LUKE
-Te dzieciaki są po prostu silniejsze i mają możliwość wybrania komu podlegają. Oceniacie je ze względu na to kim są ich rodzice, ale one nie miały na to wpływu! To tak jakby ktoś gnoił wasze dzieci bo to wy jesteście ich rodzicami... Alex przedstawił wam już liste, która mam nadzieje otworzyłam wam oczy. Jeśli nie, Alexander jest zdolny do puszczaniu płazem swoim ludziom czynów wyrządzonych bogom.
-Te dzieciaki są po prostu silniejsze i mają możliwość wybrania komu podlegają. Oceniacie je ze względu na to kim są ich rodzice, ale one nie miały na to wpływu! To tak jakby ktoś gnoił wasze dzieci bo to wy jesteście ich rodzicami... Alex przedstawił wam już liste, która mam nadzieje otworzyłam wam oczy. Jeśli nie, Alexander jest zdolny do puszczaniu płazem swoim ludziom czynów wyrządzonych bogom.
*
Od razu po skończonych obradach podszedłem do Colina. Widziałem, że coś jest nie tak...
-Colin...
-Jeśli Alex będzie gotowy to ci powie - powiedział nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem.
-Dobrze, ale chciałem...
-Poradzi sobie. Radził sobie przez te dziesięć lat, to i teraz poradzi. Z tobą lub bez - powiedział, a we mnie coś zawrzało.
-Co ja ci kurwa Colin zrobiłem, że jesteś taki w stosunku do mnie?
-Oprócz tego co musiałeś zrobić i nie pamiętasz? Oskarżacie wszyscy Alex'a o bezduszne odejście, a nie macie pojęcia co przechodził przez te lata. I wiesz co jest najzabawniejsze? On też się obwinia. I to jeszcze jak -powiedział kręcąc głową i wreszcie na mnie spojrzał -On był załamany, bo wciąż miał dostęp do twojego umysłu. Każda twoja myśl go dobijała. Pierwszy rok z plemieniem spędził siedząc i pisząc. Do ciebie. Po tym rytuale miał gdzieś skutki uboczne, cieszył się, że wreszcie ma możliwość powrotu.
-Ja nie obwiniam Alex'a o odejście. Obwiniam siebie, że mu nie pomogłem, że ty mogłeś byś przy nim, wspierać go, a ja tylko tkwiłem w miejscu którego nienawidziłem - powiedziałem. -Przecież nie mogłem ci nic zrobić. Poznałem cię dopiero na Olimpie w dzień zwycięstwa...
-Ależ oczywiście -sarknął blondyn ze skrzywieniem -Muszę iść...Jeśli chcesz możesz pomóc w treningu młodzieży bo Alex'a dzisiaj już nie zobaczysz.
-Oprócz tego co musiałeś zrobić i nie pamiętasz? Oskarżacie wszyscy Alex'a o bezduszne odejście, a nie macie pojęcia co przechodził przez te lata. I wiesz co jest najzabawniejsze? On też się obwinia. I to jeszcze jak -powiedział kręcąc głową i wreszcie na mnie spojrzał -On był załamany, bo wciąż miał dostęp do twojego umysłu. Każda twoja myśl go dobijała. Pierwszy rok z plemieniem spędził siedząc i pisząc. Do ciebie. Po tym rytuale miał gdzieś skutki uboczne, cieszył się, że wreszcie ma możliwość powrotu.
-Ja nie obwiniam Alex'a o odejście. Obwiniam siebie, że mu nie pomogłem, że ty mogłeś byś przy nim, wspierać go, a ja tylko tkwiłem w miejscu którego nienawidziłem - powiedziałem. -Przecież nie mogłem ci nic zrobić. Poznałem cię dopiero na Olimpie w dzień zwycięstwa...
-Ależ oczywiście -sarknął blondyn ze skrzywieniem -Muszę iść...Jeśli chcesz możesz pomóc w treningu młodzieży bo Alex'a dzisiaj już nie zobaczysz.
Kiwnąłem głową i w myślach przekazałem wiadomość Nex'owi o moim paro godzinnym wypadzie z Colinem.
Siedzieliśmy na sali już od dwóch godzin, a ja miałem ochotę walić głową o ścianę. Widać było, że dzieciaki, gdy nie było Alex'a nie zamierzały mi nic ułatwiać. Wciąż patrzyły na mnie jak na wroga, intruza.
Westchnąłem.
-Jeszcze raz, to wcale nie jest trudne! Dacie radę!
-Nie chce mi się...-powiedziała Avis. Zacisnąłem zirytowany pięści.
-Im bardziej się będziecie obijać tym dłużej będzie trwać trening.
-Ale mieliśmy iść do kina za godzinę! -oburzyli się.
-Jeśli nie skończycie to nie pójdziecie nigdzie.
Siedzieliśmy na sali już od dwóch godzin, a ja miałem ochotę walić głową o ścianę. Widać było, że dzieciaki, gdy nie było Alex'a nie zamierzały mi nic ułatwiać. Wciąż patrzyły na mnie jak na wroga, intruza.
Westchnąłem.
-Jeszcze raz, to wcale nie jest trudne! Dacie radę!
-Nie chce mi się...-powiedziała Avis. Zacisnąłem zirytowany pięści.
-Im bardziej się będziecie obijać tym dłużej będzie trwać trening.
-Ale mieliśmy iść do kina za godzinę! -oburzyli się.
-Jeśli nie skończycie to nie pójdziecie nigdzie.
-Kim ty jesteś niby, by nami rządzić?- oburzył się Elias.
-Połowicznie waszym władcą! Także part... - nagle zamilkłem.
No właśnie, kim ja teraz byłem dla Alex'a. Partnerem? Chłopakiem? Przyjacielem? Sam nie wiedziałem...
-Macie rację. Nie mam prawa wam kazać tu zostać. Idźcie jak chcecie.
-Nie jesteś naszym władcą -syknął pudrowo włosy -Nie było cię, gdy zabili nam rodziców. Gdy chcieli zabić nas. To Alex nam pomagał, nie ty!
Chłopak wybiegł z sali, a reszta patrzyła za nim. Ich emocje się zmieniły, były bardziej smutne. Spojrzeli na mnie i wyszli. Został tylko białowłosy chłopczyk, który na plaży często przychodził do Alex'a. Podszedł on do mnie i spojrzał na mnie tymi ciemnymi oczami.
-Minie trochę czasu zanim ci zaufamy. Musisz pokazać przede wszystkim, że warto ci zaufać -powiedział poważnie i jego oczy wydawały się starsze niż powinny. Nico posłał mi lekki uśmiech -Idź do jego biura. Na półce znajdziesz paręnaście czarnych dzienników. Powinieneś je przeczytać by zrozumieć...
Wysłałem mu lekki uśmiech i cicho dziękując poszedłem tam gdzie nakazał mi Nico. Gdy wszedłem do pokoju czułem się dziwnie. To miejsce było jakoś zabezpieczone i czułem, wręcz widziałem ciemne fale mocy "pływające" po powietrzu. Poszedłem do półki i zauważyłem pięć czarnych dzienników, takich jak moje. Nie powinienem, ale chciałem także pomóc dzieciakom, jak i Alex'owi.
Wziąłem je i usiadłem na skórzanej kanapie.
Otworzyłem pierwszy. Każdy dziennik miał opisane dwa lata.
-On mnie zabije za to, że to czytam...
"Zrobiłem to. Czuję ból Luke'a, ale wiem, że były większy gdybym, któregoś dnia przez stracenie kontroli kogoś zabił.
Colin stara się jak może znajdując potrzebne rytuały byśmy zniknęli. Wiem, że jest to konieczne, bo mój Aniołek nie pozostanie długo bezczynny..."
"Mam dość. To mnie przerasta. Staram się wymyślić co robić, ale nie wiem!
Czuję się pusty. Na każdym kroku myślę o NIM. Tak bardzo chciałbym wrócić i znów trzymać go w ramionach..."
"Wyrocznia wskazała nam kierunek. Mam nadzieje, że to coś pomoże. Colinowi nie służy spędzanie ze mną czasu. Ta małpa zaczęła nabierać charakteru i mnie obraża!
Napisałem list do niego. Chciałem by wiedział, że wciąż o nim pamiętam. Evan by go przekazał lecz stchórzyłem. Łatwiej chyba będzie nam obu jeśli pomyśli, że zapomniałem. Dobrze sobie radzi. Stanął na nogi, ale również wciąż cierpi..."
"Plemię jest trochę nieufne. Nie miałem pojęcia, że na ej wyspie w ogóle żyją ludzie. A co dopiero dzieciaki podobne do Colina. I to jeszcze z matkami. Myślę, że chłopak wreszcie się przełamie i zaufa nie tylko mi..."
"Pieprzony Amoxtli z jego wspaniałymi radami! Nie dość, że mnie siłą wyciągnął z łóżka, to jeszcze każe mi się ogarnąć. Dupek. Zabrał mi moje kochane sztyleciki i wielce zadowolony rozkazał mi medytować. Grrr Ja chcę Aniołka bądź śmierć, a nie cholerne medytacje! "
Colin stara się jak może znajdując potrzebne rytuały byśmy zniknęli. Wiem, że jest to konieczne, bo mój Aniołek nie pozostanie długo bezczynny..."
"Mam dość. To mnie przerasta. Staram się wymyślić co robić, ale nie wiem!
Czuję się pusty. Na każdym kroku myślę o NIM. Tak bardzo chciałbym wrócić i znów trzymać go w ramionach..."
"Wyrocznia wskazała nam kierunek. Mam nadzieje, że to coś pomoże. Colinowi nie służy spędzanie ze mną czasu. Ta małpa zaczęła nabierać charakteru i mnie obraża!
Napisałem list do niego. Chciałem by wiedział, że wciąż o nim pamiętam. Evan by go przekazał lecz stchórzyłem. Łatwiej chyba będzie nam obu jeśli pomyśli, że zapomniałem. Dobrze sobie radzi. Stanął na nogi, ale również wciąż cierpi..."
"Plemię jest trochę nieufne. Nie miałem pojęcia, że na ej wyspie w ogóle żyją ludzie. A co dopiero dzieciaki podobne do Colina. I to jeszcze z matkami. Myślę, że chłopak wreszcie się przełamie i zaufa nie tylko mi..."
"Pieprzony Amoxtli z jego wspaniałymi radami! Nie dość, że mnie siłą wyciągnął z łóżka, to jeszcze każe mi się ogarnąć. Dupek. Zabrał mi moje kochane sztyleciki i wielce zadowolony rozkazał mi medytować. Grrr Ja chcę Aniołka bądź śmierć, a nie cholerne medytacje! "
-Niezły sposób na dobicie Alex'a...medytacja - parsknąłem śmiechem i pogrążyłem się w dalszych wpisach chłopaka.
Często narzekał na Amoxtil'a, Colin'a i różne inne osoby z plemienia.
Czytałem to z wielką uwagą, gdy nagle zauważyłem prawie jeden z ostatnich wpisów.
"Zabili ich. Zarznęli jak zwierzęta! Najgorsze to to, że nie mogłem im pomóc. Patrzyłem jak zabijają im matki, a następnie ich. Te dzieci...To wszystko moja wina... Mogłem powiedzieć starszyźnie, że czuję obcą energię lecz to zignorowałem. Jeszcze ta przeklęta pełnia. Wiedzieli, że nie dam rady nic zrobić. Że będę przeżywać męczarnie. Nie spodziewali się chyba, że dam radę odsunąć ból na bok. Ale i tak było za późno... Oni nie żyją. Dzieci straciły matki, braci, siostry, przyjaciół... "
"Zabili ich. Zarznęli jak zwierzęta! Najgorsze to to, że nie mogłem im pomóc. Patrzyłem jak zabijają im matki, a następnie ich. Te dzieci...To wszystko moja wina... Mogłem powiedzieć starszyźnie, że czuję obcą energię lecz to zignorowałem. Jeszcze ta przeklęta pełnia. Wiedzieli, że nie dam rady nic zrobić. Że będę przeżywać męczarnie. Nie spodziewali się chyba, że dam radę odsunąć ból na bok. Ale i tak było za późno... Oni nie żyją. Dzieci straciły matki, braci, siostry, przyjaciół... "
Zacząłem szybko przerzucać strony. Kto Alex?! Kto ich zabił?!
Nie było nigdzie chodźby słowa o tym. Tylko jeden wpis. Nic więcej. Zielonooki schował się głęboko w sobie i zamilkł.
Otworzyłem ostatni, który nie był zapisany do końca. Musiał to być najnowszy dziennik. Przerzuciłem strony na datę pojawienia się go na Olimpie. Byłem zaciekawiony co o mnie wtedy myślał Alex.
"Tyle cierpienia. Mógł udawać, ale po tym co się działo na wyspie, odczytanie emocji to łatwizna. Mój Aniołek zamknął się w sobie. Ale jak to mówią oczy są zwierciadłem duszy, czyż nie?
Chciałem go przeprosić, wyjaśnić lecz czy to by pomogło? Mógł odczuwać choć trochę radości z mojego powrotu, ale po tylu latach mógł mnie też znienawidzić.
Więc zachowałem się jak tchórz i zamilkłem..."
"Tyle cierpienia. Mógł udawać, ale po tym co się działo na wyspie, odczytanie emocji to łatwizna. Mój Aniołek zamknął się w sobie. Ale jak to mówią oczy są zwierciadłem duszy, czyż nie?
Chciałem go przeprosić, wyjaśnić lecz czy to by pomogło? Mógł odczuwać choć trochę radości z mojego powrotu, ale po tylu latach mógł mnie też znienawidzić.
Więc zachowałem się jak tchórz i zamilkłem..."
Westchnąłem. Czego ja się spodziewałem po nim? Czytał ze mnie jak z otwartej książki, a ja nie potrafiłem go wtedy wysłuchać. Byłem kretynem. Żałowałem tego... żałowałem wszystkiego.
Przymknąłem oczy i oparłem głowę o bok kanapy. Nie zwróciłem uwagi na to, że z każdą sekundą stawałem się słabszy, bardziej zmęczony... To wszystko mnie przytłaczało.
Zasnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz