Lukey
Minęły dwa dni odkąd Alex wrócił. Nie widziałem go jak na razie więcej. Rose, jak i Michael, Ash, Ray i Nex byli tym ogromnie zaskoczeni. Byli szczęśliwi, cieszyli się powrotem przyjaciela, oprócz mnie i Nex'a. Wiedział przez co przeszedłem, jak bardzo cierpiałem, co czułem, jak się zachowywałem. Tylko on to wiedział.
Kochałem nadal Alex'a i przyrzekłem sobie, że będę do końca życia, lecz za jaką cenę?
Widząc te piękne oczy znów rozpadłem się na kawałki. Pragnąłem to dotknąć, przytulić, pocałować, ale jednak cierpienie mnie blokowało.
Uderzyłem kolejny raz w worek treningowy. I tak w koło, aż opadłem na podłogę bez sił, ze łzami w oczach. To tak bardzo bolało. Nadal.
Poczułem jak ciepłe ramiona mojego brata obejmują mnie i mocno przytrzymują. Znów nie panowałem nad sobą. Schowałem twarz w dłoniach.
Kochałem nadal Alex'a i przyrzekłem sobie, że będę do końca życia, lecz za jaką cenę?
Widząc te piękne oczy znów rozpadłem się na kawałki. Pragnąłem to dotknąć, przytulić, pocałować, ale jednak cierpienie mnie blokowało.
Uderzyłem kolejny raz w worek treningowy. I tak w koło, aż opadłem na podłogę bez sił, ze łzami w oczach. To tak bardzo bolało. Nadal.
Poczułem jak ciepłe ramiona mojego brata obejmują mnie i mocno przytrzymują. Znów nie panowałem nad sobą. Schowałem twarz w dłoniach.
-Jesteś silny Luke, dasz radę. Tak długo dawałeś, nie poddasz się teraz. Niech ten dupek wie co stracił.
-Nex... ja go... kocham...nadal... - powiedziałem między szlochem. -Ja go kocham...i nienawidzę...
Nex chwilę milczał myśląc.
-Chodź, wyrwiemy się. Ty się upijesz, ja będę cię niósł później, ale chociaż zapomnisz. Choć trochę.
-Jutro mam zebranie.
-To cię zastąpię! Dam radę przecież. Przygotowałeś mnie dobrze.
-No dobra. Ale Rose mnie zabije - powiedziałem i wstałem razem z bratem. -To o której?
-Za dwie godziny. Mam coś do załatwienia.
*
Stanąłem przed lustrem poprawiając włosy. Granatowa koszula i obcisłe białe spodnie, wydawały się idealne.
Westchnąłem nie wiedząc czy dobrze robię idąc z Nexem do klubu...
W dalszych rozmyślaniach przerwało mi ciche pukanie. Zmarszczyłem brwi. Mój brat nigdy nie pukał...
-Proszę! -drzwi się otworzyły i do środka wszedł Nexus z miną jakby nie wiedział czy ma uciekać, czy zostać.
-Gotowy? -zapytał z lekkim uśmiechem, przyglądając mi się.
-Ja...Tak chodźmy -powiedziałem podchodząc do niego. -To gdzie tym razem?
-Klub w Californii -odparł i podchodząc bliżej dał mi możliwość zauważenia różnicy w tym jak się porusza. Zwykle jego kroki były pełne energii, a teraz wyważone i pełne gracji drapieżnika. Coś mi tu za cholerę nie gra.
*
Wypełniony kolorowymi światłami klub tętnił życiem. Tłum wrzeszczących ludzi tańczył w rytm szybkiej muzyki, przy stolikach siedzieli śmiejący się, pijący znajomi. Nex prowadził mnie w stronę metalowych schodów i będących tam stolików z osobistym barem. Posadził mnie przy stoliku i ruszył do baru. Wymienił parę słów z barmanem, który posłał mu wesoły uśmiech.
Do stolika wrócił z dwoma szklankami i butelkami whiskey.
*
Stanąłem przed lustrem poprawiając włosy. Granatowa koszula i obcisłe białe spodnie, wydawały się idealne.
Westchnąłem nie wiedząc czy dobrze robię idąc z Nexem do klubu...
W dalszych rozmyślaniach przerwało mi ciche pukanie. Zmarszczyłem brwi. Mój brat nigdy nie pukał...
-Proszę! -drzwi się otworzyły i do środka wszedł Nexus z miną jakby nie wiedział czy ma uciekać, czy zostać.
-Gotowy? -zapytał z lekkim uśmiechem, przyglądając mi się.
-Ja...Tak chodźmy -powiedziałem podchodząc do niego. -To gdzie tym razem?
-Klub w Californii -odparł i podchodząc bliżej dał mi możliwość zauważenia różnicy w tym jak się porusza. Zwykle jego kroki były pełne energii, a teraz wyważone i pełne gracji drapieżnika. Coś mi tu za cholerę nie gra.
*
Wypełniony kolorowymi światłami klub tętnił życiem. Tłum wrzeszczących ludzi tańczył w rytm szybkiej muzyki, przy stolikach siedzieli śmiejący się, pijący znajomi. Nex prowadził mnie w stronę metalowych schodów i będących tam stolików z osobistym barem. Posadził mnie przy stoliku i ruszył do baru. Wymienił parę słów z barmanem, który posłał mu wesoły uśmiech.
Do stolika wrócił z dwoma szklankami i butelkami whiskey.
-Gdzie byłeś? Rzadko masz coś do załatwienia w Podziemiach...
-Musiałem coś obgadać z...Colinem -odparł otwierając butelkę alkoholu.
-Musiałem coś obgadać z...Colinem -odparł otwierając butelkę alkoholu.
-Z Colinem, powiadasz...
Coś mi tu nie pasowało, jakby Nex nie był Nex'em. Może mi się wydaje. Dobra nie będę się tym przejmował, po to tu właśnie jestem. Srebrnowłosy nalał mi do szklanki alkoholu i sobie. Przecież Nex... Zapomnij!
-Wyduś to z siebie. Widzę, że chcesz się o coś zapytać - powiedziałem i wziąłem łyk doskonałego napoju.
-Co chciał od ciebie Alex? -zapytał ostrożnie i posłał mi niepewne spojrzenie.
-Przyszedł by oznajmić mi osobiście, że wrócił...Nex...Ja tak bardzo za nim tęskniłem, a teraz gdy go zobaczyłem nie potrafiłem zapomnieć o cierpieniu... Co ja mam robić?- spytałem płaczliwym tonem i wypiłem do końca whisky w szklance.
-Powiedziałbym ci żebyś zapomniał o nim, ale wiem, że za bardzo kochasz tego dupka by to zrobić -powiedział patrząc w przestrzeń -Może na początek...Spróbuj bo ja wiem...Zaakceptować to, że on jest. Pogódź się z cierpieniem, a wkrótce ono odejdzie.
Szybko zerwałem się z krzesła i przyłożyłem sztylet do gardła chłopaka. Zmrużyłem podejrzliwie oczy i próbowałem się wbić w umysł srebrnowłosego.
-Powiedziałbym ci żebyś zapomniał o nim, ale wiem, że za bardzo kochasz tego dupka by to zrobić -powiedział patrząc w przestrzeń -Może na początek...Spróbuj bo ja wiem...Zaakceptować to, że on jest. Pogódź się z cierpieniem, a wkrótce ono odejdzie.
Szybko zerwałem się z krzesła i przyłożyłem sztylet do gardła chłopaka. Zmrużyłem podejrzliwie oczy i próbowałem się wbić w umysł srebrnowłosego.
-Gdzie jest Nex?
-Wiedziałem -wymruczał pod nosem -Twój brat jest nie wiem gdzie, uciekł po tym jak mi przedstawił swój wspaniały pomysł.
- A-Alex? Co ty tu robisz?! Czemu się zgodziłeś?!
-Wiedziałem -wymruczał pod nosem -Twój brat jest nie wiem gdzie, uciekł po tym jak mi przedstawił swój wspaniały pomysł.
- A-Alex? Co ty tu robisz?! Czemu się zgodziłeś?!
Odsunąłem sie od chłopaka. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale czemu musiał to być Black? Co ja bogom zrobiłem?
-Nie miałem za bardzo wyboru -odparł krzywiąc się i biorąc duży łyk alkoholu -Twój brat jest dość upierdliwą istotą i jak coś chcę, to będzie to miał...
-Będę musiał sobie z nim porozmawiać... Przepraszam.
-Spokojnie Lukey -powiedział i spojrzał na mnie. -Powinienem ci powiedzieć już na początku, ale trochę się bałem.
-Bałeś się? Czego? Wiem, że nie byłem zbyt miły...Ale po prostu ty tak nagle wróciłeś... -chłopak wybuchnął gorzkim śmiechem.
-Nie masz o co się obwiniać. To moja wina. A ty masz prawo być nie miły.
-Nie masz o co się obwiniać. To moja wina. A ty masz prawo być nie miły.
Westchnąłem.
-Nie. Bo ty nie zachowywałeś się w moim stosunku...Chamsko...A ja to zrobiłem bez powodu - powiedziałem nalewając sobie kolejną porcję whisky. -Przez te głupie rządzenie nawet nie miałem czasu się napić alkoholu.
Czułem jak paląca cień przepływa mi przez gardło, zostawiając miłe uczucie ciepła.
-Kochan...-chłopak zaciął się i spojrzał na mnie przerażony -Ekhem..źle się do tego zabierasz. Niektóre obowiązki, które wykonujesz mógłbyś powierzyć zaufanym ludziom. A ty wziąłeś wszystko na siebie...
-Kochan...-chłopak zaciął się i spojrzał na mnie przerażony -Ekhem..źle się do tego zabierasz. Niektóre obowiązki, które wykonujesz mógłbyś powierzyć zaufanym ludziom. A ty wziąłeś wszystko na siebie...
-Tym co ufam, już powierzyłem zadania...Nie wielu ich mam, a także wolę pilnować własnych spraw Alex
-I zapomnieć -mruknął chłopak przeciągając się -Jest jakiś limit czasowy z tą zmianą? Ja chcę już własne ciałooo...
-I zapomnieć -mruknął chłopak przeciągając się -Jest jakiś limit czasowy z tą zmianą? Ja chcę już własne ciałooo...
-Minie po dwóch godzinach od rzucenia - powiedziałem. -Co spowodowało twój nagły powrót?
Chłopak zbladł i spojrzał na mnie czujnym wzrokiem.
-Pół roku temu odzyskawszy uczucia, musiałem się jeszcze nauczyć nad sobą panować. Rozwinąć duchową stronę jak to mówił Amoxtli. Gdy już to opanowałem, miałem uczyć dwunastkę dzieci z mieszanych związków. W jedną z pełni...-zaciął się, a w jego oczach mignęły łzy. Wziął głęboki oddech i łyk z butelki -Nie mogłem im pomóc. Widziałem jak siódemka z nich zostaje brutalnie zabita...Starszyzna stwierdziła, że lepiej będzie jak wrócę do tego przez co cierpię.
-Obaj cierpieliśmy i cierpimy. Gdyby nie Colin i Nex oszalelibyśmy...- napiłem się kolejny raz.
Chłopak zbladł i spojrzał na mnie czujnym wzrokiem.
-Pół roku temu odzyskawszy uczucia, musiałem się jeszcze nauczyć nad sobą panować. Rozwinąć duchową stronę jak to mówił Amoxtli. Gdy już to opanowałem, miałem uczyć dwunastkę dzieci z mieszanych związków. W jedną z pełni...-zaciął się, a w jego oczach mignęły łzy. Wziął głęboki oddech i łyk z butelki -Nie mogłem im pomóc. Widziałem jak siódemka z nich zostaje brutalnie zabita...Starszyzna stwierdziła, że lepiej będzie jak wrócę do tego przez co cierpię.
-Obaj cierpieliśmy i cierpimy. Gdyby nie Colin i Nex oszalelibyśmy...- napiłem się kolejny raz.
Mięśnie lekko się rozluźniały i czułem przyjemne uspokojenie alkoholem.
-"W imię czegoś co podnosi z ziemi, kiedy nie umiesz wstać" to jest rada mojego przyjaciela, który mnie uczył. Było to rok po tym jak pojawiliśmy się na wyspie. Oprócz Colina nie chciałem wtedy nikogo widzieć. On nic sobie z tego nie robiąc wpadł do domku, w którym mieszkałem i o wrzeszczał mnie za moje zachowanie. Znalazłem to co było moim celem napędowym...
-Co takiego? -spojrzał na mnie z czułym uśmiechem błąkającym się na ustach.
-Ty -szepnął i upił łyk alkoholu.
-"W imię czegoś co podnosi z ziemi, kiedy nie umiesz wstać" to jest rada mojego przyjaciela, który mnie uczył. Było to rok po tym jak pojawiliśmy się na wyspie. Oprócz Colina nie chciałem wtedy nikogo widzieć. On nic sobie z tego nie robiąc wpadł do domku, w którym mieszkałem i o wrzeszczał mnie za moje zachowanie. Znalazłem to co było moim celem napędowym...
-Co takiego? -spojrzał na mnie z czułym uśmiechem błąkającym się na ustach.
-Ty -szepnął i upił łyk alkoholu.
Czy żałowałem tego, że to usłyszałem? Nie... Kochałem go nadal. Gdy spojrzałem w te zielone oczy zrozumiałem jak bardzo za tym tęskniłem, jak bardzo mi go brakowało. Jego dotyku, jego głosu, bycia przy mnie. Pragnąłem go z każdą sekundą bardziej, lecz czy potrafiłbym mu wybaczyć?
Zamknąłem oczy i pociągnąłem kolejne łyki alkoholu już całkiem nie przejmując się manierami.
Czułem szumienie w głowie i wreszcie uwolniłem się od natrętnych myśli. Było mi tak dobrze. Popatrzyłem na będącego już w stu procentach sobą szatyna i zamyśliłem się. Jego oczy były takie hipnotyzujące, usta pociągające, skóra pięknie blada...
Czułem szumienie w głowie i wreszcie uwolniłem się od natrętnych myśli. Było mi tak dobrze. Popatrzyłem na będącego już w stu procentach sobą szatyna i zamyśliłem się. Jego oczy były takie hipnotyzujące, usta pociągające, skóra pięknie blada...
-Zatańczymy?- spytałem całkiem nie myśląc o jutrzejszych tego konsekwencjach.
-Skoro tak ładnie prosisz -wstał i ruszyliśmy w kierunku schodów, a potem tłumu. Tańczyliśmy w lekkim oddaleniu do szybkiej piosenki, a gdy ona się skończyła z głośników poleciał jakiś wolny kawałek. Wszyscy zaczęli się obejmować, przytulać bądź obściskiwać. Zobaczyłem minę Alex'a świadczącą, że zaraz stąd ucieknie.
-Skoro tak ładnie prosisz -wstał i ruszyliśmy w kierunku schodów, a potem tłumu. Tańczyliśmy w lekkim oddaleniu do szybkiej piosenki, a gdy ona się skończyła z głośników poleciał jakiś wolny kawałek. Wszyscy zaczęli się obejmować, przytulać bądź obściskiwać. Zobaczyłem minę Alex'a świadczącą, że zaraz stąd ucieknie.
-To może my...
Pociągnąłem go za rękę i objąłem.
-Gdzie jest ten odważny i zaborczy Alex? Hm?- spytałem szepcząc mu do ucha.
-Nie tu -odparł trzymając mnie tak jakbym miał go zabić za objęcie mnie -Myślę, że na innym kontynencie albo nawet planecie...
-Nie tu -odparł trzymając mnie tak jakbym miał go zabić za objęcie mnie -Myślę, że na innym kontynencie albo nawet planecie...
-To szkoda...Ale i tak Alexiiuu nie uciekaj... - przytuliłem się do niego mocniej.
-Nie wiem czy zniósłbym to po raz kolejny...-wyszeptał w moje włosy i wreszcie mnie objął. Przyciągnął do siebie jak za dawnych lat.
-Nie wiem czy zniósłbym to po raz kolejny...-wyszeptał w moje włosy i wreszcie mnie objął. Przyciągnął do siebie jak za dawnych lat.
-Zostaniesz ze mną? Nie chce już być sam - czułem perfumy szatyna, które kojarzyły mi się z cynamonem i czymś jeszcze. Dla mnie był to zapach domu, bezpieczeństwa. Mojego Diabła.
-Do końca -powiedział -Zostanę z tobą do końca...
-Do końca -powiedział -Zostanę z tobą do końca...
Musnąłem szybko jego usta. Nie mogłem nazwać tego pocałunkiem. Było to porównywalne z muśnięciem skrzydła motyla. Pociągnąłem zielonookiego z powrotem do stolika i wziąłem do ust kolejną butelkę whisky.
-Panie władco Olimpu przystopuj z alkoholem -powiedział chłopak zabierając mi butelkę i biorąc z niej duży łyk.
-Pff... Co do tego się nie zgadzam... Właśnie po to tu jestem. By się upić, a potem mieć wakacje jednodniowe - powiedziałem odbierając szatynowi alkohol.
-Jak tam chcesz -mruknął .
-Jak tam chcesz -mruknął .
Już gdy kończyłem pić tą butelkę straciłem rachubę czasu. Nie pamiętam ile jeszcze wypiłem, czy coś głupiego zrobiłem... Miałem błogi spokój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz