LUKE
Ubrany w białą koszulę, tego samego koloru rurki wszedłem z Alex'em do przyjemnego lokalu. Panowały tam przyjemne koloru szarości i brązu. Już mnóstwo osób zaproszonych pojawiło się. Z tłumu wyłonił się mój przyjaciel - Mercy. Miał ciemno niebieskie oczy i jasne blond włosy. Odkąd pamiętam jego włosy falowały mu się w każdą stronę i było tak też dziś. Uśmiechnąłem się do niego szeroko i przytuliliśmy się bratersko.
-Mercy! - zaśmiałem się, gdy chłopak pomierzwił mi włosy. -Dobra. Mercy poznaj Alex'a Black'a, mojego chłopaka. Alex poznaj właściciela o to tej genialnej firmy, Mercy'ego Vadis'a.
Przedstawiłem ich sobie, a oni wysłali sobie lekkie uśmiech i podali ręce.
-Miło mi cię poznać. Lukey mówił mi o tobie. Myślę, że czekolada smakowała - powiedział i ruchem ręki pokazał byśmy za nim poszli.
Weszliśmy po szklanych, krętych schodach wchodząc do jego gabinetu. Przez całą jedną ścianę przechodziło Weneckie Lustro, dzięki któremu mieliśmy widok na całą pijalnie. Usiedliśmy na skórzanej kanapie.
*Alex. Mercy nie wie, że jesteśmy bogami. Ja pracuje jako fryzjer.* - powiedziałem do Alex'a. Chłopak parsknął cicho. A jego oczy zabłysły rozbawieniem.
-Długo się znacie? -zapytał po chwili patrząc na mojego przyjaciela z zainteresowaniem.
-Od małego. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy -odparł blondyn posyłając mi wesoły uśmiech.
-O! To zdradź mi tajemnice małego Lukey'a Mistrzu -powiedział Alex nachylając się w kierunku Mercy'ego.
-Nie! Nie zgadzam się -zaprzeczyłem wywołując śmiech te dwójki.
-Co za niecne uczynki ukrywasz Aniele? -zapytał Alex z promiennym uśmiechem.
-Długo się znacie? -zapytał po chwili patrząc na mojego przyjaciela z zainteresowaniem.
-Od małego. Mieszkaliśmy na tej samej ulicy -odparł blondyn posyłając mi wesoły uśmiech.
-O! To zdradź mi tajemnice małego Lukey'a Mistrzu -powiedział Alex nachylając się w kierunku Mercy'ego.
-Nie! Nie zgadzam się -zaprzeczyłem wywołując śmiech te dwójki.
-Co za niecne uczynki ukrywasz Aniele? -zapytał Alex z promiennym uśmiechem.
Zaczerwieniłem się lekko przypominając sobie jedno wspomnienie z dzieciństwa.
-A mam ujawnić twoje grzeszki?- spytałem śmiertelnie poważnie (czytaj: wybuchnąłem śmiechem i próbowałem brzmieć poważnie).
-Zależy które bo niektóre z nich nie są dla niewinnych uszu ludzi. Właściwie ty byś mnie za niektóre też zabił -odparł odsuwając się gdy chciałem go trzepnąć w ten pusty łeb.
-Jesteście słodcy -odezwał się Mercy, a Alex wybuchnął śmiechem. Przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi, a potem przypomniałem sobie wszystkie nasze rozmowy związane z tym przymiotnikiem -Czym się w ogóle zajmujesz Alex? Luke nigdy o tym nie wspominał...
Cholera, pomyślałem patrząc na spokojne oblicze szatyna.
-Nic wielkiego. Prowadzę rodzinny interes od niedawna -oznajmił spokojnie.
-A co to takiego?
-Kostnice i zakłady pogrzebowe w całym kraju -powiedział z powagą.
-Zależy które bo niektóre z nich nie są dla niewinnych uszu ludzi. Właściwie ty byś mnie za niektóre też zabił -odparł odsuwając się gdy chciałem go trzepnąć w ten pusty łeb.
-Jesteście słodcy -odezwał się Mercy, a Alex wybuchnął śmiechem. Przez chwilę nie wiedziałem o co mu chodzi, a potem przypomniałem sobie wszystkie nasze rozmowy związane z tym przymiotnikiem -Czym się w ogóle zajmujesz Alex? Luke nigdy o tym nie wspominał...
Cholera, pomyślałem patrząc na spokojne oblicze szatyna.
-Nic wielkiego. Prowadzę rodzinny interes od niedawna -oznajmił spokojnie.
-A co to takiego?
-Kostnice i zakłady pogrzebowe w całym kraju -powiedział z powagą.
Zacząłem się krztusić własną śliną. Serio Alex?! Kostnice?! Hahahaha... Próbowałem się nie śmiać, co było bardzo trudne przez Alex'a.
-Nic ci nie jest Luke?- spytał Mercy podając mi szklankę wody.
-Chyba jestem chory - skłamałem cicho dziękując za wodę. Czułem wesołość Alex'a, który zachowywał powagę i z troską wpatrywał się we mnie. Niezły z niego aktorzyna.
W którymś momencie musieliśmy zejść na dół by przywitać gości i uroczyście otworzyć nowy dział w firmie. Zauważyłem jak na usta Alex'a wpływa uśmiech na widok wielkiej czerwonej kokardy. Ruszyłem w jej kierunku za Mercy'm i pociągnąłem zdziwionego tym szatyna. Staliśmy po prawej stronie blondyna, gdy ten witał gości i przecinał wstęgę. Nagle poczułem jakiś dziwny impuls każący mi spojrzeć na Alex'a. Ten wpatrywał się z rozpaczą w oczach w kogoś na drugim końcu sali. Po skończonej mowie widziałem jak szybko rusza przez tłum i kuca koło ściany obok jakiejś małej dziewczynki. Czułem od niej coś dziwnego, czego nie umiałem określić. Nigdy czegoś takiego nie czułem.
*Czujesz jej zbliżającą się śmierć* usłyszałem smutny głos mojego Diabła i wychwyciłem jego spojrzenie zanim znowu spojrzał na dziecko i coś mu powiedział.
W którymś momencie musieliśmy zejść na dół by przywitać gości i uroczyście otworzyć nowy dział w firmie. Zauważyłem jak na usta Alex'a wpływa uśmiech na widok wielkiej czerwonej kokardy. Ruszyłem w jej kierunku za Mercy'm i pociągnąłem zdziwionego tym szatyna. Staliśmy po prawej stronie blondyna, gdy ten witał gości i przecinał wstęgę. Nagle poczułem jakiś dziwny impuls każący mi spojrzeć na Alex'a. Ten wpatrywał się z rozpaczą w oczach w kogoś na drugim końcu sali. Po skończonej mowie widziałem jak szybko rusza przez tłum i kuca koło ściany obok jakiejś małej dziewczynki. Czułem od niej coś dziwnego, czego nie umiałem określić. Nigdy czegoś takiego nie czułem.
*Czujesz jej zbliżającą się śmierć* usłyszałem smutny głos mojego Diabła i wychwyciłem jego spojrzenie zanim znowu spojrzał na dziecko i coś mu powiedział.
-Gdzie są jej rodzice?- spytałem, gdy chłopak po dłuższej rozmowie wrócił do mnie i wyglądał jakby ktoś wyssał z niego życie -I co zrobiłeś? Nawet nie wmawiaj mi, że nic bo już nie czuję tych dziwnych wibracji od niej.
-Ma tylko ojca -powiedział opierając się o ścianę -I tak jakby dałem jej więcej czasu...
-To tak można? - spytałem smutno zaistniałą sytuacją. -Co ty przez to straciłeś?
-Możliwość odwrotu -wymamrotał zrezygnowany -Użyłem mocy, którą mam jako dziedzic ojca. Jako, że jej użyłem muszę kiedyś go zastąpić. Nie mogę zrezygnować...
-Możliwość odwrotu -wymamrotał zrezygnowany -Użyłem mocy, którą mam jako dziedzic ojca. Jako, że jej użyłem muszę kiedyś go zastąpić. Nie mogę zrezygnować...
Westchnąłem cicho.
-Przepowiednia prowadzi nas jak marionetki za sznurki... Wszystko idzie idealnie po jej słowach - powiedziałem i objąłem Alex'a w pasie. -Gdzie jest jej ojciec?
-A co marzy ci się drugie dziecko w domu? -mruknął mi w szyje -Dray Brins. Wspólnik twojego przyjaciela, 28 lat. Cztery lata temu zginęła jego żona Lucy. Stara się jak może zapewnić córce co najlepsze lecz robi to poświęcając się pracy przez co oddala się od Abigail.
-A co marzy ci się drugie dziecko w domu? -mruknął mi w szyje -Dray Brins. Wspólnik twojego przyjaciela, 28 lat. Cztery lata temu zginęła jego żona Lucy. Stara się jak może zapewnić córce co najlepsze lecz robi to poświęcając się pracy przez co oddala się od Abigail.
-Zaraz wracam- powiedziałem i poszedłem do witającego się w gośćmi Mercy'ego. -Mercy. Gdzie znajdę Dray'a Brins'a?
-Powinien być przy barze -powiedział. -A po co ci to wiedzieć?
-Mam do niego sprawę -powiedziałem wymijając go i ruszając w stronę baru.
Stał tam mężczyzna ok.30. Musiał to być Dray.
-Dray Brins?
Spojrzał na mnie zmęczonymi szarymi oczami.
-Tak.
Wysłałem mu uśmiech.
-Dzień dobry. Nazywam się Lukey Whitman. Jestem dobrym przyjacielem Mercy'ego. Słyszałem, że jest pan bardzo zapracowany, a córka nie ma z kim zostać. Zaproponuje panu propozycje. Ja i mój chłopak możemy się zająć pańską córką. Mamy w domu już dziewczynkę w jej wieku i myślę, że by się dogadały. Rano przywiezie ją nam pan, a wieczorem jak coś po pracy odbierze. Zostawię swój numer. Jeśli się pan zdecyduje, wystarczy zadzwonić.
-Czemu mielibyście to robić? -zapytał ze zdziwieniem. Posłałem mu lekki uśmiech pacząc kontem oka jak do Alex'a podchodzi znana mi już dziewczynka. Szatyn od razu stara się wyglądać na pełnego energii i wraz z dziewczynką zaczął biegać od atrakcji do atrakcji. Ojciec dziewczynki również się im przyglądał.
-Bo Alexowi na tym zależy choć nie powiedział mi tego wprost. Ten głupek chce by każde dziecko miało jak najlepsze dzieciństwo. A ja chcę jego szczęścia na równi ze szczęściem pańskiej córki -odparłem. Mężczyzna pokiwał głową.
-Rozumiem. I dziękuję -przez pewien czas jeszcze rozmawialiśmy i patrzyliśmy na wygłupy tej dwójki. Widziałem jak Alex powoli nie umie już ukryć zmęczenia. Podziwiałem jego determinację, bo już parę godzin wcześniej jego bariery mentalne opadły. Dopiero, gdy podszedł do nas z prawie śpiącą dziewczynką na rękach.
-Alexander Black -przedstawił się ze zmęczonym uśmiechem i spiętą postawą ciała. Nie wiedziałem do końca o co chodzi.
-Znam cię -powiedział odezwał się Dray. Popatrzyłem na niego zaskoczony.
-Pomogłeś ratownikom przy wypadku mojej żony... To ty próbowałeś je ocalić -wymamrotał biorąc od Alex'a Abi.
-Czemu mielibyście to robić? -zapytał ze zdziwieniem. Posłałem mu lekki uśmiech pacząc kontem oka jak do Alex'a podchodzi znana mi już dziewczynka. Szatyn od razu stara się wyglądać na pełnego energii i wraz z dziewczynką zaczął biegać od atrakcji do atrakcji. Ojciec dziewczynki również się im przyglądał.
-Bo Alexowi na tym zależy choć nie powiedział mi tego wprost. Ten głupek chce by każde dziecko miało jak najlepsze dzieciństwo. A ja chcę jego szczęścia na równi ze szczęściem pańskiej córki -odparłem. Mężczyzna pokiwał głową.
-Rozumiem. I dziękuję -przez pewien czas jeszcze rozmawialiśmy i patrzyliśmy na wygłupy tej dwójki. Widziałem jak Alex powoli nie umie już ukryć zmęczenia. Podziwiałem jego determinację, bo już parę godzin wcześniej jego bariery mentalne opadły. Dopiero, gdy podszedł do nas z prawie śpiącą dziewczynką na rękach.
-Alexander Black -przedstawił się ze zmęczonym uśmiechem i spiętą postawą ciała. Nie wiedziałem do końca o co chodzi.
-Znam cię -powiedział odezwał się Dray. Popatrzyłem na niego zaskoczony.
-Pomogłeś ratownikom przy wypadku mojej żony... To ty próbowałeś je ocalić -wymamrotał biorąc od Alex'a Abi.
Wysłałem chłopakowi wzrok "pogadamy w domu". Chwilę porozmawialiśmy i pożegnaliśmy się z Dray'em i Mercy'm. Wróciliśmy do domu. Alex od razu rzucił się na łóżko z jękiem.
-Chcesz kawki? Lub herbatki? Lub czy czegoś potrzebujesz?- spytałem gładząc mu lekko włosy.
-Kawę, ciebie obok mnie, ale za nim to to idź proszę do Uriel i powiedz by dał ci tą pieprzoną księgę -wymamrotał -I pamiętaj by nie wchodzić bez pukania chyba, że chcesz oślepnąć...
-Kawę, ciebie obok mnie, ale za nim to to idź proszę do Uriel i powiedz by dał ci tą pieprzoną księgę -wymamrotał -I pamiętaj by nie wchodzić bez pukania chyba, że chcesz oślepnąć...
-Ym okey -powiedziałem.
Poszedłem najpierw tak jak mówił do Uriel'a. Zapukałem na co usłyszałem ciche warknięcie.
-Co chcesz tym razem Alex?!- warknął Uriel szybko otwierając drzwi i o mało nimi nie dostałem. -O... To ty Luke... Co chcesz?
-Alex kazał mi iść do ciebie po jakąś "pieprzoną księgę".
Chłopak podrapał się po karku i po chwili wracając z dużą, czarną księgą oprawioną w skórę.
-Zrobił to? -zapytał patrząc na mnie wielkimi oczami.
-Nie do końca rozumiem o co chodzi -odparłem w myślach narzekając na wagę tej księgi.
-To jest WSZYSTKO co władca powinien wiedzieć. O Podziemiu, władzy, dziedziczności, kulturach, tradycjach, obowiązkach. Wszystko. Alex dostał ją od ojca na 16-ste urodziny. Schował ją i nigdy nie przeczytał bo to by znaczyło, że zamierza objąć kiedyś stanowisko ojca.
-Przez zwykłe dziecko, Alex podjął decyzje o władzy... Ta przepowiednia nas albo zniszczy albo wzniesie na szczyt -powiedziałem.
Podziękowałem cicho za księgę. W myślach kląłem o wagę tej księgi. Zaniosłem ją Alex'owi i poszedłem zrobić kawę.
Gdy wróciłem Alex przygryzając wargę czytał to tomiszcze.
-Lu musisz zrozumieć, że przepowiednia nie decyduje o naszych wyborach. Ona je spaja lecz nie wybiera. Wszystko co robimy po prostu w jakiś sposób doprowadzi do zmiany w świecie bogów -odezwał się gdy położyłem się obok niego. Objął mnie jednym ramieniem, a drugą ręką sięgnął na szafkę gdzie stała kawa. Wziął duży łyk i spojrzał ze słodkim, zmęczonym uśmiechem na mnie -A jak w ogóle świadomość, że w jakiś sposób połowicznie korzystasz z moich umiejętności?
-Lu musisz zrozumieć, że przepowiednia nie decyduje o naszych wyborach. Ona je spaja lecz nie wybiera. Wszystko co robimy po prostu w jakiś sposób doprowadzi do zmiany w świecie bogów -odezwał się gdy położyłem się obok niego. Objął mnie jednym ramieniem, a drugą ręką sięgnął na szafkę gdzie stała kawa. Wziął duży łyk i spojrzał ze słodkim, zmęczonym uśmiechem na mnie -A jak w ogóle świadomość, że w jakiś sposób połowicznie korzystasz z moich umiejętności?
-To było dziwne uczucie gdy Abi... Umierała. Zawsze to czujesz?
-Zawsze. Przy każdej umierającej, przewlekle chorej, a czasami nawet chwilowo zagrożonej duszy. Tylko, że ja odczuwam to mocniej -odparł patrząc smutnym wzrokiem przed siebie -Odczuwam to tak jakbym to ja był na miejscu tej osoby, ponieważ ich umierająca dusza atakuje mnie szukając ratunku...
-Zawsze. Przy każdej umierającej, przewlekle chorej, a czasami nawet chwilowo zagrożonej duszy. Tylko, że ja odczuwam to mocniej -odparł patrząc smutnym wzrokiem przed siebie -Odczuwam to tak jakbym to ja był na miejscu tej osoby, ponieważ ich umierająca dusza atakuje mnie szukając ratunku...
-To było straszne... -powiedziałem smutnym głosem.
Objąłem jego ramie rękami i położyłem głowę na jego ramieniu. Słyszałem jego bicie serca. Biło od niego przyjemne ciepło.
-Zaśpiewaj mi coś, proszę -powiedziałem cicho. Myślałem, że mnie zignoruje, gdy nagle zaczął nucić i cicho śpiewać nieznaną mi piosenkę:
Byłem oczarowany jego melodyjnym głosem i głębią tekstu. Powili zasypiałem. Widziałem zielone oczy patrzące się we mnie z troską.
Niesiemy życie przez martwą ciszę i zimny świat,
polarną noc bez zórz, bez gwiazd.
Wokół morze ścięte w lód, wiatr zdeptany w szadź,
przestrzeń beznadziejnie nie chce, trwa.
Nie trać mnie, rozpal mnie wokół
Nie jestem przypadkiem w Twoim życiu - jest powód
i znasz go, i to lepiej niż ja o wiele.
Nie trać mnie, jestem Twoim marzeniem,
Nie trać jej, nadziei na nasze spełnienie,
Nie trać mnie...
Nie trać mnie, idziemy przez polarną noc.
Choć słońce nie wschodzi, ja mam jasność,
bo mam w dłoni Twoją dłoń, przy skroni Twoją skroń.
Słońce nie wschodzi, jesteś moją gwiazdą - płoń!
Tysiące kilometrów pustki wokół - to nic.
Nie zniosę tylko kropli pustki w oku Twoim.
My musimy biec, kiedy czas stoi.
My musimy chcieć, gdy słońce nie chce wschodzić.
Nie trać mnie, choć nie powiem ci kiedy dojdziemy,
póki idziemy lód nie może nas w siebie zamienić.
Chodź, krok w krok, biodro w biodro
Nie jest nam chłodno w ten ziąb
To jemu jest gorąco przy nas
Uwierz, wytrzymaj, umiesz zatrzymać rezygnację
i zrezygnować z niej, zamiast rezygnować z nas.
Nie trać mnie, nawet jeśli chcesz końca i masz rację.
Nie trać mnie, jestem Twoim marzeniem,
Nie trać jej, nadziei na nasze spełnienie,
Nie trać mnie, nie trać mnie...
polarną noc bez zórz, bez gwiazd.
Wokół morze ścięte w lód, wiatr zdeptany w szadź,
przestrzeń beznadziejnie nie chce, trwa.
Nie trać mnie, rozpal mnie wokół
Nie jestem przypadkiem w Twoim życiu - jest powód
i znasz go, i to lepiej niż ja o wiele.
Nie trać mnie, jestem Twoim marzeniem,
Nie trać jej, nadziei na nasze spełnienie,
Nie trać mnie...
Nie trać mnie, idziemy przez polarną noc.
Choć słońce nie wschodzi, ja mam jasność,
bo mam w dłoni Twoją dłoń, przy skroni Twoją skroń.
Słońce nie wschodzi, jesteś moją gwiazdą - płoń!
Tysiące kilometrów pustki wokół - to nic.
Nie zniosę tylko kropli pustki w oku Twoim.
My musimy biec, kiedy czas stoi.
My musimy chcieć, gdy słońce nie chce wschodzić.
Nie trać mnie, choć nie powiem ci kiedy dojdziemy,
póki idziemy lód nie może nas w siebie zamienić.
Chodź, krok w krok, biodro w biodro
Nie jest nam chłodno w ten ziąb
To jemu jest gorąco przy nas
Uwierz, wytrzymaj, umiesz zatrzymać rezygnację
i zrezygnować z niej, zamiast rezygnować z nas.
Nie trać mnie, nawet jeśli chcesz końca i masz rację.
Nie trać mnie, jestem Twoim marzeniem,
Nie trać jej, nadziei na nasze spełnienie,
Nie trać mnie, nie trać mnie...
Byłem oczarowany jego melodyjnym głosem i głębią tekstu. Powili zasypiałem. Widziałem zielone oczy patrzące się we mnie z troską.
- Cum tu mihi, "Amo" Iam non auditis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz