piątek, 1 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 22

Luke 
Stałem na jakiejś ulicy. To chyba była ulica mojego dawnego domu. Szedłem wzdłuż niej, gdy natrafiłem na mały, biały domek.  To chyba był on. Kiedyś tam mieszkałem z ojcem.  Wszedłem do niego przez tylne wejście, gdzie zostawiliśmy klucze.  Nic się w nim nie zmieniło. Zapach, ułożenie przedmiotów, małe kule śnieżne, które zbierałem w dzieciństwie.

Wszedłem do gabinetu ojca i wziąłem z niego jego zdobiony sztylet i nasze wspólne zdjęcie. Poszedłem do mojego pokoiku.  Parę zabawek i żołnierzyków leżało rozrzuconych na ziemi.  Z szafy wyciągnąłem pudełko z moimi wszystkimi szkicownikami. Biorąc to przeniosłem się do domku.  Na kanapie siedzieli zaskoczeni Uriel i Siv.
-Na co się gapicie? Człowieka nie widzieliście? - spytałem i poszedłem do sypialni zamykając się. Zobaczyłem na łóżku pudełko z prezentem, które kupiłem Alex'owi i list.

"Czekając na coś magicznego tracimy zwykłe dni. A prawdą jest, że to co najpiękniejsze przychodzi niespodziewanie" 
Byłeś moją niespodzianką...
                                                    Męska Dziwka
PS.Mam nadzieje, że beze mnie odnajdziesz szczęście, którego ze mną nie miałeś. 

Czytając ten list zacząłem się trząść i płakać. Cholera! Alex czy ty nie rozumiesz, że ja nigdy nie znajdę kogoś lepszego albo w miarę dobrego! Nigdy! Załamałem się.  Rzuciłem się na łóżko i wypuściłem wszystkie swoje łzy, które od lat trzymałem w sobie.

-Luke? - słyszałem tłumiony przez drzwi głos Sivcia.

Nie odezwałem się. Spieprzyłem sprawę.  Taka była prawda. Alex nigdy mi tego nie wybaczy. Dla kogo miałem teraz żyć?! Dla kogo miałem teraz zachować duszę?! Nie miałem już takiej osoby... Alexie bez ciebie jestem wrakiem człowieka.  

-Luke porozmawiaj z nami -odezwał się spokojny głos Uriela -Musimy najwyraźniej wytłumaczyć parę spraw.

Nadal zero reakcji z mojej strony. Było kurwa dobrze, to musiałem wszystko zepsuć. Otworzyłem drzwi leciutkim ruchem ręki i nadal leżałem na brzuchu płacząc.

-Rozumiem, że mój brat jest w większości spraw dupkiem, ale wyjaśnijmy sobie jedno. Miałeś być jego pierwszym -powiedział cichym głosem Uriel.

Otworzyłem oczy szeroko. A ja nazwałem go męską dziwką... Nie no super!  Po prostu gratulacje Lukey za zabicie jedynej szansy na szczęście.

-Ja... Nie... Chciałem...- wyjęczałem w poduszkę.

-Domyślam się -powiedział z westchnieniem zielonooki -Jego charakter i zachowanie również nie wskazuje na to. Ale sam pomyśl był dzieciakiem w sierocińcu zanim ojciec wziął go do Podziemi. Tam skupił się na poszerzaniu wiedzy, a nie miłostkach. Możliwe, że Kamasutrę ma w małym palcu, ale nie korzystał z niej w pełnej krasie. Bo nie okłamujmy się święty to on nie jest, a jego ciekawość... Długo by o niej mówić.

-Zabiłem swoją... naszą szansę- powiedziałem.

Wstałem z łóżka i poszedłem do łazienki. Usiadłem na brzegu wanny i zamierzałem coś zrobić... Coś czego nie robiłem od dobrych pięciu lat. Miałem zamiar się pociąć. Zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu czegoś ostrego. 

Alex... Na pewno masz tu coś takiego...

-Luke?

Zignorowałem głos Siva i Uriela. Moim oczom po chwili ukazał się mały nożyk. Zrobiłem pierwsze nie pewne cięcie. Poczułem pieczenie i zobaczyłem pojawiającą się szkarłatną linie. Gdy zamierzałem zrobić drugie cięcie usłyszałem TEN głos.
Nie warto Luke. I pamiętaj by następnym razem jeśli będziesz chciał takie coś odwalać, zamknąć połączenie.

Alex... 

Luke odłóż ten nóż.

Spieprzyłem wszystko. Przepraszam. Nie chciałem by tak wyszło Alex. Przepraszam za wszystko co powiedziałem. Przepraszam...
Mój głos nawet przez umysłowe połączenie brzmiał fatalnie. Schowałem głowę z rękach.


  Odpowiedzi nie uzyskałem. Została pustka. Poczułem łzy na policzkach. Opuściłem nożyk i wstałem. Otworzyłem drzwi i wróciłem do łóżka nie przejmując się zmartwionymi spojrzeniami.

-Alex...Czy on kiedyś wróci? -zapytałem łamliwym głosem.

-Obiecał mi, że wróci 13 marca - powiedział Uriel.

-Na własne urodziny...- powiedziałem i przykryłem ręką twarz.

-Luke!!! - wydarł się na mnie Siv.

-Co?! - szybko poderwałem się do stojącej pozycji.

-Dawaj rękę!!! 

Wyciągnąłem przed siebie prawą dłoń. 

-Nie tą!!! - podszedł do mnie wściekły brat. -Znów się ciąłeś??!!

Złapał moją lewą dłoń. Rana się już zagoiła, ale została po niej blizna i krew.

-I tak przerwał mi... Alex...- przytuliłem chłopaka i zacząłem znów płakać. -Ja... Siv ja chcę by... Alex już wrócił... Ja... Potrzebuje go...

-Wytrzymaj dwa tygodnie, a potem porozmawiaj z nim -powiedział Uriel stojąc w drzwiach -Idę na dach. Siv zaopiekuj się bratem.

Patrzyłem jak mój brat wpatruje się z rozmarzoną miną w tyłek Uriela i zdobyłem się na słaby uśmiech.

-Bracia Black mają niepodważalny urok osobisty -mruknąłem opadając w tył. 

-Zgadzam się -odparł Siv patrząc na mnie z lekkim uśmiechem. 

-Idź. Nie każ mu czekać przeze mnie braciszku -powiedziałem. Siv chciał się sprzeczać, ale koniec końców zostałem sam. Wpatrywałem się tępo w sufit aż do czasu gdy zmorzył mnie sen.

*

Dwa tygodnie spędziłem rozpamiętując to co powiedziałem Alex'owi. Od kompletnego załamania psychicznego powstrzymywał mnie Siv i Uriel, którzy zostali ze mną w domu.

Każdy dzień toczył się monotonnie. Połowę dnia spędzałem na treningach w siłowni lub bieganiu. Tak zacząłem biegać. Nie wiem czy to mi się kojarzyło z Alex'em, czy przez to nie czułem się w tym domu jak w klatce. Potem Siv wpychał we mnie jakiekolwiek jedzenie którego przez pare pierwszych dni nie umiałem przełknąć. Gdy zaczynało mi się nudzić, szedłem na dach i wyciągałem szkicownik. Za każdym razem rysowałem Alex'a, Lexio ze skrzydłami lub Mefisto, który uciekł z domu. Kasjan był tak samo przygnębiony jak ja.

Dwa tygodnie minęły w strasznie wolnym tępie. Przeklinałem czas za tak wolne tempo.

*

Cały dzień zleciał nam na przygotowywaniu imprezy urodzinowej Alexa. Tylko świadomość jego powrotu postawiła mnie na nogi. Dalej byłem kupką nieszczęścia. Do południa wyrobiliśmy się i czekaliśmy na powrót chłopaka. Lecz ten pojawił się dopiero po piętnastej.

Wszyscy zastanawiali się dlaczego chłopaka jeszcze nie ma, gdy usłyszeliśmy otwieranie drzwi wejściowych i ciche kroki.
Chwilę później do salonu wszedł zmęczony szatyn w pełnym stroju do walki z dzieckiem w ramionach. Była to około pięcio-sześciolenia dziewczynka wtulona w ciało szatyna. Ten rozejrzał się i posłał wszystkim zmęczony uśmiech. No powiedzmy, że wszystkim po mnie prześlizgnął się wzrokiem i ignorował. Było to dla mnie jak cios w twarz.
Szatyn przytulił Rin, która stała wraz z Four z boku, a potem podszedł do miejsca gdzie stał jego ojciec rozmawiając z Aresem, Urielem i Sivem. Gdy Alex przytulił lekko brata ten mu coś powiedział, na co chłopak potrząsnął głową.

-Synu kto to jest? -zapytał wreszcie Hades i chyba każdy w pokoju spojrzał na dziewczynkę o ciemno brązowych lokach i jasnej cerze, która spała wtulona w bok chłopaka.

-Spohie -odparł krótko, a widząc spojrzenie wszystkich westchnął i usiadł na kanapie -Jedna z osób, które miały ze mną robić interesy kazała mi się pozbyć zdrajcy. W ten sposób trafiłem na czarny rynek. Ci ludzie... To był koszmar.

Widziałem jak przez jego ciało przebiega dreszcz. Skoro on tak reagował to ja wolę chyba nie wiedzieć co tam się działo.

-W czasie, gdy szukałem informatora, który zdradził mojego przyjaciela trafiłem na aukcje. Oni sprzedawali niewolnice seksualne. Wśród młodych kobiet i nastolatek była dwójka dzieci. Te potwory chciały je sprzedać jakimś śmieciom w wiadomym celu. Cóż wkurzyłem się i zabiłem sprzedających jak i kupujących. Uwolnione kobiety dostały się w odpowiednie ręce, które się nimi zaopiekowały bądź wróciły do swoich rodzin. Ale dziewczynki nie miały gdzie iść. Jedna została u mojego znajomego i on już ją zaadoptował lecz Sophie jest zamknięta w sobie i nie ufa nikomu oprócz mnie. To dziecko widziało jak zabijam i mi za to podziękowało! Nie wiem co oni jej zrobili, ale to dziecko boi się każdego -opowiadał z nieobecnym spojrzeniem -Nie mogłem jej zostawić.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz