niedziela, 31 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 45 CZ.II

ALEX
Wstałem wcześniej by poszukać jeszcze księgi, w której widziałem naszyjnik. Czułem, że odpowiedź mam pod nosem.
Westchnąłem zamykając kolejną książkę. Wziąłem ostatnią, którą wytypowałem. I oczywiście znalazłem to czego szukałem.
Naszyjnik z kamieniem granatu. bla, bla, bla Symbolizuje ochronę duszy. Wzmacnia i ochrania właściciela. bla, bla, bla. Cała strona opisu jego właściwości... Kamień granatu miał symbolicznie oznaczać Persefonę, która jako żona Hadesa miała władzę nad duszami i starała się je chronić...
-Moja rodzina jest popieprzona -mruknąłem wstając z zamiarem odwiedzenia matki. Co z tego, że jest piąta rano?

*

Otworzyłem drzwi prowadzące do komnat ojca.

-Rodzice, wasze kochane dziecko przybyło! -wrzasnąłem. I patrzyłem na podskakujące ze strachem postacie.  

-Alex? Co ty tu robisz tak wcześnie? - spytała się Persefona. Posłałem jej chłodny uśmiech.

-Zdobywam informacje. Co wiesz o Colinie i czemu się nim opiekowałaś. Czemu dałaś mu swój naszyjnik? -kobieta posłała mi zaskoczone spojrzenie po czym westchnęła kuląc się na łóżku.

-Skąd...?

-Odpowiedz.

-Po śmierci Uriela i twoim zniknięciu w podziemiach pojawił się nagle chłopiec. Nikt go nie znal i nie wiedział kim jest. Zajęłam się nim, a gdy dowiedziałam się jak traktowany był na "obozie w Olimpie" nie potrafiłam go zostawić... Wiedziałam, że w nie mógł zostać w Podziemiach, wiec ukrywając jego dusze demona i dając mu naszyjnik zaprowadziłam go na Olimp do przyjaciółki. Alex'ie skąd go znasz?

-Szkole go. -odparłem beznamiętnym tonem. -Nie wiesz o nim nic więcej? Który z rodziców to demon? 

-Nie mam pojęcia... Lecz musiał być to ktoś bliski Zeusowi. Traktowali go jednak łagodniej niż inne dzieciaki...

-Dlatego przeżył...-szepnąłem i ignorując spojrzenia rodziców ruszyłem po pomieszczenia gdzie wisiało drzewo genealogiczne. Odszukałem Zeusa i spojrzałem na spis jego dzieci. Kurde ten gościu mógłby zainwestować w jakieś środki antykoncepcyjne.

-Alex?

-Nie mam czasu ojcze -burknąłem.

-Wiem, że jesteś wściekły za to, że jestem przeciwny twojemu poświęceniu...

-Nie jestem wściekły. Bardziej zawiedziony. Myślałem, że będziesz mnie wspierać. Że zrozumiesz, że Luke jest ważniejszy od cząstki mojej duszy, która powinna być zabrana przez rytuał.

-Rozumiem, że ci nad nim zależy...Ale Alex jesteś władcą, masz rodzinę jak i poddanych. To jest zbyt ryzykowne synu.

-Życie to ryzyko -powiedziałem odwracając się do Hadesa. Przeczesałem włosy dłonią -Jeśli unikałbym niebezpieczeństw to Zeus wciąż by żył i krzywdził osoby, które też połowicznie są związani z podziemiem. On ich wszystkich zabił. Jeśli jakieś jeszcze dziecko boga i demona zostanie skrzywdzone będzie to wypowiedzeniem mi wojny. Dotyczy to też naszych ludzi.

Ojciec przemilczał moje słowa. 

-Czego szukasz? 

-Jestem prawie pewien, że któreś z rodziców Colin było dzieckiem Zeusa. Pewnie był wściekły za to, że jego dziecko spłodziło potomka z demonem. Więc była to też osoba, która umiała go udobruchać. 

-Hm... Kallisto? Wiele razy słyszałem od Zeusa; gdy jeszcze w miarę dobre były nasze relacje; ze romansuje z Kallisto bo "musi zapłacić za niegodny czyn".

-Niegodny czyn -powtórzyłem z furią w głosie. -Poproś Pers...mamę by się z nią skontaktowała i ją do mnie przysłała. Do wieczora będę w domu Luke'a w Anglii, a wieczorem dopełniam kontraktu Lu.  Nie wiem jak to się potoczy, ale będę nieprzytomny do czasu, gdy zbudzi się Lukey.

*

Siedziałem w salonie w domu Luke'a czytając księgę z biblioteki ojca, gdy usłyszałem podniesione głosy. Chwilę później zobaczyłem wesoło rozmawiających chłopaków. Wyglądali na zmęczonych. Ciekawe ile kazał im przebiec Evry.

-Cześć młodzieży -powiedziałem wracając do księgi.

Wszyscy biorąc picie z lodówki rozsiedli się na kanapach. Obok mnie rozsiadł się uśmiechnięty Nexus.

-Co z Lu?

-Wciąż nieprzytomny. -mruknąłem zapisując ciekawe zdanie w zeszycie, który leżał obok.

Do pokoju wszedł wkurzony Evry. Spojrzałem na niego zainteresowany.

-Potwory! Wy diabły! Za grosz szacunku! Ja wam dam na kolejnym treningu nauczkę!

Parsknąłem. 

-Co się stało Evry?

-Co?! Przywiązali mnie do drzewa!!! I zobacz na moje biedne włosy!!! Są zielone!!! Nie obchodzi mnie, że Luke was lubi! Ja was uduszę! -patrzyłem na udających niewinność chłopakach i zielonowłosego demona.

-Przywiązali cię do drzewa?

-No tak!

-Ciebie? Wielkiego, strasznego, potężnego demona? -dopytywałem dalej. Evry zmrużył na mnie swoje czarne oczy.

-Jesteś dupkiem.

-Nie mów, że odkryłeś to dopiero teraz. Nex zielony mu nie pasuje -powiedziałem chłopakowi i odłożyłem książkę. -Colin idziesz ze mną. Reszta...starajcie się przeżyć. Wrócimy na obiad.

-Skąd wiesz?- spytał wyszczerzony Nex.

-Masz to w genach po Lu - powiedziałem i razem z Colinem poszliśmy w teren.

*

-Pokaż na co cię stać Colin. -powiedziałem stając w lekkim oddaleniu od chłopaka, który się wahał -Nie zrobisz mi krzywdy.

Błękitne oczy ściemniały i były teraz ciemno granatowe. Dłonie chłopaka otoczyły cienie, które uformowały się w ostrza i pomknęły szybko w moim kierunku. Zrobiłem unik i zniknąłem w cieniu między drzewami.
Gdy pojawiłem się za chłopakiem ten nie wydawał się tym zaskoczony i wykonał szybki cios, trafiając mnie w twarz. Niebieskookiego otoczyła znajoma mi skądś aura mroku, a ja poczułem ogarniający mnie przymus by się poddać.
Na polanie, na której byliśmy pojawiła się mgła, a z cieni ukazywały się rozmazane postacie.

-Hakael -mruknąłem z rozbawieniem. Oczywiście, że muszę spotkać syna potężnego demona, który mnie nienawidzi. Po co ułatwiać mi życie jak można je komplikować?  Hakael jako przywódca armii demonów, nieraz brał udział w moich treningach. Był osobą, która wiedziała jak zadać największy ból w łatwy sposób.
Minus sytuacji był taki, że Colin najwidoczniej nie korzystał często ze swoich demonicznych umiejętności i teraz się zatracił. Chciał mnie po prostu zabić.

"Uspokój go. Zatraca się z każdą sekundą"

"Tego się już domyśliłem Luke"

Nie było szansy by zbliżyć się do niego, więc szybko przeniosłem się w cieniu i rzuciłem w niego sztyletem. Chłopak spojrzał na swoje udo, gdzie wbił mu się sztylet. Aura Hakael'a od razu opadła, a chłopak upadł na ziemię.
Podszedłem do niego i pomogłem mu wstać.

-Wiem już wszystko. Możemy wracać.

Gdy pojawiliśmy się w salonie zauważyłem piękną kobietę o kasztanowych włosach i smutnych niebieskich oczach oraz całą młodzież z Evry'm. Wszyscy patrzyli jak pomagam blondynowi usiąść. Zabrałem Nex'owi butelkę wody i podałem blademu chłopakowi. Ściągnąłem koszulkę i zrobiłem z niej prowizoryczny opatrunek.

Kobieta wstała i podeszła do mnie zwracając uwagę chrząknięciem.
-Alexandrze?

-Kallisto jak mniemam -odparłem odwracając się w jej kierunku.

-Tak. Twoja matka powiedziała mi, że chcesz ze mną porozmawiać...

-I to poważnie, ale daj mi chwilkę -powiedziałem wybiegając z pokoju by wrócić tam z apteczką -Dobra, kto ma jakiekolwiek pojęcie o pierwszej pomocy?

Z kanapy zerwał się Ash, który od razu zaczął przyglądać się ranie i ja odkażać. 
Odsunąłem się od niebieskookiego i wróciłem do kobiety.

-Chodźmy może na taras?

Kobieta przytaknęła i udaliśmy się tam.

-Znasz Hakael'a? -zapytałem przyglądając się reakcji kobiety, która zbladła i posłała mi wypełnione rozpaczą spojrzenie. Teraz wiedziałem, że najprawdopodobniej mam racje.

-Znam...Możliwe, że za dobrze - odparła kobieta wpatrując się w przestrzeń.

-Miałaś z nim dziecko, prawda? -spytałem prosto z mostu.

-Ja...To było dawno...Gdy tylko Zeus się o tym dowiedział odebrał mi mojego synka.

-Hakael wiedział o dziecku?  -kobieta posmutniała jeszcze bardziej.

-Nie. Miałam mu powiedzieć na jednym z naszych ostatnich spotkań lecz on się na nim nie pojawił... Potem Zeus się dowiedział i kazał mi... -w oczach Kallisto pojawiły się łzy -Nie mogłam opuścić Olimpu. Po porodzie miałam zapłacić za to, że pokochałam demona. Mój synek został mi zabrany i nie wiem co się z nim stało. Wiele razy prosiłam o informacje czy żyje lecz nigdy nie dostałam odpowiedzi...

-Jakbym ci powiedział, że wiem co się dzieje z twoim synem...

W oczach Kallisto dojrzałem iskierki nadziei. 

"Powiedz jej..."

-Blondyn o niebieskich oczach. Colin.

Kobieta podeszła do mnie.

-Jesteś pewien Alexandrze?- widziałem ogromną nadzieje.

-Tak Kallisto. To on.

W oczach kobiety pojawiły się łzy szczęścia. Mocno mnie przytuliła i ucałowała w policzek.

-Dziękuje, dziękuje, naprawdę nie wiem co powiedzieć! -posłałem jej lekki uśmiech i poprowadziłem do salonu. Powiedziałem Evry'emu by przysłał do mnie Hakael'a. Gdy demon zniknął kobieta posłała mi niepewne spojrzenie, które następnie wylądowało na blondynie, który starał się nadążyć za słowotokiem Nex'a.

-Colin -zacząłem wiedząc, że zaraz zaczną się wrzaski z jego strony. Otwierałem usta by dokończyć gdy w pokoju pojawił się przystojny mężczyzna o blond włosach i czarnych oczach.

-Czego chcesz Black? -zapytał i spojrzał na ludzi w pokoju. -Kallisto? Co to ma być do cholery?

-Nie chcę umierać -wymamrotałem -Colin to są twoi rodzice. Hakael to jest twój syn.

-CO?! -krzyknął osłupiały czarnooki blondyn.

-Miałeś czekać na moją decyzję! -warknął niebieskooki.

-Siedemnaście lat temu, gdy ruszyłeś na misję zamiast na spotkanie ze swoją wybranką. Ona była w ciąży. Wszystkie twoje listy do niej nie docierały. Zeus się dowiedział. Wiesz jak traktował takie związki. Dziecko, syn po narodzinach zostało zabrane od Kallisto. Był przez jakiś czas na Olimpie, gdy miał pięć lat wydostał się stamtąd i trafił na moją matkę, która po śmierci Uriela i moim zniknięciu była zrozpaczona i widząc zmaltretowanego chłopca wzięła go do Podziemi. Po roku opieki dała mu ochronny naszyjnik i wysłała do przyjaciółki na Olimp. Zeus myśląc, że wszystkie dzieci, które były ze związku demona i boga nie żyją, nie przejmował się Colinem.

-To prawda Kallisto? - spytał Hakael.

-Co do słowa - odparła kobieta.

Niebieskooka kobieta próbowała podejść do chłopaka, który nadal zdenerwowany zaistniałą sytuacją odsuwał się.

-Proszę cię Colin, to ja... 

-Nie! Zostaw mnie! -westchnąłem.

*Colin zachowujesz się jak niedojrzały dupek. Ja rozumiem, że jesteś wściekły, ale to nie wina twoich rodziców, że Zeus zrobił z ciebie zabawkę młodych bogów. Twoja matka była gwałcona tylko dlatego, że zakochała się w twoim ojcu i zaszła w ciąże* wysłałem mu przekaz patrząc na uczucie bólu na twarzy kobiety. 

- P-przepraszam...A-ale ja nie potrafię...Nie chce... - w oczach Colina pojawiły się łzy, a jego aura wzrosła.

Nex tak samo jak Evry, Hakael i ja spięliśmy się na uczucie poddania się.

-Wszyscy wyjść -rozkazałem i ruszyłem w kierunku chłopaka. Gdy nikt się nie ruszył odwróciłem się od nich zasłaniając Colina. -Natychmiast!

Gdy pokój opustoszał uklęknąłem przed chłopakiem.

-Colin spokojnie -szepnąłem biorąc jego twarz w dłonie. Starłem z jego policzków łzy i gładziłem uspokajająco skórę. -Przepraszam. Chyba masz rację. Nie powinienem podejmować ze ciebie decyzji. Ale nie możesz się poddawać. Nie po tym co przeszedłeś.

-Dziękuje -przytulił się do mnie. 

"Wszyscy się do ciebie tulą, a ja nawet nie mogę się ruszyć"

"Już niedługo Aniele"

-Colin. Przemyśli wszystko. Ka...Twoja mama naprawdę cię kocha, ojciec również. Spróbuj z nimi chociaż porozmawiać, na spokojnie.

-Spróbuje. Naprawdę dzięki Alex- chłopak uśmiechnął się delikatnie i odsunął się.

"Emm...Nie chce przerywać tej rozczulającej rozmowy, ale moja siostra chce z tobą porozmawiać przed tym co zamierzasz zrobić"

"To nie może poczekać?"

-Idź odpocząć. -powiedziałem do Colina.

-Dobrze.

W pokoju pojawiła się wesoła brunetka. Jej kręcone włosy były spięte w wysokim końskim ogonie. Brązowe iskierki w oczach tańczyły razem z jej uśmiechem. Ubrana cała na czarno podeszła do mnie.

-Co tam mój ulubieńcu? Tak, tak wiem... Lusiu przerwał ci jakąś tam rozmowę, ale to ważne. Jest w kontrakcie dopisany pakt krwi. Potrzebna wam krew Lukey'a by dusza została oddana. Evry dopisał to pieczętując wszystko tatuażem. Bez tego możecie zginąć.

-Jakżeby inaczej -mruknąłem -Zawsze trzeba dopisać do kontraktów krew.

-Nie marudź -powiedziała dziewczyna wesołym tonem.

-Zostajesz na obiedzie? -zapytałem zmieniając temat. 

"Czuje się osamotniony..."

-Jasne - zaśmiała się dziewczyna.

"A teraz ignorowany..."

"To trzeba było nie podpisywać kontraktu z demonem, kochany. Teraz byśmy uprawiali dziki sex, a nie ryzykowali życia" pomyślałem rozbawiony.Podszedłem do Colina i wraz z Rose u boku opuściłem pokój. Zatrzymałem się przy schodach na piętro i popatrzyłem na Colina dając mu możliwość zniknięcia. Chłopak zniknął za drzwiami, jak sądzę swojego pokoju. Kallisto i Hakael skwitowali to krótkim "pora już na nich" i zniknęli. 

-To zamawiamy pizze?- spytałem.

Nagle zdziwiłem się, gdy na raz w głowie i w rzeczywistości usłyszałem sapnięcie.

"Pizza? Na obiad? Oni potrzebują zdrowego żarcia!"

-To może ja ugotuje jednak coś... - powiedziała dziewczyna i zaczęła przeszukiwać całą kuchnie. 

Chłopaki się na nią gapili niemiłosiernie.

-Jeśli jeszcze raz zobaczę że podziwiacie mój tyłek wykastruje was chłopcy...A na przyszłość: JA MAM CHŁOPAKA!

-To ja idę zamówić pizze -powiedziałem i na widok spojrzenia Rose dodałem obronnym tonem -Dla siebie. Jestem biednym mężczyzną, który musi mieć co spalać z tą hołotą. A ty wyjęłaś same warzywa co mnie przeraża...

-Spróbuj tylko, a spotka cię obiecany los Evry'ego - zagroziła mi patrząc na mnie całkiem poważnie.

-Pizza vs. morderstwo mojej wspaniałej osoby...-zamyśliłem się i rozejrzałem po kuchni -To kto chce pożegnalną pizze? Myślicie, że jak poproszę to dadzą na pudełku czarną wstęgę z napisem "Ostatnia wieczerza"? 

"A sam nie możesz? Przecież twoja rodzinka i ty zajmujecie się tymi sprawami, mój grabarzu"

"Odkąd jesteś w śpiączce bardzo ci się podniósł poziom sarkazmu i humoru"

"Leże prawie tydzień nieprzytomny, słyszę wasze myśli, ale nie mogę tam być, mam nadmiar mocy i rodzinka myśli, że umarłem...Masz się czego czepiać Black"

"Jak chcesz następny tydzień spędzimy w sypialni na dzikich seksach" odparłem podchodząc do telefonu i przeglądając leżące obok ulotki. Gdy znalazłem numer pizzerii uśmiechnąłem się zwycięsko.

"Serio?"
Słyszałem szczęście chłopaka w głowie. 

"Oczywiście Lusiu" mój głos był wypełniony powstrzymywanym śmiechem.

"Ej! Tylko nie Lusiu! Chcę cię zobaczyć... Zrób to magiczne coś... Brakuje mi ciebie"

"Mi ciebie też" odparłem i wstukałem numer pizzerii, gdy nagle coś mi przyszło do głowy. Spojrzałem na mordującą mnie wzrokiem Rose.

-Moich myśli nie słyszysz, prawda? -zanim mi odpowiedziała złożyłem zamówienie.

-Nie - warknęła i wróciła do krojenia warzyw. -Pozdrów Lusia, czuje, że z nim rozmawiasz...

"A to wiedźma! Wszędzie mnie wykryje!"

Chłopaki spojrzeli się na dziewczynę, a następnie na mnie.

-Przecież jest nieprzytomny?

-Jak to możliwe?

-Co z nim?

-Bardziej na granicy śmierci. Dla nas nie ma rzeczy niemożliwych. Zirytowany i niewyżyty seksualnie, a teraz wybaczcie idę na randevu z trupem -powiedziałem i ruszyłem do sypialni bruneta. Usiadłem na miękkim łóżku i przymknąłem oczy skupiając się na wszystkim co mnie otacza.

Znów, gdy otwarłem oczy zobaczyłem jego uśmiech i te mocno brązowe oczy.

-Alex - od razu rzucił mi się na szyję przytulając się. Ukryłem twarz w zagłębieniu jego szyi, by następnie spojrzeć na niego z bezczelnym uśmiechem. Rozejrzałem się po czarnym pomieszczeniu już rozumiejąc, że jest to to samo miejsce, w którym mój ojciec mógł sobie przyzywać na rozmowę. Wytłumaczył mi kiedyś wstępnie jak to działa. Skupiłem się na przytulnym pokoju. Usłyszałem zdziwione sapnięcie Luke'a gdy nasza dwójka wylądowała na miękkim łóżku.
Zanim zdążył coś powiedzieć wpiłem się w te kuszące usta.
Brązowooki jęknął i odwzajemnił pocałunek. Jego strasznie zimne ręce badały moje ciało zdejmując po kolei części garderoby. Zaczęliśmy toczyć zaciętą walkę o dominację co było niespotykane u Luke'a. Gdy dłonie bruneta chciały ściągnąć moje bokserki coś do mnie dotarło.

-Stop. -wychrypiałem odczuwając prawie fizyczny ból. To nie było prawdziwe. Ten Luke, to nie do końca mój Lu.

Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony.

-Alex... no proszę cię - jęknął mi do ucha przygryzając je i schodząc pocałunkami coraz niżej po szyi do klatki piersiowej. Przymknąłem na chwilę by odsunąć od siebie Luke'a i delikatnie pocałować.

-Przepraszam, ale ty nie jesteś nim...-wyszeptałem, a po moim policzku spłynęła samotna łza. Gdy otworzyłem oczy znajdowałem się znowu w pokoju bruneta. Zwinąłem się w kłębek czując ogarniającą mnie rozpacz. Chciałem mojego jedynego w swoim rodzaju, prawdziwego Aniołka. Nie jakąś marną namiastkę go...

Do pokoju weszła Rose. Widząc mnie od razu nie zastanawiając się przytuliła mnie. Położyłem jej na kolanach głowę i patrzałem w przestrzeń. Delikatnie gładziła moje włosy. Z każdą chwilą robiłem się bardziej śpiący. Próbowałem utrzymać otwarte oczy by znów go nie zobaczyć.

-Wszystko będzie dobrze.

*

Obudziłem się z przerażeniem. Gdy zobaczyłem pokój, w którym się znajdowałem miałem ochotę wrzeszczeć. Za oknem robiło się już powoli ciemno. Mam dość. Musimy jak najszybciej załatwić sprawę kontraktu.
Wstałem i szybkim krokiem ruszyłem za aurą Evry'ego.  Gdy wszedłem do salonu wszystkie spojrzenia wbijały się natarczywie we mnie.

-Evry zbieraj się.

-Już? 

-Natychmiast.

Demon westchnął i podszedł do mnie.

-Gdzie?

-Dom we Włoszech -odpowiedziałem i zniknąłem.

W sypialni panował półmrok. Spojrzałem z lekką nostalgią na blade oblicze bruneta. Gdy pojawił się Evry posłał mi zaniepokojone spojrzenie.

-Daj kontrakt -powiedziałem i wyjąłem specjalny sztylet rytualny.

Szatyn podał mi pergamin.

"Będzie bolało?"
"Nie skarbie"
"Chodzi mi o ciebie. Nie chcę byś cierpiał..." westchnąłem i nie odpowiedziałem. Przeczytałem cały kontrakt. Wreszcie naciąłem nadgarstek Luke'a i ustawiłem pergamin tak by szkarłatne krople na nim wylądowały. To samo zrobiłem ze swoją krwią i Evry'ego. Pergamin zaczął emanować dziwną mocą.

-Ja, Alexander Nathaniel Black. Władca Podziemi i partner Lukey'a Thomas'a Whitman'a oddaję dobrowolnie swoją duszę. Dopełniając tym kontraktu zawartego między bogiem, a demonem.
Animam pro Anima, quod Anima est Animae, Virtus secundum Virtutem*

 Poczułem bolesne szarpnięcie, zobaczyłem jeszcze lekkie przerażenie na twarzy Evrye'go  zanim ogarnęła mnie ciemność.

*--*--*--*--*--*--*--*--*--*--*--*--*
*Animam pro Anima, quod Anima est Animae, Virtus secundum Virtutem -<łac.życie za życie, dusza za duszę, władza za potęge>

TOM II ROZDZIAŁ 45

ALEX

Siedziałem przy grobie z białego marmuru i czułem pustkę. Wpatrywałem się w ciemno czerwoną różę i zacząłem cicho nucić: 
Everybody's got their demons
Even wide awake or dreaming
I'm the one who ends up leaving
Make it okay
See a war I wanna fight it
See a match I wanna strike it
Every fire I've ignited
Faded to gray

But now that I'm broken
Now that you know it
Caught up in a moment
Can you see inside?
'Cause I've got a jet black heart
And there's a hurricane underneath it
Trying to keep us apart
I write with a poison pen
But these chemicals moving between us
Are the reason to start again...

W moich oczach były łzy, ale nie pozwoliłem im opaść. Skryłem twarz w dłoniach. 

-Brakuje mi ciebie diabełku -wyszeptałem w przestrzeń.

Poczułem dotyk ręki na moim ramieniu. Szybko wybudziłem się z otępienia i odwróciłem się. Zobaczyłem smutne złote oczy. 

-Nex mi powiedział, że zamierzasz przejąć władzę - powiedział siadając obok mnie na ławkę.

-Ona tego chciała... To jak spełnienie ostatniej woli -odparłem.

-Czemu mi nie powiedziałeś? Czuje się coraz bardziej odrzucany Alex. 

-Zdecydowałem się na to po wczorajszej rozmowie z ojcem. Dzisiaj podałem mu moją odpowiedź. -powiedziałem podciągając kolana pod brodę. Po wydarzeniach, które zdarzyły się w nocy nie umiałem się przemóc by spojrzeć brunetowi dłużej w oczy, więc i teraz unikałem kontaktu wzrokowego. 

-Alex, nie unikaj kontaktu wzrokowego ze mną. Przecież byłeś piany i była to tylko gra - powiedział.

Tylko gra...Gra, która mogła zabić.
Spojrzałem na niego na chwilę, by utkwić wzrok w czymś za nim.

-Nie unikam kontaktu wzrokowego -zaprzeczyłem. Jasne Alex, oszukuj siebie dalej, pomyślałem z kpiną.

Chłopak miał karcący wzrok, przez co jeszcze bardziej czułem się winny. 

-Może wracajmy już do domu. Brat się o ciebie martwi. Szczerze to Nexi był dość szczęśliwy wiadomością że będziesz władcą Podziemi... Kiedy masz zamiar dopełnić rytuał?

-Chyba pojutrze -mruknąłem wstając. Brunet pokiwał głową.

Gdy pojawiliśmy się w domu powitały mnie wesołe twarze wszystkich. Skrzywiłem się wewnętrznie. I chciałem nawet wyjść z pokoju. Najlepiej w trybie natychmiastowym.

Do Luke podbiegł Uriel z torbami zakupów.

-Kupiłem ci jeszcze parę rzeczy. Musisz je przymierzyć!- Uriel pierwszy raz był tak szalony. I to niby ja jestem ten bardziej psychiczny. Też mi coś.

Wepchnął brązowookiego do pokoju, a ja próbowałem pójść do siebie.

-Alex, czekaj. Twój ojciec tu jest- złapał mnie za ramię Nexus i pociągnął do kuchni. Z westchnięciem stanąłem przed czarnowłosym mężczyzną.

-Synu. Dziś jest w nocy pełnia. To jedne z najlepszych warunków. Byłbym za tym, by to dziś odprawić rytuał. -jasne, oczywiście skaczę z radości, myślałem z sarkazmem. Uśmiechając się wymuszenie do Hadesa.

-Będę wieczorem ojcze -powiedziałem i wyszedłem. Byłem dobry w unikaniu ludzi przez dwie godziny. Potem już wszyscy znali radosną nowinę.

*


-Masz wrócić rozumiesz? Wrócić!- trzymał mnie w objęciach Lu, który zaczynał lekko pochlipywać nosem.

-A wątpisz w to Aniele? 

-To jest poważna sprawa!

-Wiem Lu.

Chłopak pocałował mnie mocno i namiętnie, przez co już po chwili musieliśmy się oderwać od siebie by nabrać powietrza. 

-Kocham cię Alex.

-Wiem Lu -powiedziałem i zniknąłem zanim bym zmienił zdanie.

*

Sala pogrążona w półmroku oświetlana świecami i na środku pentagram. Dookoła stłoczyły się demony i inne istoty mieszkające w Podziemi. Obok mnie stał z księgą w ręce mój ojciec. Główną część rytuału mamy za sobą została ostatnia część, opisywana jako utrata duszy.

Hades odłożył księgę i sięgnął po srebrzysto-czarny sztylet pokryty starożytnymi wzorami. Staliśmy naprzeciwko siebie i widziałem jak ciężko mu wykonać tą część.

Nadszedł twój czas,
Życie miga ci przed oczami.
I niedługo zdasz sobie sprawę, że to jest pożegnanie
Ale co, jeśli dałbym ci szansę?
Musisz tylko sprzedać swoją duszę.


 -Moja dusza należy do moich ludzi. Władza ma będzie sprawiedliwa. Ludzie moi będą otoczeni ochroną lecz za złamane prawo zapłacą surowo. -wyrecytowałem i wydałem z siebie okrzyk bólu, gdy sztylet zagłębił się w ciele. 

The decessum successor regni extitit. Mr. Mors, invictum. Lego intenditur virtus. Tertio igitur anno imperii scriptum est...

Z ostatnimi słowami pogrążyłem się w ciemności.



Czułem ból w całym ciele. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem szeroko oczy. Zakrztusiłem się lekko przez co zacząłem kaszleć. Nagle obok mnie pojawiła się dłoń ze szklanką. Napiłem się i opadłem wykończony na poduszki.

-Umieranie jest męczące -wychrypiałem i zauważyłem, że mam zdarte gardło.

-Ale udało ci się -usłyszałem głos ojca.

-Ile byłem nieprzytomny?

-Pięć dni. Zaczęliśmy się już martwić.

-Aha -mruknąłem otwierając oczy i podchodząc do lustra, by zobaczyć, że rytuał mnie zmienił. Moje włosy na powrót były kruczoczarne i lekko przydługie, skóra była trupio blada, przez co usta były bardziej widoczne ze swoją różaną barwą. Rysy twarzy się zaostrzyły, a moje oczy, które po rytuale miały być czarne zaskakiwały, ponieważ jedno może i było czarne i nieprzeniknione lecz drugie wciąż miało swoją dawną barwę, soczystej zieleni. 

-Nie mówiłeś, że się zmienię -wytknąłem ojcu, który patrzył na mnie z zainteresowaniem. Wyglądałem jak jego młodsza wersja. -I co z moimi oczami? 

-Możliwe że to jakiś efekt...uboczny. Spodziewałem się tylko, że twoje oczy przybiorą barwę taką jaką mam.

-Efekt uboczny..-prychnąłem czując wewnętrzne zdenerwowanie czymś. Ruszyłem do łazienki z myślą o długiej kąpieli i skutkach, które powstały po rytuale -Jak wyrośnie mi ogon to będzie źle...

*

W posiadłości panowała ciężka atmosfera. Każdy siedział przygnębiony milcząc. Gdy Uriel odwrócił w moją stronę wzrok widziałem iskierki szczęścia, a zarazem smutku. Zmarszczyłem brwi.

-Uriel, coś się stało?

-Luke...Idź po prostu do waszej sypialni...

Przerażony pobiegłem na górę do sypialni. Wpadłem do pokoju i zobaczyłem Forasa z braćmi Lukey'a. 

-Alex!- podbiegł do mnie Nex i przytulił na co się wzdrygnąłem. -Myśleliśmy, że już nie wrócisz! Luke... Już od pięciu dni leży nieprzytomny...

Podszedłem szybko do łóżka z nieprzytomnym chłopakiem.  Zdziwiło mnie, że nic nie wyczuwam. Żadnych emocji, uczuć. Nic.
Odwróciłem się do Forasa z niepokojem powoli wpływającym na moją twarz.

-Co z nim jest?

-Alex, myślę, że przez to, że tak długo "nie żyłeś" Luke odczuł to w jakiś sposób. Jest już od pięciu dni nieprzytomny, ma zablokowywany umysł i jego temperatura strasznie spadła... Nawet jego puls jest bardzo łagodny. -zacząłem litanie łacińskich, włoskich i angielskich przekleństw przemierzając pokój wzdłuż i wrzesz.

-Uspokój się bo nic chodzeniem z kółko nie zdziałasz...

-Jestem spokojny. Jestem cholerną oazą spokoju -wymamrotałem  i zatrzymałem -A wasze emocje są bardzo pozytywne kochanie.

-A jak niby się zachowywać Alex? - spytał Siv, który także niespokojnie chodził. Już chciałem odpowiedzieć coś mało przyzwoitego, gdy ujrzałem zagubioną i lekko przerażoną twarz Nex'a.
 Podszedłem do niego i przyciągnąłem do siebie. Chłopak przylgnął do mnie jakbym był jego deską ratunkową.

-Siv weź wszystkich i zrób herbatę ze srebrno-zielonej puszki. Muszę coś sprawdzić i nie będziecie mi do tego potrzebni. -wszyscy niechętnie ruszyli do wyjścia. Tylko Nex nie puszczał mnie. -Nex też powinieneś iść.

-Nie...Ja chcę być przy nim. To mój brat, który mnie naprawdę polubił. Może się przydam. -westchnąłem, ale nie oponowałem. Skupiłem się na Evry'm, który już po chwili stanął przede mną zapinając koszulę.

-Co to książątko? -zapytał podnosząc głowę.

-Co wyczuwasz od Luke'a?

Demon odwrócił się do łóżka, na którym leżał nieprzytomny brunet. Zaczął sprawdzać jego puls i z każdą czynnością coraz bardziej był spięty. Dotknął jego skroni i sapną odrywając dłoń jak poparzony.

-Co jest?- spytał Nex siadając obok Luke'a -Evry?

-Jest bardzo osłabiony, ale jego organizm trzyma tarcze wokół jego umysłu. On musi ja zdjąć, inaczej cala jego siłą jaka ma przejdzie na tarcze, a nie na regeneracje. -chrząknąłem chcąc zwrócić jego uwagę na siebie. Spojrzałem z powagą w te czarne ślepia.

-Ten pokój jest wypełniony uczuciem zbliżającej się śmierci -wyszeptałem zduszonym tonem -Tu nie chodzi tylko o bariery. Dusza Luke'a ona jakby połowicznie jest już w świecie umarłych...Wiesz co to znaczy. 

-Przecież kontrakt kończy się siedem miesięcy -odparł oszołomiony demon.

-Zbliżacie się do połowy wyznaczonego czasu. Luke nie użył mocy by mnie zabić co w jakiś sposób naciąga warunki. Dodaj do tego moje połączenie z nim i pięciodniową śmierć...

-On nie może umrzeć!- wtrącił się Nex.  -Luke...Wiem że mnie słyszysz! Cholerny dupku nie pozwolę na to bym cię stracił! Po prawie osiemnastu latach cię poznałem! Ja nie chcę... - chłopak zaczął szlochać, a ja go objąłem by odciągnąć go od bruneta.

-On nie umrze... -powiedziałem na pozór spokojnie do srebrnowłosego. -Evry weź go do salonu.

Gdy wyszli na moją twarz wpłynęła rozpacz. Cisze przerwał mój szept.

-On nie może umrzeć...-po moim policzku spłynęła łza, a po niej kolejna. Nie powiedziałem tego nikomu wprost i chyba Evry tylko zrozumiał przekaz, Luke jest na skraju śmierci. Stamtąd się nie wraca. Nikt nie wrócił.

-Ty wkurzający idioto -wymamrotałem patrząc na spokojną twarz bruneta. Podszedłem i usiadłem obok niego -Musiałeś podpisać ten pieprzony kontrakt. Nie miałeś pewności, że moja dusza do ciebie wróci, więc poświęciłeś własną. -chwyciłem jego rękę w dłonie przykładając ją do moich chłodnych warg. Nie zauważyłem nawet powstających w barierze bruneta rys, zbyt pochłonięty czarnymi myślami -Nie zostawiaj mnie Lukey...

"A odwiedzisz mnie w piekle Diable?" Podniosłem głowę. W pokoju oprócz mnie i bruneta nikogo nie było, więc spojrzałem zaskoczony na niego.

-Z piekła to ja cię wyciągnę Aniele -szepnąłem.

Przetarłem twarz, gdy usłyszałem pośpieszne kroki. Gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem stanąłem na nogach ze sztyletem w dłoni. W drzwiach stała dość wysoka brunetka o długich kręconych włosach. Jej oczy były bardzo podobne do Luke'a. Dziewczyna miała na sobie czarną koszule bez rękawów i granatowe jeansy.

-Kim ty do diabła jesteś? -zapytałem zasłaniając jej dostęp do Lu. Nie, nie byłem agresywny. No może troszku.

Spojrzała na mnie z kpiną.

-Siostrą tego prawie nieżyjącego dupka. Rosalie Whithman - z ironią ukłoniła się i wyminęła mnie. -Ty cholerny dupku! Ja ci dam umierać! Masz mi tu natychmiast zmartwychwstać, bo jak nie to... Sama nie wiem, coś wymyślę.

Parsknąłem na jej monolog. Postanowiłem wyjść z pokoju i omówić coś z Evry'm, a potem ojcem.

-A ty gdzie? -usłyszałem głos dziewczyny, gdy byłem już przy drzwiach.

-Ktoś musi zadbać o zmartwychwstanie tego idioty -mruknąłem i wyszedłem. W salonie oprócz połowy świata czyli Aresa, pobladłej Afrodyty, Nexa, Siva, Chrisa, Sophie, Evry'ego i Forasa znalazł się również mój brat, który gdy mnie zobaczył ruszył w moim kierunku.

-Alex tak mi...

-Sza! On nie umiera -warknąłem na co w salonie zaległa cisza. Spojrzałem na demona. -Idziesz ze mną. Reszta nie demoluje mi domu. I nie zabija się wzajemnie. Nex ty też chodź bo wyglądasz jakbyś miał wylądować obok Luke'a.

-O-On..kazał mi przejąć na razie władzę -wyszeptał oszołomiony i blady chłopak.

-Dupek -syknąłem wściekły -Zaraz przekaże nam swój cholerny testament...

-Alex. Uspokój się -przerwał mi Uriel.

-NIE MAM ZAMIARU BYĆ SPOKOJNY! -ryknąłem i zauważyłem przerażenie na twarzach wszystkich. Tylko Evry podszedł do mnie i mnie spoliczkował.

-Panuj nad sobą. I przestań się bawić zmianą oczu.

-Co?

-Twoje oczy są czarne -odparł i widząc moje zdziwienie podał mi lusterko, które w jakiś sposób miał przy sobie. Spojrzałem w taflę i ujrzałem czarne, wypełnione chęcią mordu oczy. Z wrażenia aż upuściłem lusterko -Zapewniłeś sobie siedem lat nieszczęścia księciuniu...

-Evry nie jesteś zabawny -mruknąłem.

-Wydaje ci się... Najpierw na spokojnie określi co z Luke'm, potem sprawdzimy księgi...

-Evry. Musimy odciąć Luke'a od kontraktu -przerwałem -To on sprawia tu największy problem.

-Ale on teraz nie może...

-On nie, ale ja tak.  

-Zwariowałeś?! Nie możesz! Stracisz całkiem dusze!

-Ale Luke ją odzyska...

-Nie zrobię tego Alex. Nie podpisze na ciebie wyroku śmierci.

-Nagle ci na mnie zależy?

-Luke by nie chciał...

-Luke umiera! -warknąłem na demona -Jeśli jest możliwość jego powrotu jestem gotów poświęcić siebie. I nie każ mi ci tego rozkazać.

-Znowu to robisz -usłyszałem szept mojego brata. Stał on sztywno koło obejmującego go Siva -Znowu masz w dupie co czują inni! Pomyśl jak poczują się bliskie ci osoby jeśli coś pójdzie nie tak...

-Uriel. Jeśli coś pójdzie nie tak, to macie mnie zabić -powiedziałem patrząc po wszystkich. Poczułem ból w sercu, gdy ujrzałem zapłakaną twarz Sophie. Dziewczynka widząc, że na nią patrzę wstała i rzuciła mi się na szyje.

-Nie chcę by coś ci się stało -wyszlochała. Objąłem ją mocniej.

-Wszystko będzie dobrze księżniczko -szepnąłem przymykając oczy.

-Nie zrobię tego puki Luke nie zgodzi się. To jego kontrakt i on musi wyrazić na to zgodę -powiedział Evry.

Pierwszy raz widziałem go tak poważnego. Fuknąłem zirytowany.

-Zachciało ci się nagle chronić moje życie.

Wstałem i podałem zdziwionemu demonowi Sophie.

-Nie upuść jej. Idę pertraktować z pewnym brunetem -powiedziałem.

W sypialni minąłem Rose i podszedłem do łóżka.

-Zanim powiesz stanowcze nie, pragnę zauważyć, że nie stracę prawdopodobnie duszy na zawsze.  

"Ty mój zbawicielu kochany! Co wymyśliłeś? Nie za bardzo mi śpieszno do piekła, wiesz jestem zbyt przystojny by umierać"

Rose parsknęła na komentarz chłopaka.
Spojrzałem na nią.

-Ty też go słyszysz?

-A myślisz, że jak pojawiłam się w tej willi, która jest lepiej zabezpieczona niż Olimp? Słysze myśli mojego cudnego braciszka, ale o tym sza!

"Ja to słyszę Rose..."

-Dobra Aniołku przekaż po prostu, że się zgadzasz -powiedziałem bawiąc się kolczykiem za zdenerwowania.

"Diable...E e e... Najpierw chcę wiedzieć na co..."

Słyszałem jego cichy śmiech co było dziwnym uczuciem. On umierał, a miał jedyny mentalny uśmiech na twarzy i śmiał się.

-O dusze. Oddanie duszy. Przywrócenie duszy. Takie duchowe sprawy -odparłem. I zauważyłem podejrzliwy wzrok Rose. Przywdziałem na twarz minę niewiniątka.

"Alex" skarcił mnie Luke.

-Co ty chcesz zrobić? - spytała podejrzliwie Rose i stanęła na przeciwko mnie. 

-Przecież wytłumaczyłem -powiedziałem -Wasza dwójka mnie załamuje brakiem wiary we nie.

''Chodzi bardziej o to, że znam twoje możliwości"

-Załatwimy sprawę kontraktu, co pozwoli twojej duszy, która chciała się udać na wędrówkę wrócić i potem najprawdopodobniej się obudzisz z tej śpiączki.

"A co wtedy stanie się z tobą? Nie masz już połowy duszy...Chyba nie zamierzasz oddać drugiej?"

- Le dévouement de l'âme. Une seule âme en deux corps... -powiedziała do siebie Rose.

-Co?

-Poświęcenie duszy. Jedna dusza w dwóch ciałach... To może być to.

-Widzisz? Skoro i ona wierzy, że jednak mi się to może udać to i ty mi zaufaj. 

"Jesteś bardzo denerwujący Alex...Nawet gdy jestem w śpiączce...Eh,zgoda..."

Już po chwili przyszedł do pokoju Evry z szokiem w oczach. 

-Lukey ty pieprzony dupku czemu się zgodziłeś??

-Ja wiedziałem, że za tą nienawiścią kryła się miłość do mojej wspaniałej osoby -powiedziałem i musiałem po chwili zrobić unik przed nożem -Mogę to zaliczyć do zamachu na władcę?

-Nie musisz... Luke nadal nie dostałem odpowiedzi...

"Spadaj...Krzyczysz na mnie to ci nie odpowiem, a na dodatek boli mnie przez was już głowa, co jest całkiem dziwne..."

 -Evry, kocie ty mój widzimy się jutro wieczorem, jeśli się nie pojawisz to jestem zdolny cię zabić. Rose zaopiekuj się tym idiotą w śpiączce. A teraz żegnam państwa i nie zabijać mi się!

"Diable, to jakaś ironia? Ja jestem prawie martwy..."

-Ponoć cię głowa bolał -wytknąłem mu -I nie ironii w tym nie było. Po prostu Evry się dziś przyczepił by chronić me życie.

"Oh Evry, jak miło..."

-Dobra idźcie już potwory od mojego biednego braciszka - powiedziała Rose i wypchała nas z pokoju. -Dajcie mu odpocząć... Jest bardzo słaby a ty - wskazała na Evry'ego. -jak jeszcze raz wpadniesz tak do pokoju i zaczniesz krzyczeć to wypruje ci flaki, potem je uduszę, spalę i rzucę do morza...

-Lubie ją -mruknąłem i zobaczyłem rozbawioną minę dziewczyny zanim drzwi się zamknęły. Spojrzałem na zestresowanego demona -Evry będzie dobrze.

-A jeśli coś pójdzie nie tak? -zapytał idąc ze mną w stronę dolnych części domu.

-Wtedy musisz działać. Jeśli będę zagrożeniem  po oddaniu duszy, masz mnie zabić. -mężczyzna spojrzał na mnie i otworzył usta -Rozkazuję ci to jako twój władca. Przykro mi...

-Jesteś dupkiem -wyszeptał.

-Wiem -odparłem z westchnięciem -A teraz powiedz mi co z dzieciakami, które wziął Lu?

-Jak na razie są w posiadłości Lukey'a w Anglii. Kazał mi ich szkolić - odpowiedział.

-A się lenisz -powiedziałem ze złośliwym uśmiechem -Leć do nich z Nex'em. Idę pogadać z ojcem i wpadnę do was. Trzeba sprawdzić co potrafią...

-Chcesz ich zabić? -posłałem mu oburzone spojrzenie.

-Czy moje treningi są aż tak złe?

-Tak! Luke ledwo dawał rade, a oni są żółto dziobami i tylko bogami!

-Będę miły -powiedziałem wydymając wargi -Więc widzimy się za godzinę!

*

Szedłem z ponurą miną w stronę gdzie wyczuwałem obecność Evry'ego. Rozmowa z ojcem nie poszła po mojej myśli. Skończyło się na kłótni. Byłem zły, że ojciec nie chciał mi pomóc w poszukiwaniu informacji i zabraniał mi oddania duszy. Myślałem, że mnie zrozumie.
Otworzyłem drzwi i zobaczyłem czwórkę chłopaków walczących z Nex'em i Evry'm. Ta dwójka również wyczuwając moje pojawienie się odwróciła się. Czekałem na ruch młodzieży, ale tak jak się spodziewałem, zatrzymali się.

-Mogliście ich zaatakować. Popełnili błąd, który w prawdziwej walce przypłacili by życiem.  

"Dla tego chciałem byś ty i Evry ich szkolił...Zeus nie zapewnił im żadnych lekcji"

"Jak to możliwe że nawet tutaj cię nawet słyszę?"- spytałem.

"Magia... A tak naprawdę moja siostra zanudza mnie opowieściami o swoim chłopaku...Alexxxxxxxxx... To jest takkk nudneee..."

Zacząłem się śmiać jak głupi.

-Oszalał -wymamrotał Evry do Nex'a, który parsknął na jego udawane przejęcie.

-Nie po prostu Rose jest najlepszy Whitmanem jakiego poznałem -powiedziałem parskając śmiechem. -Aktualnie próbuje dobić Luke'a. Załamuje się biedaczysko.

-Oh...Co mu robi?

-Opowiada historie życia...

Nex zaczął się śmiać, a Evry krztusić woda. 

-Moje kondolencje Lusiu - skłonił się z uśmiechem demon. Czwórka chłopaków patrzyła za to na mnie jak na kosmitę. No tak, Zeus wmówił im, że jestem bezdusznym potworem, pomyślałem krzywiąc się.

"Zabiję cię kiedyś Alexandrze Black" przekazał mi Luke.

"Też cię kocham"

-Dobra młodzi. Alex Black. Nowy władca Podziemi. Znany również jako Lexio. -przedstawiłem się z miejmy nadzieje miłym uśmiechem.

-Michael- odwzajemnił uśmiech blondyn o krwisto czerwonych pasemkach i jasnych oczach. -A to Ray, Ash i Colin... No i Nex, którego chyba już znasz...

-Oj tak -mruknąłem. -A teraz tak. Mam was uświadomić, że mój wuj miał w dupie wasz wykształcenie bojowe. I coś o zabójstwie, a raczej jego braku też było. Zaczniemy od waszej kondycji. Każdy z was ma przebiec dwadzieścia okrążeń wokół sali w jak najszybszym tempie. Jeśli uznam, że nie dajecie z siebie wszystkiego, powtarzacie od początku.

Piątka chłopaków jęknęła i zaczęła biec. Demon spojrzał na mnie.

-Weź o nich trochę jednak dbaj bo Lukey'owi na nich zależy...Szczególnie na Nex'ie...

-Evry serce ci odtajało czy co? -zapytałem -A co do tej piątki to bez względu na to co Luke do nich czuje mam zamiar nauczyć ich przetrwać. Bo może i pokonaliśmy  Zeusa, ale są jeszcze jego ludzie, którzy będą chcieli zabić mnie, Lu i wszystkich, którzy mają z nami bliższy kontakt. Te dzieciaki są w niebezpieczeństwie bo sprzeciwiły się woli Zeusa i sprzymierzyły się z Lukey'em.

Demon westchnął i przytaknął ruchem głowy. 

Po dłuższym przyjrzeniu się chłopakom zauważyłem, że Michael, Ray, Ash i Colin mają na nadgarstkach te same tatuaże.
Było to białe i czarne skrzydło skrzyżowane ze sobą. Oj Lukey teraz to ich wkopałeś, pomyślałem z lekkim uśmiechem.

-Trzymajcie tak dalej! Wyrównajcie tempo! -krzyknąłem i ruszyłem do pokoju obok gdzie była wystawiona broń. Zacząłem się jej przyglądać myśląc od czego zacząć.
Gdy wróciłem zastałem spoconą młodzież, ciężko oddychającą na ziemi.

-Umieracie? -zapytałem.

-Trochę... - powiedział Nex opierając się o chłodną ścianę.

"Nie, nie, nie, nie... Czy one się na mnie uparły?!"

"Co się stało?"

"Afrodyta i Rose herbatkę sobie piją! W naszym pokoju! Na dodatek plotkują na temat (uwaga!) ZNÓW CHŁOPAKA ROSE!"

-Macie pięć minut przerwy, napijcie się wody odpocznijcie trochę -powiedziałem do młodzieży.

"Może zaprosić jeszcze moją matkę kochany?"

"Chcesz mnie do końca dobić?"

"Próbowałeś się odciąć? Bo wiesz pomógłbym ci, ale przerwanie im może grozić zakończeniem mojego życia"

"Próbowałem wszystkiego! Mam dość, mogę sobie iść do tego piekła?" westchnąłem i  zniknąłem by pojawić się w sypialni, w której były dwie kobiety i nieprzytomny Lu.

-Witam wszystkich -powiedziałem patrząc na bruneta i szybko się upewniając, że jest dobrze. -Wspaniale, że chłopak Rose jest taki wspaniały, ale mój chłopak popada przez was w rozpacz, więc idźcie do salonu, gdzie może znajdziecie innego Whitmana do wymęczenia. 

Rose wygięła usta w uśmiechu.

-No przecież jesteśmy grzeczne... A Lusiu musiał nadrobić nasze wspólne relacje - dziewczyna zrobiła smutną minkę. -Mamusiu on nas chyba nie lubi, więc chodźmy...

Gdy Afrodyta wyszła Rose popadła w atak śmiechu. 

-Jak bardzo dobiłam cię Lu?

"Nie dało się bardziej..."

-Dobra ja wracam do męczenia młodzieży. Bayo!

*

-Szukaj luki w jego obronie Ray! Zasłona! Natarcie! -patrzyłem uważnie na każdy ruch obu chłopaków.

-Ash! Jesteś szybszy od niego! Ruszaj się!

-Nie starają się... Odczuwają jednak jakoś brak naszego Aniołka - podszedł do mnie demon, który tak jak ja był wpatrzony w walczących chłopców.

-Tracę powoli cierpliwość -wyszeptałem starając się powstrzymać zmianę oczu -Muszę stąd wyjść...

Nie tracąc chwili wyszedłem szybkim krokiem z sali i poszedłem na taras gdzie owiało mnie już przyjemne powietrze wiosny. Usłyszałem jak ktoś za mną wchodzi. 

-Co się stało Alex?- spytał Nex stając obok mnie. Spojrzałem na niego czarnymi oczami.

-Tracę równowagę. Znowu -oznajmiłem wspominając jak w wieku dziesięciu lat prawie zabiłem chłopaka z sierocińca, gdy ten mnie wkurzył.

-Cz-czemu? Przecież nic ci nie zrobiliśmy...?

-Ten cały dom przypomina mi o twoim bracie. Wam też w jakiś sposób. Nie dajecie z siebie wszystkiego. Moja moc wzrosła i jest niestabilna. Po tym jak Lu się obudzi będę musiał wyjechać na jakiś czas...

Chłopak widocznie posmutniał. Westchnąłem... 
Chciałbym zobaczyć już te brązowe oczy, lekki uśmiech, iskierki w oczach. Tak mi tego brakowało. Brakowało mi jego.

-Wracaj już. Zaraz do was dołączę -powiedziałem i gdy chłopak wolnym krokiem odszedł wyjąłem paczkę papierosów. Zapaliłem jednego mocno się zaciągając.

Energicznym krokiem wszedłem do sali.

-Dwadzieścia okrążeń! Potem rzuty nożami do tarcz! Kto trafi dziesięć razy w środek ma przerwę!

Młodziaki wstali z ziemi i zaczęli wykonywać polecenia. Nex i Mich byli najlepsi w biegach, Ash był najszybszy, ale miał słabą kondycję; Ray coraz lepiej walczył. Colin za to nadal jakby nie chciał się otworzyć na nich. Chłopaki tak samo dla niego byli bardziej oziębli. Musiałbym z nim chyba pogadać.
Pomasowałem się po skroni. "W co ty mnie wpakowałeś Lukey?"

Chłopak nie odpowiedział. Czułem jego słabe emocje.

Jako, że chłopaki biegali usiadłem na środku sali z zamkniętymi oczami. Starałem się uporządkować moje emocje. Skupić się za to na otoczeniu. Tym co mnie otacza, co otacza innych. Emocje, cząstki mocy. Cokolwiek.


Nagle zapanowała całkowita cisza. Otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącego przede mną brązowookiego bruneta.

-Luke. -wyszeptałem.

Chłopak uśmiechnął się do mnie i usiadł mi na kolanach przytulając się.

-To ty?

-Cząstka, która zbliża się do piekła.-przytuliłem go do siebie, jakby był on moją deską ratunkową. Możliwe, że tak było. Czułem ból w sercu patrząc na niego, czując go. Widziałem, że nie jest to do końca prawdziwe.

-Ile mam czasu? -zapytałem cichym głosem.

-Chwila, moment, może minuta, może godzina... To zależy już od ciebie jak bardzo tego chcesz.

-Nie chcę cię stracić...

-A ja ciebie...

-Alex! - słyszałem głos Nex'a.

-Powinieneś wracać. -stwierdził łagodnym tonem Lu. Poczułem narastającą panikę. Nie. Jeśli wrócę on może przestać istnieć. Nie!

-Ale ja nie chcę... -wypełnionym rozpaczą głosem.

-Proszę cię Alex. Jestem cały czas tu. Wystarczy, że zamkniesz oczy i pomyślisz o mnie. Będę tu - dotknął ręką miejsca gdzie powinno być moje serce.

Chłopak mnie pocałował, a ja wróciłem do rzeczywistości. Przez chwilę nie otwierałem oczu lecz wreszcie to zrobiłem. Wciąż byłem na środku sali. Lecz chłopaki już nie biegali tylko stali przede mną wraz z Evry'm.

-Coś się stało? -zapytałem cichym głosem.

-Otoczyłeś się jaką czarną mgłą. Co ty właściwie zrobiłeś? Byłeś strasznie blady - powiedział demon pomagając mi wstać.

-Nie chcę o tym mówić -powiedziałem przymykając oczy. -I nie mam do końca pojęcia co zrobiłem.

"Wezwałeś do siebie moją połowę duszy"

"Yhmm...Miło" powiedziałem i spojrzałem na młodzież.

-Macie wolne. Wstępnie widzimy się jutro po południu lecz rano Evry przyjdzie byście pobiegali troszku w terenie. -gdy ruszyli do wyjścia  dodałem -Colin zrób come back.

Blondyn podszedł do mnie z o ciągnieniem. Podałem mu butelkę wody i pokazałem by szedł za mną.
Gdy znaleźliśmy się na tarasie oparłem się o barierkę i spojrzałem na błękitnookiego.

-Nie chcę naciskać, ale czy jest coś co sprawia, że jesteś tak zamknięty w sobie? -zapytałem spokojnym głosem.

-Ja...Nie wiem po prostu co myśleć... Moje życie zmieniło się o 360°. 

-Co masz na myśli?

-Ja nie jestem do końca bogiem...Nie znam swoich rodziców. Zeus z dnia na dzień zapisał połowę dzieciaków do "obozu". Byłem wtedy dzieckiem. Nikt nie przeżył...

Chłopak na chwile przerwał.

-On wykorzystywał nas jako worki treningowe na młodych bogów. Pewnego dnia do obozu przyszedł mały Luke z ojcem. Może, dlatego nie potrafię się tak otworzyć...

-Luke? -przerwałem mu marszcząc brwi. 

-Tak... Miał wtedy około sześciu lat...

-Ale...Yh nie ważne. Potem się to wyjaśni. -spojrzałem na chłopaka -Więc chcesz mi powiedzieć, że Zeus was katował?! 

-Szybki jesteś... Nie on, a młodzi bogowie typu: najważniejsze dzieciaki na Olimpie.

-Ja... A Lu...on też? -zapytałem nie wiedząc  czy chcę znać odpowiedź. Zablokowałem swój umysł tak by brunet nie mógł usłyszeć tej rozmowy.

Widziałem w oczach Colina niechęć do tej rozmowy.

-Zeus pilnował go osobiście, tak jak jego braci...Choć ich rzadko można było tam zobaczyć... -przymknąłem na chwilę oczy. Miałem pewne podejrzenia co do rodziców tego chłopaka.

-Mówiłeś "nie do końca bogiem", masz coś konkretnego na myśli? I czy Zeus was jakoś określał?

-Mieszańcami, niepotrzebnymi bachorami... Czy to jest ci potrzebne Alex?

-Colin to ważne.

-Rzadko się to zdarza, ale przez dotyk zabijałem małe zwierzątka... Dlatego przeważnie chodzę w skórzanych rękawiczkach. Zabiłem własnego sokola dotykiem... To nie jest zbyt normalne jak na boga

-Wiem kim jesteś -oznajmiłem. -A Zeus niech się cieszy, że dowiaduję się o tym po jego śmierci. 

-Co masz na myśli?- spytał niepewnie widząc moją złość wypisaną na twarzy.

-Dzieci Mroku. Bogowie są uprzedzeni do was, bo według nich pochodzicie z nieczystego związku. Brednie -wycedziłem przez zęby -Nie wiem tylko jak ci się udało zatuszować swoje pochodzenie przede mną bądź Evry'm... 

-Nauczyłem się to blokować, a także dostałem od pewnej kobiety naszyjnik. Opiekowała się mną... - chłopak wyjął spod bluzki srebrny naszyjnik z pięknym czarno-granatowym kryształem. - Kazała mi go zawsze nosić...

Milczałem chwilę. Skąd ja go znam? Widziałem rysunek tego naszyjnika w którejś z ksiąg.

-Mogę już iść?

-Mogę znaleźć twoich rodziców...-powiedziałem do jego pleców. -Albo bynajmniej jedno z nich.

Chłopak odwrócił się natychmiast w moją stronę.

-Nie wiem czy chcę ich znać -powiedział całkiem poważnie co mnie zaskoczyło. -Przemyśle to...

-Będziesz miał osobny trening ze mną -oznajmiłem mu -I postaraj się przełamać. Nie każdy bóg jest jak te dupki Zeusa.

Colin tylko kiwnął głową i bez słowa wszedł do domu. 

Ciekawe. Bardzo ciekawe.







sobota, 30 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 44

LUKE 

Jęknąłem, gdy usłyszałem kogoś głos.

-Lu, Lu wstawaj... Luke!
Zerwałem się z ziemi(?!). Spojrzałem spod przymrużonych oczu na mego "budziciela".

-Co chcesz potworze? - warknąłem kładąc się z powrotem na ciepłą podłogę. 

-LUKEYU WHITMANIE WSTAWAJ!!! -wydarł się Uriel. 

Wstałem szybko, gdy poczułem zimną wodę na twarzy. Spiorunowałem chłopaka wzrokiem i poszedłem do sypialni Alex'a. Miałem na sobie tylko bokserki, więc trochę się bałem co robiliśmy w nocy. Gdy otwarłem drzwi stanąłem jak wryty. W łóżku leżał Alex w różowej koszulce i przytulal Nex'a jak misia. Na szczęście mój brat miał na sobie ciuchy. 

-Alexie Black!!! Tłumacz się natychmiast!!! -chłopak burknął coś pod nosem i przewrócił się na drugą stronę spadając z łóżka.

-Ał...Lucyferze! Co ja mam na sobie?! -wydarł się zachrypniętym głosem ściągając koszulkę i rzucając ją w moim kierunku. Chwilę potem jego postać wstała z podłogi patrząc podejrzliwie na leżący obok mnie materiał.

-Masz mi się natychmiast wytłumaczyć dlaczego spałeś z Nexiem!

-Dobre pytanie... -mruknął  -Pamiętasz co było po tym jak Evry miał pójść z wyznaniem miłości do Uriela i pocałować Siva w jednym?

-Ja nawet tego nie pamiętam! -białowłosy posłał mi speszone spojrzenie.

-A kazirodcze czyny pamiętasz? -zapytał niepewnie i popatrzył na patrzącego na nas ze zdziwieniem Nexia.

-Alex! Mów co ja zrobiłem?!- potrząsnąłem chłopakiem na co się skrzywił.

-Ktoś powiedział coś o tym, że nie odważysz się pocałować własnego brata -powiedział zielonooki -Zrobiłeś to.

-Oł... Ja przysięgam na wszystkich bogów że już nie będę nigdy pić... - mruknąłem siadając na łóżku obok milczącego dziwnookiego. -Pamiętasz to chociaż?

-Yhym.

-Czemu ja jedyny tak szybko odpłynąłem?

-Bo miałeś zadanie wypić więcej niż Evry... Idę się kąpać - powiedział Alex. 

Ubrałem na siebie szare dresy i zarzuciłem bluzę Alex'a na siebie. Ból głowy był niesamowity.

-Nex... Przekażesz Michealowi, że dziś jednak zjawie się później? Proszę...  -jęknąłem w poduszkę.

-Dobrze - powiedział. -Mogę ci pomóc kacem.

Otwarłem szeroko oczy i spojrzałem na srebrnowłosego.

-Jak?

-Umiem po prostu łagodzić kaca. Dowiedziałem się o tym, gdy pierwszy raz się upiłem. 

Objąłem chłopaka.

-Przepraszam. Przepraszam za moją reakcję w Anglii. Przepraszam, że nie dowiedziałem się o tobie wcześniej. Nex nie miałem o niczym pojęcia. Mieszkałem dwa lata na Olimpie i nigdy nawet nie podejrzewałem naszej więzi. Poczułem ją dopiero wczoraj, gdy ujrzałem wspomnienia.

-WYPIERDZIELAJ Z MOJEJ ŁAZIENKI! A KYSZ DEMONIE! -usłyszałem wrzask Alex i chwile potem drzwi łazienki się otworzyły i wściekły nagi zielonooki wyrzucił z pomieszczenia krzywiącego się Evry'ego.

-Emmm... Ktoś mi to wyjaśni? - spytałem cicho odsuwając się od brata.

-Twój chłopak jak się upije ma jeszcze gorsze pomysły niż bez alkoholu -wymamrotał demon osuwając się po ścianie. -I powinien sobie przypomnieć za niedługo cały wieczór. Więc jego reakcja może być zabójcza. I znacie kogoś kto pomoże mi się pozbyć traumy? To co się działo wczoraj...Wole o tym zapomnieć.

-To jest naprawdę coraz bardziej wkurzające! Ja nic nie pamiętam od zadania z wkurzeniem Siva i udawaniem, że jest bykiem.

-To potem był łączony striptiz Alexa i twojego brata...

Evry wymienił jeszcze parę co dziwniejszych rzeczy, gdy z łazienki wypadł pędem w samym ręczniku na biodrach białowłosy. Spojrzał on na demona z rozszerzonymi oczami.

-Nie zrobiłem tego -wyszeptał.

-Zrobiłeś -zielonooki tylko pokręcił głową kapiąc wodą na podłogę.
-Jej! A ja nadal gówno wiem!- udawałem szczęście.

-Masz słabą głowę -skomentował Evry patrząc na pobladłego Alex'a.

-Ale więź..

-Nie było w tym podtekstu -przerwał. Chłopak spojrzał na mnie lecz szybko opuścił wzrok.

-Zapomnijmy o tym.

-Chętnie -poparł go demon. 

-No nie! Do jasnej cholery! Macie mi natychmiast powiedzieć o co chodzi?! 

Patrzałem na trójkę chłopaków, którzy nadal milczeli.

-Świetnie!- warknąłem i wyszedłem z pokoju. Usłyszałem za sobą kroki. Odwróciłem się szybko przykładając sztylet do gardła Alexa. -Masz zamiar mi powiedzieć?

-Całowałemsięzevrymizlizywałemzjegobrzuchaczekolade...-powiedział na jednym wydechu i spuścił wzrok. 

Zmarszczyłem brwi.

-Co zrobiłeś? -chłopak otworzył usta, ale przez dłuższą chwilę nic nie powiedział.

-Całowałem Evry'ego, a potem zlizywałem z jego brzucha czekoladę -wymamrotał wciąż na mnie nie patrząc.

-Co?! Alex! Ty cholerny głupku! A co jeśli więź uznałaby, że to za zdradę?! Kurwa!

-Przepraszam -powiedział chłopak.

-Nie mam niekiedy do ciebie sił... - powiedziałem i wszedłem do kuchni gdzie już wszyscy byli. -Co się tak gapicie?- spytałem gdy wszystkich utkwili we mnie wzrok.

-Twoje włosy nagle ściemniały - powiedział Nex. Szybko podszedłem do lustra i złapałem kosmyki włosów. 

Mieli racje. Moje włosy ściemniały. Uspokoiłem się i umyłem twarz w zimnej wodzie. Włosy stały się znów tego samego odcieniu. Dziwne. Wróciłem siadając przy stole i nakładając sobie kanapek.

 -To co teraz zmiana garderoby? -zapytał Uriel zabierając mojemu bratu kawę. Popatrzyłem na niego z niezrozumieniem -Jesteś władcą Olimpu. Musisz wyglądać jak władca.

-Określi proszę się bardziej... Sądzisz, że moja garderoba jest zła?

-Nie, ale jest mało elegancka jak na władcę -wytłumaczył i spojrzał ponad moim ramieniem -Prawda Alex?

Odwróciłem się by zobaczyć jak chłopak lekko blednie i patrzy na brata.

-Co?

-Garderoba Luke'a -powiedział jego klon. Alex spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy.

-Co z nią?

-Trzeba ją zmienić... Jest mało elegancka, a w końcu Luke jest teraz władcą.

-Ale mi pasuje to co mam...- jęknąłem.

-Czy bycie władcą równa się zmianie garderoby? Rozumiem na ważnych spotkaniach czy też jakiś zebraniach czy coś, ale tak normalnie to po co? -zapytał Alex.

-Alex! Włącz mózg! Na Olimpie są wszyscy bogowie. On codziennie będzie ich widywał. Musi odnowić lekcje etyki, manier, wiedzy o bogach... Podziemia różnią się od Olimpu.

-Mój mózg ma się dobrze -warknął chłopak z niewiadomych powodów tracąc kontrole -A co do bogów to zważ na to, że on jest ich władcą, a nie ikoną mody. A co do różnic to dzięki za przypomnienie!

Białowłosy wyszedł z pomieszczenia z butelką wody w ręce. Wszyscy wydawali się zdziwieni jego zachowaniem. 

-Uriel? Coś nie tak? Alex nigdy się tak nie zachowywał...

-Nie wiem. Zablokował mnie -powiedział zielonooki.

Westchnąłem. Spróbowałem sam do niego się dostać, ale mnie także zablokował. 

-Przebiorę się i pojedziemy na te bezsensowne zakupy. Może do tego czasu mu przejdzie.

*

-Uriel to już dziesiąty sklep! Mam dość!

-Obiecuję to już ostatni -powiedział zielonooki ciągnąc mnie w stronę wejścia.

-To samo mówiłeś przy ostatnich dwóch -mruknąłem. -W każdym sklepie jest prawie to samo, a na dodatek pierwszy raz moja karta kredytowa zacznie świecić pustkami zmieniając całą garderobę.

-No, ale te koszule i buty były cudowne.

-Wyglądałem w nich jak "Faceci w czerni"

-Cóż...tak troszku, ale wciąż cudownie -oznajmił. A ja się dziwiłem, że taka osoba jest w ogóle spokrewniona z Alex'em.

-Lu! -usłyszałem i spojrzałem z nadzieją na Nexa, który wbiegł do sklepu i zatrzymał się koło mnie -Zdecydował się. On serio to zrobi...

-Kto? I co zrobi?

-Alex. Zastąpi Hadesa. Wszyscy od rana o tym mówią -powiedział podekscytowany.

-Co?! Kiedy?!- spojrzałem na Nex'a. -Gdzie?!

-Do końca tygodnia ma być niby po rytuale. Nie wiadomo kiedy i dlaczego się zdecydował oraz gdzie obecnie zniknął. 

Zacząłem chodzić w kółko i myśleć gdzie mógłby się znaleźć Alex. Miejsce jakieś ważne. Dla niego Rin była najważniejsza... Grób Rin! Podałem torby z zakupami srebrnowłosemu i przeniosłem się do miejsca... Do grobu Rin.






piątek, 29 stycznia 2016

TOM II ROZDZIAŁ 43

ALEX

-Będziesz tak za mną łaził? -zapytałem zirytowany w kierunku Evana. 

-Zaatakowano cię gdy wychodziliśmy. Jesteś zagrożony...

-Umiem się  bronić! -przerwałem chłopakowi i przerwałem widząc pojawiającego się przede mną Forasa -Zmieniam zdanie. Broń mnie, przed nim!

Gdy ciemnowłosy  spojrzał na mojego wkurzonego przyjaciela przyjął pozycję obronną, a ja lekko się potykając ruszyłem truchtem w drugą stronę.Gdy byłem już w lekkim oddaleniu przeniosłem się do Podziemi. Rozejrzałem się po pustym korytarzu i ruszyłem w kierunku tajnych pomieszczeń ojca, które odkryłem gdy miałem piętnaście lat. 
Wszedłem do małej łazienki i stanąłem przed lustrem. Ściągnąłem górną część stroju i spojrzałem przez ramię na moje plecy. Gdy obaczyłem dwie długie, szarpane rany i jedną mniejszą zakląłem. Nie wyglądało to najlepiej. Zacząłem przeszukiwać szafki w poszukiwaniu bandaży czy czegoś w tym stylu. Gdy nie znalazłem tego w łazience ruszyłem do sypialni. Zaglądałem do szuflady biurka, gdy poczułem wzburzone emocje kogoś i ciepłe ciało wpadające na moje.

-Puttana -sapnąłem uderzając w blat mebla. Odwróciłem się by ujrzeć wpatrującego się we mnie z przerażeniem srebrnowłosego chłopaka, o znajomych rysach twarzy -Spokojnie nie zabijam dzisiaj, ale chętnie się dowiem jak pokonałeś zabezpieczenia mojego ojca.

-N-Nie wiem -wymamrotał patrząc na pokryte moją krwią dłonie -Wszystko okej?

-Jak znajdę bandaże będzie wspaniale, więc mi pomóż i nie bój się wyczuwam od ciebie demoniczną cząstkę i chętnie dowiem się o tym więcej.

*

-Jeśli dobrze rozumiem, gdy dowiedziałeś się kim są twoi rodzice zawarłeś kontrakt z Chasionem, którego ja zabiłem półtorej roku temu czy coś koło tego? -zapytałem krzywiąc się, gdy chłopak obwiązywał rany bandażem. 

-Tak. Chciałem to zmienić, ale jak się później okazało nie można zmienić swoich rodziców...-powiedział smutnym tonem. Obróciłem się lekko w jego kierunku.

-Masz aż tak strasznych rodziców? 

-Zależy jak na to spojrzeć -mruknął unikając kontaktu wzrokowego.

-Nie martw się Nex -powiedziałem i poruszyłem się ostrożnie  by nie zepsuć pracy chłopaka -Jesteś dorosły. Jesteś młody i masz cały życie przed sobą. Nie marnuj go na nienawiść. Nie warto. Odsuń od siebie do co cię unieszczęśliwia i zrób wszystko co sprawi, że będziesz szczęśliwy.

-Jesteś...inny -uniosłem rozbawiony tymi słowami brew -Wiesz, myślałem, że jesteś wrednym dupkiem, zabijającym bez skrupułów.

-Bo jestem. Ale przypominasz mi trochę mnie, gdy byłem młodszy. Nienawidziłem ojca. Byłem wściekły, że mnie zostawił. Że mnie okłamuje, że tyle wymaga. O wszystko. W pewnym momencie dotarło do mnie, że to bez sensu i utrudniam sobie tylko życie. -powiedziałem ze smutnym uśmiechem przypominając sobie pierwsze dni w tym miejscu -Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.

-Ja...Dziękuję -powiedział chłopak z wdzięcznością. 

*

Wraz z Nexem zrobiłem listę poległych oraz wypełniłem obowiązki, które musiałem. Dopiero po osiemnastej wraz z dziwnookim chłopakiem pojawiłem się w domu we Włoszech. W salonie siedział Luke z Forasem i Everym. Nie wiem czemu, ale srebrnowłosy spiął się i cofnął by stanąć za mną.

Luke jakby wyczuwając chłopaka od razu zerwał się z kanapy.

-Nexus? Co tu robisz? 

-To wy się znacie?

-Mieliśmy okazję się bliżej poznać - widziałem urazę w brązowych oczach.

Nex spiął się jeszcze bardziej i unikał wzroku.

-Chyba coś mnie ominęło -wymamrotałem -Nex nie czaj się tak i siadaj. Foras ja nic nie zrobiłem! A tak w ogól ktoś widział mojego brata?

-Za tobą kochany -usłyszałem i odwróciłem się by zobaczyć moją wściekłą kopię. Przełknąłem ślinę.

-Uriel jak miło cię widzieć -powiedziałem odsuwając się w tył -Jak ci minął dzień?

-Wspaniale, ale coś mnie chyba ominęło...

-Nie e -zaprzeczyłem i zrobiłem błagalną minkę -Nie zabijaj mnie. Jestem za piękny by umierać...

-Jesteś głupcem -mruknął siadając koło Evry'ego.

-Człowiek z wyobraźnią lepiej brzmi -odparłem i spojrzałem po całej grupce -To kto zacznie historię życia?

Lukey milczał tak samo Nex. Evry wreszcie westchnął.

-Luke dowiedział się przeszukując wspomnienia Nexia, że są braćmi... Jego ojcem był Zeus, a matką Afrodyta. Nikt o tym nie wiedział. Nex, gdy dowiedział się o tym podpisał kontrakt z demonem. To co mnie zaskoczyło, że było to idealnie co do sekundy w tym samym czasie co kontrakt Lukey'a.

-Część o kontrakcie znam -mruknąłem i westchnąłem widząc zaskoczone spojrzenia -Jego demon nie żyje. Zabiłem go. Nex ma jego moc i demoniczną cząstkę dlatego gdy się wystraszył Luke'a przeniósł się w bezpieczne miejsce. Zabójcy osoby, która uratowała jego duszę. Mnie.

Przechyliłem się przez podłokietnik kanapy, na której siedział mój brunet i położyłem się tak, że moja głowa wylądowała na jego kolanach. Czułem jak dopada mnie powoli zmęczenie z całego dnia.

-Idź się połóż Alex - powiedział czule mój Aniołek bawiąc się moimi włosami. - A ty... Musimy porozmawiać Nexusie.

-Nie mam zamiaru iść spać - wymruczałem w jego brzuch -Luke?

-Hmm?

-Nie obwiniaj Nexusa za coś na co nie miał wpływu, proszę... A teraz kto mi zrobi kawy z cynamonem?

-Spróbuję... Mogę ci zrobić, ale ty jutro masz być wypoczęty bo idziemy do mojego znajomego i na zakupy!- uśmiechnął się podle i wstał prawie mnie rzucając.

-Na zakupy -prychnąłem -Jeszcze czego. Moja czarna garderoba mi się podoba.

-Alec...Zrobisz mi płatki? -podniosłem głowę by spojrzeć na stojącą w drzwiach Sophie. Dziewczynka wpatrywała się przestraszona w nieznanych jej mężczyzn.

-Dziecko, niech matka ci zrobię -powiedziałem wskazując na Luke'a, który krzątał się po kuchni.

-Luluś to nie mama... Luluś to braciszek i Aniołek - powiedziała zaspana i podreptała do kuchni.

-Nie jestem pewien, czy Lukey mnie w ogóle polubi - mruknął cicho Nex w moją stronę. Spojrzałem na niego groźnym wzrokiem, które zepsułem ziewnięciem.

-Poradzicie sobie. Luke musi to przemyśleć na spokojnie. Wydarzenia z ostatnich czasów odbiły się na każdym z nas i trochę potrwa zanim pogodzimy się ze śmiercią przyjaciół bądź rodziny...Czemu pijesz moją kawę? -spytałem patrząc na Luke'a wielkimi oczami. Wszyscy parsknęli na moją zmianę tematu.

-Kochany to jest moja kawa. Twoja stoi na blacie, w kuchni.

-Będziesz coś chciał -fuknąłem wstając -Nie zabijać się na moim pięknym dywanie.

W kuchni przy blacie siedziała zajadając płatki Sophie. Potarmosiłem jej włosy i wziąłem mój kubek. Stwierdzając, że jest on za mały wziąłem jeszcze nalałem jej do dzbanka. Wróciłem do salonu i siadając na Urielu zyskałem fotel, gdy mój brat mamrocząc pod nosem zniknął na schodach. Postawiłem dzbanek na stoliku i z kubkiem w rękach zwinąłem się w fotelu.

-Ej zagrajmy w butelkę - powiedział nagle brązowooki. 

-Idź spać - odpowiedział mu Evry. -Chyba ci mózg przestał działać.

-Ej! Ale to wcale nie jest zły pomysł!

-Evry daj się dzieciom zabawić -mruknąłem rozkoszując się wspaniałym smakiem kawy. 

-Kogo nazywasz dzieckiem?- spytali w tym samyn momencie Nex i Luke. Udałem, że ocieram łzę.

-Tacy podobni. Tacy słodcy -wymruczałem i przed śmiercią na miejscu uratowała mnie Sophie -Dobra zaczynajcie grę i bez zabójczych spojrzeń.

Luke znalazł jakąś butelkę w kuchni i wraz z nią wrócił do salonu. Zakręcił i wypadło na mnie. 

-Pytanie czy wyzwanie skarbie?

-Jestem leniwy daj pytanie -powiedziałem dolewając sobie kawy.

-Co zrobiłeś Joshowi? -zachichotałem.

-Pokazałem mu czego powinien się obawiać. Wszystko co skrywają cienie, a nie widzi tego nikt oprócz paru osób -odparłem. -Zadowalająca odpowiedź?

-Tak średnio, ale i tak dowiem się tego... Teraz ty. -zakręciłem i wypadło na Evry'ego.

-Pytanie czy wyzwanie kochany?

-Wyzwanie Diabełku

-Luke on mnie przezywa! -powiedziałem -Idę położyć moją księżniczkę spać i zaraz wykonasz swoje zadanie.

Wziąłem dziewczynkę na górę i zostawiłem ją w jej pokoju. Mefisto już tam był wraz z pumą Riny. Zamknąłem drzwi i wróciłem na dół.

-Evry demonie mój kochany jako, że od X czasów nie wykonywałeś seksualnych czynności pocałuj Nexa. Minimum trzy minuty i ma być to prawdziwy pocałunek -oznajmiłem siadając i spoglądając na mój pusty kubek, który nie był pusty jak wychodziłem. -Ta zniewaga krwi wymaga...

-To nie ja!- Lu szybko zaczął się bronić.

-Bo ja ci uwierzę... No dawaj Evry!

Evry podszedł do zawstydzonego dziwnookiego chłopaka i złapał go za biodra przyciągając do siebie. 

-On i tak ci nie odpuści, więc lepiej bądź grzeczny... -mruknął cicho demon i wpił się w usta młodszego chłopaka. Zachichotałem.

Evry zakręcił i padło na mnie. Przełknąłem ślinę patrząc na szczerzącego się demona.

-No patrzcie jakieś szczęście. Pytanko czy wyzwanko?

-Pytanie mnie pogrąży, a wyzwanie zabije -wymruczałem przekleństwo -Dobij mnie demonie! Wyzwanie.

-Idź obudź Siv'a - uśmiechnął się podle. Skrzywiłem się.

-Nagiego, wykończonego faceta mi do szczęścia brakowało -wymamrotałem i ruszyłem do kuchni skąd wziąłem kostki lodu. Na pytające spojrzenia wytłumaczyłem -Jak mam zginąć to bynajmniej w pięknym stylu.

Ruszyłem szybkim krokiem do sypialni mojego brata, gdzie wedle moich podejrzeń rozwalony na łóżku spał Siv. Westchnąłem i ignorując Uriela podszedłem do nagiego mężczyzny i przejechałem mu od szyi do kości ogonowej kostką lodu. Niebieskowłosy wzdrygnął się i poderwał się na nogi.

-Kurwa mać! -odskoczyłem od niego gdy wyciągnął sztylet. Gdy zobaczył moją nieszczęśliwą miną i chichoczącego Uriela zatrzymał się.

-Siv na boga ubierz coś na siebie -powiedziałem rzucając w niego kostkami lodu. W odpowiedzi oberwałem sztyletem w ramię. Syknąłem niezadowolony. Warcząc pod nosem obelgi wróciłem do salonu.

-Rada na przyszłość... Nie budzimy Siva kostkami lodu -powiedział uśmiechnięty Lukey.

Usiadłem na fotelu warcząc pod nosem włoskie przekleństwa i zakręciłem butelką. Szyjka butelki wskazała na Nexia.

-Pytanie? Wyzwanie? Śmierć? -zapytałem.

-To ostatnie sobie odpuszczę -odparł młodszy brat Luke'a -Wyzwanie.

-Przebiegnij się na golasa prz mój ogród, śpiewając, że jesteś dziewicą, a jednorożce zagrażają twojej cnocie.

Luke zaczął się śmiać i aż spadł z kanapy.

-Hahah...Alex....Hahah....Odpuść mu to.... Hahahaha... On jest bledszy teraz nawet od ciebie... Hahaha

-Nie martw się z ulicy nie widać ogrodu więc jesteś kryty -powiedziałem z mściwym uśmieszkiem -Jak chcesz to możesz wołać, że czarnooki demon zagraża twej cnocie, jeden kit...I uprzedzam jeśli zaczniesz się przy mnie rozbierać zacznę wrzeszczeć. Mam dość nagich braci Luke'a.

-Ej! Nie moja wina, że mam tylko jedną siostrę! I nie moja wina, że Siv chodzi z twoim bratem!- odparł oburzony brązowooki i podszedł do Nexia. -Choć. Na przyszłość nie graj z nami w butelkę.

Bracia wyszli na taras i już po chwili można było słyszeć krzyk dziwnookiego.

-Aaa!!! Pomocy!!! Jednorożec mnie goni!!! Nie chce utracić swej piękniej cnoty!! -parsknąłem śmiechem i popatrzyłem na rozbawione spojrzenie Evry'ego.
Gdy bracia wrócili do środka wyczuwało się opadające napięcie między nimi. Uśmiechnąłem się zadowolony i rozłożyłem na fotelu.
Srebrnowłosy zakręcił butelką i padło na demona. 

-Pytanie czy wyzwanie?- spytał chłopak.

-Wyzwanie.

-Pocałuj osobę, którą uważasz za najbardziej atrakcyjną w tym gronie -gwizdnąłem z uznaniem. Czarnooki wstał i ku mojemu lekkiemu zdziwieniu złożył lekki pocałunek na ustach zdziwionego Nex'a. Wrócił na swoje miejsce i zakręcił. Wypadło na Luke'a.

-Pytanie czy wyzwanie?

-Wyzwanko poproszę - odpowiedział uśmiechnięty Luke.

Gra toczyła się w najlepsze i po pewnym czasie do gry dołączył alkohol.



TOM II ROZDZIAŁ 42

LUKE

 Czas zatrzymał się dla mnie. Krzyknąłem zrozpaczony na widok rozbijającego się szkła i spadającego chłopaka. Warknąłem wściekły na Zeusa. Poczułem, że wstąpiła we mnie wielka siła. Spojrzałem na srebnookiego boga bogów. Sięgnąłem po oba miecze i z wielka sila zaczalem uderzac w Zeusa. Co jakis czas rzucalem w niego piorunami lub nozami.

-Przewiduje na dziś burze z piorunami i twoja śmierć - warknąłem wbijając mu jeden z noży w brzuch, a drugim poderżnąłem mu gardło. Patrzyłem jak jego oczy gasną, a ciało upada na podłogę. Wszyscy patrzyli to na mnie to na martwego boga. Ja za to poczułem jak opadam na kolana, a w oczach zbierają mi się łzy.  Poczułem jak powoli słone krople spływają po moich policzkach. Chciałem wrzeszczeć, kląć bądź kogoś uderzyć, ale wiedziałem, że to mi w niczym nie pomoże. 
Usłyszałem szum, a następnie poruszenie ludzi będących w pomieszczeniu. Podniosłem głowę i ujrzałem zakrwawioną postać, ledwo trzymającą się na nogach, z czarnymi skrzydłami wystającymi zza pleców. Zamrugałem i chwilę zajęło mi przyswojenie, że on żyje. 

-Alex!- podbiegłem do niego i od razu objąłem go z całych sił jakie jeszcze mi zostały. -Mój kochany... Myślałem, że Zeus... Cię zabił...

Szlochałem cicho, ale w oczach można było ujrzeć szczęście. 


-Spokojnie Lu. Jestem tu -wyszeptał zachrypniętym głosem chłopak. - Już dobrze.

- Mhym... - mruknąłem i wytarłem łzy. 

Rozejrzałem się po sali. Wygraliśmy. Smutne było to, że w tej głupiej bitwie zginęli bogowie, jak i demony. Ponieśliśmy małą stratę liczebną.
Gdy odsunąłem się od zielonookiego zobaczyłem, że moje dłonie są umazane krwią.  

-Alexandrze Nathanielu Black! -usłyszałem, a po chwili zobaczyłem Hadesa przytulającego syna. Chłopak na początku się spiął i było to chyba ze względu, że nie był przyzwyczajony do tego typu gestów ze strony swojego ojca. -Nie strasz mnie tak już nigdy...

-Wolałbym chyba nie powtarzać tego typu wyczynów -odparł łamiącym się lekko głosem Alex.

-Masz szczęście - odparł, a jego kąciki ust wygięły się w grymas, który miał przypominać uśmiech.

Podszedł do mnie Ares.

-Synu wiesz co śmierć mojego ojca oznacza - spojrzał na mnie i położył mi rękę na ramieniu.

-Wiem... Najpierw jednak chcę zmienić Olimp. Żyjemy w XXIw. a wygląd tego pałacu przypomina stare zamczysko... Wszystko się teraz zmieni. Żałuje jednak, że zginęło tyle osób by zakończyć ten spór.

-Nie żałuj tych, którzy nie potrafili przejrzeć na oczy. Dałeś im wybór, którego poznali konsekwencje.

-Muszę porozmawiać z pewnymi bogami. Dziękuję tato...

Ares przytulił mnie co nie pewnie odwzajemniłem. Podszedłem do Alexa, który rozmawiał z jakimś demonem.

-Alex. Wrócę wieczorem, muszę jeszcze załatwić parę spraw z bogami - pocałowałem go delikatnie. 

-Aver to jest władca nie ja -powiedział białowłosy w stronę demona, który patrzył na nas z niepewną miną -Ja jestem tym, który wciąż ucieka.

-Nawet się nie waż -syknąłem, na co zielonooki się uśmiechnął.

-Nie wiem o czym mówisz, a teraz wybacz, ale muszę się upewnić ilu zginęło i zajrzeć do Podziemi, a następnie z narażeniem życia sprawdzę co z naszymi braćmi. -popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.

-Krwawisz. 

-Ale żyje Aniele.

-Foras!

-Tak? - pojawił się obok mnie demon. -co tam Lusiu?

-Nie nazywaj mnie tak. Zajmij się Alexem.



-Nie chce... Czuję się świetnie -zaczął białowłosy posyłając niebieskowłosemu błagalne spojrzenie.

-Za max godzinę to uczucie minie, a ty będziesz fiksował bo nie lubisz wysokości -wtrącił się Foras. Zielonooki skrzywił się 

-Nie, że nie lubię, ale spadanie jest po prostu...nieprzyjemne. Lukey przestań się na mnie patrzeć jakbym miał za chwilę zniknąć...

-Fores proszę, zajmij się nim - powiedziałem i spojrzałem poważnie na zielonookiego. -Diable, daj spokój i odpocznij. Wygraliśmy.

Zniknąłem by pojawić się w moim domu w Anglii gdzie w salonie siedziała piątka młodych bogów razem z Evry'm.

-Witam - przywitałem się, a demon od razu rzucił się na mnie.

-Zabiliście go?! Wygraliśmy?! Ilu zginęło?! Co z Olimpem?! - zarzucił mnie pytaniami.

-Spokojnie. Zabiłem go. Wygraliśmy. Naszych niewielu. Co do ostatniego to mam już wizję.

Czarnooki demon pomógł mi wstać i uśmiechnął się.

-To dobrze.

-Okey. Jak narazie przedstawcie się. Długo mnie nie było na Olimpie i nie znam was. Ja nazywam się Lukey Thomas Whitman, nazywany przez wrogów Erarte, ale to raczej wiecie.

-Jestem Michael - powiedział blondyn z czerwonymi pasemkami. -To jest Ash, Ray, Colin i Nex...

Przedstawił po kolei chłopaków.
Ash byl brunetem o ciemnych, niebieskich oczach. Ray miał czarne włosy i jasne, prawie białe oczy co ładnie kontrastowało. Colin był typowym ładnym blondynem o niebieskich oczach, za to Nex różnił się od nich wszystkich. Miał srebrne włosy, które się lekko falowały i sięgały mu do ramion. Jedno oko miał czarne, a drugie złote. Miał także tatuaż od nadgarstka prawej reki do szyi. Podszedłem do niego. Przypominał mi rysami twarzy trochę Petera. 

-Kogo jesteś synem, Nex?- spytałem.

Milczał. Unikał mojego wzroku. Podniosłem jego podbródek, by jego wzrok utkwił w moim. Wszedłem do jego głowy bez problemu.

Wspomnienie/Wizja

Widziałem Zeusa siedział razem z chłopakiem w jakimś pokoju.
-Kim są moi rodzice?- spytał chłopak ze łzami w oczach.
-Nie powinno cie to interesować Nexiusie.
-A właśnie, że tak! Chce wiedzieć kim oni są!
-Nex...
-Powiedz!!!
Zeus wstał z wściekłości i zaczął chodzić po pokoju.
-Twoja matka jest Afrodyta...A ojcem... Ja...

Widziałem mieszane emocje na twarzy chłopaka. Szybko uciekłem od tego wspomnienia. 

Koniec wspomnienia/wizji

Oddychałem ciężko. Jak to?! Złapałem chłopaka za szyje i przycisnąłem do ściany.

-Jak to do cholery możliwe, że twoimi rodzicami są Zeus i Afrodyta?!

-J-Ja nie wiem...-wyszeptał chłopak patrząc na mnie zaszklonymi oczami ciężko łapiąc oddech.

-Luke puść go -wtrącił się Evry -To nie jego wina przecież. Nie wybierał sobie rodziców.

Z warknięciem puściłem chłopaka, który blady zjechał po ścianie.

-Enfer, enfer, enfer! 

I nagle zatrzymałem się z otwartymi oczami. Mój ojciec o nim nic nie wie... Moja matka...Ona go zdradziła?! Z tym dupkiem?!
Wziąłem parę oddechów by się uspokoić.

-Przepraszam - mruknąłem siadając na kanapę i przywołując Tirstiti. Wszyscy sapnęli na piekielnego psa, ale ja tylko objąłem Tirs i zacząłem przeczesywać jej futro. Zacząłem się uspokajać.
Zobaczyłem przyglądającego się siedzącemu chłopakowi Every'ego.

-Zeus próbował stworzyć sobie idealnego następce -mruknął jakby do siebie. Srebrnowłosy podniósł głowę i spojrzał na niego rozszerzonymi oczami. Po czym wstał potrząsając głową w zaprzeczeniu i zaczął się gorączkowo rozglądać. Zanim zdążyłem coś zrobić chłopak zniknął w srebrnych płomykach. Spojrzałem na to z zaskoczeniem, bo to by oznaczało, że ma moc demona.

-Jest tu pare sypialni. Wybierzcie sobie ktora chcecie. Narazie bedziecie tutaj. Evry i ja sprawdzimy wasze umiejetnosci jutro, a teraz moze cos zjecie. Caly dom jest do waszej dyspozycji. Tylko ja, Evry i Alex mamy do niego dostep, wiec zero nieproszonych gosci. Prosze was byscienie opuszczali jak narazie domu. Wolalbym uniknac jakich kolwiek walk itp. Zrozumiano? - spojrzalem na czworke chlopakow.

Wszyscy przytakneli, a ja westchnalem. 

-Macie jedynie zakaz wchodzenia do mojego pokoju. Jedyny ma czarne drzwi. Jesli ktos wejdze tam celowo, bedzie mial trening z Alex'em.

-Nie za surowo Luke?- spytał demon podchodząc do mnie z zamiarem pogłaskania Tris na co ona warknęła.

-Mam zły chumor - powiedziałem.

Tirstitia spojrzała się na mnie i liznęła ranę na mojej ręce. Ona po chwili zniknęła. Jej smutne oczy patrzały na mnie pocieszająco. 

-Dziękuje Tirs...  Wasze ciuchy już są w pokojach. Podejdzcie tu na chwile.

Chłopaki wykonali rozkaz, a ja wstałem.

-Chcę byście złożli mi przysięgę. Ja w zamian dam wam znak na ręce dzięki któremu będziecie mogli się przenosić do mnie. Jeśli chce ktoś to przemyśleć może się tego podjąć jutro.

Michael, Ray i Ash podali prawe dłonie jedyny Colin był niepewny.

-Mogę to przemyśleć?- spytał.

-Jasne.

*

Siedziałem spokojnie na kanapie z Foresem i Evrym kiedy nagle poczułem tą samą moc jak w domu w Angli. Nexus. Odwróciłem się i zobaczyłem chłopaka za Alexem.