wtorek, 2 lutego 2016

TOM III ROZDZIAŁ 3

ALEX

-Pójdź do baru mówili, będzie fajnie mówili! Zabije Nex'a! -mamrotałem trzymając nieprzytomnego Luke'a, który wtulił się we mnie jak w misia. Po wypiciu drugiej butelki jego hamulce poszły w cholerę. Zaczął biegać po klubie wrzeszcząc głupie teksty, zaproponował mi striptiz, a gdy odmówiłem obraził się i wrócił do stolika by zapić "smutki". Gdy podszedłem do niego chcąc mu zaproponować powrót, stwierdził, że musi mi coś powiedzieć, a gdy się do niego nachyliłem, pocałował mnie! Nex będzie martwy... Opanowałem się jakoś i przerwałem pocałunek wiedząc, że chłopak by tylko żałował. Luke za to nie zamierzał się poddać. Co to to nie! Jego ręce były wszędzie! 
Stałem aktualnie przed drzwiami do jego pokoju bo zabezpieczył ja tak, że niestety nie umiałem z lekko nieprzytomnym umysłem, obejść zabezpieczenia. Niestety otworzenie drzwi z mężczyzną wtulonym we mnie nie było łatwe. 

-Zabije cię Nex -wymamrotałem po raz kolejny.

-Czemu chce pan zrobić krzywdę wujkowi? -odezwał się cichy głosik. 

-Lucyferze! -krzyknąłem podskakując lekko i obracając się. Za mną stał mały chłopczyk o ciemnych włosach i zielonych oczach. Najwyraźniej syn Rose nie potrzebuje snu o piątej rano. -Część smyku.

-Kim jesteś? I czemu trzymasz Lusia na rękach? - spytał.

Wyczuwałem od niego ogromne pokłady mocy. To było zadziwiające, by tak mała istotka miała taką aurę. Widocznie młody odziedziczył to po Lukey'u.

-Alex Black. Bo Lu doprowadził się do stanu zombie -odparłem i posłałem chłopcu lekki uśmiech -Otworzyłbyś drzwi bym mógł położyć go do łóżka?

Chłopiec przyjrzał mi się uważnie.

-To przez ciebie Lusiu płakał. -pokiwałem głową i stęknąłem, gdy wymieniony chłopak zaczął się kręcić.

Zielonooki chłopczyk podszedł do drzwi, a te natychmiast się uchyliły. Syn Rose otworzył mi drzwi i śledził wzrokiem moje poczynania. Luke chyba stwierdził, że pobawi się w koale, bo nie chciał mnie puścić.

-Aniele...-mruknąłem ciężko oddychając. Spróbowałem jedną ręką odczepić jego dłonie lecz skończyło to się tym, że straciłem równowagę i poleciałem na podłogę. Obróciłem się tak by Luke wylądował na mnie.

Usłyszałem śmiech chłopczyka.

-Jesteś tak głupi... - synek Rose podszedł do nas. -Poczekaj chwilkę...

Chłopczyk nagle upadł i w ostatnim momencie złapałem go za ręką. 

-Tak się to robi - powiedział Luke wstając i siadając na łóżku.

Moja mina była w tym momencie bezcenna. Chłopczyk za to otworzył gwałtownie oczy i nabrał łapczywie powietrza. Patrzyłem to na znowu nieprzytomnego Luke'a, to na małego chłopca.

-Nie patrz się na mnie jak na ducha. Umiem takie coś. -podniosłem się.

-Wierzę -powiedziałem przykrywając bruneta i spojrzałem na malca -Emanujesz swoją mocą, co jest fascynujące.

Minąłem go i ruszyłem do łazienki skąd wróciłem ze szklanką wody i paczką tabletek przeciwbólowych. Położyłem to wszystko na szafce nocnej Luke'a.

-Smyku nie powinieneś spać?

-A czy ty powinieneś tu być?

-Nie. Chyba nie -poprawiłem się i przygryzłem wargę. Spojrzałem ostatni raz na śpiącą postać Luke'a i po raz kolejny poczułem wyrzuty sumienia. -To ja znikam, a ty zaopiekuj się wujkiem...

-Dobrze. A umiesz czary mary?- spytał patrząc się na mnie dużymi, zielonymi oczami. -Tak jak Lusiu...Takie czary mary...

-Chodzi ci o coś podobnego do tego? -zapytałem i wyciągnąłem dłoń wokół, której zaczęły pojawiać się wesołe płomyki. 

Chłopiec szybko, energicznie pokiwał główką.

-To jak widać umiem -powiedziałem z uśmiechem.-A teraz wybacz mi, ale muszę już iść.

-Al.

-Słucham?

-Nie przedstawiłem się. Nazywam się Al. -pokiwałem głową i pomachałem mu zanim zniknąłem.

*

-Wyglądasz koszmarnie.

-Dzięki, przyjacielu. Ciebie też miło widzieć -powiedziałem ziewając i sięgając po kawę.

-Coś ty robił w nocy, że wyglądasz jakbyś miał kaca i coś cię mocno walnęło?

-Nie mam kaca. Może maleńkiego, a co do drugiego to zapoznawałem się z podłogą w pokoju Luke'a -oznajmiłem ze spokoje biorąc łyk ciepłego napoju. -A ty masz za piętnaście minut być na Olimpie. Tak tylko wspominam.

-Lucyferze! Zapomniałem -wykrzyknął i wybiegł przy wtórze mojego śmiechu.

Wróciłem wzrokiem do papierów na moich kolanach i moich osobistych notatek. Myślałem, że czytanie szczegółowych akt moich poddanych będzie nudne. Myliłem się. Ojciec zadbał o ty, by były one łatwo przyswajalne.
O dziewiątej usłyszałem wesołe głosy i nagle do mojego gabinetu wbiegła piątka młodzieży. Kira, opalona o czekoladowych oczach i kręconych kasztanowych włosach. Zaraz po Elias'ie była najstarsza. Elisa był wesołym chłopakiem o pudrowo-różowych włosach i dużych szarych oczach. Miał 17 lat i był bratem Melody. Trzynastolatki o jasnych blond włosach i ciemniejszych od brata oczach. Avis miała piętnaście lat, czarne włosy i granatowe oczy, które kontrastowały z bladą cerą. Był jeszcze rówieśnik Melody, Nico. Białe włosy i czarne oczy.

-Alex! -wrzasnęli i rzucili się na mnie. Zaowocowało to rozsypaniem papierów i przygnieceniu mnie do ziemi.

-Cześć młodzieży -wystękałem z krzywym uśmiechem -Stęskniliście się?

-Za takim irytującym, sadystą jak ty? -zapytał Elias. Wszyscy wstaliśmy z ziemi.

-Oczywiście, że tak -poparłem jego słowa -Bo oprócz tego jestem też wspaniałomyślny, inteligentny, miłosierny, sprawiedliwy...

-Bożyszcze tłumów -mruknęła Avis i wszyscy parsknęli śmiechem.

-Coś czuję, że to była obelga. A skoro tak wam się marzy moja sadystyczna część to za półgodziny trening -dzieciaki jęknęły, a ja uśmiechnąłem się szatańsko.

-Jesteś wredny -mruknął Elias.

-Tak troszku -wymruczałem, -A teraz idźcie się rozgościć i za godzinę serio widzimy się na sali. Arael!

-Tak Lexio? -zapytał, a ja uśmiechnąłem się do niego za to, że nie mówił do mnie "panie".

-Zaprowadź tą dzieciarnie do przygotowanych dla nich pokojów. I jak coś to im pomóż -powiedziałem zbierając papiery z podłogi.

*

-Uniki! Pamiętajcie o unikach! -wrzeszczałem patrząc na walkę pomiędzy Elias'em, a Kirą. Dziewczyna miała przewagę bo była cholernie zwinna i kreatywna w walce lecz Elias, kierował się instynktem, co ratowało go z wielu sytuacji. -Dobra, dajcie z siebie wszystko!

Teraz zaczęło się robić ciekawie. Dzieciaki używały nie tylko sztyletów, ale i swoich mocy. Gdy Kira ze śmiechem powaliła chłopaka, do sali wszedł ponury Colin.

-Nie przejdzie -powiedział, gdy już stał obok mnie. -Jutro będzie koniec obrad z dzisiaj, ale większość jest na NIE.

-Przewidywalne -mruknąłem i spojrzałem na dzieciaki -Dziesięć okrążeń i macie wolne. Jak się wykąpiecie i ogarniecie zabiorę was na plaże przy moim domu we Włoszech.

Odpowiedział mi wesoły pisk. Uśmiechnąłem się i spojrzałem na Colina, który machał do biegających.

-Idę jutro z tobą. Chciałem to załatwić na spokojnie, ale trzeba im chyba walnąć dowodami w twarz by się zgodzili -powiedziałem. Colin posłał mi krzywy uśmiech, który odwzajemniłem.

-Siedziałeś nad tym tylko po to. Wiedziałeś, że się nie zgodzą -pokiwałem głową -Ty szczwany sukin...

-Dzieci -przerwałem mu ze śmiechem. -A teraz rusz się, trzeba pogonić te plotkary!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz