niedziela, 31 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 45 CZ.II

ALEX
Wstałem wcześniej by poszukać jeszcze księgi, w której widziałem naszyjnik. Czułem, że odpowiedź mam pod nosem.
Westchnąłem zamykając kolejną książkę. Wziąłem ostatnią, którą wytypowałem. I oczywiście znalazłem to czego szukałem.
Naszyjnik z kamieniem granatu. bla, bla, bla Symbolizuje ochronę duszy. Wzmacnia i ochrania właściciela. bla, bla, bla. Cała strona opisu jego właściwości... Kamień granatu miał symbolicznie oznaczać Persefonę, która jako żona Hadesa miała władzę nad duszami i starała się je chronić...
-Moja rodzina jest popieprzona -mruknąłem wstając z zamiarem odwiedzenia matki. Co z tego, że jest piąta rano?

*

Otworzyłem drzwi prowadzące do komnat ojca.

-Rodzice, wasze kochane dziecko przybyło! -wrzasnąłem. I patrzyłem na podskakujące ze strachem postacie.  

-Alex? Co ty tu robisz tak wcześnie? - spytała się Persefona. Posłałem jej chłodny uśmiech.

-Zdobywam informacje. Co wiesz o Colinie i czemu się nim opiekowałaś. Czemu dałaś mu swój naszyjnik? -kobieta posłała mi zaskoczone spojrzenie po czym westchnęła kuląc się na łóżku.

-Skąd...?

-Odpowiedz.

-Po śmierci Uriela i twoim zniknięciu w podziemiach pojawił się nagle chłopiec. Nikt go nie znal i nie wiedział kim jest. Zajęłam się nim, a gdy dowiedziałam się jak traktowany był na "obozie w Olimpie" nie potrafiłam go zostawić... Wiedziałam, że w nie mógł zostać w Podziemiach, wiec ukrywając jego dusze demona i dając mu naszyjnik zaprowadziłam go na Olimp do przyjaciółki. Alex'ie skąd go znasz?

-Szkole go. -odparłem beznamiętnym tonem. -Nie wiesz o nim nic więcej? Który z rodziców to demon? 

-Nie mam pojęcia... Lecz musiał być to ktoś bliski Zeusowi. Traktowali go jednak łagodniej niż inne dzieciaki...

-Dlatego przeżył...-szepnąłem i ignorując spojrzenia rodziców ruszyłem po pomieszczenia gdzie wisiało drzewo genealogiczne. Odszukałem Zeusa i spojrzałem na spis jego dzieci. Kurde ten gościu mógłby zainwestować w jakieś środki antykoncepcyjne.

-Alex?

-Nie mam czasu ojcze -burknąłem.

-Wiem, że jesteś wściekły za to, że jestem przeciwny twojemu poświęceniu...

-Nie jestem wściekły. Bardziej zawiedziony. Myślałem, że będziesz mnie wspierać. Że zrozumiesz, że Luke jest ważniejszy od cząstki mojej duszy, która powinna być zabrana przez rytuał.

-Rozumiem, że ci nad nim zależy...Ale Alex jesteś władcą, masz rodzinę jak i poddanych. To jest zbyt ryzykowne synu.

-Życie to ryzyko -powiedziałem odwracając się do Hadesa. Przeczesałem włosy dłonią -Jeśli unikałbym niebezpieczeństw to Zeus wciąż by żył i krzywdził osoby, które też połowicznie są związani z podziemiem. On ich wszystkich zabił. Jeśli jakieś jeszcze dziecko boga i demona zostanie skrzywdzone będzie to wypowiedzeniem mi wojny. Dotyczy to też naszych ludzi.

Ojciec przemilczał moje słowa. 

-Czego szukasz? 

-Jestem prawie pewien, że któreś z rodziców Colin było dzieckiem Zeusa. Pewnie był wściekły za to, że jego dziecko spłodziło potomka z demonem. Więc była to też osoba, która umiała go udobruchać. 

-Hm... Kallisto? Wiele razy słyszałem od Zeusa; gdy jeszcze w miarę dobre były nasze relacje; ze romansuje z Kallisto bo "musi zapłacić za niegodny czyn".

-Niegodny czyn -powtórzyłem z furią w głosie. -Poproś Pers...mamę by się z nią skontaktowała i ją do mnie przysłała. Do wieczora będę w domu Luke'a w Anglii, a wieczorem dopełniam kontraktu Lu.  Nie wiem jak to się potoczy, ale będę nieprzytomny do czasu, gdy zbudzi się Lukey.

*

Siedziałem w salonie w domu Luke'a czytając księgę z biblioteki ojca, gdy usłyszałem podniesione głosy. Chwilę później zobaczyłem wesoło rozmawiających chłopaków. Wyglądali na zmęczonych. Ciekawe ile kazał im przebiec Evry.

-Cześć młodzieży -powiedziałem wracając do księgi.

Wszyscy biorąc picie z lodówki rozsiedli się na kanapach. Obok mnie rozsiadł się uśmiechnięty Nexus.

-Co z Lu?

-Wciąż nieprzytomny. -mruknąłem zapisując ciekawe zdanie w zeszycie, który leżał obok.

Do pokoju wszedł wkurzony Evry. Spojrzałem na niego zainteresowany.

-Potwory! Wy diabły! Za grosz szacunku! Ja wam dam na kolejnym treningu nauczkę!

Parsknąłem. 

-Co się stało Evry?

-Co?! Przywiązali mnie do drzewa!!! I zobacz na moje biedne włosy!!! Są zielone!!! Nie obchodzi mnie, że Luke was lubi! Ja was uduszę! -patrzyłem na udających niewinność chłopakach i zielonowłosego demona.

-Przywiązali cię do drzewa?

-No tak!

-Ciebie? Wielkiego, strasznego, potężnego demona? -dopytywałem dalej. Evry zmrużył na mnie swoje czarne oczy.

-Jesteś dupkiem.

-Nie mów, że odkryłeś to dopiero teraz. Nex zielony mu nie pasuje -powiedziałem chłopakowi i odłożyłem książkę. -Colin idziesz ze mną. Reszta...starajcie się przeżyć. Wrócimy na obiad.

-Skąd wiesz?- spytał wyszczerzony Nex.

-Masz to w genach po Lu - powiedziałem i razem z Colinem poszliśmy w teren.

*

-Pokaż na co cię stać Colin. -powiedziałem stając w lekkim oddaleniu od chłopaka, który się wahał -Nie zrobisz mi krzywdy.

Błękitne oczy ściemniały i były teraz ciemno granatowe. Dłonie chłopaka otoczyły cienie, które uformowały się w ostrza i pomknęły szybko w moim kierunku. Zrobiłem unik i zniknąłem w cieniu między drzewami.
Gdy pojawiłem się za chłopakiem ten nie wydawał się tym zaskoczony i wykonał szybki cios, trafiając mnie w twarz. Niebieskookiego otoczyła znajoma mi skądś aura mroku, a ja poczułem ogarniający mnie przymus by się poddać.
Na polanie, na której byliśmy pojawiła się mgła, a z cieni ukazywały się rozmazane postacie.

-Hakael -mruknąłem z rozbawieniem. Oczywiście, że muszę spotkać syna potężnego demona, który mnie nienawidzi. Po co ułatwiać mi życie jak można je komplikować?  Hakael jako przywódca armii demonów, nieraz brał udział w moich treningach. Był osobą, która wiedziała jak zadać największy ból w łatwy sposób.
Minus sytuacji był taki, że Colin najwidoczniej nie korzystał często ze swoich demonicznych umiejętności i teraz się zatracił. Chciał mnie po prostu zabić.

"Uspokój go. Zatraca się z każdą sekundą"

"Tego się już domyśliłem Luke"

Nie było szansy by zbliżyć się do niego, więc szybko przeniosłem się w cieniu i rzuciłem w niego sztyletem. Chłopak spojrzał na swoje udo, gdzie wbił mu się sztylet. Aura Hakael'a od razu opadła, a chłopak upadł na ziemię.
Podszedłem do niego i pomogłem mu wstać.

-Wiem już wszystko. Możemy wracać.

Gdy pojawiliśmy się w salonie zauważyłem piękną kobietę o kasztanowych włosach i smutnych niebieskich oczach oraz całą młodzież z Evry'm. Wszyscy patrzyli jak pomagam blondynowi usiąść. Zabrałem Nex'owi butelkę wody i podałem blademu chłopakowi. Ściągnąłem koszulkę i zrobiłem z niej prowizoryczny opatrunek.

Kobieta wstała i podeszła do mnie zwracając uwagę chrząknięciem.
-Alexandrze?

-Kallisto jak mniemam -odparłem odwracając się w jej kierunku.

-Tak. Twoja matka powiedziała mi, że chcesz ze mną porozmawiać...

-I to poważnie, ale daj mi chwilkę -powiedziałem wybiegając z pokoju by wrócić tam z apteczką -Dobra, kto ma jakiekolwiek pojęcie o pierwszej pomocy?

Z kanapy zerwał się Ash, który od razu zaczął przyglądać się ranie i ja odkażać. 
Odsunąłem się od niebieskookiego i wróciłem do kobiety.

-Chodźmy może na taras?

Kobieta przytaknęła i udaliśmy się tam.

-Znasz Hakael'a? -zapytałem przyglądając się reakcji kobiety, która zbladła i posłała mi wypełnione rozpaczą spojrzenie. Teraz wiedziałem, że najprawdopodobniej mam racje.

-Znam...Możliwe, że za dobrze - odparła kobieta wpatrując się w przestrzeń.

-Miałaś z nim dziecko, prawda? -spytałem prosto z mostu.

-Ja...To było dawno...Gdy tylko Zeus się o tym dowiedział odebrał mi mojego synka.

-Hakael wiedział o dziecku?  -kobieta posmutniała jeszcze bardziej.

-Nie. Miałam mu powiedzieć na jednym z naszych ostatnich spotkań lecz on się na nim nie pojawił... Potem Zeus się dowiedział i kazał mi... -w oczach Kallisto pojawiły się łzy -Nie mogłam opuścić Olimpu. Po porodzie miałam zapłacić za to, że pokochałam demona. Mój synek został mi zabrany i nie wiem co się z nim stało. Wiele razy prosiłam o informacje czy żyje lecz nigdy nie dostałam odpowiedzi...

-Jakbym ci powiedział, że wiem co się dzieje z twoim synem...

W oczach Kallisto dojrzałem iskierki nadziei. 

"Powiedz jej..."

-Blondyn o niebieskich oczach. Colin.

Kobieta podeszła do mnie.

-Jesteś pewien Alexandrze?- widziałem ogromną nadzieje.

-Tak Kallisto. To on.

W oczach kobiety pojawiły się łzy szczęścia. Mocno mnie przytuliła i ucałowała w policzek.

-Dziękuje, dziękuje, naprawdę nie wiem co powiedzieć! -posłałem jej lekki uśmiech i poprowadziłem do salonu. Powiedziałem Evry'emu by przysłał do mnie Hakael'a. Gdy demon zniknął kobieta posłała mi niepewne spojrzenie, które następnie wylądowało na blondynie, który starał się nadążyć za słowotokiem Nex'a.

-Colin -zacząłem wiedząc, że zaraz zaczną się wrzaski z jego strony. Otwierałem usta by dokończyć gdy w pokoju pojawił się przystojny mężczyzna o blond włosach i czarnych oczach.

-Czego chcesz Black? -zapytał i spojrzał na ludzi w pokoju. -Kallisto? Co to ma być do cholery?

-Nie chcę umierać -wymamrotałem -Colin to są twoi rodzice. Hakael to jest twój syn.

-CO?! -krzyknął osłupiały czarnooki blondyn.

-Miałeś czekać na moją decyzję! -warknął niebieskooki.

-Siedemnaście lat temu, gdy ruszyłeś na misję zamiast na spotkanie ze swoją wybranką. Ona była w ciąży. Wszystkie twoje listy do niej nie docierały. Zeus się dowiedział. Wiesz jak traktował takie związki. Dziecko, syn po narodzinach zostało zabrane od Kallisto. Był przez jakiś czas na Olimpie, gdy miał pięć lat wydostał się stamtąd i trafił na moją matkę, która po śmierci Uriela i moim zniknięciu była zrozpaczona i widząc zmaltretowanego chłopca wzięła go do Podziemi. Po roku opieki dała mu ochronny naszyjnik i wysłała do przyjaciółki na Olimp. Zeus myśląc, że wszystkie dzieci, które były ze związku demona i boga nie żyją, nie przejmował się Colinem.

-To prawda Kallisto? - spytał Hakael.

-Co do słowa - odparła kobieta.

Niebieskooka kobieta próbowała podejść do chłopaka, który nadal zdenerwowany zaistniałą sytuacją odsuwał się.

-Proszę cię Colin, to ja... 

-Nie! Zostaw mnie! -westchnąłem.

*Colin zachowujesz się jak niedojrzały dupek. Ja rozumiem, że jesteś wściekły, ale to nie wina twoich rodziców, że Zeus zrobił z ciebie zabawkę młodych bogów. Twoja matka była gwałcona tylko dlatego, że zakochała się w twoim ojcu i zaszła w ciąże* wysłałem mu przekaz patrząc na uczucie bólu na twarzy kobiety. 

- P-przepraszam...A-ale ja nie potrafię...Nie chce... - w oczach Colina pojawiły się łzy, a jego aura wzrosła.

Nex tak samo jak Evry, Hakael i ja spięliśmy się na uczucie poddania się.

-Wszyscy wyjść -rozkazałem i ruszyłem w kierunku chłopaka. Gdy nikt się nie ruszył odwróciłem się od nich zasłaniając Colina. -Natychmiast!

Gdy pokój opustoszał uklęknąłem przed chłopakiem.

-Colin spokojnie -szepnąłem biorąc jego twarz w dłonie. Starłem z jego policzków łzy i gładziłem uspokajająco skórę. -Przepraszam. Chyba masz rację. Nie powinienem podejmować ze ciebie decyzji. Ale nie możesz się poddawać. Nie po tym co przeszedłeś.

-Dziękuje -przytulił się do mnie. 

"Wszyscy się do ciebie tulą, a ja nawet nie mogę się ruszyć"

"Już niedługo Aniele"

-Colin. Przemyśli wszystko. Ka...Twoja mama naprawdę cię kocha, ojciec również. Spróbuj z nimi chociaż porozmawiać, na spokojnie.

-Spróbuje. Naprawdę dzięki Alex- chłopak uśmiechnął się delikatnie i odsunął się.

"Emm...Nie chce przerywać tej rozczulającej rozmowy, ale moja siostra chce z tobą porozmawiać przed tym co zamierzasz zrobić"

"To nie może poczekać?"

-Idź odpocząć. -powiedziałem do Colina.

-Dobrze.

W pokoju pojawiła się wesoła brunetka. Jej kręcone włosy były spięte w wysokim końskim ogonie. Brązowe iskierki w oczach tańczyły razem z jej uśmiechem. Ubrana cała na czarno podeszła do mnie.

-Co tam mój ulubieńcu? Tak, tak wiem... Lusiu przerwał ci jakąś tam rozmowę, ale to ważne. Jest w kontrakcie dopisany pakt krwi. Potrzebna wam krew Lukey'a by dusza została oddana. Evry dopisał to pieczętując wszystko tatuażem. Bez tego możecie zginąć.

-Jakżeby inaczej -mruknąłem -Zawsze trzeba dopisać do kontraktów krew.

-Nie marudź -powiedziała dziewczyna wesołym tonem.

-Zostajesz na obiedzie? -zapytałem zmieniając temat. 

"Czuje się osamotniony..."

-Jasne - zaśmiała się dziewczyna.

"A teraz ignorowany..."

"To trzeba było nie podpisywać kontraktu z demonem, kochany. Teraz byśmy uprawiali dziki sex, a nie ryzykowali życia" pomyślałem rozbawiony.Podszedłem do Colina i wraz z Rose u boku opuściłem pokój. Zatrzymałem się przy schodach na piętro i popatrzyłem na Colina dając mu możliwość zniknięcia. Chłopak zniknął za drzwiami, jak sądzę swojego pokoju. Kallisto i Hakael skwitowali to krótkim "pora już na nich" i zniknęli. 

-To zamawiamy pizze?- spytałem.

Nagle zdziwiłem się, gdy na raz w głowie i w rzeczywistości usłyszałem sapnięcie.

"Pizza? Na obiad? Oni potrzebują zdrowego żarcia!"

-To może ja ugotuje jednak coś... - powiedziała dziewczyna i zaczęła przeszukiwać całą kuchnie. 

Chłopaki się na nią gapili niemiłosiernie.

-Jeśli jeszcze raz zobaczę że podziwiacie mój tyłek wykastruje was chłopcy...A na przyszłość: JA MAM CHŁOPAKA!

-To ja idę zamówić pizze -powiedziałem i na widok spojrzenia Rose dodałem obronnym tonem -Dla siebie. Jestem biednym mężczyzną, który musi mieć co spalać z tą hołotą. A ty wyjęłaś same warzywa co mnie przeraża...

-Spróbuj tylko, a spotka cię obiecany los Evry'ego - zagroziła mi patrząc na mnie całkiem poważnie.

-Pizza vs. morderstwo mojej wspaniałej osoby...-zamyśliłem się i rozejrzałem po kuchni -To kto chce pożegnalną pizze? Myślicie, że jak poproszę to dadzą na pudełku czarną wstęgę z napisem "Ostatnia wieczerza"? 

"A sam nie możesz? Przecież twoja rodzinka i ty zajmujecie się tymi sprawami, mój grabarzu"

"Odkąd jesteś w śpiączce bardzo ci się podniósł poziom sarkazmu i humoru"

"Leże prawie tydzień nieprzytomny, słyszę wasze myśli, ale nie mogę tam być, mam nadmiar mocy i rodzinka myśli, że umarłem...Masz się czego czepiać Black"

"Jak chcesz następny tydzień spędzimy w sypialni na dzikich seksach" odparłem podchodząc do telefonu i przeglądając leżące obok ulotki. Gdy znalazłem numer pizzerii uśmiechnąłem się zwycięsko.

"Serio?"
Słyszałem szczęście chłopaka w głowie. 

"Oczywiście Lusiu" mój głos był wypełniony powstrzymywanym śmiechem.

"Ej! Tylko nie Lusiu! Chcę cię zobaczyć... Zrób to magiczne coś... Brakuje mi ciebie"

"Mi ciebie też" odparłem i wstukałem numer pizzerii, gdy nagle coś mi przyszło do głowy. Spojrzałem na mordującą mnie wzrokiem Rose.

-Moich myśli nie słyszysz, prawda? -zanim mi odpowiedziała złożyłem zamówienie.

-Nie - warknęła i wróciła do krojenia warzyw. -Pozdrów Lusia, czuje, że z nim rozmawiasz...

"A to wiedźma! Wszędzie mnie wykryje!"

Chłopaki spojrzeli się na dziewczynę, a następnie na mnie.

-Przecież jest nieprzytomny?

-Jak to możliwe?

-Co z nim?

-Bardziej na granicy śmierci. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Zirytowany i niewyżyty seksualnie, a teraz wybaczcie idę na randevu z trupem -powiedziałem i ruszyłem do sypialni bruneta. Usiadłem na miękkim łóżku i przymknąłem oczy skupiając się na wszystkim co mnie otacza.

Znów, gdy otwarłem oczy zobaczyłem jego uśmiech i te mocno brązowe oczy.

-Alex - od razu rzucił mi się na szyję przytulając się. Ukryłem twarz w zagłębieniu jego szyi, by następnie spojrzeć na niego z bezczelnym uśmiechem. Rozejrzałem się po czarnym pomieszczeniu już rozumiejąc, że jest to to samo miejsce, w którym mój ojciec mógł sobie przyzywać na rozmowę. Wytłumaczył mi kiedyś wstępnie jak to działa. Skupiłem się na przytulnym pokoju. Usłyszałem zdziwione sapnięcie Luke'a gdy nasza dwójka wylądowała na miękkim łóżku.
Zanim zdążył coś powiedzieć wpiłem się w te kuszące usta.
Brązowooki jęknął i odwzajemnił pocałunek. Jego strasznie zimne ręce badały moje ciało zdejmując po kolei części garderoby. Zaczęliśmy toczyć zaciętą walkę o dominację co było niespotykane u Luke'a. Gdy dłonie bruneta chciały ściągnąć moje bokserki coś do mnie dotarło.

-Stop. -wychrypiałem odczuwając prawie fizyczny ból. To nie było prawdziwe. Ten Luke, to nie do końca mój Lu.

Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.

-Alex... no proszę cię - jęknął mi do ucha przygryzając je i schodząc pocałunkami coraz niżej po szyi do klatki piersiowej. Przymknąłem na chwilę by odsunąć od siebie Luke'a i delikatnie pocałować.

-Przepraszam, ale ty nie jesteś nim...-wyszeptałem, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Gdy otworzyłem oczy znajdowałem się znowu w pokoju bruneta. Zwinąłem się w kłębek czując ogarniającą mnie rozpacz. Chciałem mojego jedynego w swoim rodzaju, prawdziwego Aniołka. Nie jakąś marną namiastkę go...

Do pokoju weszła Rose. Widząc mnie od razu nie zastanawiając się przytuliła mnie. Położyłem jej na kolanach głowę i patrzałem w przestrzeń. Delikatnie gładziła moje włosy. Z każdą chwilą robiłem się bardziej śpiący. Próbowałem utrzymać otwarte oczy by znów go nie zobaczyć.

-Wszystko będzie dobrze.

*

Obudziłem się z przerażeniem. Gdy zobaczyłem pokój, w którym się znajdowałem miałem ochotę wrzeszczeć. Za oknem robiło się już powoli ciemno. Mam dość. Musimy jak najszybciej załatwić sprawę kontraktu.
Wstałem i szybkim krokiem ruszyłem za aurą Evry'ego.  Gdy wszedłem do salonu wszystkie spojrzenia wbijały się natarczywie we mnie.

-Evry zbieraj się.

-Już? 

-Natychmiast.

Demon westchnął i podszedł do mnie.

-Gdzie?

-Dom we Włoszech -odpowiedziałem i zniknąłem.

W sypialni panował półmrok. Spojrzałem z lekką nostalgią na blade oblicze bruneta. Gdy pojawił się Evry posłał mi zaniepokojone spojrzenie.

-Daj kontrakt -powiedziałem i wyjąłem specjalny sztylet rytualny.

Szatyn podał mi pergamin.

"Będzie bolało?"
"Nie skarbie"
"Chodzi mi o ciebie. Nie chcę byś cierpiał..." westchnąłem i nie odpowiedziałem. Przeczytałem cały kontrakt. Wreszcie naciąłem nadgarstek Luke'a i ustawiłem pergamin tak by szkarłatne krople na nim wylądowały. To samo zrobiłem ze swoją krwią i Evry'ego. Pergamin zaczął emanować dziwną mocą.

-Ja, Alexander Nathaniel Black. Władca Podziemi i partner Lukey'a Thomas'a Whitman'a oddaję dobrowolnie swoją duszę. Dopełniając tym kontraktu zawartego między bogiem, a demonem.
Animam pro Anima, quod Anima est Animae, Virtus secundum Virtutem*

 Poczułem bolesne szarpnięcie, zobaczyłem jeszcze lekkie przerażenie na twarzy Evrye'go  zanim ogarnęła mnie ciemność.

*--*--*--*--*--*--*--*--*--*--*--*--*
*Animam pro Anima, quod Anima est Animae, Virtus secundum Virtutem -<łac.życie za życie, dusza za duszę, władza za potęge>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz