niedziela, 7 lutego 2016

TOM III ROZDZIAŁ 9

ALEX

-Rozumiesz, że jeśli to podpiszesz nie będzie odwrotu? -zapytałem wskazując na leżący pomiędzy mną, a mężczyzną kontrakt.

-Moja córka nie umrze?

-Ona nie, ale ty tak -powiedziałem po raz któryś. Mężczyzna pokiwał głową. -Wiesz, że możesz jeszcze zrezygnować...

-I co? Mam patrzeć jak moje dziecko z dnia na dzień traci życie? Nie chcę tego. Mój przyjaciel powiedział, że jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc.

*Luke z Nex'em tu są* usłyszałem Colina i westchnąłem. Starałem się jak mogłem unikać Luke'a. Mógł on zaprzeczać, ale byłem po prostu złym dupkiem. Nie ma we mnie nic dobrego. Sprowadzam tylko smutek, ból i śmierć.  

-Dam ci dziesięć lat. -postanowiłem, może byłem dupkiem, ale staram się to naprawić. -Twoja córka wyzdrowieje w tym roku. Spędź z nią ten czas i oczekuj mnie tego samego dnia co dziś za równo 10 lat. Wtedy dopełnimy wszystkich warunków.

-Dziękuję, dziękuję...-zaczął szczęśliwy mężczyzna ze łzami w oczach. Zmieniłem warunki na papierze i złożyłem swój podpis.

-Podpiszesz i umowa wejdzie w życie -powiedziałem podając mu pióro. Wziął on je z entuzjazmem, którego nie rozumiałem. Właśnie podpisywał pakt z diabłem, a on nie dość, że był mi wdzięczny to jeszcze szczęśliwy. Gdy jego podpis widniał na papierze, zajaśniał on szkarłatem. Zwinąłem go w rulon i schowałem. Zostawiłem pieniądze za kawę i wstałem od stolika z laską diabła a la Lucyfer z  Ghost Rider'a.

-Naprawdę dziękuję -odezwał się mężczyzna. Spojrzałem na niego przez ramię.

-Nie masz za co. Właśnie podpisałeś na siebie wyrok -powiedziałem i wyszedłem.

*  

-Tak, dokładnie to stara się robić zadręczając się tym co zrobił. Nie wie wiem co między wami zaszło, ale zwyzywał się do A-Z...-usłyszałem za nim otworzyłem drzwi.

 -Każdemu mówisz co robię? -zapytałem podchodząc do Colina. A ten niczym się nie przejmując zadał mi standardowe pytanie.

-Jak poszło spotkanie? -zmieniłem swój wygląd by znów wyglądać jak 29latek. Odkryłem to czytając jedną ze starych ksiąg plemiennych. Jako pan Śmierci mogłem panować nad swoim wyglądem wiekowym. No i zmieniać się w demonicznego trupa, ale tego do końca nie opanowałem.

-Podpisał. Jej choroba przejdzie na niego lecz ma przeżyć z córką całe 10lat zanim umrze oddając mi swoją duszę -powiedziałem kładąc przed nim dokument.

-Kolejny raz przedłużasz?

-A co nie mogę? -zapytałem oburzony. -Nie przewracaj na mnie oczami Col. A teraz... co was do mnie sprowadza?

Zapytałem siadając za biurkiem i patrząc na dwójkę mężczyzn.

-Chcę przypomnieć, że nadal nie podpisaliśmy umowy o równouprawnienie dla dzieciaków ze związku demon-bóg. -uniosłem brew.

-To na co czekamy? I chciałbym ją na początek przeczytać -oznajmiłem, gdy do pomieszczenia wbiegła zdenerwowana Melody. Cholera. -Znowu?

-Tak -potaknęła, a ja szybko wstałem.

-Colin zajmij się gośćmi. Zaraz wracam -i wybiegłem z dziewczyną. 

*LUKE*

-Emm...Może macie na coś ochotę? -zapytał Colin lekko nerwowym głosem.

-Colin co się dzieje? Czemu Melody była taka zaniepokojona?- spytałem patrząc na blondyna.

Wstał i przeczesał dłonią włosy. Był zdenerwowany. 

-Nie mogę ci powiedzieć. To nie dotyczy ciebie...

-Colin...Jak ja mam komukolwiek pomóc skoro nikt mi nic nie mówi?

-A czy ktoś prosił cię o pomoc? -zapytał przyglądając mi się.

-Dzieciaki. Obwiniają mnie o to, że nie byłem na wyspie, ze im nie pomogłem...

-Nikt z nas nie podejrzewał zdrady, a ciebie tam nie miało być -powiedział stanowczo przy huku otwieranych z impetem drzwi. Spojrzałem tam by ujrzeć wkurzonego lekko zakrwawionego Alex'a.

*ALEX*

Szybkim krokiem podszedłem do Luke'a i go pocałowałem.

-Tak, unikałem cię jak cholera. Colin jest dupiatą asystentką wyjawiającą powoli moje sekrety. Twój brat chce mnie teraz zabić. A zdrajcy przeżyli jakimś cudem. Skąd to wiem, bo dzieciak, który lubi cię obarczać winą, ma prorocze sny, w których widzi co się może zdarzyć. Od miesiąca z każdą "wizją senną" ma krwawiące rany. I każdy od dwóch tygodni nazywa mnie na przemian dupkiem i wspaniałą osobą, co mnie wkurza. I za cholerę nie mam pojęcia do końca po co to mówię...

Spojrzałem na chwilę na złotookiego. Był zdziwiony.

-Jak bym dziś nie pił, to już bym zemdlał... Wchodzisz zakrwawiony, całujesz mnie i mówisz całą prawdę...- pociągnął się za włosy. -Jesteś dupkiem i to wielkim - nagle mnie spoliczkował. - Ale i tak cię kocham.

-Nie całą, bo muszę mieć jeszcze co ukrywać -stwierdziłem podchodząc do Colina -To samo co ostatnio.

-Ale to by znaczyło... -zaczął blednąc i wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczami.

-Najwyraźniej przyszłość jest przesądzona. Głowa do góry, będzie dobrze...-po tych słowach oberwałem pięścią w twarz i wpadłem na biurko.

-Nie kłam -wycedził przez zęby blondyn -Nie w tej sprawie.

-I wróciły sekrety... - mruknął brązowooki. Colin otworzył usta na co zmrużyłem oczy.

-Z nimi życie jest ciekawsze -powiedziałem przykładając dłoń do policzka.

-Chyba, że giniesz -mruknął błękitnooki. I tak o to zostałem pod ostrzałem spojrzeń Luke'a i Nex'a.

-Idę po lód. -skierowałem się do drzwi.

-Poradzisz sobie z tym lodem? - spytał Lukey.

-A czy ja sobie kiedyś nie radziłem?

-Mam do tego parę argumentów... - mruknął złotooki.

-Wciąż żyję. To jest mój argument -powiedziałem i wyszedłem.

W drodze do kuchni spotkałem Evry'ego.

-Nie miałeś jakiejś ważnej misji?

-Zdobyłem to co chciał twój ojciec i usłyszałem, że wróciłeś.

-Jak widać -powiedziałem z uśmiechem. -To uchyl rąbka tajemnicy, co robiłeś?

-Nie twoja sprawa. -odparł z wesołymi błyskami w oczach na moją niezadowoloną minę. -Kto ci przywalił?

-Luke i Colin.

-A czemu? Nie żeby mi to przeszkadzało, ale ciekawi mnie ta historia. -prychnąłem na te słowa.

-Lu zrobił to bo wyznał mi miłość i nazwał dupkiem, a Colin bo najprawdopodobniej zginę. Wiesz dzień jak co dzień -powiedziałem otwierając zamrażarkę.

-Czekaj co? Jak to zginiesz?!

-Kolejny. To nic pewnego. Elias od pewnego czasu widzi w śnie: księżyc w pełni, zakrwawiony śnieg i moje ciało.

-A Elias to?

-Eh wracasz i nic nie wiesz -mruknąłem i biorąc pudełko moich ulubionych lodów i woreczek pełen lodu, który podałem demonowi. -A teraz wracasz ze mną i chronisz mnie w razie alexobójstwa ze strony Luke, jeśli Colin się wygadał.

-A ten lód to po co?

-Oberwałem w twaz, to boliii -powiedziałem z łyżką lodów w ustach. Czarnooki posłał mi rozbawione spojrzenie.

-I zajadasz ból lodami?

-Dokładnie Sherlocku!

*

Gdy wróciłem do gabinetu, panowała w nim cisza. Usiadłem na sofie po drugiej stronie pokoju ze skrzyżowanymi nogami i pudełkiem lodów na nogach. 

/Masz mi natychmiast wytłumaczyć co znaczy, że planujesz do kurki nędzy swoją śmierć/

Usłyszałem wkurzony głos Lukey'a. Gdy spojrzałem na niego, stał przy oknie, a jego twarz nie pokazywała nic.

-Planuje? -przerwałem cisze. Wziąłem kolejną łyżkę lodów do buzi -Colin serio ująłeś to w ten sposób?

-A jak inaczej? Pogodziłeś się z tym! -westchnąłem.

-Bo nie wariuje jak ty? Zrozum. Nie mam zamiaru ginąć -powiedziałem stanowczym głosem -Nie planuję swojej śmierci, bo życie mi się jeszcze podoba. Więc bez wariacji i spekulacji jak zakończę swój żywot.

-Gdy przeczytasz umowę odwiedź mnie na Olimpie - powiedział złotooki, podał mi dość grubą, czarną teczkę i zniknął.

-Doceń jego pracę... Siedział dwa dni nad nią, trudził się z bogami i naszymi sojusznikami - powiedział Nex. -Sophie cię pozdrawia i chce byś wpadł jutro na obiad.

-Czemu moja księżniczka wybrała ciebiee -wystękałem wskazując na niego łyżeczką. -Jeśli ją zranisz nie będzie miejsca, w którym bym cię nie znalazł. Jedna jej łza z twojego powodu, a jesteś martwy.

-Więcej łez poleci za ciebie niż za mnie. 

-Czy ty się o mnie martwisz?

-Martwię się wyłącznie o Soph i Lu.

-Miło z twojej strony. -powiedziałem chłodnym tonem. I wstałem z czarną teczką ruszając do wyjścia. Swoje kroki skierowałem do prywatnej sali. Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Osunąłem się po drzwiach. Wiedziałem, że to co widział Elias najprawdopodobniej się spełni. Mogę udawać, że wszystko się ułoży by wszystkich uspokoić, ale bałem się. Nie chciałem umierać. I jeszcze do tego wszystkiego sprawa Luke'a. Nie chcę go ranić. A wywołałem w nim jego najgorsze wspomnienie. To, że byłem pijany mnie nie usprawiedliwia. Musiałem go unikać. I najwyraźniej muszę robić to dalej.

*Uriel... Potrzebuję cię* pomyślałem chowając twarz w dłoniach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz