Pokazywałem razem z Rickiem dziewczynką podstawowe chwyty obronne. W oddali słyszałem wrzaski, przekleństwa i tym podobne. Z lekkim uśmiechem na ustach powaliłem bruneta na ziemię. Chwilę mi zajęło na początku wyjaśnienie dziewczynką, że samoobrona może im się przydać. Zapewniając im minimalne bezpieczeństwo.
-Chris nie mówił, że się pojawisz -zacząłem robiąc lekki wykop -Ponoć załatwiałeś jakieś ciemne sprawki za granicą.
-To prawda, ale wróciłem wcześniej i jak usłyszałem, że zaprosiłeś Chrisa i Noel to postanowiłem cię odwiedzić i sprawdzić czy nie pakujesz się za bardzo w kłopoty.
-Jak zawsze mój obrońca -mruknąłem wspominając nasze pierwsze spotkanie. Miałem wtedy pięć lat i jakiś starszy chłopak z sierocińca wraz z kolegami chciał pokazać jaki to on jest super znęcając się nad młodszym chłopakiem, wyrzutkiem i samotnikiem. Tamtego dnia zostałem dość poważnie pobity, ale w dalszej zabawie przerwał im starszy ode mnie Richard, który poradził sobie nadzwyczaj dobrze z całą grupą chuliganów. Wspomnienia z tamtego czasu wciąż sprawiają, że mam ochotę odgrodzić się od świata.
Gdy tak stałem zamyślony Rick wykonał swój cios posyłając mnie na ziemię. Wydałem z siebie zaskoczony krzyk nim padłem jak długi i wpatrywałem się w sufit. Czułem jak ktoś do mnie podchodzi i lekko poddenerwowany głos przyjaciela lecz ja wciąż byłem zagubiony we wspomnieniach. Nawet krew płynąca z nosa nie zwróciła mojej uwagi.
-Alex? Alex, żyjesz?- stanął obok mnie Rick.
-Żyje - odparłem i podniosłem się. -Idę zobaczyć czy się jeszcze nie po zabijali.
Poszedłem do sali treningowej. Luke stał na środku dość wkurzony. Miał złociste oczy i białe, duże skrzydła. Rin leżała już pod ścianą. Four, jak to Four stał sobie przy drzwiach spokojnie z uśmiechem. Evry za to był chyba najbardziej pokiereszowany. Miał rozcięty policzek, z którego płynęła krew. Trzymał się mocno za brzuch, czyli tam oberwał piorunem. Lu stał w swoim fioletowo-niebieskim kręgu, otoczony jakby polem siłowym.
-Alex? -usłyszałem głos Uriela i spojrzałem w jego kierunku akurat, gdy oberwał sztyletem Luke'a. Moje oczy zmieniły kolor, gdy ruszyłem w kierunku brata. Ten oddychał ciężko z krwawiącą raną na brzuchu. Kątem oka zobaczyłem Siva biegnącego w moim kierunku i Luke'a, który chciał go zaatakować.
-Przestań się wyżywać na innych do kurwy nędzy! -ryknąłem na niego. Otrzymałem w odpowiedzi wściekłe spojrzenie. Nie zwracałem na niego już uwagi skupiając się na Urielu, który lekko odpływał przez utratę krwi. Przypominało mi to sytuacje, gdy jako trzylatek osłonił mnie przed mieczem, który go zabił -Nie zrobisz mi tego. Nie drugi pieprzony raz...
-O co chodzi? Czego nie zrobi? -zapytał Siv klękając obok i biorąc go za rękę. W sali zapadła cisza.
-Nie umrze -warknąłem wyciągając sztylet i i przyciskając ręce do rany. Skupiłem się na mojej i jego energii życiowej by przesłać mu swoją. Poczułem otaczające mnie delikatnie skrzydła -Luke puść ten przeklęty sztylet bo nie ręczę za siebie jeśli go rzucisz...
Czułem powoli opuszczające mnie siły, gdy do sali weszła Sophie, Noel i Rick. Gdy brunetka zobaczyła co się dzieje podbiegła do mnie i położyła swoją dłoń na mojej. Złączone ręce i rana zaczęły emanować srebrzystym blaskiem.
Rana po chwili zniknęła. Uriel spojrzał na dziewczynkę zdziwiony.
- Ma dar leczenia -powiedział. -To coraz rzadszy dar.
Powoli usiadł, a Siv pomógł mu wstać. Odwróciłem się w stronę Luke'a. Stał już w normalnej postaci.
-Co ci odwaliło?!- krzyknąłem na niego.
-Krzykiem nic nie załatwisz Alex. On był w furii. Nie za bardzo orientuje się co się stało, a na dodatek jest obrażony o włosy. Alex dla niektórych osób jest jakaś cenna rzecz. On ma swoje włosy, które jako jedyne z piątki braci ma koloru ojca. Czy ty rozumiesz, że dla niego ten kolor był tak ważny jak dla ciebie te wszystkie księgi? Kolor na zawsze zostanie, bo Lu w tej walizce miał same przeróbki - powiedział Four. -Chodź Luke, idź odpocząć.
Luke tylko pokazał na to fucka i zniknął. Four westchnął.
-Wróci.
-Kolor zniknie ponieważ użyłem do zmiany swoich talentów, nie farby -odparłem oschle -Wystarczy, że się wykąpie, a to zniknie. Nie mógłby mieć różowych włosów przez swój zestaw ponieważ ta farbka trafiła Siva, gdy mnie pośpieszał.
-Kolor zniknie ponieważ użyłem do zmiany swoich talentów, nie farby -odparłem oschle -Wystarczy, że się wykąpie, a to zniknie. Nie mógłby mieć różowych włosów przez swój zestaw ponieważ ta farbka trafiła Siva, gdy mnie pośpieszał.
-Alex. Słuchaj Luke'owi szybko przejdzie, ale nie gniewaj się na niego. To nic nie da, uwierz. Czy kiedykolwiek wasze kłótnie dobrze się skończyły? Po prostu zachowaj uwagi dla siebie.
-Uwagi? -zapytałem mrużąc oczy -Wyjaśniłem ci jak się sprawa ma. To nie są pieprzone uwagi czy choćby krytyka. I wybacz mi bardzo, że nie jestem cholerną oazą spokoju zaraz po tym jak mój brat po raz kolejny wykrwawiał się na moich oczach!
Nie wiem kiedy podniosłem głos, ale ostatnie słowa wywrzeszczałem w twarz Four'a. Czułem się przytłoczony dzisiejszym dniem. Miałem ochotę wrzeszczeć choć wiedziałem, że mi to w niczym nie pomoże. Czułem się, że jeszcze chwila i to ja zacznę krzywdzić będących tu ludzi i to nie koniecznie fizycznie, a bardziej psychicznie. Wziąłem głęboki oddech i ruszyłem do wyjścia. Szybko zmieniłem strój i ruszyłem do drzwi wejściowych. Przed wyjściem dogoniły mnie dziewczynki i poprosiły bym wziął je ze sobą. Na początku chciałem odmówić lecz po chwili zgodziłem się i biorąc je za ręce zniknąłem. Zahaczyłem o jakąś galerię handlową, gdzie kupiłem kąpielówki, a potem znalazłem jakiś aqua park.
Na zabawie i wygłupach w wodzie spędziliśmy czas aż do momentu, gdy zaczął doskwierać nam głód. Wtedy ruszyliśmy do przebieralni. Pomogłem dziewczynką wysuszyć włosy, a sam z lekko wilgotnymi ruszyłem z nimi w kierunku jakiejś małej restauracji.
Złożyliśmy zamówienie i prowadziliśmy spokojną rozmowę. Starałem się unikać tematu dzisiejszego zajścia i zapomnieć o tym wszystkim choć na chwilę.
-Co się dzisiaj stało? -zapytała po posiłku Sophie. Westchnąłem odkładając szklankę soku na stolik i spojrzałem w wpatrujące się we mnie dziewczynki.
-Trochę chyba nas wszystkich poniosło...-oznajmiłem -To co się dziś wydarzyło pokazało tylko co może się stać po straceniu kontroli.
-Przez kogo? -niezwykłe jak dzieci umieją zadawać bardzo dobre pytania. Zamyśliłem się patrząc w stronę wejścia.
-Przez Luke'a -powiedziałem po chwili i biorąc głęboki wdech dodałem -I przeze mnie.
-Jak to? Pokłóciliście się?
-Chyba tak. Szczerze powiedziawszy oprócz sexu jeszcze tylko kłótnie nam wychodzą...
-Sex? -zapytała zainteresowana brunetka, a ja złapałem się na swoim błędzie.
-Zapytaj o to Urielka -odparłem szybko i wykręciłem się od dalszej rozmowy wstając i idąc do łazienki. Nie zauważyłem tylko, że ktoś obserwował mnie od pewnego czasu.
Otworzyłem drzwi do pustego pomieszczenia. Popatrzyłem na swoją twarz i schyliłem się by przemyć ją lodowatą wodą.
-Dawno się nie widzieliśmy -usłyszałam i poczułem szarpnięcie za ramię. Spojrzałem na osobę, która przyparła mnie do ściany i zamarłem. Josh Telis. Chłopak z sierocińca, którego kiedyś o mało co nie zabiłem po stracie kontroli. Wspomnienia jego zachowania względem mnie, wyzwiska i rękoczyny latały mi przed oczami. Wpatrywałem się w jego twarz wielkimi oczami, niezdolny do ruchu -Wyładniałeś przez lata... A te dzieciaki? Co za suka nabrała się na twoje kłamstwa?
-Nie twoja sprawa -wymamrotałem. Pięknie, pomyślałem, normalnie jestem gotowy do bójki, a teraz stoję tu jak głupi.
-Coś taki nie miły -powiedział zbliżając się jeszcze bardziej. Coś czułem, że dzisiejszy dzień będzie jeszcze gorszy -Nie przywitasz się ze starym przyjacielem w przyzwoity sposób?
-Przyjacielem? Kpisz czy o drogę pytasz? -zapytałem patrząc w te cholernie zielone oczy. Nagle zanim cokolwiek zrobiłem jego twarz znalazła się za blisko poczułem jak moja głowa uderza w kafelki za mną, a jego usta brutalnie wpijają się w moje. Poczułem jak przegryza mi wargę i poczułem jak skapuje z niej krew, gdy odepchnąłem chłopaka.
-Nie mów, że ci się nie podobało -powiedział ze złośliwym uśmiechem. Za nim zdążyłem to przemyśleć wziąłem zamach i z całej siły walnąłem o pięścią w twarz. Brunet upadł uderzając z hukiem o podłogę.
-A to ci się podobało Josh?! -wysyczałem. Czułem jak moja natura Eryni pragnie jego krwi na rękach, więc szybko wyszedłem z łazienki. Zignorowałem zaskoczone spojrzenia dziewczynek, gdy wróciłem do stolika i oznajmiłem, że wychodzimy. Zapłaciłem i jak najszybciej wydostałem się w budynku. W pierwszym lepszym zaułku przeniosłem się do domu. Wylądowałem przed drzwiami z przed których zniknąłem. Ściągnąłem kurtkę i pomogłem w ściągnięciu ich dziewczynką. Gdy one poszły do salonu gdzie słyszałem telewizor ja starałem się przemknąć do sypialni niezauważony. Gdy już prawie tam byłem poczułem rękę na ramieniu na co się wzdrygnąłem co zostało zauważone.
-Co się stało? -zapytał cicho mój brat odwracając mnie w swoim kierunku. Gdy jego wzrok natrafił na krwawiącą wargę zmrużył oczy. Ja za to zauważyłem, że jest on wciąż blady jak ściana i i wydaje się osłabiony.
-Wszystko w porządku -powiedziałem wypuszczając oddech i chcąc się cofnąć trafiłem na czyjeś ciało.
-Czemu go nie zabiłeś? -usłyszałem przy uchu głos Four'a. No jasne, ten to już wszystko wiedział. Wszystkie osoby spojrzały w naszym kierunku. Widziałem jak wzrok każdego błądzi po mojej twarzy.
-Gdybym to zrobił musiał bym się stąd wynieść i straciłbym kontrole po raz drugi tego dnia. A teraz Siv bierz mojego brata bo ten idiota powinien odpoczywać, Four przestań mieć wgląd w moją przyszłość i mam nadzieje, że nie często jestem bohaterem w twoich wizjach -podniosłem głowę oblizałem usta i skrzywiłem się przy przecięciu -W wróćcie do swoich zajęć bo ja idę biegać. Nie zrujnujcie mi domu i nie zbezcześcicie moich pokoi. A przede wszystkim pamiętajcie, że tu są dzieci!
Ruszyłem do wyjścia, gdy zobaczyłem Sophie podchodzącą do Uriela. Wiedziałem co się zaraz stanie.
-Księżniczko poczekaj aż stąd wyjdę i potem powiedz to co chciałaś bo jestem za młody na śmierć z ręki Arielki -powiedziałem i szybkim ruchem ignorując ból głowy przebrałem buty i wybiegłem z domu.
*
Czułem promienie porannego słońca na skórze i ciepło na brzuchu gdzie zwinięta w kulkę leżała Orian, która pojawiła się wczoraj jak biegałem. Rin była szczęśliwa widząc swoją pumę. Jej ciepłe futro ogrzewało mój odsłonięty tors. Leżałem tu już jakiś czas z nogami przewieszonymi przez oparcie leżanki i głową opadającą lekko w dół. Obok mnie leżał stosik książek, tak samo jak pod moją głową. Byłem skoncentrowany na tym by znaleźć ślad mocy Luke'a. Jeśli chłopak myślał, że się przede mną ukryje to się grubo mylił.
-Nie powinieneś spać o czwartej rano? -otworzyłem oczy by zobaczyć do góry nogami postać ojca Luke.
-Możliwe -mruknąłem -Ale nie śpię nie od czwartej, a od trzeciej, więc...
-Wiesz gdzie jest mój syn? -zapytał przyglądając mi się. Posłałem mu lekki, zadowolony uśmiech.
-Wiem, gdzie jest twój syn -potwierdziłem.
-Co zamierzasz zrobić z tą wiedzą?
-Udostępnić ją najwyraźniej zaniepokojonemu ojcu -odparłem -Do kogo tu tak naprawdę przybyłeś Aresku?
-Myślisz, że skoro spotykasz się z moim synem to nic ci nie zrobię? -zapytał śmiertelnie poważnie mężczyzna.
-Jestem tak słodki, że nie zrobisz mi krzywdy...Aresku -usłyszałem warknięcie mężczyzny.
-Four martwi się o Luke'a i jest zirytowany twoim zachowaniem -odpowiedział na moje poprzednie pytanie. Przyjrzał mi się i zauważył podkrążone oczy i pękniętą wargę -To on?
-Nie -mruknąłem -Starzy znajomi... A teraz idź porozmawiać z Four'em, a jak skończysz to wróć tu to dam ci parę rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz