sobota, 16 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 36

ALEX

Przewinąłem na następną starając się utrzymać otwarte oczy. Obok mnie Luke leżał z połową ciała na mnie. Uśmiechnąłem się odgarniając kosmyki z jego czoła. Właśnie skończyłem czytać rozdział o przekazaniu władzy i byłem pewien, że Luke nie może go przeczytać. Jakoś nie widzę by z uśmiechem patrzył jak ktoś dźga mnie śmiertelnie nożem. Trzeba przyznać, że słowa Pan Śmierci nabrały teraz nowego znaczenia. Nie byłem jakoś do tego chętny bo ponoć miały mi się zmienić tęczówki. Nie chciałem zmieniać koloru oczu. Ziewnąłem i chciałem się podnieść by zrobić sobie kolejną kawę lecz uniemożliwił mi to Luke, który pociągnął mnie z powrotem na łóżko. 
 
-Nie zostawiaj mnie - odezwał się jakby przez sen przytulając się do mojego ciała jeszcze bardziej. Przejechałem po jego policzku palcem w delikatnej pieszczocie. 

-Nie zostawię. Już nigdy -mruknąłem -Utknąłeś ze mną Aniele...

Chłopak uśmiechnął się lekko i mruknął coś nie zrozumiałego pod nosem. Ja za to utknąłem w łóżku z przyczepionym do mnie brunetem. Otoczyłem go mocniej ramionami zaraz po zgaszeniu światła. 

*

Jakiś natrętny dźwięk przebijał się przez otoczkę nieświadomości. Mruknąłem coś pod nosem i schowałem głowę pod poduszką. 

-Alex jest już jedenasta, wstawaj!

-Nie chcę. Idź sobie -wymruczałem z pod mojej ochrony. Usłyszałem zirytowane mamrotanie, które się oddaliło, więc postanowiłem wrócić do krainy snów. Nagle poczułem jak poduszka i kołdra zostają mi brutalnie zabrane, a moje ciało zostaje oblane lodowatą wodą. Otworzyłem oczy wyskakując natychmiastowo z łóżka. Spojrzałem oskarżycielsko spod grzywki na Luke'a -Za co???

-Jest już jedenasta! Co z treningiem? -spojrzałem na niego jak ufo.

-I z tego powodu mnie budzisz? Nie mogłeś poczekać jeszcze trochę? Ja wiem, że jestem wspaniały, ale spanie również takie jest...

-Masz szczęście, że do jedenastej mogłeś spać- powiedział. -Mnie twój braciszek kochany obudził, bo nasz skarb... Sophie zażyczyła sobie pancensy.

-Heh skoro tak to choć mi towarzyszyć w prysznicu, a potem mam pomysł jak zatuszować moje dzisiejsze lenistwo -mruknąłem dając mu całusa w drodze do łazienki.

-Dobrze, Książe - uśmiechnął się złośliwie. Obróciłem się do niego mrużąc oczy.

-Pożałujesz -wymruczałem znikając we wnętrzu łazienki. Popatrzyłem na swoje odbicie w lustrze i zatrzymałem się. Pod moimi oczami miałem ciemne półksiężyce -Wyglądam jak zombie...

-Przez grzeczność nie zaprzeczę -powiedział Luke zdejmujący aktualnie koszulkę.

-Wkurzasz mnie -oznajmiłem wchodząc pod zimny strumień wody. Czułem wyparowujące z mojego ciała zmęczenie oraz ciało Luke'a za plecami.

-I tak mnie kochasz Diable -powiedział między pocałunkami na mojej szyi. Mruknąłem aprobująco odchylając głowę.

-Wciąż nie wiem za co -odparłem złośliwie -Ała! Ugryzłeś mnie!

-Bo byłeś wredny -oznajmił wesołym tonem. Prychnąłem na jego słowa.

-Jakbyś odkrył nowość. Skoro wbiłeś swe kły w moją wspaniałą szyję to będę teraz wampirkiem?  -odwróciłem się i przyszpiliłem szczerzącego się bruneta do ścianki prysznica -Twój entuzjazm dzisiaj jest podejrzany Aniele.

-Wydaje ci się -odparł. -Dzwonił do mnie ojciec Abi. Podrzuci ją w poniedziałek.

-A dzisiaj jest?

-Niedziela.

-Yhmm -objąłem go jedną ręką w pasie, a drugą wplotłem w jego włosy. Przyciągnąłem jego twarz do swojej. Przejechałem czubkiem języka po jego dolnej wardze prosząc o dostęp, który otrzymałem. Nasze języki złączyły się w namiętnej walce o dominację.
Czułem chłodne ręce chłopaka. Malował po mojej klatce piersiowej niewidzialne wzory. Przerwałem na chwilę pocałunek by spojrzeć na jego brązowo-złote oczy. Jego teraz zaczerwienione usta układały się w lekki uśmiech. Mógłbym patrzeć na niego godzinami.

 

-Tu es rex meus ab initio* -powiedział cicho.

-Sei nella mia vita il miglior Angelo** -odpowiedziałem patrząc mu prosto w oczy.

-Po jakiemu to? -zapytał z zaciekawionym błyskiem w oczach. 

-Włoski -odparłem z uśmiechem.

-Nie znam włoskiego, więc mów co takiego powiedziałeś przed chwilą -mruknął, a ja posłałem mu psotny uśmiech.

-Nie powiem.

Chłopak dał mi buziaka w policzek i wyszedł spod prysznica. Śledziłem wzrokiem jego nagie ciało, aż zniknął za drzwiami. Chwilę stałem jeszcze pod chłodną wodą i wyszedłem owijając się puszystym ręcznikiem. Lu stał już przy oknie ubrany w czarne rurki i biały t-sheart. Jego włosy lekko przydługawe wpadały mu do oczu. Stał zamyślony. Jego oczy świeciły złotym blaskiem.

-Co się dzieje?- spytałem, gdy nagle chłopak się skrzywił.

-Czuje jak Zeus wzywa swoich ludzi. Mnie także - powiedział zaciskając ręce na parapecie. -Szuka mnie. Próbuje się dostać do mojej głowy.

Czułem jak chłopak próbuje zamknąć swój umysł.

-Lu spójrz mi w oczy -powiedziałem wiedząc jak mu pomóc. Brunet po chwili  zrobił to o co go prosiłem -Pamiętaj, że jesteś silniejszy od mojego wuja. I nie jesteś jego poddanym. Sam sobie jesteś panem. Sięgnij w głąb siebie i wyobraź sobie, że otacza cię specjalna powłoka, która nie pozwala przeniknąć niczemu i nikomu. Wszystko co próbuje odbija się...

W czasie, gdy mówiłem po skórze Luke'a zaczęły się przemieszczać wyładowania elektryczne. Po chwili parę centymetrów nad skórą pojawiła się fioletowo-błękitna powłoka, po której przemieszczały się małe błyskawice.

-Udało ci się -podsumowałem z zadowolonym uśmiechem.

Chłopak jak zaczarowany patrzał na swoją rękę gdzie przebiegały małe błyskawice. Dotykając drugą dłonią ich, one przenosiły się na nią.

 

-Dziwne, ale piękne - skomentował. -Podaj rękę.

Spiąłem się natychmiast przypominając sobie o ranie którą miałem po piorunie wuja.

-Nic ci nie zrobię. Wierzysz mi?

-Wierze...

Chłopak wziął delikatnie moją rękę, a drugą przesłał jedną z błyskawic na moją dłoń. Patrzyłem na nasze połączone dłonie, gdy coś sobie przypomniałem.

-Luke... Jakbym musiał umrzeć... -nie dokończyłem pytania brunet spojrzał na mnie z ostrzeżeniem w oczach -Zapomnij. 

-Dokończ. Może cię nie uduszę.

-Z czym ci się kojarzy określenie Pan Śmierci? -zapytałem ostrożnie cofając się powoli w tył.

-Tak się nazywa twojego ojca -powiedział po chwili.

-Tak, a zyskał to pokonując śmierć. Ja, żeby przejąć władzę...umrę.

Lukey patrzał się na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłem rozszyfrować. Jego oczy nadal były złote, lecz teraz jeszcze bardziej się rozjaśniły. Małe wyładowania elektryczne na jego skórze wzrosły.

-Są w tym jakieś haczyki. Mów. -odsunąłem się jak najdalej od niego i nie patrząc mu w oczy dokończyłem.

-Mój ojciec ma wbić mi specjalny sztylet w serce. Umrę. Nie ma pewności czy uda mi się pokonać śmierć...-ostatnie słowa były prawie szeptem.

Chłopak nie odzywając się po prostu wyszedł z pokoju. Po paru sekundach usłyszałem krzyk brata Lukey'a. Wyszedłem szybko sprawdzić o co chodzi. Siv leżał na ziemi, a z jego brzucha leciała krew. Dookoła nigdzie nie było widać Lu.

-Co ja mu zrobiłem?! Czy w bezbronnych ludzi się strzela piorunami?!- pytał się mnie granatowowłosy.

-Wiesz gdzie poszedł? -zapytałem poddenerwowany. Sposób, którego go nauczyłem blokował nawet mnie.

-Skąd mam to wiedzieć?!

-Nie wiem! -wrzasnąłem i ujrzałem Uriela, który podbiegł do Siva -Zabierz go do Foras'a. Zostańcie tam i weźcie ze sobą Sophie. Evry!

-Wzywałeś księciuniu? -zapytał pojawiając się. Spojrzałem na niego.

-Pomóż mi znaleźć Luke'a...

-Co się stało?

-Powiedziałem mu, że istnieje możliwość, że nie przeżyję nominacji na władce -demon zaklną -Jak go znajdziesz bierz go do Podziemi.

*

Było już późno, a ja wciąż nie miałem pojęcia gdzie jest Luke. Przeniosłem się do sali tronowej ojca. I stanąłem oko w oko z moim niezadowolonym ojcem.

-Ignorowałeś mnie dzisiaj.

-Bo wiem czego chcesz -odparłem patrząc w jego czarne oczy. Nie chce takich... -Evry tu był?

-Za tobą księciuniu -odezwał się zmęczony głos demona. Odwróciłem się i zobaczyłem poturbowanego szatyna z lekko zakrwawionym i nieprzytomnym Lu w ramionach -Nieźle go wyszkoliłeś...

-Co do diabła?!

-Walczył z ludźmi. Pokonał ich wszystkich i zarobił niezłą sumkę kasy. A gdy chciałem go stamtąd zabrać zaczął ze mną walczyć. Te jego pioruny bolą mocniej niż Zeuska...-wzdrygnąłem się lekko na wspomnienie tego jak sam oberwałem.

-Bo to miało boleć -usłyszałem zachrypnięty głos Luke'a.

-Angelo con carattere -powiedziałem i usłyszałem chichota ojca. 

-Święta racja -potwierdził Evry. Luke za to prychnął i zaczął się wiercić aż demon go puścił.

-Czy ktoś powie mi co powiedział ten idiota? 

-Mój syn trafnie określił twoją osobę -odpowiedział mu mój ojciec. Brunet posłał mu pytające spojrzenie - "Aniołek z charakterem"

-Aller à Die Diable*** - mruknął chłopak w moją stronę.

-Aż tak się palisz na ten pomysł? -zapytałem i musiałem uniknąć błyskawicy, którą chłopak posłał w moim kierunku.

-Alex jesteś dupkiem -skomentował mój ojciec.

-Dzięki tato, też cię kocham... -powiedziałem z jadem w głosie -A ty Luke przystopuj. Obiecałem ci wczoraj, dzisiaj, że cię nie opuszczę i nie zamierzam łamać obietnicy.

 -Panie! -usłyszałem i odwróciłem się do znanych mi demonów.

-Tak? -odezwał się mój ojciec. I posłał mi zdziwione spojrzenie, gdy cała trójka podbiegła do mnie.

-Mówiłem wam żebyście tak mnie nie nazywali -powiedziałem krzywiąc się -Coś się stało?

-Zeus wezwał wszystkich na obrady wojenne. Mieliśmy się zgłaszać do ciebie jakbyśmy...

-Tak wiem -mruknąłem, ignorując wlepione we mnie spojrzenia -Ma już jakieś plany? Zamierza coś? Wstępny plan walki?

-Zabić wszystkich, którzy są po twojej stronie. Próbuje również przekonać resztę bogów, by pozbyć się jak to określił "zdrajców popierających morderce" -zacząłem się śmiać. Wiedziałem, że nie jest to moment na to, ale nie mogłem się powstrzymać.

-Wujuś jest taki przewidywalny... -wymruczałem i spojrzałem na stojące przede mną demony -Poinformujcie wszystkich, o których wam mówiłem. Niech się pośpieszą.

Cała trójka pokiwała głowami i jak najszybciej zniknęła.

-Miło, że o niczym mi nie mówisz -warknął Lukey.

-Chyba mam prawo rozmawiać w moimi demonami

-A ja mam kurwa prawo cokolwiek wiedzieć! Jestem twoim jebanym partnerem, a ty nic mi nie mówisz! A jak mówisz to nigdy od razu i NIGDY całość!

-Skoro taki chętny to proszę! Przed moimi urodzinami starałem się o wsparcie w razie najgorszego. Jak wróciłem zleciłem to tej trójce by robiła to w moim imieniu. Następny punkt, zbliża się wojna! Większa połowa Olimpu chce nas zabić! Oprócz tego większość Podziemia chce mnie martwego, a nie jako swojego władcę! I nie zapominajmy, że przyjmując władzę muszę sobie umrzeć! Wspaniale nieprawdaż?!  A nie zawsze ci wszystko mówię bo czasami lepiej nie wiedzieć! -z ostatnimi słowami ruszyłem do wyjścia z sali, gdzie minąłem się ze swoim bratem i Sivem. Trzasnąłem drzwiami i ruszyłem w kierunku niższych poziomów pałacu ojca. Tam znajdowała się wielka sala treningowa. Po drodze rozkazałem paru demonom iść ze mną.

LUKE 

Spojrzałem na Evry'ego. Odwrócił wzrok i milczał. Przekląłem pod nosem i ruszyłem ku wyjściu by stamtąd przenieść się do ojca. 
Gdy stanąłem przed nim jego wyraz twarzy przyprawił mnie o dreszcz strachu.

-Co tu robisz?!- wykrzyknął. -Chyba nie uczyłem cię byś rzucał się na śmierć! Olim jest pilnie strzeżony. Nie przeniesiesz się z powrotem.

-Masz wieści od Chrisa?

-Nie. Zniknął.

Westchnąłem. To znaczyło tylko, że Chris nie żyje. Czyli to ja jestem teraz pierwszy w kolejce do armii Aresa.

-Ojcze. Nie wiem co robić... Alex musi umrzeć by stać się władcą. Pewnie jest mu ciężko, a ja kurwa tylko potrafiłem na niego nawrzeszczeć i powybijać połowę ludzi w klubie - usiadłem na fotel ojca.

-Przeprosiłeś?- spytał siadając obok mnie na krześle.

-Nie. Na dodatek dochodzi ta głupia przepowiednia. Alex za niedługo będzie władcą... I ja też. Nie tylko ojcze, ale całego Olimpu. Gdy Zeus zginie będzie ktoś musiał go zastąpić. Jestem najbliżej tronu. Na dodatek dochodzi to, że mam jego moce. Potrafię tato kontrolować i tworzyć pioruny, silniejsze niż jego.

-Rozumiem -odparł.

Nagle rozległo się pukanie do gabinetu ojca. Ojciec od razu spiął się i spojrzał na mnie.

-Skryj się.

Zablokowałem się nowym sposobem, a także stałem niewidzialny. Do środka wszedł nie kto inny jak Zeus.

-Masz jakieś wieści od twojego najmłodszego? -zapytał rozglądając się podejrzliwie po gabinecie.

-Nie -odparł oschle mój ojciec.

-Wiesz, że jeśli wróci na Olimp i złoży przysięgę lojalności to go oszczędzę...

-Tak. Powtarzasz mi to nie pierwszy raz.

-Ale oczywiście musi jeszcze pomóc mi dotrzeć do Lexio.

-Chcesz zabić własnego bratanka.

-Morderce. Alexander jest tak samo niebezpieczny i nieprzewidywalny jak jego ojciec -oznajmił zarozumiałym tonem Zeus.

-To dlatego 18 lat temu to on był głównym celem ataku, prawda? -zapytał mój ojciec wbijając swoje złote tęczówki w postać szarookiego boga -To czemu zginął Uriel?

-Przez przypadek. Zasłonił swojego brata ginąc, a potem pojawił się mój brat i zabił moich ludzi. Alex zniknął z mojego radaru i do dwunastego roku życia żył jak śmiertelnik. Ponoć znajdował się w sierocińcu na obrzeżach Londynu.

Wsłuchiwałem się w słowa Zeusa. Mów dalej dziadku... Mów, bo ja słucham...

-Musiałbym porozmawiać z twym synem, Lukey'em - powiedział szarooki.

-Nie mam z nim kontaktu- odpowiedział oschle.

Zeus zacmokał kręcąc głową.

-Nie kłam. Nic ci to nie da synu. Czuje, że tu jest.

-A moją osobę zignorowałeś wuju? -usłyszałem głos Alex'a i zobaczyłem go z ranami na ciele w kącie pokoju. No tak. Wyszedł z cienia. Pewnie wyczuwając, że jestem w kłopotach.

-Jak się tu dostałeś? -warknął Zeus. Patrzyłem jak mój ojciec odsuwa się pod ścianę, pod którą stałem.

-Jaki brak kultury -wymamrotał szatyn, po czym z furią w oczach spojrzał na szarookiego -Czego oczekiwałeś atakując moich przyjaciół? Naprawdę myślałeś, że nie pomyślałem, że spróbujesz ich zabić?

*Bierz ojca i uciekaj cieniem* usłyszałem chłodny głos Alex'a. Nie wyczułem również żadnych emocji chłopaka.

-Co z moimi ludźmi? -zapytał Zeus i niepokój ukazał się w jego oczach na szeroki uśmiech Alex'a.

-Martwi.

-Jesteś mordercą...

-Możliwe -odparł szatyn, gdy ja chwyciłem ramię ojca i ruszyłem w stronę cienia. Zanim zniknęliśmy usłyszałem jeszcze słowa Alex'a -Ale ja nie ukrywam, że to lubię...

Zniknęliśmy, by pojawić się w gabinecie Hadesa. Gdzie siedział on wraz ze swoim drugim synem i Sivem rozmawiając.


-----#-----
* Tu es rex meus ab initio <łac. Jesteś od początku moim królem>

** Sei nella mia vita il miglior Angelo<wł. Jesteś w moim życiu tym co najlepsze Aniele>

***  Aller à Die diable <francuski: Idź umierać Diable>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz