niedziela, 7 lutego 2016

TOM III ROZDZIAŁ 8

LUKE 

-Oni mnie nie lubią.-stwierdziłem, gdy Alex stwierdził, że nie ma ochoty już z nikim dzisiaj gadać. Po przebraniu się powiedział, że zabiera mnie do restauracji. Teraz znajdowaliśmy się na szczycie wieży Eiffla, wpatrując się w gwieździste niebo.

-Oni nie muszą cię lubić. Mają cię szanować.-powiedział stanowczym tonem Alex.

-Przestań mnie bronić. -oburzyłem się i spojrzałem na jego opartą o barierkę postać. Chłodne zielne oczy, rozwiane czarne włosy. Głowa lekko odchylona do tyłu, a wzrok wbity w świetliste punkty na niebie.

-Ja cię nie bronię, tylko mówię prawdę. -odparł i musiałem mu przyznać rację. Nie wiedziałem już co mam robić, więc zadałem mu pytanie, na które potrzebuję odpowiedzi.
-Alex... Co ja mam zrobić?  

-A co uważasz za słuszne?-odpowiedział pytaniem na pytanie.

-Nie pomagasz.-fuknąłem, a chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem. Lecz po chwili spoważniał.

-Ja ci tylko mówię, że nie możesz dawać im sobą gardzić. 

-Ja nie...-zacząłem protestować, ale zielonooki posłał mi karcące spojrzenie. Zamilkłem i czekałem na to co mi powie.

-Dajesz. Zignorowałeś komentarze Elias'a o twojej osobie. -przerwał i oderwał się od barierki by stanąć przede mną i położyć ręce po obu stronach, odcinając mi w ten sposób wyjścia. -Mówisz, że cię bronie, ale pomyśl, czemu ty tego nie robisz. Czemu dajesz ludziom możliwość do fałszywych oszczerstw? Myślałeś nad tym? Odpowiem ci. Myślisz, że będziesz jak ON. Staniesz się drugim Zeusem, bo masz dar tworzenia burz, błyskawic i tym podobnych. W jakiś chory sposób porównujesz się do niego. Ale coś ci powiem. Ty. Nie. Jesteś. Nim.

Stałem patrząc w te hipnotyzujące oczy i starając się zaprzeczyć temu wszystkiemu lecz wiedziałem, że w jakiś sposób on ma rację.

-Wiem...- oparłem głowę o jego chłodne czoło. -Ale cholernie się obawiam tego. Nie wiem jak mam im to pokazać, że jestem inny. Nie chce być w ich oczach, w kogokolwiek oczach Zeusem.

-To to pokaż. Przestań udawać tego poukładanego gościa, którego wypromowali inni. Bądź sobą. Pokaż im jakim irytującym, wkurzający, słodkim, inteligentnym bądź współczującym mężczyzną jesteś. Pokaż to co przeze mnie ukryłeś. Bądź moim Aniołkiem.

Dziękowałem wszystkim bogom jakich znalem, że mam przy sobie Alex'a. Był moim skarbem. Bez niego nie wytrzymał bym długo.
Jedną rękę położyłem na jego klatce piersiowej, a drugą na policzku. Kciukiem zarysowałem kształt jego wyrazistych ust i namiętnie go pocałowałem. Stoczyliśmy długą wojnę o dominacje, którą wygrał zielonooki. Otworzyłem posłusznie usta, a Alex od razu zaczął przeszukiwać moje usta(?).
Gdy brakło nam powietrza oderwaliśmy się od siebie z niechęcią nadal utrzymując bliski kontakt. Ręce szatyna znalazły się pod moją koszulą, a ja tym razem lekko pocałowałem jego dolna wargę i złapałem ręce szatyna.

-Nie spiesz się tak... - mruknąłem. Chłopak zachichotał.

-Śpieszyć się? Skądże -powiedział z dziecięcym uśmiechem. -Ja cię tylko macam. Nic więcej.

Uśmiechnąłem się i szybko dałem buziaka Alex'owi siadając na krześle. Szatyn usiadł na przeciwko mnie i wpatrywał się we mnie.

-O czym tak marzysz, Skarbie?- spytałem się go pijąc lampkę wina.

-O gwiazdce z nieba -mruknął. Widziałem w jego oczach, że coś zaczyna go gnębić. Możliwe, że wcześniej tego nie zauważyłem albo on to staranniej ukrywał.

-A tak na poważnie? -szatyn westchnął i spojrzał na miasto w dole.

-Czy jestem złym człowiekiem. Nawet nie jestem człowiekiem. Zabijałem i sprawiło mi to przyjemność. Nie miałem wyrzutów sumienia. Krzywdziłem innych. Popełniałem zbrodnie, za które mógłbym siedzieć w więzieniu jako normalny człowiek. Co we mnie jest? Że ty wciąż uważasz, że mnie kochasz, a Elias nie widzi mojej winy... 

-Alex. Nie jesteśmy normalnymi ludźmi. Kochałem cię na obozie gdy prawdo podobnie nikogo nie zabiłeś i kochałem cię gdy byłeś Lexio. Kocham cię teraz gdy jesteś władcą Podziemi. I nic tego nie zmieni. Każdy z nas zabijał, zabija i będzie zabijał. Próbuje to zmienić, lecz tak się dzieje. Zawsze będzie wojna. Nie chcę szkolić dzieciaków i Al'a na morderców, ale bez tego zginą. Wolę widzieć krew na ich rękach niż ich krew na rękach kogoś innego - powiedziałem patrząc w czerwoną tafle wina. -Gdy wierzymy w to że jesteśmy potworami, zabójcami, bezlitosnymi mordercami, nimi się stajemy. Ci co cię poznali i jesteś z nimi blisko widzą cząstkę dobra.

Chłopak zacisnął usta w wąską linie nie komentując.

-Wracasz dzisiaj na Olimp? -zapytał po chwili.

-Niezła zmiana tematu.

-Ja wcale nie...

-Zmieniłeś - powiedziałem. -Musisz mi podać jakiś dobry powód bym nie wracał...I tak dokończymy kiedyś tą rozmowę Alexandrze Black.

-Dodałbyś moje drugie imię i czułbym się jakbym gadał z ojcem. A co do argumentu to ROMANTYCZNA KOLACJA! A tak na poważnie to...chyba cię potrzebuję.

Uniosłem brew do góry w niemym pytaniu. Chłopak westchnął.

-Dobra... Naprawdę cię potrzebuje - powiedział, a ja się uśmiechnąłem zwycięsko. 

-Więc chętnie zostanę drogi Alex'ie...

*

<Cztery godziny po spotkaniu na wieży Eiffla>

-Na co masz ochotę?- spytałem uśmiechając się, widząc drapieżny wzrok zielonookiego.

-Na ciebie Aniele.

Chłopak wstał ze swojego miejsca i pochylił się nade mną, opierając obie ręce o oparcie kanapy między moją głową. Uśmiechnął się drapieżnie i wpił się w moje usta. Drgnąłem na jego tępo. Moje ręce samoistnie ruszyły w stronę ciała szatyna. Ten za to zacmokał i jednym ruchem związał mi nadgarstki. Przechodził z pocałunkami coraz niżej. Gryzł i ssał moją wrażliwą skórę na szyi. Jęknąłem przeciągle i próbowałem wyrwać ręce z wiązań.

-Alex... Proszę cię przestań - sapnąłem gdy chłopak zerwał ze mnie koszulę. Nie reagował. - Alex... Alex!

Chciałem się wyrwać, ale nie potrafiłem. Szatyn siedział mi na kolanach. Zaczął gryźć mój sutek. 

-Alex! Do cholery jasnej! - krzyknąłem.

Nie panował nad sobą. Nie mam pojęcia ile wypił... Na pewno dużo. W oczach pojawiły mi się łzy. Przypomniało mi się TO wspomnienie. Ten śmiech demona. 

-Zostaw mnie! Black!- wreszcie udało mi się wyrwać ręce i spoliczkowałem chłopaka. On natychmiast odskoczył jak oparzony, a ja skuliłem się i przeniosłem natychmiast do swojego pokoju na Olimpie, gdzie otoczyłem się barierą. Pragnąłem o tym zapomnieć. Natychmiast.

*

<Godzinę po spotkaniu na wieży Eiffla>

Siedzieliśmy w gabinecie Alex'a. Chłopak, gdy tylko się przenieśliśmy zaproponował mi drinka. Zgodziłem się lecz teraz patrzyłem jak szatyn pije więcej niż zazwyczaj.

-Chcesz o czymś pogadać? -zapytałem. Zielonooki pociągnął łyk z butelki, którą odstawił na chwilę.

-Miałeś kiedyś koszmary? Pewnie, że miałeś. Chodzi mi o takie traumatyczne, prawdziwe. -wytłumaczył patrząc na kamienną ścianę.

-Tak, miałem. Ale o co chodzi? Możesz mi zaufać...

-Ufam tylko...przez większość widzę to co się stało cztery miesiące temu. Rozszarpane, zakrwawione ciała. Krew. Wszędzie. A potem widzę siebie. I wiem, że to ja zabiłem. -powiedział i swoją wypowiedź popił alkoholem. -Chciałbym się kłaść bez obawy, że obudzę się przerażony w środku nocy. Chciałbym nie musieć ukrywać jak źle mi jest. Wszyscy wierzą, że jest wspaniale. Wróciłem z wycieczki trwającej lata cieszmy się! Jestem dupkiem raniących wszystkich, czemu nie!

-Alex...

-Czuję się zmęczony. Tak bardzo, ale nie chcę zasypiać. Wtedy znów będę to przeżywał i tak w kółko...Więc chcę wiedzieć czy te koszmary kiedyś się skończą? 

-Odpowiedz sobie na pytania... Czy to ty zabiłeś ich? Czy to TY zabiłeś te dzieciaki, matki? To TY trzymałeś w ręku ich życie? - spytałem. -Odpowiedź Alex jest łatwa. Nie! Nie zrobiłeś tego! Nie zabiłeś ich! Przestań myśleć inaczej. To cię niszczy od środka. Musisz uwierzyć, że to nie ty ich zabiłeś...

-Mogłem zapobiec ich śmierci. Wystarczyłoby bym nie zignorował nieprawidłowości. Przyczyniłem się do ich śmierci. A te dzieciaki mi ufają.

Zamilkłem. Nie wiedziałem już co powiedzieć. Przykro mi było słyszeć ten załamujący się głos, widzieć chłopaka upijającego się przez problemy. Nie wiedziałem jak mu pomóc... 

Byłem i jestem beznadziejny w pomaganiu.


*

<Teraz>

-Luke! Otwórz! - do drzwi dobijał się Nex.

Trwało to już parę godzin. Tylko Al mógł wejść. Leżał teraz ze mną na łóżku. Było dość wcześnie, więc chłopczyk przytulając mnie zasnął.

Ja nie potrafiłem. Czułem jak Alex dobija się do mojego umysłu. Zablokowałem go najmocniej jak potrafiłem. Nie chciałem z nim rozmawiać.

-Luke! Do cholery! Otwieraj! 

Łzy po policzkach już dawno przestały mi lecieć. Teraz tylko śladem płaczu były lekko opuchnięte, zaczerwienione oczy.

-To nie jest zabawne! Otwórz te drzwi!

Nie miałem takiego zamiaru. Chciałem najlepiej by to wszystko się nie wydarzyło. Wszystko się sypie. Jest niestałe. Ludzie przychodzą i odchodzą, ale wspomnienia są zawsze. I wracają, by nas dręczyć. Swoim znaczeniem dla nas, raniąc choć chcielibyśmy zapomnieć. Nie pamiętać, po prostu się od tego wszystkiego odciąć. Ale nie możemy bo im bardziej się staramy tym bardziej nas to męczy.
Myślałem, że zapomniałem o Rosierze. Myliłem się.

-Lukey!- słyszałem głos mojego ojca. -Otwórz drzwi synu! Proszę cię!

Patrzałem w przestrzeń, nic nie widząc. Mój wzrok był zamglony. Widziałem obrazy których nie chciałem widzieć. Zeskoczyłem z łóżka. Oparłem się o drzwi.

-Ja już tego nie wytrzymam... - powiedziałem cicho zachrypniętym głosem.

-Luke. Posłuchaj jesteś silny. Dasz radę. Tylko otwórz drzwi.

-Nie daje rady... - łzy zebrały mi się w oczach. Nie chce. To mnie przerasta.

-To przez Blacka? -zapytał Nex, a ja nie odpowiedziałem -Jasne, że o niego...Jakby inaczej. Zabiję go.

Słyszałem jak ojciec próbuje go uspokoić i wreszcie jak klnie pod nosem.

-Lusiu czemu płaczesz ? - spytał się mnie smutny Al.

-Bo mi się coś przypomniało skarbie...

-To przez Alex'a? - chłopczyk usiadł obok mnie.

-Tak i nie.

Nagle poczułem się słabo. Coś się stało. Alex. Szybko zerwałem się z ziemi i otworzyłem drzwi.

-Luke.., - mój ojciec już chciał coś powiedzieć, lecz nie słuchając go przeniosłem się szybko do Podziemi.

Słyszałem stłumione krzyki Nex'a i Alex'a. Wpadłem do pokoju gdzie widziałem jak Nex przykłada miecz do szyi szatyna.Ten za to zaczerwienionymi oczami patrzył na leżącego na ziemi Nico.Chłopczyk był nieprzytomny.

-Zostaw.go. - warknąłem. Mój brat spojrzał na mnie co wykorzystał Alex. Szatyn podbiegł lekko chwiejnie do białowłosego. Zaczął coś szeptać do ucha chłopca.

-Luke on...

-Mógł cię zabić -stwierdziłem i kątem oka zobaczyłem jak szatyn sztywnieje na chwilę.

-Wyjdźcie stąd -powiedział beznamiętnym głosem. -Przepraszam za to co się stało, to się nie powtórzy.

-Alex... -odezwał się cicho Nico.

-Ciii... Odpoczywaj, to mogło mogło cię zabić, głuptasie. -szepnął przytulając dzieciaka do piersi.

-Co się stało? -zażądałem odpowiedzi. Chłodne zielone oczy na chwile popatrzyły w moją stronę.

-Nex wpadając tu nie podejrzewał, że ktoś ze mną będzie więc zaatakował mocą zaraz po pojawieniu i trafił rozmawiającego ze mną Nico. Tyle. A teraz wyjdźcie.

Pociągnąłem Nex'a do drzwi.

-Przepraszam za niego -mruknąłem nie patrząc na szatyna.

Gdy wyszliśmy i przenieśliśmy się od razu do sali głównej.

-Ty kompletny idioto! Na wszystkich bogów dajcie mi cierpliwość, bo nie wytrzymam! Co tobie odwaliło?! - krzyczałem na niego, a ten pobladł. -Nexus! Pytam się?!

-Bo ja nie wiedziałem...

-Ty nie wiedziałeś?- zakpiłem. -Nie prosiłem cie o pomoc! Nie kazałem ci tam iść! Nie kazałem ci atakować Nic'a!!!

-Ja nie...

-Zamknij się. Nie chce cie widzieć. Wynos się.

-Lu, proszę cię...

-Wynoś się!

*

Minęły dwa tygodnie. Alex zaczął mnie z dnia na dzień bardziej unikać. Gdy chciałem się spotkać to ktoś przekazywał mi, że jest zajęty albo,  że go nie ma. A gdy już byliśmy w jednym pomieszczeniu szatyn trzymał się na dystans, mało mówił i nie utrzymywał długo kontaktu wzrokowego. Nex ponoć z nim rozmawiał i wszystko było okey.
Na ostatnim spotkaniu z bogami otrzymałem wiadomość, że zaczął zawierać pakty ze śmiertelnikami. Colin próbował to sprostować lecz nie dali mu dojść do słowa. W taki oto sposób wraz z Nex'em wylądowałem w jego biurze patrząc jak Colin przegląda jakieś papiery, a mi zaczynało się już nudzić.

-Nie możesz o tu jakoś ściągnąć? -zapytałem przerywając cisze.

-Whitman on wie, że tu jesteście -mruknął blondyn.

-Czy on mnie unika? -zadałem dręczące mnie pytanie. Chłopak westchnął i odłożył dokument, który czytał. Niebieskie oczy spojrzały na mnie.

-Tak, dokładnie to stara się robić zadręczając się tym co zrobił -widząc mój spłoszony wzrok dodał -Nie wie wiem co między wami zaszło, ale zwyzywał się do A-Z...

 -Każdemu mówisz co robię? -do pokoju wszedł mężczyzna o czarno-srebrnych włosach w czarnej marynarce, koszuli i spodniach. W ręce trzymał metalową, czarno-czerwoną laskę z głowicą w kształcie czaszki.

-Jak poszło spotkanie? -zapytał Colin, a ja w zdziwieniu patrzyłem jak rysy mężczyzny wygładzają się i koło biurka stoi nie kto inny jak Alex.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz