niedziela, 3 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 27

ALEX

 Poczułem jak coś na mnie wskakuje albo bardziej ktoś.

-Śpieee -wyjęczałem chowając głowę pod poduszką. Po chwili została mi ona wyrwana, a próba ukrycia się pod kołdrą udaremniona. Usłyszałem jak ktoś wciąga gwałtownie powietrze.

-Czemu jesteś goły? -usłyszałem zainteresowany głos.

-Bo mogę -warknąłem leżąc na brzuchu. Otworzyłem jedno oko i posłałem stojącej postaci wściekłe spojrzenie. Okazało się, że to Luke.

-Wstawaj! -krzyknął błądząc wzrokiem po moim ciele. Westchnąłem i nie ruszyłem się z miejsca.

-Nie mam zamiaru. Zmęczony jestem -mruknąłem. I nie kłamałem. Czułem się koszmarnie. Głowa mnie bolała i czułem się jakby ktoś mnie skopał. Do tego miałem wahania temperatur. I teraz akurat było mi zimno. Co mnie dziwiło bo nigdy nie było mi jakoś szczególnie zimno.

-Czym niby jesteś zmęczony? Wczoraj prócz walki nic ciężkiego nie robiłeś... Ty nigdy nie byłeś taki zimny - powiedział, gdy dotknął mojej ręki.

-Bo mi zabrałeś kołderkę -wymamrotałem i popatrzyłem na niego z oskarżeniem w oczach po czym wróciłem do pozycji trupa.

-Alex, naprawdę pora wstawać. Jest już po dziesiątej, a mamy za dwie godziny jechać na paintball... Z resztą Sophie marudzi, że chce śniadanie od ciebie - powiedział i położył się obok mnie, tylko że na plecach. Przytuliłem się do niego czując przyjemne ciepło.

-Zaraz zejdę -wyjęczałem po czym pocałowałem go w policzek i lekko niepewnym krokiem ruszyłem do łazienki.
Parę minut później ubrany w ciepłą bluzę z pentagramem i wygodne spodnie wszedłem do kuchni, gdzie byli już wszyscy. Uriel spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

-Alex? -odezwał się.

-Tak? -zapytałem idąc stronę Luke'a, który podał mi kubek gorącej kawy. Podziękowałem mu lekkim pocałunkiem i podszedłem do Sophie -Co chcesz na śniadanio-obiad księżniczko?

-Czemu masz na sobie bluzę, którą nosisz w zimę jak cię Rin zmusi?

-Bo mi zimno -odparłem jaky to było oczywiste i spojrzałem wyczekująco na dziewczynkę.

-Płatki -powiedziała radośnie. Posłałem jej wymuszony uśmiech i ruszyłem podgrzać mleko.

-Zimno? - zdziwił się Uriel i od razu do mnie podszedł. -Siadaj.

Posadził mnie na krześle i zaczął mi się przyglądać. Dotknął mi czoła, następnie spojrzał w oczy.

-Alex, ty jesteś chory - powiedział poważnie. -Rytuał was wykańcza...

-Jestem zmęczony. Nie chory -wyjaśniłem chcąc wstać.

-Alexandrze Black! Tobie nigdy nie jest zimno ani nie jesteś zmęczony - powiedział. -Lu dziś od rana tryska energią, a ty za to wyglądasz jak byś miał zaraz umrzeć!

-Kiedyś musi być ten pierwszy raz -moją wyniosłą przemowę przerwałem kichnięciem -A co do mojego zgonu to przesadzasz. A teraz wybacz, ale płatki czekoladowe same się nie podadzą.

Podgrzałem mleko i dodałem do niego płatki. Postawiłem je przed dziewczynką. Podszedłem do Lu, który także siedział na krzesełku barowym, szkicując Sophie. Przytuliłem się do niego od tyłu.

-Alex powinieneś iść się może jednak położyć? Zrobię ci jeszcze jakąś ciepłą zupkę, hmm? - spytał się mnie nie odrywając wzroku od szkicownika.

-Nic mi nie jest -mruknąłem -I obiecałem, że  idziemy na paintball, a ja danego słowa dotrzymuję.

-Drugi ojciec się znalazł -wymamrotał Uriel stojąc koło Siva i wciąż przeszywając mnie wzrokiem.

-To był komplement czy oblega? -zapytałem leniwie podnosząc głowę i patrząc na brata spod grzywki. Uriel popatrzył na mnie jak na idiotę, ale nie skomentował.

-Jak do godziny wyjazdu nadal będziesz wyglądał jak umarlak to nie jedziemy - powiedział brunet.  -Sophie, może być?

Pokazał dziewczynce jej portret. Dziewczynka z pełną buzią pokiwała główką.

-Ej zagrajmy w kalambury! - nagle zaproponował Siv.

-Ile ty masz lat? -spytałem z lekką kpiną uśmiechniętego chłopaka -I weźcie się odwalcie od mojego wyglądu. Aż tak źle nie wyglądam.

-Widziałeś się Diabełku w lustrze? - spytał Lu dając mi buziaka w policzek.  -Każdy tu się zachowuje jak dziecko... Bez obrazy - od razu dodał w stronę dziewczynki. -Ja gdy dostałem z Gwiezdnych Wojen kubki i koszulkę, Alex gdy dostał ode mnie broń, teraz Siv... Najbardziej poważną osobą jest tu Sophie. Uriel, ty jesteś tyci grzeczniejszą wersją Alex'a, ale i tak macie te same geny...

-Te same plemniki -szepnąłem mu do ucha -A co do lustra to tak, widziałem się, gdy byłem w łazience. Wyglądam jak zawsze oszałamiająco...

Brązowooki parsknął śmiechem.

-Nikt nigdy ci nie wmówi, że źle wyglądasz  - powiedział i pocałował mnie.

-A nam to zabraniacie się całować...

-Mój dom moje zasady -powiedziałem odrywając się od ciepłych ust Luke'a -I przypominam, że widziałem bracie jak obciągasz Sivowi...

-Cooo to znaczy? -zapytała z zainteresowaniem Sophie. Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na przyglądającą mi się dziewczynkę.

-To znaczy, że chłopcy oślepili mnie na dobrych parę sekund zanim otrząsnąłem się z szoku.

Lu zaczął się dusić od powstrzymywania śmiechu. Poklepałem go lekko po plecach.

-Alexxxxxx... Przy dzieckuuu... - śmiał się. -Musisz się nauczyć manier...

-Tylko pod groźbą śmierci -odparłem i odkleiłem się od jego ciepłego ciała -A teraz zbieraj się. Czas na skopanie ci dupy! 

-Mi? Chyba w twoich snach!

Wszyscy ubraliśmy się i przenieśliśmy się przed bramę terenu pola paintball'owego. Chwilę rozmawiałem z jakimś chłopakiem, który tu pracował i weszliśmy. Uriel zgodził się po długim marudzeniu na zostanie z Sophie. W trójkę przebraliśmy się w spodnie i kurtki moro. Dostaliśmy czarne maski i bronie.


-Słuchajcie, dziś za parę minut ma przyjechać grupka chłopaków w waszym wieku. Zgadzacie się na grę o flagę? -zaproponował blondyn.

-Czemu by nie - odparłem opierając się o ścianę.

-Będą trzy drużyny i wy będziecie kapitanami. Pole ma paręnaście hektarów. Są trzy bazy. Każda drużyna będzie miała po ośmioro zawodników i jedną flagę. Dostaniecie też opaski na rękę tego samego koloru. Wygrywa drużyna która zdobędzie flagę przeciwnika. Na całym terenie są także ukryte małe żółte flagi. Zdobycie ich daje dodatkowe punkty.

Grę zaczęliśmy godzinę później, gdy nasi nowi znajomi przyjechali, przebrali się i zostali podzieleni. Siv był drużyną niebieską, Lu zieloną, a ja czerwoną. Wraz z moimi nowymi towarzyszami obgadałem strategię i ruszyliśmy.
Na początku było dość spokojnie. Potem zaczęła się ostra gra. W czasie biegania i strzelania kilka razy mignęła mi radosna sylwetka Luke'a robiąca jakieś uniki, skoki czy inne takie. Widać było, że jest w swoim żywiole. Ja choć wciąż nie czułem się najlepiej również bawiłem się jak dziecko.

Luke

Gra trwała prawie całe popołudnie. Zakończyła się znalezieniem przez drużynę Siva flagi mojej drużyny, małej wojny między mną i Lu o flagę niebieskich oraz milionami siniaków. Ku niezadowoleniu Luke'a i mojego wygrał Siv. Pożegnaliśmy się z radosnymi chłopakami i udaliśmy się do domu, gdy dochodziła szesnasta. Niosłem wesołą Sophie na rękach, słuchając jednym uchem rozmowy między chłopakami. Nagle zobaczyłem mroczki przed oczami. Zatrzymałem się i oparłem plecami o ścianę jakiegoś budynku. Mrugałem zawzięcie aż zobaczyłem zdziwioną twarz Sophie.

-Wszystko gra -mruknąłem i zastanawiałem się kogo chcę oszukać. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz