niedziela, 7 lutego 2016

TOM III ROZDZIAŁ 7

ALEX
Zimno. To była moja pierwsza myśl. Otworzyłem powoli oczy i ujrzałem nad sobą jaśniejące niebo. Usiadłem i zobaczyłem plamę krwi. I leczące się powoli rany. Jak ja tego nienawidzę, pomyślałem wstając z bolesnym jękiem. Założyłem bokserki i stwierdziłem, że potrzebuję troszku alkoholu, łóżka i braku hałasu.
Przeniosłem się do gabinetu i zauważyłem, że ktoś naruszył moje zabezpieczenia. Rozejrzałem się i zobaczyłem moje dzienniki na biurku oraz śpiącego na kanapie Lu.
Westchnąłem, przeczesując włosy.
Podszedłem do niego i ukląkłem.

-Wstawaj mój mały włamywaczu!

-Co?!- Luke wystraszony spadł z kanapy. -Ałł... Alex? Co ci się stało?

Jego złote oczy odznaczały się w ciemnym pomieszczeniu. Wpatrywał się we mnie jeszcze nieprzytomnym wzrokiem. 

-Czytałeś? -zapytałem wskazując głową dziennik. -Jestem pewien, że tak. Wspomniałem, o płaceniu za dusze. To się stało. Miałem walkę z samym sobą...

-To kiepsko wyglądasz... - mruknął. -Wiesz co? Idź spać, najlepiej ze mną i będzie perfecto!

-Piłeś coś?

-Tylko trochę, ale to było dawno... A teraz mówię serio. Ja chcę spać, ty chcesz spać... 

Podszedłem do komody i wyjąłem z niej butelkę wina. Nie lubiłem go pić, ale alkohol to alkohol. Pokazałem brunetowi by szedł za mną.

-Więc kto cię natchnął do czytania MOICH dzienników? -zapytałem biorąc łyk wina. Chłopak spojrzał na mnie nie pewnie.

-Ja nie powinienem...

-Ale zrobiłeś -przerwałem mu z lekkim uśmiechem. -Kto?

-Nico. -mogłem się tego spodziewać.

-Ten chłopak jest niezwykły. Jego matką była Concordia, bogini porozumienia, zrozumienia. Jest najspokojniejszy z grupy. I zawsze stara się wyjaśnić niewyjaśnione sprawy. Między wszystkimi. -otworzyłem drzwi do mojego pokoju i przepuściłem Luke'a -Jak lektura?

-A jak twoja lekturka? 

-Co?

-Czytałeś mój dziennik... -oddałem mu mały pokłon z rozbawionym uśmiechem.

-Jesteśmy kwita? -zapytałem stawiając butelkę na stoliku i podchodząc do niego.

-Z pewnością... - objąłem chłopaka w pasie. -Która godzina?

-Twoja ostatnia.

-Znów mam zmartwychwstać?

-Zawstydzilibyśmy wtedy chrześcijańskiego boga po raz kolejny -powiedziałem stykając nasze czoła. 

-Możliwe... - powiedział i niepewnie, z delikatnością pocałował moje usta.

-Czyżbyś się czegoś obawiał? -zapytałem przy jego ustach.

-A nie mogę już być delikatny?

-Słodko -mruknąłem muskając jego usta, by o chwili się odsunąć i ruszyć do łazienki -Rozgość się.

-Już to zrobiłem!- zaśmiał się i rzucił się na kanapę z butelką wina.

-Tylko nie wypij wszystkiego sam Aniołku. -powiedziałem z rozbawieniem patrząc na jego wesołą minę.

Gdy wróciłem leżał on lekko przysypiając z butelką przytuloną do piersi. Susząc włosy ręcznikiem podszedłem do łóżka.

-Może zostawić cię z tą butelką sam na sam -szepnąłem z uśmiechem.

-Oh nie bądź zaslostny kochanie...Wies ze cie koffamm...

-Mój Aniołek staje się alkoholikiem -wymamrotałem zabierając mu butelkę i gasząc światła. Wślizgnąłem się pod kołdrę -A teraz kochany idziemy spać, bo twojego Alex'ia boli wszystko i chce odpocząć...

-A kofas mnie?

-Tylko ciebie -powiedziałem i wpiłem się w te usta lecz po chwili odsunąłem się. Nie chciałem posuwać się za daleko skoro chłopak był pijany. Objąłem go, a on położył się na mojej piersi. 

-Dobłanoc Diabełku...

-Dobranoc Aniołku...

*

Trzask otwieranych drzwi.

-Jak tam po ciężkiej...-głos urwał się. Mruknąłem coś wtulając się w ciepłe ciało obok. Nie wstaje, nie ma bata. Czemu Lu się rusza? Gdzie ty znikasz? Nie fajnie. Nie bawię się tak! Zostaje w łóżku. Moje kochane łóżeczkooo. Mogą próbować mnie z niego wybawić, ale ja się nie dam!

-Em...Alex?

-Nieeeeeee...Jaaaaa śpięęę...

-Diable powiedz by cię zastąpił. Mnie Nex zastąpił - usłyszałem szept złotookiego.

-Mnie nie trzeba zastampiać, ja żyjeee -wymruczałem chowając się pod kołdrę.

-Aktualnie bym w to wątpił -mruknął głos, który sprawił, że Lu zniknął. Nie lubię go. Ja mu nie płoszę nikogo z łóżka. Chyba... -Wstawaj! Wyspałeś się już!

Wystawiłem  głowę spod kołdry i posłałem mroczne spojrzenie Colinowi.

-Jestem władcą, mogę spać kiedy chcę...

-Chyba, że masz spotkanie -przerwał mi blondyn.

-Spotkanie mam dopiero...

-Za godzinę. -spojrzałem na niego oskarżycielsko i zniknąłem znowu w pościeli.

-Nienawidzę cię.

-Przyzwyczaiłem się do tego. -zrobiłem niezadowoloną minkę i owinięty w kokon z pościeli wstałem.

-Teraz to sprawiasz, że mam wyrzuty sumienia. -Colin posłał mi wątpiące spojrzenie. -Nexus był już tu. Jakaś ważna sprawa.

-Napadli na Olimp? Zamordowano kogoś? -zapytałem podchodząc do szafy i wyciągając z niej czarne ubranie. Wciągnąłem spodnie na nogi i gdy założyłem koszule spojrzałem na przyglądających mi się mężczyzn. -No co? Ważne sprawy by to były. Gdzie miałem się spotkać z moimi wspaniałymi?

-Sala obrad -powiedział Colin.

-Chce mieć tam mój fotel...

-Ale...

- Sza! Fotel. Sala. Albo nie będzie mnie tak -powiedziałem obejmując od tyłu Luke'a. -A ty wracasz na Olimp?

-Nex musi odpokutować kłamstewka i ma mnie dziś cały dzień zastąpić.

-Idziesz ze mną denerwować reprezentantów różnych ras? 

-Jasne!-zaśmiałem się z jego entuzjazmu.

*

Otworzyłem drzwi i wszedłem pierwszy, a za mną Colin i Luke. Przy stole siedzieli już wszyscy, a przy drzwiach stało dwóch strażników.
Podszedłem do skórzanego fotela na kółkach i opadłem na niego. Spojrzałem na zaskoczone miny wszystkich.

-Spędzimy tu co najmniej godzinę, dwie, a to na czym siedział mój ojciec było niewygodne. Szczęśliwy władca, to łaskawy władca -oznajmiłem i spojrzałem na siedzącego po mojej prawej Colina i jego ojca. -Twój syn był dla mnie nie miły...

-Jestem dumny -stwierdził Hakael, sześć osób parsknęło śmiechem.

-Milusio. Luke poznaj Hakael'a ojca Colina i dowodzącego armią. Dupek mnie nie lubi -dodałem. -Potem masz reprezentanta Cieni, Rodrica. Strzyg, Kelly. Inkubów, Seth. Sukkubów Adrianna. Colin jest tu jako moja prawa ręka i dziecko  mieszanego związku. A wy przywitajcie Luke'a. Władce Olimpu, mojego partnera...Mój ojciec się gdzieś zapodział, a jest to moje pierwsze spotkanie z wami więc się przedstawię. Alexander Black.

Reprezentanci zaczęli przedstawiać swoje problemy, propozycje i różne informacje o wojnach. Z każdym ich zdaniem coraz bardziej się nudziłem. Po chwili zacząłem się kręcić na krześle. Luke co jakiś czas kopnął prądem Heakel'a, który był wściekł że nie zwracam uwagi na to.
Niestety, grawitacja mnie pokonała, i za którymś razem gdy się mocniej zakręciłem krzesło wykonało obrót i się przewróciło. Mój zaskoczony krzyk zmieszał się z gadką Adrianny.
Wylądowałem na twardej podłodze z trzaskiem kości.

-Panie?

-Alex? -czułem ból nadgarstka i przyjemny chłód podłogi. -Nic ci nie jest?

-Chyba złamałem sobie rękę... 

-Tylko ty tak potrafisz - zaśmiał się Luke i pomógł mi wstać. Przycisnąłem rękę do piersi, czekając aż ból zniknie i spojrzałem po zebranych.

-Co miesiąc będzie jedno spotkanie. Nigdy w czasie pełni. Jeśli się nie pojawicie umawiacie się na osobne spotkanie. Jeśli jest pilna sprawa przychodzicie. Starajcie się za bardzo nie broić i nie każcie mi wykonywać wyroków śmierci na moich, waszych ludziach. Coś jeszcze? -zapytałem i zacząłem nastawiać nadgarstek.

-Co z nim? -zapytał Rodric wskazując bruneta, który patrzył na mnie jakbym był idiotą. Posłałem mu pytające spojrzenie i zerknąłem ponownie na Lu dźgając go niebolącą ręką w ramię.

-Luke co z tobą?

-Co ze mną?- spojrzał zainteresowany na Rodric'a. -Jestem, żyje, mam się w miarę dobrze. 

-Bardziej chodziło mi o to, co tu robi władca Olimpu...

-A! Odwiedziłem Alexia! Potem czytałem fajną lekturkę i się opiłem! Nie no dzień jak co dzień.

-Ale...

-DOŚĆ. -powiedziałem błyskając czarnymi tęczówkami na mężczyznę -Zmiany i postęp jest tym czego potrzebuje Olimp i Podziemie. Zrobiliście dwa wrogie obozy tylko przez swoje pochodzenie. Nie po to staram się o jakieś prawa dla was na cholernych obradach bogów byście mieli wąty o to, że jest tu jakiś bóg, bogini czy nawet cholerna nimfa. Więc Rodrican jeśli nie chcesz przechodzić tu piekła to zamilknij!

 -Czemu nikt mnie nie lubi? - chłopak spytał z nadal wesołą minką. Kręcił się na moim krzesełku.

-Raczej tego co reprezentowało twoje stanowisko, a teraz bierz swój zgrabny tyłek z tego niebezpiecznego mebla -powiedziałem już spokojniej.

Chłopak zatrzymał się i wstał. 

-To jakie masz jeszcze plany Książe?

-Trening ze strażnikami. Obiad. Potem nagradzam Colina za wyciągnięcie mnie z łóżka, dokumenty czekają. I młodzież, którą muszę się zająć. A ty za tego Księcia oberwiesz. -chłopak posłał mi wesoły uśmiech.

-Nie skrzywdzisz mnie -powiedział, a ja posłałem mu drapieżny uśmiech.

-Takiś pewien?

-Napięcie między wami jest irytując -mruknęła Adrianna, a Seth pokiwał głową.

-Prześpijcie się wreszcie może wam się polepszy -dopowiedział.

-To miło, że tak się martwicie o moje życie prywatne.

-Zapraszam na Olimp, tam dużo niewyżytych bogów -wtrącił się Lu.

-Przeczytałeś te notatki? -spytałem rozbawiony.

-Przejrzałem -poprawił mnie.

-Dobra ja i moje napięcie idziemy pobić niewinnych w ramach treningu -powiedziałem i wraz z Luke'm ruszyłem do wyjścia.

Trening minął mi na wykrzykiwaniu obelg za to, że nie starają się mnie zranić, uciszaniem śmiejącego się Luke'a, no i oczywiście na walce. Na obiedzie zostałem upomniany przez ojca za zabawę na fotelu. Kochajmy rodzinne obiadki. Po posiłku zebrałem młodzież w sali.
Czułem napięcie między nimi, a Luke'm i zamierzałem to wyjaśnić.

-Na początek rozciągnijcie się i każdy zalicza dziesięć okrążeń, trafień w środek tarczy sztyletem. Potem szermierka.

*

Na zmianę z Lukiem pilnowaliśmy przy walkach dzieciaki. Widziałem jak Elias cały czas nie zwraca uwagi na to, że Avis ma słabszą lewą rękę.

-Elias! Uderz w lewo!- krzyknął złotooki, lecz chłopak go zignorował przez co został przewrócony i pokonany.

Podszedłem do nich.

-Czemu zignorowałeś Luke'a?

-Nie obchodzi mnie to co on sobie mówi. Nie będzie mną rządził. -warknąłem na niego zirytowany jego zachowaniem.

-To nie było rządzenie, a pomoc w treningu. Coś co ma ci pomóc przeżyć. I jakbyś nie zauważył syn Aresa umie wykryć słabe punkty u każdego, więc jeśli mówi byś uderzył w lewo to uderzasz w to cholerne lewo! -widząc nieprzychylne spojrzenie różowowłosego w kierunku Luke'a zmrużyłem wściekle oczy -Chodzi o to co się stało na wyspie?

-To jego...

-GÓWNO PRAWDA! Osoba, która nie miała pojęcia o dzieciakach takich jak wy nie mogła być winna! To, że zajmuje stanowisko dupka, który był moim wujem nie oznacza, że jest bezdusznym potworem! A jeśli obwinianie go za śmierć bliskich nie ma sensu bytu. Jak chcesz winnego to masz go przed sobą Eliasie! TO MOJA WINA. To JA nie Luke był na wyspie, to JA  zignorowałem złe przeczucie i obce aury NIE ON! -ryknąłem z nutką rozpaczy w głosie -Więc przestań nienawidzić złej osoby.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz