp. To Zeusowi należna jest władza nie wam.

-A sądzisz tak bo twój pan i władca tak powiedział? Gościu zdradzasz rodzinę -oznajmiłem z pogardą w głosie.

-Luke masz jeszcze wybór... Przepowiednia nie musi się spełnić - powiedział brat Lu.

-Ja już wybrałem - warknął i zaczął atakować brązowookiego. Wiedząc, że nie powinienem się w to mieszać odsunąłem się do tyłu obserwując walkę braci. Ruchy Luke'a były wyważone, ale widziałem, że coś go przytrzymuje przed pokonaniem brata. Wiedziałem, że to będzie go męczyć. Musi zabić przecież członka rodziny. Kogoś komu ufał. Walka była zacięta, ale wygrana już od początku była po stronie Luke'a. Więc gdy stał za klęczącym bratem ze sztyletem przy jego szyi nie zdziwiłem się. Ale Lu nie zadał ostatecznego ciosy od razu.

-Ja tobie też daję wybór... Możesz teraz zginąć lub skończyć być matołem i wybrać dobrą stronę.

-Dobrą stronę? - zakpił. -Lukey twoja dobra strona właśnie robi najwięcej kłopotów. To właśnie po waszej dobrej stronie są mordercze demony i inne stwory. To właśnie twój chłoptaś zabił najwięcej ludzi!

Widziałem jak Luke'owi drgają ręce. Nie zrobi tego. On nie potrafi zabić go.

-Luke... - zacząłem.

-Zamknij się! - krzyknął. -Nie masz prawa zdradzać własnej rodziny! Nie masz prawa mówić mi z kim mam być i gdzie! Nie masz prawa żyć!

Zrobił to. Po sekundzie na ziemię upadło martwe ciało Peter'a. Chłopak schował sztylet i poprawił włosy. Jego oczy miał kolor pięknego złota. Nie było w nich łez czy żalu. Była tylko złość i miłość skierowana w moją stronę.

-Lu. Ty świecisz -powiedziałem zduszonym tonem patrząc z zafascynowaniem na białe światło otaczające postać bruneta. Już wiedziałem czemu gdy u mnie się to działo Erynie były takie oczarowane. No cóż z tą różnicą, że mnie otoczyło migające szkarłatem i czernią światełko, a u Lu to była oślepiająca biel. Zamknąłem na chwilę oczy by po otworzeniu ich ujrzeć zdumionego Luke'a z parą śnieżnobiałych skrzydeł wystających zza pleców.

                  http://s5.favim.com/orig/69/ash-stymest-angel-boy-Favim.com-629052.jpg

-Lu ty masz skrzydła - powiedziałem oczarowany widokiem bruneta.

-Chyba ci się pomyliły filmy... Powinno być "Ty masz nos!"... - zaśmiał się Luke. Podszedłem do niego kręcąc głową.

-Niszczysz każdą chwilę godną komedii romantycznej Aniele -mruknąłem stojąc prawie przy nim.

-Zawsze wolałem horrory i komedię - powiedział. -Ej... Jak to schować?

-Po prostu o tym pomyśl -odparłem z uśmiechem i pochyliłem się by lekko musnąć jego usta po czym odchyliłem się zadowolony jego westchnieniem.

Już chwilę po tym jego skrzydła się schowały.

-Ej gołąbeczki! Mamy towarzystwo! - przerwał nam Evry. Odwróciłem się do postaci w płaszczach z diabelskim uśmiechem. Wyciągnąłem dwa sztylety i stanąłem w pozycji do ataku.

-To kto ma ochotę na zabawę?

 


poniedziałek, 28 grudnia 2015

TOM II ROZDZIAŁ 12

LUKE


Jedyna osoba od której się dowiem prawdy będzie ojciec. Jeśli nie po dobroci to siłą, ale powie. Wszedłem do jego pokoju. Zastałem go tam czytającego jakieś runy.

- Ojcze... -zacząłem.

Ares podniósł powoli głowę i spojrzał na mnie. Od razu się uśmiechnął i przerwał wcześniejszą czynność.

- Luke, jak miło cię widzieć, całego i zdrowego! Jak się czuje Alex?

- Dobrze. Masz odblokować mi TO wspomnienie... - spojrzałem.

Nie bezie to łatwe go przekonać by to zrobił. Lecz już nie potrafiłem żyć w tym kłamstwie. Nie dawałem rady żyć bez tego wspomnienia. Ono miało za duży wpływ.

- Lu. Nie mogę. Już ci to mówiłem - powiedział.

- Przestań choć na chwilę być zaślepiony zasadami Zeusa! Oddaj mi to wspomnienie! Tato, ja już nie daję rady... To wspomnienie miało jakiś wpływ na moją psychikę, a teraz to zaczęło mi doskwierać. Oddaj mi je proszę.

Ojciec smutno westchnął.

- Zawszę byłeś inny od swoich braci i siostry. Mądrzejszy, silniejszy, sprytniejszy. Wiesz dlaczego?

Zaprzeczyłem ruchem głowy.

- Bo masz cechy nas obu. Jesteś wrażliwy i czuły dzięki matce, ale też masz trudny i zawiły charakter dzięki mnie. Jest o tobie i Alex'ie przepowiednia. Nie pamiętam już jej dobrze. Zeus usunął ją wszystkim bogom z pamięci i zabił tą wyrocznię która to przepowiedziała. Przez to wspomnienie Lu nie będziesz sobą. To wspomnienie cię zniszczy... Nie chcę tego widzieć Luke.

- Ja muszę to wiedzieć - powiedziałem.

Przytuliłem ojca. Gdy się nie spodziewał zraniłem go swoim sztyletem z trucizną prawdy.

- Przepraszam - powiedziałem.

Kazałem ojcu usiąść i odblokować to wspomnienie. Zrobił to. Odblokował je.
Nie wiem czy kiedykolwiek widziałem coś gorszego. Zgwałcono mnie... Demon który chciał zemścić się na Alex'ie, zgwałcił mnie.

Pobiegłem do swojego pokoju i wziąłem zimny prysznic. Stojąc w lodowatym strumieniu wody próbowałem o niczym nie myśleć. Było to cholernie trudne, gdyż przed oczami nadal widziałem Alex'a. Założyłem na siebie tylko bokserki i wyszedłem z łazienki.

Usiadłem na łóżku i zapaliłem papierosa. Łzy zaczęły uciekać mi z oczu, a ja nie miałem zamiaru ich powstrzymać.

Lu płaczący z papierosem

 Zaciągnąłem się papierosem i spojrzałem na komodę. Był tam poskładany strój Alex'a. Muszę go mu oddać. Starłem mokre policzki i wypaliłem papierosa. Ubrałem czarne skórzane spodnie i czarną koszulę ze srebrnymi szyciami.

Pojawiłem się w pokoju chłopaka ze strojem.

Siedział na parapecie i był pogrążony w myślach.

-Przyniosłem Ci strój Alex - powiedziałem nie ukazując emocji. Chłopak nie odwrócił się do mnie.

-Rzuć gdziekolwiek -wymamrotał opierając czoło o szybę.

Położyłem mu go na łóżku.

- Czemu jesteś przygnębiony? - spytałem podchodząc i siadając obok niego opierając swoją głowę tak jak Alex o szybę.

-Bo ty cierpisz choć tego nie okazujesz -wymamrotał i podniósł do ust do połowy opróżnioną butelkę whisky. 

Spojrzałem na niego. Zmienił się. Przeszedł zbyt dużo jak na takiego nastolatka.

- Trochę się zmieniłem od tego wspomnienia Alex. Nie zmienię tego co się stało wtedy, ale nie zamierzam się przez to mazać tygodniami i upijać jak w twoim wypadku... - wziąłem niezaczętą jeszcze przez chłopaka butelkę whisky. -...nie w samotności.

Wypiłem połowę butelki. Czułem przyjemne ciepło w moim gardle od alkoholu. 


-Wychlałeś ją do połowy?! Jak mogłeś? Teraz zostały mi tylko...hmmm -zaciął się lekko -A trzy! I ja się nie marzę ani nie upijam!

- Ale masz zamiar się upić. No chyba nie przyniosłeś tych butelek do postawienia jako dodatek. Masz zamiar je wszystkie wypić. A to mój drogi Alex'ie oznacza upijanie się - powiedziałem.

Zeskoczyłem z parapetu. Zakręciło mi się w głowie i upadłem na kolano.

-Lu?

-Nic mi nie jest - warknąłem. -Przestań w końcu do cholery przejmować się tylko mną. Spójrz na siebie. Jak ty wyglądasz? Jak kupka nieszczęść.

Wstałem i usiadłem na łóżku chłopaka. Miałem ochotę zwymiotować. Kręciło mi się w głowie i bolał mnie brzuch.

-Co do cholery było w tej butelce?! - warknąłem i poczułem że zaraz zwymiotuje.

Pobiegłem do łazienki i upadłem na kolana przed toaletą. Zacząłem wymiotować krwią.

-Co jest?!
 
-Luke błagam powiedz, że sprawdziłeś czy butelka eee jej zawartość nie była czymś na szprycowana -usłyszałem jego głos, a potem poczułem jak klęka obok mnie i uspokajająco gładzi moje plecy.

Znów zwymiotowałem. Najbardziej bałem się tego, że krwią.

-Alex... Błagam... Sprawdź to cholerstwo - powiedziałem i znów miałem okropny dreszcz i odruch wymiotny.

-Cholerna whisky -mruknął wychodząc. Po chwili usłyszałem jak klnie, przemieszcza się i wpada zdyszany do łazienki -Wypij to i najlepiej zatkaj nos bo sam zapach zwala z nóg.

Wziąłem małą szklaną fiolkę z jakąś breją i zatykając nos wypiłem na raz. Miałem ochotę tym zwymiotować, ale się powstrzymałem. Zjechałem zmęczony po ścianie i usiadłem na ziemi.

-Dziękuje - cicho powiedziałem zachrypniętym tonem.

Chłopak usiadł obok mnie, a ja położyłem głowę na jego nogach. Zaczął lekko tłamsić moje brązowe włosy, a ja przymknąłem oczy. Okropnie się czułem, ale widziałem że to już nie sprawa trucizny w alkoholu.

Zacząłem cicho szlochać.

Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę. Ciszę wypełniał mój płacz. Po wylaniu tylu łez czułem się trochę lepiej. Gdy tak leżałem tępo wpatrując się w płytki łazienkowe Alex podniósł się i wziąwszy mnie na ręce ruszył do sypialni, gdzie położył mnie na łóżku i okrył kołdrą, sam zaczął ogarniać mini bałagan w pokoju.

-Muszę wracać - powiedziałem. Szatyn spojrzał na mnie zza drzwiczek szafy i pokiwał lekko głową nic jednak nie mówiąc.

Próbowałem się podnieść. Na drżących nogach podszedłem do chłopaka. Zawiesiłem ręce na jego szyi i pocałowałem dolną wargę.

-Wiesz że cię kocham? -spytałem.

-Obiło mi się o uszy -odparł ze smutnym uśmiechem.

Lekko się zaśmiałem.

-Dobranoc, życz mi szczęścia -powiedziałem.

-Czemu?

-Bo dźgnąłem ojca nożem. Pa!

Pojawiłem się już w swoim pokoju. Zablokowałem swój pokój i mógł do niego tylko wejść Alex i Kasjan. Położyłem się na łóżku.

Na skraju przytomności usłyszałem ciche: dobranoc Lu. I zasnąłem.



TOM II ROZDZIAŁ 11

ALEX

Patrzyłem z fascynacją na promienną postać Luke'a zapinającą jedną z moich koszul. Ta miała grafitowy odcień i pasowała do jedynej pary białych spodni jakie były w mojej szafie. Ja miałem na sobie za namową Lu zieloną koszulę i czarne spodnie. Już chciałem coś powiedzieć, gdy ktoś zapukał do drzwi i wszedł do środka.

-Książę pański ojciec prosi ciebie i twojego partnera na obiad do jadalni -powiedział oficjalnym tonem demon po czym się wycofał.

-O bogowie...-wyszeptałem przerażony na co Luke dostał głupawki -To nie jest śmieszne!

-Jest! Od dziś jestem twym partnerem! - zaśmiał się, ale widząc poją ponurą minę dodał. -Oj nie martw się! Będę mało wybredną księżniczką! A teraz prowadź na obiad mój książę!

                                                                         
                                                                              *

 Gdy weszliśmy do jadalni przy stole zapanowała na chwilę cisza. Widziałem Uriela wymieniającego uśmiechy z Siv'em. Rin pochylającą się by wyszeptać coś do ucha Four'a oraz Persefone i Hadesa wbijających swój wzrok we mnie i Luke'a, który szczerzył się radośnie.

-Długo was nie było -skomentował mój ojciec, gdy siadaliśmy.

-Mieliśmy dwa lata do nadrobienia. Szczególnie przez to, że Uriel zablokował mi wspomnienia o Alex'ie, nie dawno dopiero je odzyskałem - powiedział Lu siadając na wolnym miejscu obok Uriela.

Mi zostało tylko miejsce między nim, a ojcem. Myślałem, że temat jest już zakończony więc wziąłem szklankę z wodą i wziąłem duży łyk, gdy odezwał się ojciec.

-Nadrabianie straconego czasu skończyło się wymianą ubrań? -spytał podnosząc jedną brew do góry. Ja za to zacząłem się krztusić ku uciesze niektórych osób.

Lu lekko poklepał mnie po plecach.

-Pożyczyłem ubrania Luke'owi, gdyż nie wziął swoich na zmianę. Co w tym dziwnego? - spytałem.

-Hmm...Pomyślmy. To że wychodząc całowaliście się, potem spaliście w jednym łóżku, nigdy nie wstajesz tak późno, więc COŚ musieliście robić, a do tego dochodzą te ciuchy i wasze genialne humory. Wymieniać dalej braciszku?

-Uriel nie każdy jest jak kotka w rui jak ty -syknąłem -Do tego nie zrobił bym TEGO od tak po tym co się stało dwa lata temu...

-Co? To ma związek z tym wspomnieniem? - spytał zainteresowany moją wypowiedzią brunet.

-Lu nie drąż tego tematu -powiedziałem czując, że za chwilę mogę się załamać psychicznie -Proszę.

Chłopak spojrzał na mnie. Odsunął od siebie talerz i wstał.

-Lu? - spytałem. -Dokąd idziesz?

-Szukać prawdy Alex - powiedział i zniknął w tych jego błękitnych płomieniach.

-Kurwa -warknąłem i również wstałem -Naprawdę musiałeś?! Dobrze wiesz, że coś jest między mną, a Luke'iem! Chcesz to na papierze?! Mam ci składać raporty z każdego spotkania?!

-Alex uspokój się -wtrącił się mój ojciec.

-SPOKÓJ?! On się kurwa załamie jeśli pozna prawdę!-skierowałem się do wyjścia z myślą, że muszę znaleźć jakiś mocny alkohol -Nie chcę nikogo dzisiaj widzieć!

W drodze powrotnej do pokoju zahaczyłem o barek ojca skąd wziąłem parę butelek whisky. 



TOM II ROZDZIAŁ 10

 LUKEY


Obudziłem się o wschodzie słońca. Nie spodziewałem się tego, ale Alex był przytulony do mojego brzucha. Spojrzałem na niego. Nie miałem zamiaru go budzić więc stwierdziłem że jeszcze trochę poleżę. Nauczyłem się przydatnej rzeczy od Evry'ego i miałem teraz ochotę to przetestować.
Lekko dotknąłem ręką jego głowy i wypowiedziałem odpowiednie słowa w łacinie.
Jeśli się udało Alex powinien mieć jakieś przyjemne sny i nie myśleć o tym co się stało z demonami.
Przymknąłem oczy. Leżałem tak parę minut, aż zasnąłem.

Poczułem lekkie muśnięcie na ustach, potem na szczęce i na samym końcu na szyi. Mruknąłem z aprobatą. Na mokre liźnięcie otworzyłem oczy. Zauważyłem pochylającego się nade mną Alex'a.

- Zawsze się tak kleisz do ludzi z rana? -szepnąłem mu do ucha. Szatyn odsunął się na chwilę by usiąść na moich biodrach z lekkim uśmiechem.

- Tyko do osób, które wyznają mi miłość -odparł i na mają minę wyszczerzył się radośnie.

- Słyszałeś jednak - powiedziałem i położyłem głowę tak by była oparta o ścianę.

- Ja wszystko słyszę -odparł z błyszczącymi oczami.

Zaśmiałem się i położyłem ręce na jego szyi.

-Nie rób tego już nigdy więcej - powiedziałem. -Nawet nie wiesz jak ja się wtedy martwiłem, gdy zobaczyłem cię nieprzytomnego.

-Nie planowałem tego. Było ich po prostu troszku za dużo...

Lekko uniosłem się. Dzieliło nas parę milimetrów. Spojrzałem się w jego oczy. Zdziwiłem się, tym że chłopak miał szkarłatne oczy.

- Zezłościłeś się?

- Co?

- Masz czerwone oczy -chłopak popatrzył na mnie. Widziałem jak drgają mu kąciki ust.

-Nie wiesz kiedy zmieniają mi się oczy hm? 

-Jakoś nie miałeś okazji mi się pochwalić - powiedziałem. -To oświecisz mnie?

-W większości przypadków masz rację złość, furia wywołują zmianę. Lecz są też inne emocje, przez które następuje zmiana. Strach, przerażenie oraz...-pochylił się i wyszeptał mi do ucha -...podniecenie.

Przygryzłem wargę, a chłopak śledził wzrokiem każdy mój ruch. Lekko oblizałem usta.



Chłopak już pochylał się by mnie pocałować, ale ja miałem coś innego w planach. Szybko zniknąłem w niebieskich płomyczkach, które nie zostawiły po sobie śladu.

- Co jest kurwa?! - krzyknął zdziwiony Alex.

Byłem w pokoju, ale zablokowałem swoją aurę i stałem się niewidzialny. Kolejna sztuczka której nauczył mnie demon.

- To może pokażesz mi jak się bawisz w kotka i myszkę? - spytałem, od razu zmieniając pozycję. Szkarłatne oczy spoczęły na sekundę na mnie, a na usta szatyna wpłynął kpiący uśmiech.

-Tak się bawisz? A co powiesz na celibat z mojej strony kochany?

- Nie wytrzymał byś ze mną i w celibacie - powiedziałem i lekko palcami musnąłem mu bokserki, oczywiście od razu oddalając się. Chłopak natychmiast nabrał powietrza.

-Z tobą nie. Masz racje, ale może pójdę do zakonu -gdybał siadając po turecku  na środku łóżka.

Parsknąłem śmiechem. On? W zakonie? Dla kogo? Dla młodocianych zabójców?
Nie zwróciłem uwagi, a chłopak już stał obok mnie lekko mnie obejmując. Patrzył w moją stronę tymi szkarłatnymi oczami. Dreszcz zimna mnie oblał.

- Mam cię - uśmiechnął się.

- To było nie fair! Jak byś mnie nie rozśmieszył, to bym wygrał! -zaśmiałem się kiedy chłopak zaczął mnie łaskotać.
Pojawiłem się kiedy poczułem jego ciepłe usta na mojej szyi.

-Lukey nie licz, że syn boga podstępu i sprytu będzie grał fair -mruknął przy mojej szyi.

- Nie dziwię się że Evry tak ciężko mnie uczy - powiedziałem, a chłopak od razu się na mnie spojrzał.
Jego wzrok z wesołego zmienił się od razu na poważny.

-Musisz też zapamiętać, że wszystko ma swoją cenę. A demon nigdy nie mówi całej prawdy...

-Jak ty... - mruknąłem i usiadłem na parapecie który był za mną. - A ja już i tak nie mam nikogo kto by za mną tęsknił. Ares... Ciągle powtarza że coś robi dla mojego bezpieczeństwa, a on tylko potrafił mi zablokować jakieś tam wspomnienie. Afrodyta... Tsa, tej kobiety mam dość. Przez 17 lat się nie odzywała do mnie. Siv ma Uriela, Rosie ma tam jakiegoś chłopaka, a Peter i Chris przejmują się tylko Zeuskiem...

-A Alex nie istnieje i to jego duch próbował cię chronić -mruknął szaty podchodząc do mnie. Jego na powrót zielone oczy wpatrywały się we mnie z troską i niepokojem -Co do twojego ojca musisz zrozumieć, że zależy mu na tobie, ale potęga Zeusa i go nie oszczędziła.

- Wiesz myślałem, że Alex nie istnieje - powiedziałem poważnie opierając czoło o chłodną szybę.

-Jakbyś się tym przejął -mruknął szatyn.

-Przejąłem się... Ale "niekiedy trzeba zamknąć oczy i wyobrazić sobie inną rzeczywistość". Zawarłem kontrakt tylko przez to że chciałem odzyskać ciebie, Alex'ie.

-Odzyskałeś mnie za cenę swoje cholernej duszy Lu. Odzyskałeś kogoś kto nie zdołał cie ochronić. Kogoś kto jest mordercą i to lubi. Straciłeś cząstkę duszy na osobę, która nie jest tego warta...

-Masz zakaz myślenia o tym w ten sposób - spojrzałem na niego. -Oddałem cząstkę duszy za kogoś kogo kocham. To jest tego warte.

-Wierz, że nie pozwolę byś za rok stracił tą cząstkę? -zapytał z całą szczerością i udręką w oczach.

-Jak masz zamiar to zrobić? Podpisałem kontrakt i zrobił mi już tatuaż. Na dodatek oddał mi swoją moc.

-Więcej wiary w Lexio kochany. W 1/3 jestem demonem, 1/3 furią i 1/3 bogiem. Już moja w tym głowa, że wszystko w tobie zostanie na miejscu -odparł całując moją skroń.

- Że wszystko zostanie we mnie na miejscu? - parsknąłem śmiechem... Chyba zepsułem tą spokojną chwilę. - Przepraszam, ale Alex! Jak to zabrzmiało!

Usłyszałem jego parsknięcie.

-A byłeś kiedyś taki niewinny, a teraz paczcie państwo jakie myśli pojawiają się w tej głowie!

- Ja byłem niewinny? - zacząłem się śmiać.




-Jak spałeś -potaknął -Taki słodki i niewinny! Ja różowy jednorożec!

Od razu z poważniałem. Wstałem i spojrzałem na niego.
- Ja. Nie. Jestem. Słodki - warknąłem i z każdym słowem wbijałem mu palec w klatkę piersiową.

-Widziałeś się w lustrze? -zapytał z uśmiechem -Jesteś słodziutki. Do schrupania.

-Pff... - fuknąłem na niego i poszedłem do łóżka przykrywając się cały.
Ciekawe czy jestem "słodki" gdy ignoruje go?

-Idę się wykąpać, a ty nie zasypiaj kochany -powiedział ze śmiechem znikając za drzwiami prowadzącymi do łazienki.

Chłopak nagle szybko wrócił z łazienki i zerwał ze mnie koc. Złapał mnie w pasie i przerzucił sobie przez ramię.

- Ej! Puszczaj! Alex! Proszę cię! Puszczaj! - zacząłem się śmiać jak wariat z głupawką i szamotać się na wszystkie strony. - Alexxxxxxxxxxxxxxx...

-Lubisz zimną wodę? Bo ja kocham...

-Alex!!! -ryknąłem, gdy lodowata woda spotkała się z moją skórą. Szatyn postawił mnie tak, że oparłem się o ścianę, a większa część wody leciała właśnie na niego. Jego radosna mina ostudziła moje zapały na zabicie go. Gdy połączył nasze usta mogłem powiedzieć, że zimne prysznice są moimi ulubionymi.

-Będziesz mi musiał pożyczyć ciuchy - mruknąłem między pocałunkami.

-Chętnie cię zobaczę w moich ubraniach - powiedział i znów złączył nasze usta, schodząc powoli na szyję.

-Coś stwierdziłem, że polubię zimne prysznice -chłopak mruknął aprobująco koncentrując się teraz na mojej szyi. Miał do tego cholerny talent.

-Masz na sobie za dużo ubrań jak dla mnie.

-Też mi się tak wydaję. Nie za bardzo mi w nich wygodnie - powiedziałem. Posłał mi olśniewający uśmiech.

-Sądzę, że wiem jak temu zaradzić -odparł ściągając moją koszulę i rzucając ją za siebie.  Chwilę później ten sam żywot podzieliły spodnie i bokserki. Staliśmy tak wpatrując się w swoje nagie ciała. Z psotnym uśmiechem zbliżył się opierając swoje czoło o moje. Złożył lekki pocałunek na moich wargach by potem poruszać się leniwie w dół.

                               


Jego usta badały każdy skrawek mojego ciała w leniwej pieszczocie.