poniedziałek, 1 lutego 2016

TOM II ROZDZIAŁ 46

LUKE +18

Obudziłem się z krzykiem. Czułem ogromny ból. Czułem że boli mnie każda kostka, a moje gardło zmieniło się w Saharę. Światło wpadające przez okno raziło niemiłosiernie. Poczułem dotyk chłodnej dłoni na mojej. Spojrzałem w tamtą stronę widząc błyszczące szczęściem oczy chłopaka, którego tak bardzo kochałem.
Zmienł się. Był bardziej podobny do ojca. Jedynie jego oczy zachowały zielono-czarny kolor.
Lekko się uśmiechnąłem. 

-Jak zawsze złamaliśmy wszelkie znane prawa -mruknął pochylając się nade mną. -Wiercisz się od godziny co mnie obudziło...

Szatyn pocałował mnie delikatnie, a jego oczy zamigotały.
Odwzajemniłem pocałunek delikatnie i czule po tak długiej przerwie. Westchnąłem cicho, gdy poczułem kolczyk w wardze szatyna. Gdy w końcu brakło nam powietrza odsunęliśmy się od siebie na kilka milimetrów.

-Tęskniłem - powiedziałem zachrypniętym głosem.

-Wiem -szepnął szatyn przytulając mnie. Po krótkiej chwili poczułem jego usta na szyi -Obiecałem ci tydzień w sypialni, ale będziemy to musieli chyba skrócić...

-Zawsze możemy założyć runy czasowe... - sapnąłem, gdy Alex ugryzł mnie w szyje, następnie robią tam malinkę. -Nie spieszy mi się jakoś do rodziny która będzie świętować moje zmartwychwstanie...

-Yhmm...-usta szatyna zaczęły schodzić niżej. Przejechał językiem po mięśniach brzucha i oparł tam głowę -Właściwie to nie zmartwychwstałeś. Nie umarłeś. Byłeś tylko na krawędzi śmierci.

-Dla nich byłem już martwy. Tylko ty i moja siostra szukaliście sposobu by mnie uratować. -chłopak posłał mi oczko i zaczął gładzić prowokacyjnie moje udo.

-Głowa do góry. Już jest dobrze. Wszyscy jesteśmy przytomni...-mówiąc to składał delikatne pocałunki na moim brzuchu.
Chłopak krążył dłońmi, pocałunkami z dala od miejsca, które właśnie najbardziej potrzebowało uwagi. Jęknąłem sfrustrowany, na chłopak zachichotał przy mojej skórze.

-Czyżbyś czegoś chciał kochany? -zapytał, lekko muskając wybałuszenie w moich bokserkach. Wydawał się oczekiwać, że będę mu dyktować co ma robić. Na moje policzki wpłynął rumieniec.

-Ja...

-Tak? -zapytał ściągając mi bokserki i sadowiąc się wygodnie między moimi udami.

-Jeśli ci nic nie powiem będziesz tak siedział? -zapytałem z niedowierzaniem. Chłopak posłał mi psotny uśmiech. I zaczął wydymać jak dziecko policzki czekając na mój ruch. -Boże...Alex weź mnie. Pierw doprowadź mnie do szaleństwa ustami, a następnie wypieprz mnie za wsze czasy...

-I co? Było trudno powiedzieć co chcesz? -zapytał i zanim odpowiedziałem chłopak liznął delikatnie główkę, a następnie zassał ją, wydobywając z moich ust głośny jęk. Odchyliłem głowę w tył i wplątałem palce w jego miękkie włosy, przy każdym jego ruchu ciągnąć delikatnie za ich końcówki. Mój oddech przyśpieszył i z każdą chwilą czułem zbliżający się finał. Myślałem, że szatyn się odsunie lecz ten tylko przyłożył się bardziej do pracy. Doszedłem w jego ustach mamrocząc coś po francusku. Ciężko dysząc spojrzałem na przełykającego szatyna. Na to jak w lubieżny sposób oblizuje obrzmiałe wargi. Przyciągnąłem go do pocałunku i poczułem jeszcze smak własnego nasienia na jego języku. Zamruczałem na to i wypchnąłem biodra bliżej niego. Alex jęknął w moje usta, gdy otarłem się o jego erekcję. Zachichotałem, na co szatyn posłał mi rozbawione spojrzenie.
Gdy wszedł we mnie, poczułem lekki ból, który z każdym następnym malał i został zastąpiony wszechogarniającą przyjemnością.

*

Leżałem na piersi Alex'a słuchając bicia jego serca. Było mi tak przyjemnie. Nie chciałem przerywać tej chwili, ale było to konieczne.

-Chodź my się wykąpać... - mruknąłem bawiąc się jego dłonią i śledząc uważnie palcami nasz wspólny tatuaż.

Alex z ociągnięciem wstał biorąc mnie na ręce i wszedł do łazienki. 
Po wspólnym prysznicu i ubraniu się zeszliśmy na dół. W salonie siedział Uriel z Siv'em, a także Evry z Nex'em i Sophie.

-Żyjemy -powiedział chłodnym tonem Alex, gdy wszyscy wbili w nas spojrzenia.

-Było was słychać -mruknął Evry.

-Usp...Tak mi przykro - odpowiedział i siadając na kanapę mocno mnie objął.

-Co cię znów ugryzło?- spytał granatowowłosy.

-Luke. -odparł z powagą.

-Nie o to mi chodziło...

Widząc dość napiętą atmosferę westchnąłem i spojrzałem na mojego Diabła.

-Przenoszę się na razie do Anglii, by pobyć trochę z chłopakami...Idziesz ze mną?

-Wpadnę do was później, muszę znaleźć pewną księgę dla Colina -oznajmił wstając i całując mnie w policzek opuścił pokój.

Zmienił się, ale nie w stosunku do mnie lecz do innych. Wstałem z miejsca i poszedłem do kuchni biorąc z niej butelkę wody. Oparłem się o blat i myślałem o Colinie. Dużo przeszedł, a ja nawet o tym nie wiedziałem. Tak samo Nex... Nie poświęciłem im w ogóle uwagi. Czuje się jakoś winny. Gdyby nie Alex Colin nadal byłby odsuwany od grupy, możliwe że z Nexusem miałbym kiepskie relacje, a Michael, Ray i Ash nadal by nie potrafili się bronić.

Moje myśli przerwał wchodzący do kuchni Uriel.

-Jak się czujesz?- spytał stając obok mnie.

-Na pewno o wiele lepiej niż wcześniej - odpowiedziałem. 

-Znalazłem parę ksiąg, które ci się przydadzą do panowania. A co do panowania...Gdzie ty masz odpowiednie ciuchy?!

-Znowu zaczynasz? W szafie tam gdzie ich miejsce.

-Ich miejsce jest na tobie Lukey - powiedział białowłosy klon Alex'a i zaczął mnie ciągnąć do pokoju.


Spojrzałem na siebie w lustrze. Ciemno zielona koszula ze srebrnymi nićmi i guzikami, czarne spodnie i do tego czarna kurtka skórzana. 
Zawsze wolałem luźne ciuchy, bluzy, Nike, a nie ciągle koszule i garnitury. Głupota ludzka.

Przeniosłem sobie trochę ciuchów do Anglii i przemyciłem od Alex'a kilka bluz i spodni dresowych. Spojrzałem na swoje włosy. Grzywka jak zawsze rozwiana w każdą stronę, parę pasemek złotych już nawet lekko przydługawych. Musiałbym odwiedzić fryzjera. 

Zszedłem po schodach na dół i gdy tylko przekroczyłem prób salonu poczułem zimny metal przy szyi. Spojrzałem na sztylet i na mojego oprawcę. Był to Ash, który wyglądał jakby widział ducha. Uśmiechnąłem się do niego.

-Luke! - chłopak natychmiast schował broń i przytulił mnie. -Dobrze cię widzieć!

-Ciebie również Ash. Gdzie reszta?

-Jeszcze w sali treningowej. Z Evrym mają jeszcze trening - odpowiedział i razem poszliśmy do wskazanego pokoju.

Nex razem z Michaelem rzucali do manekinów, a Evry walczył z Rey'em.
Gdy tylko ich wzrok skierował się ku drzwiom zaprzestali swoich czynności, Rey wykorzystując to powalił demona. Uśmiechnąłem się przypominając sobie wcześniejszą walkę, gdy Alex wszedł.

-Dobrze Rey, tak trzymaj.

-Obawiałbym się nawiedzenia ze strony Alex'a, gdybym nie wykorzystał sytuacji -zażartował chłopak. Reszta tylko się wyszczerzyła.

-To może zrobimy walkę?- spytałem na co chłopaki pokiwali nie pewnie pokiwali głowami.

Z naszego grona tylko Evry wiedział mniej więcej jak walczę. Ostatnie treningi miałem sam z Alex'em. 

-To kto chce pierwszy?

-Pokaż co ci dały treningi z Księciem Ciemności -oznajmił Evry stając naprzeciwko mnie i wyjmując dwa zakrzywione ostrza. 
Wymieniliśmy uśmiechy i zaczęliśmy się okrążać. Demon nie wiedział, że w ten o to sposób dawał mi czas na wyłapanie błędów w jego ruchach. Gdy on wykonał ruch, ja zrobiłem szybki unik wykonując przy tym cios w brzuch demona. Wykonywaliśmy szybkie ciosy i uniki. Uśmiechnąłem się, gdy na ręce demona pokazała się czerwona krew. 
Walka była długa i zacięta, już w połowie zaczęliśmy używać mocy. 
Nie spodziewając się ataku chłopaka nie udało mi się zrobić szybkiego uniku i chłopak powalił mnie na ziemie pochylając się nade mną.
Czułem ciężar Evry'ego na biodrach, gdy ten ze zwycięską miną przykładał mi ostrze do szyi. Już chciałem mu coś powiedzieć, gdy drzwi się otworzyły i stanął w nich zdziwiony Alex z czarnym plecakiem na ramieniu. Oczy chłopaka błysnęły i gdy machnął ręką odwracając się Evry poleciał na ścianę. Zderzył się z nią i wszyscy usłyszeli jego stłumiony okrzyk. Ciemna aura mojego Diabła oddaliła się, a ja wciąż wpatrywałem się niedowierzająco w miejsce, gdzie przed chwilą stał.
Wstałem szybko i spojrzałem na drzwi. Wybór... Iść za Alex'em czy zobaczyć co z Evrym?

Westchnąłem podbiegając do demona. Wszyscy już stali obok zdziwionego demona.

-Nie wiem co z nim jest... Już od rana jest wredny dla wszystkich -powiedziałem.

Wziąłem chłodną butelkę wody i podałem czarnookiemu.

-Niech zgadnę... Dla ciebie jest milusi? - powiedział Evry siadając na ławce.

Spojrzałem na niego i kiwnąłem smutno głową.

-To ma coś wspólnego z kontraktem, prawda? -demon kiwnął głową, biorąc łyk wody.

-On nie ma duszy, więc nie czuje. Odsunął emocje na bok. Ty jesteś jego partnerem i to w jakiś sposób wydobywa z niego jego stary charakter... Nie wiem za dużo jak będzie reagował na kogo. Jesteście pierwszym takim przypadkiem.

-Ehh... Czuje się zbyt wyjątkowo - mruknąłem.

Chłopaki zaśmiali się na to. Nex podszedł do mnie i objął ramieniem.

-Ale wiesz...dzięki temu życie jest ciekawsze -powiedział z uśmiechem.

-Może masz rację...Nex idziesz ze mną na Olimp, pomożesz mi w papierkach. Reszta przebiegnie dziesięć okrążeń i ma na dziś wolne... I błagam was zmieńcie jemu kolor włosów, zielony mu nie pasuje - mrugnąłem do Nex'a, na co ten się uśmiechnął.

-Wara od moich włosów -prawie wysyczał Evry.

-Oj, nie złość się -powiedział mój brat podchodząc do niego -Złość piękności szkodzi...

-A Alex na wasze młode umysły szkodzi -wymamrotał demon, ku ogólnej wesołości. 

-E tam! Przesadzasz! - zaśmiał się Rey i z rozbawionymi przyjaciółmi zaczął biegać.

-Evry spójsz na siebie, jak ty wyglądasz? Idź może do fryzjera? 

-Na ciebie to on ma najgorszy wpływ, kiedyś byłeś taki milusi i słodziusieńki - spiorunowałem go wzrokiem i strzeliłem małą błyskawicą w niego.

Chłopak krzyknął gdy piorun trafił mu prosto w tyłek. Uśmiechnąłem się i razem z Nexusem zniknęliśmy w moich granatowych płomieniach.

*

Od dwóch tygodni większość czasu spędzałem na Olimpie, przez co Alex'a widziałem tylko parę razy i za każdym razem chłopak był poirytowany. Pogorszyło się, gdy poznał Fallon'a, który uczył mnie etykiety, praw i wszystkiego co było mi potrzebne do bycia władcą. Zdarzyło nam się już kłócić o to, że przebywam tyle na Olimpie. Dzisiaj poszło o to, że Fallon uczył mnie jakiegoś tańca przez co musieliśmy się obejmować. Alex jak zawsze wpadł i gdy nas zobaczył zaczął kląć po włosku na mężczyznę po czym zniknął.
Siedziałem teraz słuchając wykładu Fallon'a lecz moje myśli wciąż wracały do zachowania Alex'a.

-Luke...Luke! -usłyszałem i spojrzałem na szarookiego -Słuchasz mnie w ogóle?

-Tak, tak..

-Wątpię -powiedział 

-Przepraszam. Możemy dziś odwołać historię? Muszę coś załatwić.

Szarooki westchnął i kiwnął głową na co podziękowałem cicho i przeniosłem się do miejsca, gdzie czułem aurę Alex'a. Szatyn siedział na końcu molo. Znajdowaliśmy się na plaży parę kilometrów od jego domu.

-Alex... 

-Co tu robisz? Pędź do swojego Fallonka.

-Nie. Przepraszam za to, że ostatnio w ogóle nie miałem czasu. I przestań się wreszcie czepiać Fallon'a. 

-Jakby cię nie obmacywał to bym się nie czepiał -odparł robiąc kilka głębokich oddechów w czasie, których cienie wokół niego opadły, a on otworzył oczy.

-On mnie nie obmacywał!

-Jasneee -odpowiedział chłopak stojąc w lekkim oddaleniu ode mnie.

-Alexxx... To był tylko taniec.

-Jego ręce były prawie na twoim tyłku -odparł z irytującym spokojem.

-Były na biodrach! Tam gdzie ich miejsce w tańcu było! - wziąłem parę wdechów i wydechów. -Przesadzasz z tą zazdrością. Nie dał bym się obmacywać nikomu. Czemu mi nie ufasz?

Szatyn westchnął odwracają się.

-To nie tak...

-A jak?!

-Zatracam się -wyszeptał wpatrując się w horyzont. -Tracę kontrole choć wcale tego nie chcę. Irytuje mnie wszystko. Ranie wszystkich tym, że nie umiem podejść do czegoś z większym zapałem. Z uczuciem...-posłał mi prawie smutne spojrzenie -O wrzeszczałem Sophie za to, że ciągle się pytała kiedy wrócisz do domu...

-Przeprosiłeś ją?

-Tak, ale to bez sensu kiedy w ogóle nie czuję się źle. -powiedział i zrobił krok w tył, gdy chciałem podejść.

-Czemu uciekasz ode mnie? 

-Ja...Nie chcę cię skrzywdzić...

-Krzywdzisz mnie nie dopuszczając do siebie.

-Możliwe... Przepraszam -mruknął i skrzywił się -Luke. Chcę wziąć Colina i wyjechać na trochę...

-Beze mnie? - spojrzałem na niego.

Widziałem pustkę w jego oczach. Z każdą chwilą oddalaliśmy się od siebie.

-Jesteś potrzebny tutaj. Chłopaki cię potrzebują, Olimp cie potrzebuje...

-Ale ty nie -powiedziałem ze łzami w oczach. Chłopak spiął się lekko i podszedł bliżej mnie.

-Kocham cię. To się nie zmieni, zawsze będziesz tylko ty. Ale ja nie mogę tu być i każdego dnia ranić was tym, że nic nie czuję. A Colin mimo, że się stara wciąż nie potrafi do końca zaufać chłopakom i tobie...-tłumaczył trzymając moją twarz tak bym patrzył mu w oczy. -Nie wiem kiedy wrócę. Nie wiem czy w ogóle wrócę. Dlatego pamiętaj o jednym. Zawsze będę cię kochać Aniołku...

-Alex... -zaciąłem się, a po moich policzkach spływały łzy. Szatyn pochylił się i złożył na moich ustach pocałunek.  Zawarł w nim wszystko. Zamknąłem oczy, wiedząc, że jak je otworze go nie będzie zniknie.
Gdy się odsunął moim ciałem wstrząsnął szloch. Otworzyłem oczy i tak jak myślałem, nie było go. Zniknął.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz