czwartek, 21 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 38

LUKE

Popatrzyłem na szczerzącego się jak głupi do sera Meris'a, gdy tylko Alex zniknął z pomieszczenia.

-Co on powiedział? -zapytałem biorąc się za jedzenie choć w głowie miałem mętlik. Demon spojrzał na mnie,  a w szarych oczach pojawił się błysk.

- "Qualunque cosa accada io ancora tornare a voi. Anche se ho dovuto passare attraverso l'inferno" w tłumaczeniu: Cokolwiek się stanie ja i tak do ciebie wrócę. Choćbym musiał przejść przez piekło -oznajmił. 
 
-Je voudrais pour obtenir loin de tout. Pourquoi devrais-je être la règle, comme Alex est tué. Le sens de la vie - il est lui -odpowiedziałem wpatrując się w naleśnika.

-Co?- spojrzał na mnie zainteresowany Mer.

-"Chciałbym od tego wszystkiego uciec. Po co mam być władcą, gdy Alex zginie? On jest moim sensem życia..."

-On nie zginie. Zawsze znajdzie się ktoś kto mu pomoże -powiedział zabierając mi polewę -A to przejęcie władzy jest mocno oparte na sile woli władcy, której temu debilowi nie brakuje.

-Yhym...Odwiedź nas jutro. Chce się przekonać cpóźna zrobimy twoich mocy.

-Chętnie, a teraz wybacz idę złapać księciunia zanim zniknie -powiedział kierując się do drzwi, przy których się zatrzymał -Radzę ci zaufać Alex'owi nim przez nadwyżkę emocji, któryś z was zginie.

Lekko przytaknąłem i przeniosłem się do domu. Nie potrafiłem chodzić tymi korytarzami w Podziemiach. Za dużo złych wspomnień.
Byłem w kuchni, gdy usłyszałem śmiech Alex'a z ogrodu. Spojrzałem przez okno i zobaczyłem jak biega próbując złapać roześmiane dziewczynki. Między całą trójką przemieszczały się wesoło skacząc dwa czarne wilki, które jak zauważyłem pomagały dziewczynkom. Na ten widok na moje usta wpłynął lekki uśmiech. Alex wygłupiając się upadł na trawę mówiąc coś do dziewczynek, które posłały sobie psotne uśmiechy i rzuciły się na leżącego.

-Kto by pomyślał patrząc teraz na niego, że jest bezwzględnym zabójcą i przyszłym władcą zmarłych -usłyszałem za sobą głos. Odwróciłem się by ujrzeć Uriela, którego obejmował mój brat.

-Najwidoczniej ma dwie osobowości - powiedziałem i podebrałem bratu kawę.

-Jedną i tą samą Lukey. Alex woli udawać dupka niż pokazać, że ma serce -odparł patrząc, na wchodzącego właśnie z dziewczynkami na rękach.

-To są potwory nie dzieci -wysapał posyłając wszystkim szeroki uśmiech. 

-I kto to mówi?- zaśmiałem się. -Zaprosiłem Meris'a na trening.

-Jestem demonem, nie potworem. A co do treningu to okey mnie chyba nie będzie, ale jak coś to jesteśmy w kontakcie. 

-Yhym.

Oddałem pusty kubek Siv'owi który piorunował mnie wzrokiem. Wysłałem mu uśmiech i podszedłem do dziewczynek.

-Sophie, Abi... chcecie coś do jedzenia, picia?- spytałem.

-Lusiu upieczesz babeczki?- spytała Sophie.

-To musimy iść do sklepu po składniki - odparłem.

-Jak już skończymy zabawę z wujem zdaje na prawko -usłyszałem mamrotanie Alex'a, który siedział na blacie. Posłał mi niewinne spojrzenie zeskakując na podłogę -Zbieramy się by ten szantażysta zrobił nam jedzonko!

-Ja? Szantażysta? Nie wiem o czym mówisz Diable - wysłałem mu niewinny uśmiech i założyłem bluzę zielonookiego. -No to idziemy!

-Wezmą cię za satanistę -usłyszałem rozbawiony głos Alex'a. Spojrzałem na wielki pentagram na przodzie bluzy i wzruszyłem ramionami. Droga do i ze sklepu upłynęła na wygłupach szatyna i dziewczynek. W czasie, gdy robiłem babeczki ta trójka usiadła przed telewizorem grając w jakąś grę. W pewnej chwili zobaczyłem rękę Alex'a wędrującą koło mnie w kierunku miski. 

-Jak dotkniesz tego ciasta to twoje włosy będą różowe, więc nie radzę! - spojrzałem ostrzegawczo na zatrzymującą się nad miską rękę.

-Nie fair -mruknął sięgając do szafki nade mną i wyjmując nutelle. Obrażony ruszył w kierunku szafeczki ze sztucami.

-Fair bo będą z czekoladą...

-Wiesz, że groźby są karalne? -powiedział wskazując na mnie łyżką -Tak tylko mówię...

-A jaką byś mi wymierzył za to karę?- spytałem się  patrząc na niego z ukosa.
 
-Zabrzmiało to cholernie dwuznacznie -mruknął oblizując łyżkę z czekolady.
Zaśmiałem się.

-No tak troszkę... - otworzyłem piekarnik by włożyć blachę z babeczkami. -No to teraz dwadzieścia minutek, polewa i gotowe!

-Idę na dach jak coś to wołaj -powiedział całując moją skroń i znikając na schodach. Westchnąłem i oparłem się o blat patrząc na siedzące w salonie postacie.

Dziewczynki wygłupiały się z Kasjanem i Mefisto. Siv siedział z Urielem na kanapie i wspólnie czytali jakąś księge. Usiadłem przy blacie i zacząłem przeglądać wiadomości w telefonie. 

"Rosie

Odwiedź mnie wreszcie we Francji. Wiesz gdzie. Pozdrów także ode mnie wszystkich, a szczególnie tą ślicznotę Sophie. Wiesz co z Chrisem? Daj znać braciszku. Martwię się o was.

Kochająca cię siostrzyczka"

Uśmiechnąłem się do telefonu odpisując. 

Gdy z ciepłymi babeczkami na talerzu wszedłem do salonu, rozległ się huk oraz poczułem rozpacz i furię. Posłałem chłopakom znaczące spojrzenie i położyłem przed dziewczynkami tackę, posłałem im uspokajający uśmiech i ruszyłem biegiem na dach. Koło basenu klęczał otoczony płomieniami Alex. Chłopak przytulał się do czegoś, a po jego policzkach płynęły łzy. Chciałem podejść lecz chłopak wytworzył jakby tarczę wokół siebie. Gdy zobaczyłem martwe ciało Rin w ramionach zielonookiego krew zawrzała w moich żyłach. Łzy w oczach pojawiły się natychmiast. 

-Przyrzekam na swego ojca, matkę i siebie! Że zabije tego sukinsyna za śmierć Rin, za Peter'a i za wszystkich których zabił, zabija i zabije! - wrzasnąłem i także z niekontrolowanej złości zapłonąłem. W tym momencie mógłbym być upadłym aniołem. Skrzydła białe otoczone ogniem i błyskawicami. Oczy błyszczące płynnym złotem zaczerwienione od płaczu. Przebiłem się przez płomienie chłopaka i przyciągając go do swojej klatki piersiowej odciągnąłem go od martwej dziewczyny. Było to dla mnie ciężkie. Widząc łzy Alex'a nie potrafiłem panować nad sobą, lecz nadal trzymałem go z całych sił. Zawołałem Uriel'a by wziął ciało dziewczyny.

-Moja siostrzyczka... -szlochał Alex patrząc na znikającego Uriela. Dopiero teraz zauważyłem, że po jego ciele przemieszczają się małe płomyczki -Nie żyje...

Z jego gardła wydobył się rozdzierający serce skowyt, do którego dołączyły dwa wilcze i jeden koci ryk. Obejrzałem się przez ramię i zobaczyłem zbliżającą się do Alex'a pumę o fiołkowych oczach.

-Orain -wyszeptał chłopak odsuwając się ode mnie i sięgając do obróżki zwierzęcia. Po chwili w jego rękach znalazł się list. Gdy zielonooki go czytał z każdą linijką rozpadał się coraz bardziej. Jego czarne skrzydła owijały jego postać jakby starały się go ochronić. Puma ułożyła się na jego kolanach szukając pocieszenia. Gdy na dachu pojawił się znowu Uriel, Alex wstał rozrywając kartkę na pół i pozwolił obu kawałkom powoli opaść na ziemię. Stał z mokrymi ścieżkami łez na policzkach i zamkniętymi oczami.

-Alex... -odezwał się jego brat chcąc go dotknąć. Ten się odsunął.

-Nie -powiedział i wraz z Orain zniknął. Spróbowałem go wyczuć, ale najwyraźniej zablokował się.

-Uriel musimy go znaleźć -moje spojrzenie wylądowało na dziwnym znaku wypalonym w miejscu, w którym znalazłem Alex'a -Co to?

-Symbol życia i śmierci. On starał się pomóc jej wrócić. Najwyraźniej Zeus to przemyślał i zrobił tak by nikt nie był w stanie. Nawet pan śmierci -oznajmił przybitym tonem. Ja za to schyliłem się i podniosłem kawałki listu.

" Kochany Alex'ie,
Wiem, że cierpisz. Żadne słowa czy czyny tego nie zmienią.
Chcę byś wiedział, że wiedziałam co mnie czeka. Takie było przeznaczenia. Wiesz jaką wagę do niego przykładałam. Córka bogini losu i jej najwyższa kapłanka rozumie jak ważne jest by każdy wypełnił swoje. Twoim jest być jednym z największych władców. Wiem to. Czy tego chcesz czy nie, każda ścieżka będzie cię do tego prowadzić. Musisz tylko uwierzyć, że nie zawiedziesz. Wiem, że to oto chodzi. Obawiasz się, że nie dasz rady ochronić tych, którzy będą pod twoją opieką, że moc wyrwie się spod twojej kontroli i zrani twoich bliskich. Że zawiedziesz swoich ludzi i wszystkich, którzy pokładają w tobie nadzieje, ale musisz pamiętać, że jak to mówiłeś "jesteś synem Hadesa". Twój ojciec wybierając cię na swojego następce wiedział co robi. On wierzy w ciebie. Tak samo jak Luke, który jest i zawsze będzie twoją kotwicą. Uriel, który oddałby za ciebie życie po raz kolejny. Sophie, w końcu dla niej jesteś bohaterem. Aniołem Stróżem jak cię kiedyś określiła. A przede wszystkim JA w ciebie wierzę. Jestem pewna, że dasz sobie, bo cię znam. Jesteś uparty i opiekuńczy, waleczny i troskliwy, kochający choć skryty. Jesteś wraz z Luke'm nadzieją na lepsze jutro. Wielu pokłada w tobie nadzieje. Mogą cię nienawidzieć, ale cię szanują. Czują twoją potęgę. 
Pamiętaj kim jesteś. 
Nie opłakuj mnie braciszku bo nie warto. Stracisz czas na rozpacz i nie dostrzeżesz tego co powinieneś. 
Uważaj na siebie demonku, 
Na zawsze twoja Rin
(diabeł, który jako pierwszy dostał się do twojego serca) "


Zacząłem cicho szlochać. Przewidziała swoją śmierć... Spojrzałem na Uriel'a.

-Gdzie on może być?- spytałem. 

-Zależy. Najprawdopodobniej gdzieś z dala od ludzi -odpowiedział -Zazwyczaj w takich momentach wyżywa się w otoczeniu gdzie nie ma ludzi. Albo pogrąża się w rozpaczy. Stawiałbym jakieś miejsce związane z Rin albo Włochy. Uwielbia tamtejsze plaże, a przy swojej posiadłości ma je więc...


-No to do Włoch!- krzyknąłem z udawanym podekscytowaniem i przeniosłem się razem z klonem Alex'a.


*

Pogoda we Włoszech pierwszy raz była tak bardzo przygnębiająca. Z ciemnych granatowych chmur wypadało mnóstwo kropelek, tworząc ulewę. Ludzie znikali z plaż, parków, ulic. 
Gdy przenieśliśmy się do posiadłości Alex'a zobaczyliśmy jego sylwetkę siedzącą na drewnianym molo. Był już cały przemoczony. Jego kruczoczarne włosy wpadały mu do oczu. Po policzkach spływały mu łzy zmieszane z kroplami deszczu. 
Czułem jego złość, smutek, stratę... Uriel był przez to tak samo przygnębiony jak ja. 
Cicho westchnąłem i podszedłem do Xander'a. Usiadłem blisko niego i przymknąłem oczy słuchając uderzeń kropli wody o ziemie. 

-Wiem, że ci ciężko. Nie oczekuje od ciebie, że wypłaczesz mi się w ramię lub opowiesz swoją życiową historię. Nie oczekuje od ciebie tego, że nie uronisz żadnej z łez. Płacz niczym złym nie jest. Ale nie trać przy tym czystego umysłu. Nie zapominaj o innych, którzy tak samo cię potrzebują...

-Nie mogłem jej pomóc... -wyszeptał z rozpaczą w głosie. Jego ciało drżało ledwo zauważalnie. 

-Nie mogłeś tego zmienić. To było jej przeznaczenie.

-Pieprzyć przeznaczenie -syknął pociągając nosem, co zepsuło efekt -Nigdy w nie do końca nie wierzyłem. Często miałem z Rin dyskusje na ten temat. Od zawsze starała mi się udowodnić, że istnieje. "Uwierz w to czego nie widać, a stanie się widoczne..."

-Nie jestem zbyt dobry w przepowiedniach i przeznaczeniach, ale wiem jedno... Musiała mieć jakiś powód.No pomyśli tak teraz. Rin nie dała by się zabić z błahego powodu...

Chłopak zacisnął usta w wąską linie.

-Nie obchodzi mnie powód. Nawet jeśli nie był by błahostką ona nie powinna być martwa. Powinna wciąż tu być i zwyzywać mnie od idiotów, gdy zrobię coś głupiego, powinna grozić mi podczas wspólnych sparingów i śmiać się ze wspólnych wygłupów -w czasie mówienia przyciągnął kolana do klatki piersiowej i objął je ramionami.  

Siedzieliśmy chwilę w ciszy. 

-Ja ci w tym raczej nie pomogę. Nie wliczając w to śmierci tego potwora... -powiedziałem i wstałem. Spojrzałem w dół by zobaczyć przyglądającego mi się chłopaka.

-Wracajcie do dziewczynek. Wieczorem jak Abi pojedzie do domu, przenieście tu Sophie i poproście Chrisa by się nią zajął. Spotkamy się w Podziemiu... Okey?

-Dobrze - powiedziałem i wróciłem razem z Uriel'em do domu. Siv siedział z dziewczynkami grając w jakąś grę na Xboksie Uriel od razu do nich podszedł i wyszeptał coś do ucha Siva. Ten kiwnął głową. Ja za to ruszyłem do kuchni gdzie zrobiłem sobie ciepłą herbatę, z którą ruszyłem do sypialni gdzie ubrałem suche ciuchy. Zastanawiałem się co planuje Alex i czy nie podejmuje pochopnej decyzji. Resztę dnia minęła mi na rozmyślaniach i udawaniu, że jest świetnie i wcale nie martwię się moim Diabłem. W końcu podjąłem decyzję. Pomogły mi w tym słowa Merisa. Postanowiłem po prostu zaufać Alex'owi.
Gdy tylko Abi pożegnała się z nami i wraz z tatą pobiegła wesoło w stronę samochodu. My za to wzięliśmy i spakowaliśmy do małej walizki parę rzeczy Sophie. Po odstawieniu jej do Chrisa, przenieśliśmy się do Podziemia i ruszyliśmy do sali tronowej Hadesa. Gdy tam weszliśmy stanęliśmy zaskoczeni tłumem ludzi stojących wokół wielkiego stołu, na którego końcu Alex rozmawiał żwawo gestykulując z jakimś mężczyzną ubranym w czerń.

-Zeus nie wie co go teraz czeka -wymamrotał Uriel.

-I dobrze. Zabijmy tego dziada - odparłem podchodząc do Alex'a.Chłopak spojrzał na mnie ponad ramieniem swojego rozmówcy posyłając mi wymuszony uśmiech.

-Mike poznaj Luke mojego partnera -powiedział gdy już stanąłem obok nich -Lu to jest Michael Sicer. Jest synem Nemezis.

-Luke Whitman, syn Aresa - podałem rękę chłopakowi, na co on się uśmiechnął. -Masz już jakiś plan dotyczący Zeusa aka debila aka starego dziada aka skurwiela?

-Śmierć w męczarniach? -zapytał z błyskiem w oku -Ale tobie chodziło chyba o plan ataku. I tak mam. Daj mi chwilkę -odszedł kawałek dalej omiatając salę spojrzeniem -Siadać! Musimy omówić obalenie pewnego skurwiela!

-I on nie chciał być władcą? Serio...- prychnąłem pod nosem. Parę osób popatrzyło na mnie i zachichotało.
Gdy już wszyscy znaleźli wolne miejsca Alex posłał im szalony uśmiech.

-Jesteśmy tu bo Zeus zaczął się za bardzo panoszyć. Obiecałem mu kiedyś, że nie będę próbował zabrać mu władzy. Złamał obietnicę, a nawet jeśli to nie ja będę władał Olimpem. Co najwyżej wspierał władce -oznajmił patrząc po wszystkich zebranych.

-Alex. Powiedz, że nie masz na myśli mnie...? - spytałem, gdy wszyscy zatrzymali swój wzrok na mnie.

-A kogo? -zapytał podnosząc prowokująco jedną brew.

-Uriela? Mojego ojca? Chrisa? Kogokolwiek?

-Uriel zaprzysiągł, że nie będzie się wtykał do polityki. Stwierdził, że wystarczy, że ja i ojciec się nią zajmiemy. Twój ojciec... Aresku?

-Nawet nie pytaj. Ja jestem już za stary w bawienie się w te klocki.

-Nie klocki, a politykę -skomentował Alex i zwrócił się do mnie -Chris nie powinien się mieszać w takie rzeczy po tym jak Zeus pomieszał mu w głowie. Trochę mi zajęło poskładanie wszystkiego do kupy. Więc kto jeszcze Aniele?

-Wrr... Wszyscy przeciwko mnie... Rosie? Siv? (XD hahah) Ymmm... Ty?

-Ja próbuje znaleźć luke w prawach bym nie musiał rządzić w Podziemiu, a ty chcesz bym rządził Olimpem?

Westchnąłem zrezygnowany i usiadłem na kolanach Meris'a. 

-Meriii...A ty też sądzisz, że mam być władcą Olimpu?

-Czuję się zazdrosny chyba -wymamrotał Alex i spojrzał na wesołe postacie -Odsuńmy na obok kto zostanie władcą, Lu i tak spadnie to na nas. Zeus nie spodziewa się aktualnie ataku, ponieważ myśli, że się załamuję teraz i trochę to potrwa...

-Czemu miałbyś być załamany? -zapytał ktoś z obecnych. Alex spiął się lekko i zamknął na chwilę oczy.

-Bo zabił osobę, która była dla mnie jak rodzina -odparł pustym głosem.

-To może powiesz kiedy zaczynamy?- szybko zapytałem, szatyn potrząsnął głową jakby starając się pozbyć złych myśli.

-Za trzy dni, po pogrzebie Rin -odparł z lekko zaszklonymi oczami -Mój informator powiedział, że wtedy będzie jakieś zebranie na Olimpie, więc będzie łatwiej się tam dostać. Wyrzucamy wszystkich z głównej sali i zajmujecie ich, gdy ja, Luke oraz nasi ojcowie będziemy zajmować się Zeusem -zielonooki westchnął i spojrzał na wszystkich ostrym wzrokiem -Staracie się nie zabijać bez potrzeby. Już dość ofiar, tej głupiej wojny. Pamiętajcie o jednym. Nie atakujcie nigdy samemu. Jesteście  potężni, ale bądź co bądź to wciąż są bogowie.

Wszyscy zgodzili się na ten plany i Alex kazał się im rozejść. Zostaliśmy tylko my i nasi ojcowie. Przytuliłem się do zielonookiego od tyłu i położyłem głowę na jego ramieniu.

-Alex co chcesz zrobić z przekazaniem ci władzy? -zapytał jego ojciec.

-Wykręcać się od tego póki mogę -odparł szczerym tonem -Ja i władza się nie lubimy. Nie będę dobrym władcą, a ty sobie świetnie radzisz.

-To by cię wzmocniło...

-I uczyniło odpowiedzialnym za chordę demonów, stworków i dusz. Nie dzięki. Nie mam zamiaru zawieść tylu istnień.

-I tak to nastąpi Alex.

-Ale nie teraz.

-Czym szybciej tym lepiej. Zmiana najczęściej trwa do dwóch dni. Idealny jest czas na to.

-Żeś się uparł -warknął szatyn -Nie chcę tego. Nie umiem chronić najbliższych, zawsze zawodzę, a co dopiero moich ludzi jakbym przejął władzę! Zrozum nie nadaję się na władcę i nie chcę nim być... -ostatnie słowa były cichsze od reszty. -Wracam do Sophie.

Spojrzałem na dwóch mężczyzn. Złotooki wysłał mi lekki uśmiech i także zniknął.

-Hadesie... Odpuść choć na chwilę Alex'owi. Pierwszy raz widziałem go tak załamanego po stracie kogoś...
Czarnooki nie odezwał się. Siedział w milczeniu wpatrując się we mnie.

-Nie wierzę, że to mówię, ale uważaj na siebie. 

-Hadesku! Stajesz się miły!

-Spadaj już stąd, bo moja cierpliwość ma granice, którą naruszasz Lukey - warknął, ale widziałem że jego kąciki ust układają się w minimalny uśmiech.

-Zero spiny Hadesku! I tak mnie lubisz!

Przeniosłem się szybko do posiadłości we Włoszech widząc lecący we mnie czarny sztylet. Nie udało mi się go do końca uniknąć i zrobił mi ranę po boku brzucha. Zakląłem pod nosem na Hadesa i szybko sprawdziłem głębokość rany. Na szczęście nie była bardzo głęboka. Zmieniłem się na chwilę w moją postać "Anioła" i dzięki temu rana szybko się zagoiła. "Alex i jego ojciec mają takie same charaktery w stosunku do żartów".

-Chrisiu! Sophie! Alexiu! Jest tu kto?!- wydarłem się wchodząc po schodach. *Trzecie piętro drugie drzwi po lewej* usłyszałem głos Alex'a i ruszyłem schodami piętro wyżej. Otworzyłem odpowiednie drzwi i zobaczyłem ciemny pokój wypełniony unoszącymi się w powietrzu ognikami. Pomieszczenie było wypełnione czymś uspokajającym. Zamknąłem drzwi i wypatrzyłem w mroku biegającą i skaczącą Spohie, która próbowała złapać kolorowe płomyki. Pod jedną z czarnych jakby falujących ścian siedział Alex. Podszedłem do niego i usiadłem obok.

-Co to? -zapytałem dotykając żółtego płomyczka. Poczułem jakby prąd w czubkach palców, przemieszczający się w górę ramienia. Z każdą chwilą czułem jak wypełnia mnie nieuzasadniona radość. Spojrzałem zdziwiony na lekko uśmiechniętego chłopaka o smutnych zielonych oczach.

-Ten pokój jest uzewnętrznieniem moich emocji. Każdy płomyk to inne uczucie. To pomieszczeni jest jakby wglądem w moje wnętrze -wytłumaczył  wyciągając rękę i przyciągając jeden z płomyków, który zaczął powoli oplatać jego dłoń. Patrzyłem na to oczarowany.

To zjawisko przebijało zorze polarną o głowę. Otwarłem swój umysł dla Alex'a, oprócz wspomnienia, gdy zabijam Petera i niedawno odbytej rozmowy z ojcem chłopaka. 
Na moich rękach pojawiły się niebiesko fioletowe płomyki, które zaczęły krążyć obok płomyków zielonookiego. 
Chciałem przytulić się do chłopaka, gdy nagle Sophie krzyknęła. Szybko zerwałem się i podbiegłem do dziewczynki.

-Co się stało skarbie?!

-To było takie straszne... Ten płomyczek...Straszny - wtuliła się w moją szyję, a ja z nią usiadłem obok Alex'a, który wstał i podszedł w miejsce gdzie unosił się chyboczący czarny płomyk i otaczające go mniejsze. Chłopak podniósł rękę i zgarnął w dłoń wszystkie. Jego oczy błysnęły, ale po chwili wróciły do normy. No prawie. Źrenice szatyna były rozszerzone, gdy lekko nie pewnym krokiem wrócił pod ścianę. Może mi się zdawało, ale chłopak był bledszy niż przed chwilą. 
Nasze oczy na chwilę się spotkały, ale Alex na moje pytające spojrzenie pokręcił głową.

-Księżniczko wciąż chcesz własnego zwierzaka? -zapytał schrypniętym tonem. Brunetka przekręciła się by na niego spojrzeć.

-Kotka! -wykrzyknęła, a ja już się domyślałem o co chodzi Alex'owi.

-Orian może być? -zapytał patrząc na pojawiający się srebrzysty płomyk, w którym mogłem dostrzec inne barwy.

-A Rini nie ma nic przeciwko? -zapytała dziewczynka z zainteresowaniem.

-Rina musiała nas opuścić kochanie i raczej już nie wróci -wytłumaczył, a po bladym policzku spłynęła samotna łza -Byłaby prze szczęśliwa, gdybyś się zaopiekowała jej pumą...

-Ale..

-Sophie może zrobimy herbatę i przedyskutujemy to na dole? -zapytał wstając i biorąc małą na ręce. Spojrzał na mnie i poruszając ustami przekazał mi ''srebrzysty płomyk''.
Gdy ta dwójka zniknęła z pokoju wstałem i wśród ogników wyszukałem ten błyskający kolorami. Chwile zastanawiałem się co zrobić, a potem go po prostu chwyciłem. Mój umysł zalały różne obrazy. W pewnym momencie otoczyły mnie różne barwy i zobaczyłem, że nie jestem już w ciemnym pokoju na w jakimś lasku. Usłyszałem kroki i odwróciłem się by ujrzeć małą dziewczynkę o ciemno fioletowych oczach i jasnych włosach. Zatrzymała się ona pod jakimś drzewem i spojrzała w górę. Również to uczyniłem i ujrzałem czteroletniego może pięcioletniego chłopca o znajomych zielonych oczach.

-Złamiesz sobie rękę -oznajmiła spokojnym tonem. Chłopiec podskoczył i zaskoczony spojrzał w dół.

-Co tu robisz? -zapytał patrząc na nią podejrzliwie. Ta posłała mu uspokajający uśmiech.

-Ostrzegam cię przed wypadkiem, to chyba logiczne -odparła -A teraz zejdź tu na dół spokojnie.

Chwile dzieci przypatrywały się sobie. Chłopiec jakby czekał aż dziewczynka sobie pójdzie, a gdy tego nie uczyniła westchnął i zszedł powoli z drzewa.

-Czego chcesz? -spytał stojąc w lekkim oddaleniu od wesołej fioletowookiej.

-Pogadać. Jesteś jedynym, który też ma w sobie moc. Jesteś jak ja.

-Ja wcale nie...

-Nie zaprzeczaj! Widziałam jak rośliny wokół ciebie więdną, gdy się wkurzyłeś jak Josh ze swoim idiotami cię wyzywał. To nie jest normalne.

-Może troszkę -odparł z niechęcią chłopiec. Dziewczynka posłała mu zwycięski uśmiech i wyciągnęła rękę. 

-Rina Saphira. Widzę różne zdarzenia zanim się zdarzą.

-Alex Black. Wyczuwam emocje innych -powiedział niepewnie jakby oczekując odrzucenia. Dziewczynka za to pisnęła radośnie i go przytuliła.

-Wiedziałam!


Potem było parę obrazów z wspólnych zabaw, ucieczek, bójek oraz spotkania z pupilkami, którzy nie mogli z nimi mieszkać.
Nagle scena się zmieniła znajdowałem się teraz w jakimś ponurym pokoju z jakimś brunetem i już starszym Alex'em. Nagle dziwi się otworzyły i weszła przez nie fioletowooka dziewczyna.
Szatyn spojrzał na nią z nad czytanej książki z pytaniem w oczach.

-Kolejne odrzucenie -odpowiedziała kładąc się koło niego.

-Co tym razem? -zapytał przytulając ją i karząc wyjść współlokatorowi.

-Oczy -westchnęła.

-Debile -wymruczał do siebie chłopak powodując uśmiech na ustach Riny.

-Alec czyżby twe serce trochę odtajało? -zakpiła i z zadowoloną miną patrzyła jak chłopak wybucha śmiechem.

-Tylko dla ciebie diable -odparł szarmancko.

-Jak słodko -wymruczała przeciągając się i wstając -Idziemy pobiegać? Nudzi mi się...

-Po takim zdaniu zazwyczaj mam później kłopoty i tłumacze Fercus, że byłem w toalecie, a ona wciąż mi nie wierzy.

-Ta baba chyba nas nie lubi.

-Ty zawsze znikasz Rin, gdy ona pojawia się na horyzoncie -powiedział Alex zakładając buty. Myślałem, że udadzą się w kierunku drzwi lecz ta dwójka podeszła do okna -Pierwsze koty za płoty.

-Uciekanie stąd jest banalnie proste -skomentowała dziewczyna wspinając się na gałąź drzewa, które rosło za oknem. Szatyn parsknął stojąc już na ziemi.

-Może i nie. My po prostu mamy talent do wymykania się.

-Razem nie do pokonania hm? -mruknęła opuszczając się by chłopak pomógł jej zejść.

-Dokładnie.

Kolejna zmiana teraz byliśmy w jakimś lesie. Ta dwójka wesoło dyskutowała między sobą idąc wciąż naprzód.

-Jak możesz nie wierzyć w Przeznaczenie? -usłyszałem oburzoną dziewczynę i zbliżyłem się by lepiej słyszeć.

-Normalnie. Wszystko jest kwestią przypadku...

-Jesteś niemożliwy!

-Dziękuję? 

-Black przeznaczenie istnieje -zaczęła dziewczyna. A chłopak patrzył na nią z uśmiechem błąkającym się na ustach -Uwierz w to czego nie widać, a stanie się widoczne.

-Jak św.Mikołaj?

-Aghh dlaczego ja się w ogóle z tobą przyjaźnię? -spytała zatrzymując się i patrzą uważnie na szatyna.

-Bo jestem wspaniały -odpowiedział natychmiast.

Znowu scena zniknęła i widziałem parę obrazów, gdzie ta dwójka się przekomarzała, kłóciła, żartowała. W jednym ze wspomnień widziałem Alex'a, który wspierał Rin gdy ta się zauroczyła w starszym koledze. A w jeszcze innym pobitego chłopaka i zajmującą się nim dziewczynę. 
Widziałem jak rozmawiali, gdy przed dwunastymi urodzinami chłopaka pojawił się ojciec szatyna. Ich pożegnanie i obietnicę, że spotkają się niedługo.
Trzyletnią rozłąkę w trakcie, której żadne z nich nie zapomniało o sobie. Wymykanie się Alex'a z Podziemia by się spotkać z przyjaciółką. Rozmowy do późna, wymiany sekretów. Wspólne oglądanie filmów, wypady na imprezy. Wesołe rozmowy, przepychanki, groźby wypełnione czułością. To jak się spotkali, gdy Alex trafił na obóz. Jego niepokój, gdy jej groziłem. Szczęście, gdy zaczęliśmy się dogadywać. 
Listy, które wymieniali przez dwa lata, gdy ten mordował. Pomoc dziewczyny gdy jej potrzebował. Pocieszanie jej po zerwaniu z Four. I wypełnione rozpaczą, gdy w jego ręce trafia jej martwe ciało.
Gdy znowu pojawiłem się w ciemnym pokoju po moich policzkach płynęły łzy. Zrozumiałem, że Rin była dla Alex'a jak jego podpora, siostra, która zawsze go wysłucha bez oceniania jego czynów. Strata jej zostawiła w sercu chłopaka pustkę, której nic nie zapełni. Bo ten kawałek jest tylko dla tej wesołej fioletowookiej dziewczyny.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz