środa, 27 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 40

LUKE
Przebrałem się w strój do walki, także wziąłem swoje dwa miecze i sztylety. Patrząc na czekającego na mnie Alex'a coś mi się przypomniało.

-Gdzie w ogóle będziemy ćwiczyć?

-W piwnicy, gdzie jest specjalne pomieszczenie do tego -odparł wychodząc. Zeszliśmy po schodach aż nie stanęliśmy przed czarnymi drzwiami. Gdy Alex je otworzył zobaczyłem ogromne pomieszczenie o kamiennych szaro-białych ścianach. Pod jedną ze ścian stały szklane gabloty, za którymi  były różnego rodzaju bronie.

-Zacznijmy od małej rozgrzewki -oznajmił Alex stojąc za mną w spodniach dresowych.
W taki o to sposób przebiegliśmy to pomieszczenie z pierdyliard razy, a potem szatyn z sadystycznym uśmiechem zaczął się rozciągać. Stwierdziłem w tamtym momencie, że mam dość, a mój chłopak chce mnie wykończyć. Gdy wreszcie  stanęliśmy naprzeciwko siebie posłałem mu mało przychylne spojrzenie.

-Masz zabójczy wzrok, a ja cię nawet nie tknąłem.

-Ale tkniesz, więc nie czepiaj się drobnostki - zaatakowałem szybko i zwinnie zrobiłem unik, gdy chłopak rzucił we mnie noże. -Znając ciebie i moje szczęście będę miał darmowe cięcie włosów -szybko mruknąłem, gdy kolejny nóż musnął powietrze blisko mojej głowy.

-Przesadzasz.

Z każdym treningiem odkrywałem coś u chłopaka. Możliwe, że on o tym nawet nie wiedział, ale każdy mój ruch, komentarz i pytanie było zamierzone. Musiałem przyjąć taka taktykę, gdyż ostatnio chłopak zaczął się zamykać i wznawiać system "sarkazm za wtrącanie nosa". Zrobiłem kolejny unik. Chłopak próbował mnie zmęczyć. Alex rzucał we mnie i dawał parę sekund do zmiany miejsca, przez co robiłem więcej kroków niż zamierzałem. Zbliżyłem się do chłopaka i zaatakowałem go mieczem, na co ten posłał mi psotny uśmiech i zniknął.
Otworzyłem szeroko oczy. On to przewidział. Stałem w najbardziej zacienionym kacie sali. Przekląłem w myślach i mocnym uderzeniem nogi w ziemie stworzyłem krąg błyskawic. Lekko spiąłem się, gdy za uchem usłyszałem cichy śmiech Alexa.

-Bądź bardziej kreatywny. Da się już to przewidzieć. -warknąłem zirytowany. I odwróciłem się kapiąc oraz rzucając nożem. Chłopak szybko zrobił gwiazdę w tył, a ja otworzyłem zdziwiony oczy. Zobaczyłem jak szatyn z uśmiechem rzuca we mnie dwa noże. Zrobiłem unik i zniknąłem. Pojawiłem się za nim i kapiąc go znowu zniknąłem.

-Czuję się jak dumna matka -powiedział próbując uniknąć moich noży. Parsknąłem śmiechem na jego komentarz. I z zadowoleniem odnotowałem zabarwiające się na czerwono dresy chłopaka na lewej łydce oraz długie cięcie na ręce. Alex nie przejmując się tym ukląkł szybko na jedno kolano i własną krwią narysował pentagram. Oczekiwałem czegoś podobnego do uzewnętrznienia mocy jak u mnie, a nie zamazanych wyszczerzonych bestii, które nabrały po chwili kształtu. Sięgały mi prawie do pasa, a ich brunatna sierść miała pasma szkarłatu. Warczały na mnie szczerząc wielkie kły w moim kierunku -Poznaj moje pupilki. Psy piekieł. Tristitia -smutek, Ira -złość i Invidia -zawiść.

Przełknąłem ślinę z jedną myślą. One mnie zjedzą.

-Chyba podziękuje na takie poznanie - odparłem cofając się jak najdalej od tych trzech bestii. Jedna z nich podeszła do Alex'a, a ten przejechał ręką po jej futrze.

-Myślałem, że nic ci nie straszne  -sarknął zielonooki ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. I znowu. Stara się sarkazmem i ironią zakryć to co czuje. Spojrzałem na jedną z bestii i ujrzałem utkwione we mnie złote ślepia. Co najdziwniejsze wiedziałem w nich smutek. Serio Luke, pomyślałem nie odrywając wzroku od tego stworzenia. 
Czułem strach od tych dwóch bestii, ale nie od tej ze smutnymi, złotymi oczami.
Nie wiem co mną w tym momencie kierowało, ale usiadłem po prostu na ziemi po turecku i wyciągnąłem dłoń w stronę Tiristiti. Gdy tylko moje palce dotknęły jej futra jakaś siła odrzuciła mnie na ścianę rozbijając gabloty. Szkło niemiłosiernie wbijało mi się w skórę przy każdym lekkim ruchu.

-Dobrze, że to nie kot, bo byłby już martwy -jęknąłem. Usłyszałem pospieszne kroki i uniosłem lekko głowę krzywiąc się. Zobaczyłem Alex'a, który starał się ukryć swoje przerażenie.

-Kurwa, kurw, kurwa... -mamrotał patrząc na mnie jakbym miał zaraz zniknąć -Nie ruszaj się...

-To tylko szkło... 

Próbowałem wstać, ale przeszkodziły mi w tym dwie rzeczy. Szybki zakaz Alex'a i dość duży kawałek w nodze. Raczej wszystko szybko się zagoi prócz tego.
-Tylko szkło -wymamrotał chłopak patrząc na mnie jak na debila przy okazji. Nie wiedziałem o co mu chodzi dopóki nie zauważyłem małej kałuży krwi pode mną -Rusz się o milimetr, a będę wrzeszczeć. Tirstiti skoro zachciało ci się go wybrać to teraz mu pomóż!

Zanim zdołałem zapytać o co chodzi koło mnie pojawiła się złotooka bestia emanując dziwną energią, która po chwili otoczyła i mnie. Poczułem się znacznie lepiej, a ból powoli znikał.

-Co do...

-Psy piekielne wbrew mniemaniom innych nie są złe czy okrutne. Zazwyczaj łączą swoje życia z demonem bądź innym silnym mieszkańcem Podziemi. Ja jestem związany z Invidia od czasu, gdy byłem dzieckiem choć gdy nie znałem wspomnień myślałem, że dopiero gdy miałem 13 lat. Wracając. Zdarzało się już, że wybierane były osoby spoza Podziemi. Rzadko, ale jednak. Ty zostałeś wzięty pod "opiekę" Tirstiti. Będziesz miał z tego korzyści, ale o tym poczytasz sobie później i odkryjesz, bo nikt nie ma takich samych. A teraz rusz się z tego szkła.

Powili wstałem czekając na ból, który nie nastąpił. Spojrzałem na swoje ręce i nogi. Na żadnej nie było już śladu krwi. Uśmiechnąłem się delikatnie i pogłaskałem Tirstiti. 

-Następnym razem gdy zachce ci się rzucać mną o ścianę, celuj w taką gdzie nie ma nic szklanego i tym podobnego... 

Przytuliłem się do chłopaka i pocałowałem go.

-Damy radę jutro, jak i w walce - powiedziałem. Przez jego twarz przemknął cień nim przyciągnął mnie do siebie.

-Idę wcześniej by przygotować parę drobiazgów, więc zabierz się z innymi. Uriel wie gdzie macie trafić... -odsunąłem się chcąc powiedzieć, że pójdę z nim lecz widząc jego pociemniałe, wypełnione smutkiem oczy zrezygnowałem. Może tego właśnie potrzebował.

-Dobrze...

*

Nastał nowy dzień. Rozejrzałem się po pokoju. Xandera już nie było. Obok mnie leżały dwa wilki, a w nogach Tirs. Pogłaskałem zwierzaki i poszedłem do łazienki wykapać się. Wychodząc spod zimnego strumienia wody czułem się rozbudzony. 
Ubrałem już wczoraj przyszykowana czarna koszule, do tego tego samego koloru spodnie i krawat. Ubrałem na to moja skórzaną kurtkę i glany. Włosy zaczesałem do tylu. Spojrzałem na siebie w lustrze.
-Oby to był ostatni raz, gdy idę na pogrzeb znanej mi osoby.
Usłyszałem niepewne stukanie do drzwi.Gdy je otwarłem zobaczyłem Sophie w czarnej sukieneczce. Jej falowane włoski nie posłusznie wywijały się w każda stronę. 
-Siadaj. Uczesze cie. 
Zrobiłem dziewczynce dobieranego francuza i razem z nią i Tirs zeszliśmy na dół. Cały dom był pogrążony w ciszy. Mój brat wraz z Urielem zeszli chwilę po nas. Gdy już byliśmy gotowi brat Alex'a powiedział nam gdzie się wybieramy.

Zbliżyliśmy się do białej kapliczki. Minęliśmy parę osób i weszliśmy do środka. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i znalazłem białą czuprynę mojego chłopaka. Stał on obok wciąż otwartej trumny, wpatrując się w blade oblicze Riny. Na sobie miał obcisłe czarne spodnie, ciemno zieloną koszulę i czarną marynarkę. Pierwszy raz widziałem go w tak eleganckim stroju. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. W pewnym momencie podszedł do niego jakiś mężczyzna i coś powiedział, Alex potaknął i odszedł. Zatrzymał się na chwilę przy stoliku, na którym stała wielka rama opleciona świecącymi białymi lampkami, wypełniona zdjęciami dziewczyny. Gdy podszedłem bliżej zauważyłem, że na większości z nich występuje uśmiechający się tajemniczo, czarnowłosym chłopakiem. Na jednym z nich mieli chyba 15-16 lat i stali naprzeciwko siebie uśmiechając się i stykając nosami. Jedyne co w tym zdjęciu dziwiło to to, że przy gardle Alex'a znajduje się złocisty sztylet, jedna jego ręka jest na tali dziewczyny, a druga ukryta za plecami trzyma piękną, ciemno czerwoną różę.

-Jej szesnaste urodziny -mruknął Alex, ocierając samotną łzę.

Nic nie powiedziałem. Żadne moje słowa nie wyraziły by tyle co smutna łza Alex'a.
Po chwili chłopak przybrał obojętną minę i łapiąc mnie za rękę poprowadził do pierwszej ławki.
Większość pochówku przebiegło we względnym spokoju. Obok mnie siedział zamknięty w sobie Alex, a na jego kolanach płakała Sophie. Gdy przyszedł czas na mowy pożegnalne pastor podszedł do białowłosego ten wstał i chyba chciał mi przekazać dziewczynkę lecz ta wtuliła się mocniej w jego szyję. Chłopak westchnął i ruszył wolnym krokiem w stronę mównicy.

-Z Riną znałem się od zawsze. Byliśmy jak rodzeństwo -zaczął otwierając zamknięte na chwilę oczy -Wiedziałem, że zawsze mogę na nią liczyć. Nie oceniała moich decyzji zanim nie poznała tego co mną kierowało. A jak nawaliłem... nie było miejsca gdzie byłbym bezpieczny -kontynuował ze smutnym uśmiechem -Gdy widziała, że coś jest nie tak bądź jak to mówiła "rujnowałem sobie życie" starała się pchnąć mnie w odpowiednim kierunku. Wiadomo nie zawsze było idealnie. Zdarzały się kłótnie, sprzeczki o to kto ma rację, ale nie trwały długo. Przez dłuższy czas mieliśmy tylko siebie...

*

Stałem obok Alexa, który musiał słuchać kondolencji od wszystkich. Ludzie potraktowali go jakby był rodziną Rin. Wiele się nie mylili.

-Alexander. Jak miło cię widzieć... -spojrzałem na niższego bruneta, a potem dostrzegłem furię w oczach zielonookiego.

-Odejdź stąd zanim zetrę ci ten uśmieszek z twarzy -wycedził Alex.

-Pocałunkiem? -spojrzałem na zielonookiego bruneta z niezrozumieniem za to białowłosy wyglądał jakby chciał się na niego rzucić. -Oh... Pomyłka. Masz do tego własną dziwkę.

Spojrzał na mnie, a ja zacisnąłem pięści ze złości. Widziałem, że Alex jest na skraju wytrzymałości, ja z reszta też chciałem mu przywalić.

-Kim ty niby jesteś, że raczysz tu przychodzić?

-Starym przyjacielem...

-Dokończ to zdanie, a nie zobaczysz jutrzejszego dnia -warknął Xander, którego oczy błysnęły szkarłatem. Brunet cofnął się z lekko pobladłą twarzą, a ja poczułem otaczającą go moc białowłosego.

-Kim ty do diabła jesteś? -zapytał stłumionym głosem z lekkim przerażeniem na twarzy.

-Twoim koszmarem -odparł Alex z szalonym uśmiechem na ustach -A teraz lepiej zniknij z zasięgu mego wzroku na jakieś sto lat.

Nie myślałem, że zielonooki brunet to zrobi lecz ten odszedł patrząc z dziwną miną na każdy cień.

-Alex? Co ty mu zrobiłeś? I kto to do cholery był?

-Właśnie poznałeś Josh'a -odparł nie odpowiadając na pierwsze pytanie.

Westchnąłem. W końcu kiedyś mi powie.

-Wracajmy już - powiedziałem zerkając na Sophie, którą zasnęła na rekach chłopaka. Kiwnął głową i ogarnął wzrokiem rozchodzących się ludzi.

Gdy wróciliśmy chłopak ruszył szybkim krokiem w kierunku swojej sypialni. Zahaczył o pokój Sophie, a gdy z niego wyszedł widziałem jego zaszklone oczy zanim zniknął u siebie.

Poszedłem do kuchni i zaparzyłem meliske. Siadając na wygodnej kanapie otworzyłem swój szkicownik. Na kanapę wskoczyła Tirsitit. Położyła swój łeb na moich kolanach, a ja pogłaskałem ją.
Spojrzałem na ostatnie rysunki. Każdy był coraz smutniejszy. Postanowiłem narysować siebie z lekko uśmiechniętym Alex'em i Tirs. 
Gdy kończyłem wstępny szkic usłyszałem kroki. Podniosłem głowę by ujrzeć bladego Uriela.

-Alex u siebie? -zapytał i, gdy kiwnąłem głową białowłosy zniknął w pokoju brata. Po chwili usłyszałem podniesione głosy, które szybko ucichły. Jak Uriel wyszedł za nim szedł Alex z nieciekawą miną.

-Nie pozwolę na to -powiedział do stojącego już na schodach brata ten odwrócił się ze smutkiem w oczach.

-Nie zostanę tu, Alex. Jesteśmy braćmi, musimy się wspierać -i zniknął. Szatyn spojrzał w moją stronę i ruszył w moim kierunku. Usiadł obok z lekko spiętą postawą ciała. Czekał aż się odezwie, co nastąpiło po chwili.

-Four skontaktował się z Sivem i Urielem. Powiedział, że widział jak Uriel ginie na Olimpie. Nie jest pewien jak to się stało, że widział to skoro nigdy nie miał tak szybko wizji.

Spojrzałem na niego zaskoczony.

-Masz zamiar coś z tym zrobić?

-On odmawia zostania. Bądź co bądź nasze charaktery są podobne więc próbując go przekonać stracę czas. Myślałem o zakuciu go w łańcuchy i zostawieniu w piwnicy. O wrzeszczał mnie za to, więc  ostaje mi tylko nie dopuszczenie do tego -odparł niepewnie mnie obejmując.

-To się nie uda, Alex. Będziesz zajęty wtedy tak samo jak ja. Nie spostrzeżesz, gdy twój brat mógłby być w niebezpieczeństwie. Byłbym bardziej za zamkniecie go i zostawieniem w blokadzie.

-Zabije mnie za to -mruknął z psotnym uśmiechem na ustach.

-Co planujesz?

-Uwielbiam się bawić w mieszanie ziółek -zaczął -Dam mu dwie, a Siv dostanie tylko jedną. Spędzą ten czas bardzo owocnie i nawet nie zauważą, że nas nie ma. Pora zrobić wszystkim herbatkę!

Wstając cmoknął mnie w policzek i z determinacją ruszył do kuchni.
Gdy wszyscy siedzieli pijąc gorące napoje Alex wpatrywał się w swojego brata. Ten z podejrzliwą miną spojrzał na swój kubek na co mój Diabeł zachichotał.

-Nie martw się. Nie tykałem niczego, bo to Lu robił herbatę po tym jak zacząłem go wkurzać -skłamał z uśmiechem przyciągając mnie do siebie. Spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem, a on puścił mi oczko i wskazał podbródkiem w kierunku naszych braci. Siv aktualnie wpatrywał się rozmarzony w Uriela, który już lekko przysypiał.

-Siv rusz się z tej kanapy i bierz ze sobą Urielka. Tutaj jest dziecko - zachichotałem, gdy granatowowłosy od razu nie tracąc czasu wziął białowłosego.

Gdy chłopaki zniknęli w swoim pokoju spojrzałem znacząco na Alex'a.

-Jak przejdzie działanie ziółek oni cie zabija i ja także jeśli mi coś dosypałeś.

-Tylko coś na uspokojenie twoich emocji. Będziesz się mógł lepiej skoncentrować, więc nie bij -powiedział szybko widząc mój wzrok.

-To twoje "coś", to znaczy co? -spytałem odkładając kubek i siadając okrakiem na kolanach chłopaka. Białowłosy spojrzał na mnie z niepokojem.

-Em mieszanka ziół uspokajających. Tylko. -powiedział nerwowo oblizując dolną wargę.

-Yhym... Ciekawe...- przygryzłem dolna wargę chłopaka i pocałowałem go.

-Tak na wszelki wypadek to robisz to dobrowolnie czy czujesz wpływ na swoją decyzję? -zapytał odchylając lekko głowę.

-Dobrowolnie, Diable.

Zjechałem z pocałunkami coraz niżej szyi. Koszula Alex'a wylądowała na podłodze, a ręce chłopaka, które były na moim tyłku przyciągnęły mnie bliżej, gdy nasze usta ponownie się spotkały.

-Diable... Może lepiej iść do pokoju... -wydałem z siebie zdumiony okrzyk gdy ten wstał i wciąż mnie trzymając ruszył do sypialni. Oplotłem go nogami w biodrach i rękami wokół szyi bojąc się upadku.
Gdy znaleźliśmy się w pokoju chłopak położył mnie na chłodnej, granatowej, śliskiej, atłasowej pościeli. I zawisnął nade mną z błyskiem w oku.
Pociągnąłem go lekko za końcówki włosów. Powoli znaczyłem całować jego szczękę, szyje, obojczyk - na którym zostawiłem malinkę.
Chłopak jęknął miękko i poruszył nieznacznie biodrami przez co wydałem z siebie ciche sapnięcie. Zielonooki schylił się tak, że jego wargi prawie stykały się z moimi. Myślałem, że mnie pocałuje czy coś w tym kierunku.

-Uważaj na siebie w czasie walki -szepnął patrząc mi prosto w oczy -Nie mogę cię stracić. To by mnie chyba zabiło...

-Vice versa, Alex - odpowiedziałem trochę zaskoczony słowami chłopaka.

Patrzałem mu w oczy. Świeciły krwistą barwa. Uśmiechnąłem się i przytuliłem Alex'a na co on sapnął ze zdziwienia (pytacie dlaczego?)... cóż łatwa odpowiedz, przeze mnie spadliśmy obaj z łózka. Ja lądując na białowłosym zachichotałem cicho.

-Znowu zepsułeś chwile...

-Ej! A kiedy niby już ją zepsułem?

-Na przykład, gdy urosły ci Aniołku skrzydełka, a ty zacytowałeś "powinno być ty masz nos!"...

Parsknąłem na to śmiechem.

-Racja. Ale to było genialne, choć ten dzień średnio dobrze wspominam - odparłem i zszedłem z Alex'a. Chłopak oblizał prowokująco usta i z miną niewiniątka wstał z podłogi.

-Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło Aniele -odpowiedział bawiąc się czubkiem języka kolczykiem w wardze.
Pocałowałem chłopaka nie wytrzymując.

-Mhhm...-zielonooki odsunął się po chwili. Lekko chłodnymi rękami gładząc moje plecy pod koszulką i z miną niewiniątka spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem -Czyżby twa kontrola upadła kochany?

-Nie to nie... - przewróciłem oczami i odsunąłem się od zielonookiego. Ten wydął smutno wargi i spojrzał na mnie tymi dużymi, zielonymi oczami.

-Już mnie nie kochasz -wyjęczał rzucając się plecami na łóżko.

-Prawda nie kocham cie...

-Wiedziałem! -wyjęczał patrząc na mnie z miną zbitego psiaka.

-Ja cie ubóstwiam - wyszczerzyłem się radośnie. Chłopak spojrzał na mnie spod wpadającej mu do oczu grzywki z zamyśloną miną.

-Też się uwielbiam -stwierdził z miną filozofa -Jestem wspaniały, zabawny, inteligentny, wyrozumiały...

-Skromny... -wymamrotałem, ale on to chyba uchwycił.

-To też. Cynicznie cudowny, piękny, seksowny...

-A ja? -spojrzał na mnie wyrwany z samozachwytu.

-Ty co? -zapytał zbity z tropu.

-Pf... O sobie możesz mówić godzinami. Więc choć raz spraw mi ten zaszczyt i powiedz coś o mnie Diable. -białowłosy wstał i zaczął się do mnie przybliżać.

-Energiczny, porywczy, pomysłowy, zwariowany.. -z każdym słowem robił krok do mnie, gdy już był przy mnie zaczął obrysowywać delikatnie moją twarz -...zadziorny, słodki, inteligentny, cholernie pociągający, seksowny... Mój. -z ostatnim słowem złożył na moich ustach lekki pocałunek.

-Twój, na zawsze.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz