Leżałem na kolanach chłopaka, a on bawił się moimi sterczącymi kosmykami włosów. Obejrzeliśmy już parę części Iron Men'a i jakąś komedię. Usłyszeliśmy rozbawione głosy naszych braci i Sophie. Do salonu weszła cała trójka. Podniosłem głowę i zobaczyłem jak Siv niesie na baranach dziewczynkę, a Uriel śmieje się obok nich i niesie parę naście torb z zakupami. Mieli na sobie koszuli ze Star Wars'ów. Zerwałem się z kanapy i podszedłem do Uriela i zacząłem nim trząść.
-BYLIŚCIE NA STAR WARS'ACH I MNIE NIE WZIĘLIŚCIE !!! - wydarłem się na nich. -SIV JA CIĘ UDUSZĘ!!! URIEL A TY SIĘ NIE ŚMIEJ BO TEŻ OBERWIESZ!!! A ty moja słodka Sophie jeszcze mnie nie znasz, więc jestem Lu - mój głos z wrzasku, zmienił się na łagodny dla dziewczynki. Ta patrzyła na mnie wielkimi zielonymi oczami. Gdy mój brat postawił ją na ziemi mała podniosła głowę do góry odgarniając ręką ciemno brązowe loki z twarzy.
-Lukey chyba wystraszyłeś moją księżniczkę -usłyszałem wesoły głos Alex i poczułem jak całuje mnie przechodząc obok -Sophie jak się bawiłaś z moim klonem i jego księciem z bajki? Powiedz, że trzymali się od siebie na odległość zadowalającą.
-Lubię ich -stwierdziła dziewczynka podchodząc do szatyna. Zawiesiła się na jego szyi i dość głośnym szeptem zapytała patrząc na mnie -Kto to?
-To moja droga jest Lu. Mój królewicz od siedmiu boleści -wytłumaczył z szerokim uśmiechem na moje oburzone spojrzenie.
-Zaraz dołączysz do tej dwójki i każdy zostanie zamknięty osobno! Więc się tak nie mądruj - pogroziłem mu palcem. -A ty Sivest!!! Wiesz jak ja lubię Star Wars!!!
-Kupiłem ci kubki i koszulkę! - zaczął szybko się bronić chłopak podając mi koszulkę (LINK) i kubki (LINK LINK LINK).
Oczy zaświeciły mi się szczęściem. Podskoczyłem szczęśliwy i pobiegłem do kuchni zrobić sobie od razu kawę w jednym z nowych kubków.
-Rada na przyszłość, Alex. Jeśli podpadniesz Lukey'owi to kup mu coś ze Star Wars lub puść mu film - powiedział mój brat do chłopaka.
-Ej! To w cale tak nie działa! - krzyknąłem z kuchni.
-A co przed chwilą było?!
-No ten... Dobra cichaj choinko! - wróciłem do salonu z dwoma kubkami. Ja zrobiłem sobie kawę, a dziewczynce zrobiłem kakao. - Lubisz kakao?
Mała pokiwała niepewnie głową i oderwała się od szczerzącego się Alex'a by przyjąć ode mnie kubek. Upiła łyk po czym posłała mi szczęśliwy uśmiech. Chyba jestem już w jej łaskach.
-Strasznie przekupne to grono jest -oznajmił Alex wieszając się na bracie, który popatrzył na niego jak na wariata -No patrz, Siv przekupił Luke, a Lu przekupił Sophie. Sophie przekupi mnie za jakiś czas bym jej zagrał, a ja przekupię ciebie żeby nie było, że tylko ja jestem taki nieprzekupujący.
-Luke co ty mu dałeś, że tak filozofuje? -zapytał siedzącego po turecku mnie koło dziewczynki. A ja spojrzałem na niego znad kubka i z niewinną minką oznajmiłem:
-Nic. Wyciągnąłem tylko, że prawdę.
-Powiedziałeś mu -powiedzieli jednocześnie Siv i Uriel patrząc z zaskoczeniem na Alex'a.
-Przecież powiedziałem wam, że to zrobię. Trochę wiary w syna Hadesa niewierni -fuknął.
Uśmiechnąłem się. Szatyn usiadł obok mnie, a ja położyłem mu głowę na ramieniu. I nagle poczułem mdłości. Tylko nie to! A już myślałem że będzie dobrze! Podałem szybko kubek zaskoczonemu Alex'owi i pobiegłem do łazienki upadając na kolana obok toalety. Przeszły mnie zimne dreszcze i zwymiotowałem. Nienawidziłem tego... Po prostu miałem już tego uczucia dość. Powoli się podniosłem i przepłukałem usta wodą. Od razu stałem się bladszy. Wróciłem do salonu i usiadłem na kolanach Alex'a chowając głowę w jego zagłębieniu szyi. Poczułem jak mnie obejmuje.
-Może to Uriel i Siv tak na ciebie jednak działają? -zapytał -Nie było ich i wszystko było supi, wrócili i od razu poczułeś się gorzej. Mówię ci to oni.
Podniosłem z niedowierzaniem głowę. Alex za to patrzył wyszczerzony w stronę naszych braci i Sophie robiącej z przydługich włosów Uriela warkoczyki i próbującego zachować powagę Siva.
Westchnąłem nie odpowiadając. Dopiero co zjadłem porządnie to znów zwymiotowałem.
-Myślałem że to przez to że cię nie ma - powiedziałem.
-Alex? Luluś jest chory? - spytała dziewczynka.
-Luluś jest sfrustrowany seksualnie -odparł z powagą brunet po czym spojrzał na mnie -I znów mnie nie słuchałeś. Przez mój wyjazd odległość włączyła coś przez co twój organizm daje ci do wyboru śmierć przez anoreksje bądź zmierzenie się z czymś co cię lekko przeraża i przywołuje złe wspomnienia. Ale kochamy się, więc jakoś damy radę prawda?
-Bracie ja na miejscu Luke'a bym cię walnął -wtrącił swoją opinie Uriel -Pocieszać to ty nie umiesz.
-Uriel zamknij się jeśli ci życie miłe -syknął.
-Uriel ma racje... Pocieszać to ty nie umiesz - powiedziałem. -Nie marzy mi się anoreksja...A w tym momencie jestem już coraz bliżej niej.
-Wiesz jest taka mikstura ziołowa, która wprowadza człowieka w stan, w którym myśli, że śpi -zaczął, a ja próbowałem załapać o co chodzi -Myślę, że dałbym radę ją zrobić, więc jeśli byś ją wypił może poszło by ci łatwiej z przyswojeniem się do tego...
-Alex - warknąłem.
-No co?
-Zamknij już swoją twarz - powiedziałem patrząc na niego ze złością.
Jak on mógł mi coś takiego zaproponować? Dam radę! A nie jakieś miksturki na sen!
-Ja tu się staram byś mi się psychicznie nie wykończył, a ty mi się karzesz zamknąć? Niemiło panie Whitman.
-Naprawdę ci jutro przywalę na paintball'u!
-Przywalić mógłbyś mi w twarz. Jutro możesz co najwyżej posiniaczyć moje wspaniałe ciało i pokolorować strój -odparł złośliwie chłopak.
-Mogę zawszę zsiąść teraz z twoich kolan i tak jednym ruchem zniszczyć ten uśmieszek z twarzy... - odparłem i wstałem.
Znów się czułem jak bym miał zaraz umrzeć. Czułem że oczy robiły mi się coraz bardziej złote. Muszę pozbyć się nadmiaru magii. Spojrzałem na swoją rękę.
-Ej braciszku, ty się palisz - skomentował Siv.
-To nie jest prawdziwy ogień tylko moja moc skumulowana w jednym punkcie. Zaraz wracam... - powiedziałem i zacząłem iść w stronę siłowni.
Poczułem na brzuchu ramiona szatyna.
-Pierwszy raz jesteś tak cieplutki... - powiedział Alex.
-Lepiej nie dotykaj moich dłoni, by się nie oparzyć - stwierdziłem. Ten tylko prychnął i pociągnął mnie w stronę, którą zmierzałem.
-Masz dzisiaj prawdziwe szczęście i możliwość skopania mojego tyłka -oznajmił wchodząc do sali i szczerząc się radośnie. Czasami się zastanawiałem nad jego zdrowiem psychicznym -Najwyraźniej marzenia się spełniają! A skoro ty się palisz... do walki to zrobimy sobie walkę w deszczu!
Popatrzyłem jak podchodzi do jednej ze ścian i odsuwa lustro tam wiszące by ukazać panel kontrolny. Poklikał tam parę chwil i nagle z sufitu zaczął padać deszcz. Chłopak wyraźnie zadowolony z siebie ściągnął koszulkę i sięgnął do gablotki z bronią wyjmując dwa sztylety, które zapaliły się szkarłatnym płomieniem z czarnymi nitkami.
-Kiedyś były całkowicie czarne -wymamrotał i rzucił w moim kierunku podobne sztylety. Złapałem je zręcznie i patrzyłem jak zaczynają jarzyć się fioletowo-błękitnym ogniem.
-Jesteś pewien, że chcesz to robić? Wiesz mogę zrobić ci krzywdę -powiedziałem nie chcą go skrzywdzić za bardzo w czasie walki. Alex tylko posłał mi oczko i zachichotał.
-Lu wciąż zapominasz, że ty masz może moce demona i jego przeszkolenie, ale to ja jestem demonem i Erynią w jednym. Więc nie marudź i walcz Aniele -powiedział i rozpłynął się w cieniu. Mogłem się domyśleć, że zacienił salę z jakiegoś powodu.
Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w jego cichy oddech. Uniosłem kąciki ust i w ostatnim momencie zrobiłem unik w prawo. Chłopak zaczął mnie atakować, a ja robiłem szybkie uniki, aż przyszła pora na atak z mojej strony. Odbiłem się od ziemi i zrobiłem salto rzucając sztyletem. Chłopak szybko odchylił się do tyłu. Prychnąłem. W mojej ręce pojawiły się małe nożyki do rzucania.
Rzuciłem serią, a chłopak zaskoczony tym atakiem szybko znikł w cieniu.
-Co myślisz o Sophie? -zapytał pojawiając się nagle przede mną i podcinając mnie. Upadłem w tył i oczekiwałem ciosu, który nie nadszedł. Szatyn zniknął i pojawił się na drugim końcu sali.
-Jest niezwykłym dzieckiem. Jej aura jest ciekawa, a ona jest ciekawą towarzyszką -odparłem wstając i analizując o co może chodzić chłopakowi. Otarłem z twarzy kosmyki włosów i ruszyłem wolnym kierunku w stronę Alexa.
-Masz rację nie jest zwykła. Sądzę, że ma zadatki na uzdrowicielkę -powiedział unikając sztyletu, którym w niego rzuciłem.
-Tłumaczyłeś jej nasz świat -zapytałem z zainteresowaniem rzucając się na chłopak i robiąc wykop posłałem go na ścianę. Uderzył w nią z hukiem i przez chwilę siedział w bezruchu. Gdy się podniósł zaatakował mnie serią skomplikowanych ciosów.
-Nie musiałem bo była od dziecka wplątana w świat pełen potworów i bogów. Jej rodzice zgięli zabici przez cyklopa, gdy miała dwa latka. Nie wiadomo czemu jej nie zabił, ale znaleźli ją źli ludzie i zamierzali wykorzystać do własnych celów -wytłumaczył odparowując mój cios w jego głowę.
-Widzę, że chcesz powiedzieć coś konkretnego, więc wyrzuć to z siebie Alex -powiedziałem i w chwili jego zdziwienia drasnąłem jego lewy bok. Z cienkiej rany zaczęła płynąć wraz z kroplami wody szkarłatna krew.
-Ja... -chłopak zaciął się lekko -...myślałem nad zrobieniem z niej mojej córki.
Teraz to ja zatrzymałem się zaskoczony.
-Przemyśl to jeszcze... Nie mam nic do niej, ale cię znam. Często wyjeżdżasz, pakujesz się w kłopoty i mamy na głowie tą cholerną przepowiednie - i nagle sobie o niej przypomniałem. -Właśnie! Nie powiedziałeś mi jej!
Zacząłem wykonywać ciosy skierowane w głowę i brzuch chłopaka.
-Może dlatego, że kazałeś mi się zamknąć i wyszedłeś, a potem nawrzeszczałeś na mnie i nazwałeś mnie męską dziwką? -zapytał retorycznie. Unikał ciosów i wykonał parę ataków w moją stronę.
-No już przeprosiłem za to - jęknąłem i zamyśliłem się, co chłopak wykorzystał i rysnął mnie w policzek.
Syknąłem.
-Jeśli po tym zostanie ślad to cię uduszę i nie będę już TWYM ANIOŁKIEM.
-To nawiedzał bym cię zza grobu bo by mi się pewnie nudziło i robił by ci darmowego pornosa -powiedział odskakując poza zasięg mojego sztyletu.
Położyłem rękę na mokrej podłodze i z niej wystrzelił niebieski ogień. Wokół mnie pojawił się tego samego koloru okręg, a w środku pentagram. Oczy zmieniły mi barwę na złote i spojrzałem na chłopaka.
-Lubisz kury średnio czy mocno wypieczone? - spytałem z diabelskim *jaka ironia* uśmiechem.
-Co? - zdziwił się. -Jak ja ci dam kurę! Czy tobie te skrzydła przypominają kurze?!
-Nomm... - uśmiechnąłem się.
Z pentagramu wyleciały po ziemi niebieskie błyskawice. Chłopak podskoczył i machnął czarnymi skrzydłami unosząc się w powietrze.
-Wybacz, ale nie lubię błyskawic i piorunów od spotkania z wujciem, który mnie takowym zaatakował -powiedział latając sobie pod sufitem -A co do przytyku z kurą to moja zemsta będzie sroga. Na razie nie będę się do ciebie odzywał po wyjściu z tej sali.
Chciałem zaprotestować, gdy chłopak opadł z gracją na ziemie za moimi plecami wbijając mi jeden sztylet w plecy, a drugi przykładając do gardła. Opuściłem ręce w geście poddania - choć tego w cale nie chciałem robić.
-Wygrałeś... - sapnąłem kiedy chłopak odłożył noże.
Ręką dotknąłem miejsca na plecach gdzie chłopak wbił mi sztylet. Spojrzałem następnie na palce. Była na nich krew.
-Aniele to było do przewidzenia mam zamiar z tobą ćwiczyć bo Evry nie nauczył cię dobrej sztuki walki bez niczego, a rany do jutra powinny zniknąć, a teraz wybacz idę się fochać -powiedział wychodząc z sali z lekkim uśmiechem na ustach i zaczesując mokre włosy do tyłu.
-Raz miły, raz wredny...Wydaje mi się że go znam, ale ciągle mnie czymś zaskakuje - powiedziałem i od razu poszedłem się wykąpać i przebrać.
*
Ubrałem na siebie czarną koszulkę z napisem "Jestem twoim ojcem" i Vaderem. Do tego ubrałem szare spodnie dresowe. Włosy tylko lekko wytarłem i pozwoliłem im opaść. Poszedłem do salonu. Na fotelu siedziała ciemnowłosa dziewczynka owinięta w koc, a na kanapie leżał Alex. Podszedłem do niego.
-A długo będzie trwał ten foch? -popatrzył na mnie i z powrotem opadł na poduszki.
-A o co chodzi? -zapytał z ciekawością Uriel siedząc na kolanach mojego brata, który przyglądał się nam z zainteresowaniem.
-Fochnął się za nazwanie go "kurą" - powiedziałem uśmiechając się.Alex warknął coś mało cenzuralnego za co oberwał od Uriela jedną z książek. Chłopak popatrzył na okładkę i się wydarł.
-Ty imitacjo człowieka! Wykastruję cię jak jeszcze raz coś takiego zrobisz -groził wstając i zbliżając się do brata -To jest bezcenna księga starożytnych kultur, a ty sobie ot tak nią rzucasz?! Wiesz ile jej szukałem?!To jest zniewaga mojej osoby!
-Cicho! Bo Sophie obudzisz - uspokoił go Sives. -A teraz wdech i wydech i siądź.
-Nikt mnie nie rozumie -powiedział obrażony i poszedł do kuchni skąd wrócił ze słoikiem Nutelli, za nim podążał Mefisto, który położył łeb na kolanach swojego pana gdy ten na powrót usiadł.
-Weź ty mogłeś mnie nazwać kaczką i byśmy się z tego śmiali...A teraz siedzisz ofochany na cały świat z wielkim słoikiem Nutelli... - powiedziałem siadając po turecku obok niego.
-Uriel powiedz tej osobie, żeby nie osądzała mnie i biednej Nutelli do tego wszystkiego -mruknął niewyraźnie z łyżeczką w ustach.
-Ja się w to nie wtrącam - od razu odparł brat Alex'a. -I Siv też...
-Noooo...Alexxxx... - mruknąłem. -I tak wygrałeś...
-Teraz ma mnie jeszcze za materialistę -wymruczał szatyn do ucha swojego wilka, który aktualnie cieszył się drapiącymi go palcami chłopaka.
-Ughhhh... - sapnąłem i schowałem głowę w rękach.
Jak on ma zamiar się do mnie nie odzywać to i ja tak mogę.
Wszyscy pogrążyli się w ciszy oglądając jakiś film w telewizorze. Alex powoli przysypiał na kanapie, a ja oparty o nią kątem oka podziwiałem jego nagi tors. W pewnym momencie od strony śpiącej dziewczynki dobiegł szloch. Alex już otwierał oczy, gdy ta zaczęła się wiercić niespokojnie przez sen. Gdy z ust Sophie wydobył się przerażony krzyk zielonooki już do niej doskakiwał. Nie wydawał się zdziwiony tym atakiem, więc miałem podejrzenia, że to nie pierwszy raz. Alex wziął dziewczynkę w ramiona i zaczął jej szeptać coś do ucha. Po chwili usłyszałem, że chłopak nuci jej piosenkę, gdy się wsłuchałem zdołałem rozróżnić słowa.
Kiedy nikt inny nie może mnie zrozumieć
Gdy wszystko co robię jest złe
Ty dajesz mi nadzieję i pocieszenie
Dajesz mi siłę do dalszej walki
A ty jesteś zawsze tam, aby pomagać
We wszystkim, co robię
To cud
Ty jesteś cudem
I kiedy się uśmiechasz świat jest jaśniejszy
Dotykasz mojej dłoni a ja jestem królem
Twój pocałunek jest dla mnie wart fortunę
Twoja miłość jest dla mnie wszystkim
Ja chyba nigdy się nie dowiem dlaczego tak jest
Kochasz mnie tak jak ja ciebie
To cud
Ty jesteś moim cudem
Gdy wszystko co robię jest złe
Ty dajesz mi nadzieję i pocieszenie
Dajesz mi siłę do dalszej walki
A ty jesteś zawsze tam, aby pomagać
We wszystkim, co robię
To cud
Ty jesteś cudem
I kiedy się uśmiechasz świat jest jaśniejszy
Dotykasz mojej dłoni a ja jestem królem
Twój pocałunek jest dla mnie wart fortunę
Twoja miłość jest dla mnie wszystkim
Ja chyba nigdy się nie dowiem dlaczego tak jest
Kochasz mnie tak jak ja ciebie
To cud
Ty jesteś moim cudem
Byłem oczarowany jego głosem. Nie wiedziałem, że szatyn śpiewa. Popatrzyłem na jego zmartwioną twarz, gdy patrzył na uspokajającą się brunetkę. Wziął ją na ręce, a ona się w niego wtuliła. Zaniósł ją do teraz już jej pokoju. Mefisto poszedł za nim. Postanowiłem wstąpić na chwilę do sklepu papierniczego po nowy szkicownik i różne rodzaje ołówków. Poszedłem zmienić spodnie dresowe na jeansy i wyszedłem z domu ubierając buty i kurtkę.
Wszedłem do małego sklepiku. Poprosiłem sprzedawcę o potrzebne rzeczy i zapłaciłem. Gdy wyszedłem ze sklepiku, w oczy rzuciła mi się przyjemnie wyglądająca kafejka. Postanowiłem do niej pójść.
Gdy wybrałem stolik w kącie, podeszła do mnie ładna, brązowowłosa kelnerka.
-Co podać? - spytała z miłym uśmiechem.
-Kawę karmelową i ciastko dnia - powiedziałem patrząc na malutkie Menu.
-Dobrze.
Po paru krótkich minutach dziewczyna przyszła z kawą i jak się okazało czekoladowym ciastem. Może chociaż przez chwilę poczuję jego smak.
Wziąłem kęs do ust i zacząłem się delektować pysznym czekoladowym smakiem. Gdy wypiłem kawę i zjadłem połowę kawałka ciasta zaczęło robić mi się nie dobrze. Na stoliku zostawiłem pieniądze i szybko wyszedłem. Wkroczyłem do jakiejś pustej uliczki i przeniosłem się prosto do łazienki.
Wszedłem do małego sklepiku. Poprosiłem sprzedawcę o potrzebne rzeczy i zapłaciłem. Gdy wyszedłem ze sklepiku, w oczy rzuciła mi się przyjemnie wyglądająca kafejka. Postanowiłem do niej pójść.
Gdy wybrałem stolik w kącie, podeszła do mnie ładna, brązowowłosa kelnerka.
-Co podać? - spytała z miłym uśmiechem.
-Kawę karmelową i ciastko dnia - powiedziałem patrząc na malutkie Menu.
-Dobrze.
Po paru krótkich minutach dziewczyna przyszła z kawą i jak się okazało czekoladowym ciastem. Może chociaż przez chwilę poczuję jego smak.
Wziąłem kęs do ust i zacząłem się delektować pysznym czekoladowym smakiem. Gdy wypiłem kawę i zjadłem połowę kawałka ciasta zaczęło robić mi się nie dobrze. Na stoliku zostawiłem pieniądze i szybko wyszedłem. Wkroczyłem do jakiejś pustej uliczki i przeniosłem się prosto do łazienki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz